15. ALKOHOL TO ZGUBA…

 

15. ALKOHOL TO ZGUBA…

 

A/. Alkohol, mewy i rakiety.

Onego czasu byłem zaokrętowany jako 1. oficer, a co się działo – pokrótce Wam opowiem:

W Wigilię Bożego Narodzenia tego roku wypłynęliśmy w rejs z Gdańska z siarką, do portu Nea Kavala w Grecji (leży na wschód od Salonik). Był to rejs pełen niespodzianek.
Kolacja wigilijna na statku była zaraz po wyjściu z Gdańska. Kpt. R. Nawrocki rozrzutnym nie był i kolacja była skromna, a zresztą w morzu tylko człowiek nieodpowiedzialny stawiałby alkohol załodze, która wkrótce stanie na mostku i będzie czuwać nad bezpieczeństwem statku i załogi, gdy pozostali będą się czuć bezpiecznie w kabinach.

 

Do sylwestra przepłynęliśmy Bałtyk, M. Północne i prawie cały Kanał La Manche. Koło Ushant, przed wyjściem na Atlantyk – znów mała uroczystość sylwestrowa.
Była mgła. Od zachodu, z otwartego Atlantyku szła fala, która rozbijając się o dziób statku – otaczała go fontannami bryzgów. Wiatru silnego nie było.
Do kolacji kapitan wydał dosłownie po kieliszku wódki. Takie wspólne kolacje na morzu, czy to w Wigilię, czy w sylwestra nie są przyjemne, ja ich nie lubiłem. Po kolacji niektórzy załoganci rozweselali się dalej w kabinach prywatnie piwem i innymi trunkami zabranymi na tę okazję z kraju.
Trzeci oficer pełniący wachtę w godzinach 20-24, pewnie za dużo wypił.
We mgle światła pozycyjne statku: 2 masztowe białe, z lewej burty czerwone i z prawej burty zielone, a także białe rufowe, dają tzw. wąsy, smugi we mgle. Gdy statek kołysze się na fali te smugi się poruszają. A jeśli mewy latają w tym świetle, to są to jasne, też poruszające się smugi.
Tenże III-oficer widząc to wszystko, kilka razy biegał zdenerwowany do kapitana i meldował mu:
“PANIE KAPITANIE! OTOCZYŁY NAS OKRĘTY PODWODNE I STRZELAJĄ DO NAS RAKIETY!”.
Dla bezpieczeństwa statku został z wachty zdjęty i następnego dnia został ukarany, choć to była kara symboliczna, noworoczna.
Tłumaczył się, że zaszkodził mu właśnie ten 1 kieliszek, którym kapitan go poczęstował, czyli winien był kapitan.

Pęknięte ogniwo kotwicy na redzie Tampy, USA

Mieliśmy szczęście – po wybraniu kotwicy na redzie Tampy, USA, okazało się, że jedno ogniwo jest pęknięte – to cud, że kotwica nie urwała się…. Fot. Władysław Chmielewski

 

********************************************

 

(Niedawno przeczytałem na portalu ….. wywiad z kapitanem, który szkołę morską ukończył 1 rok przede mną. Tenże kapitan, przecież niewiele starszy ode mnie,  opowiadał redaktorowi, jak to w TOTALITARYZMIE PRL-owskim załogom na statkach ZABRANIANO obchodzić Wigilijne święto, śpiewać kolędy… a nawet KAPITANOWIE PO CICHU CHODZILI PO KORYTARZACH STATKU, PODSŁUCHIWALI KTO I W KTÓREJ KABINIE ŚPIEWA KOLĘDY I POTEM „WYCIĄGALI KONSEKWENCJE” !
Proszę spojrzeć na rok wydarzeń, które opisuję = 1968 !
Gdzie tu kto komu zabraniał świętować, ale z rozsądkiem.
Tamte wypowiedzi owego kpt. A.O. i redaktora są szyte tak grubymi nićmi, że trudno to zrozumieć. Ale w PRLu wszystko musi być czarne!!!)

 

********************************************

 

B/. Jeszcze o skutkach picia alkoholu.

 

„Kopalnia Szombierki” – 1980/81 r.  DWT = 16 728 t.  L = 159 m.

 

Onego czasu byłem zaokrętowany jako kapitan, a co się działo – pokrótce Wam opowiem:

W czasie 4,5 miesięcy (październik – luty) na tym nowiutkim statku 3 rejsy. Dwa ze Szczecina do Francji po pszenicę i powrót do Szczecina. W pierwszym rejsie ładowaliśmy w porcie La Pallice, w drugim – w Bordeaux, oba nad Zatoką Biskajską.
Po wyjściu z La Pallice wieczorem, następnego dnia od rana wszyscy szukają ochmistrza, nigdzie go nie ma.
Zrobiłem ALARM SZALUPOWY, na który cała załoga musi stawić się na wyznaczone rozkładem alarmowym miejsca. A ochmistrza nie ma.
Obawiałem się, czy w nocy nie wypadł za burtę.
A on bardzo kochał alkohol, mocny i dużo. W końcu został odnaleziony (ochmistrz) w jednej wolnej kabinie, zupełnie pijany, a obok łóżka stała skrzynka koniaku. Koniak zabrałem ale to niewiele pomogło, nadal pił; widocznie miał gdzieś alkohol ukryty, a jak się potem dowiedziałem, poprzedni kapitan te i inne sprawy tolerował – o czym dalej.
Po kilku dniach zimowej, sztormowej żeglugi byliśmy na Bałtyku.
Po nieprzespanej nocy – jesienna pogoda i przejście bez pilota od Skagen na Bałtyk – rano widzę, że ochmistrz ma lewe ucho przecięte na pół, opuchnięte i fioletowe jak 2 śliwki węgierki bardzo już dojrzałe.
Na moje pytanie, co mu się przytrafiło odpowiada, że w czasie kąpieli pośliznął się na mydle i uderzył głową o kaloryfer. Był nadal nietrzeźwy. Ponieważ statek musiał czekać na wejście do portu stojąc na redzie Świnoujścia, odesłałem go pilotówką do lekarza. Poleciłem Biuru Portowemu PŻM w Świnoujściu skierować go na badanie krwi, ale pracownicy biura powiedzieli, że tego zrobić nie mogą – bo on się nie zgadza.
Po tych kilku miesiącach zostałem bez pardonu wyokrętowany, gdyż Gł. Nawigator zaokrętował ponownie kapitana, który był przede mną. Tenże kpt. nawet zatelefonował do mnie do domu grożąc mi (ma chody!!!) za to, że śmiałem opisać wydarzenie z pijakiem ochmistrzem i innym bałaganem, który musiałem uporządkować. Widziałem go kilka lat później ledwo chodzącego – po wylewie krwi do mózgu. A kapitan = główny nawigator, bardzo zresztą sympatyczny – też już dawno nie żyje, szkoda go.
Taak … różnie to w życiu bywa…
Nie mów hoop, póki nie przeskoczysz.

 

 

 

Autor tekstu i zdjęć: kpt. Władysław Chmielewski