27. 44 dni na kotwicy na Tamizie; problemy z żeglugą po rzece tak dużym statkiem

 

27. 44 dni na kotwicy na Tamizie; problemy z żeglugą po rzece tak dużym statkiem

[38]- „Generał Prądzyński” – 1981 r.;  DWT = 37 800 t.  L = 201 m.

 

Onego czasu byłem zaokrętowany jako kapitan, a co się działo – pokrótce Wam opowiem:

W Kanadzie, w Quebecku załadowaliśmy pszenicę z przeznaczeniem do Londynu.
Ponieważ w drodze przez Atlantyk do Kanady bolał mnie ząb, wraz z kimś jeszcze z załogi poszedłem do dentysty. Ten przeczyścił kanał zęba, wcisnął tam jakieś lekarstwo i zaplombował. Zaraz po wyjściu z portu ząb zaczął mnie cholernie boleć, lekarz z MedicalRadio zalecił antybiotyk i udanie się w najbliższym porcie do dentysty. Ponieważ byłem uczulony na ten antybiotyk, ręce mi popuchły, skóra schodziła z palców, a zęba nie mogłem dotknąć!!!

 

*

Na redzie Londynu, na kotwicowisku, na wschód od Lt.v. Sunk, rzuciłem kotwicę o godz. 02.00.
O godz. 11.00 z redy popłynąłem motorówką do dentysty, do Harwich. Akurat w tym czasie zdecydowali, że statek powinien popłynąć na kotwicowisko na rzece koło Southend. Wyraziłem zgodę, aby wykonał to I-oficer.
Ja z przyjemnością pozbyłem się zęba, choć dentysta znów (tak jak ten w Kanadzie) spieprzył robotę, zostawił kawałek zęba w kości i dopiero po wyokrętowaniu na urlop, w szpitalu w Szczecinie, po dwukrotnej operacji (też za pierwszym razem zrobionej byle jak przez pana docenta w obecności studentów) pozbyłem się ropnych zapaleń i bólu.

*

W Londynie mieliśmy pecha. Dosłownie kilka godzin przed nami przypłynął inny statek (“Eagle Glory”) i wszedł do portu, a my stanęliśmy na rzece, na kotwicy, oczekując zakończenia jego wyładunku.
Nie ma w Anglii innego nabrzeża z elewatorem dla statku z tak dużym zanurzeniem.
Gdy tamten statek już miał kończyć wyładunek, robotnicy (dokerzy) zastrajkowali! Czekaliśmy, aż strajk się zakończy. Sprawa oparła się o sąd, który miał orzec czy dokerzy mają rację. Statek-konkurent stojący przy kei odcumował i popłynął z 6.000 ton ładunku do innego portu.

My staliśmy 44 dni na rzece, na kotwicy, a PŻM łaskawie zgodził się w tym czasie, aż 2 razy przewieźć załogę na ląd.
Był lipiec, pełno żaglówek. Żal było tak siedzieć bez wyjścia na brzeg. W telewizji był ślub Karola i Diany. (Ostatnio, po 15 latach był rozwód, a w 1997 r. śmierć Diany w wypadku samochodowym, we Francji). Dn. 4.7.81 r. był finał Wimbledonu: McEnroe 3:1 z Borgiem. Dn. 7.7.81 r. mamy nowego prymasa – Józef Glemp.
Dn. 13.7.81 r. z powodu choroby odsyłam do kraju (“Inowrocławiem”) II-mechanika i motorzystę.
Dn. 14.7.81r. – IX Zjazd PZPR, 21-szy dzień na kotwicy bez połączenia z lądem. Na statku brak od kilku dni warzyw, kończą się jajka i masło, brakuje wody.
28.7.81 r. – III-mechanik obciął sobie koniec palca w czasie pracy; jedzie z nim II-oficer do szpitala, wracają następnego dnia. Od 1.7.81 r. w PŻM wprowadzono nowy sposób naliczania dni wolnych.
I tak to minęło nam 1,5 miesiąca radosnych, letnich dni.

***

W dniu cumowania, 7.8.81 r. o godz. 00.40, gdy lał ulewny deszcz, przybył pilot. Ale miał słaby wzrok, deszcz zalał mu okulary, stracił orientację na rzece po wybraniu kotwicy o godz. 03.00 i pyta mnie, gdzie tu stoją jakie pławki.
Te nerwy mogą człowieka wykończyć – statek długi 200 metrów, zanurzenie chyba 12 metrów, waga statku i ładunku łącznie około 50 000 ton. Kręta rzeka, nie ma miejsca na kręcenie się, nie ma mowy o pomyłce – a tu pilot traci orientację w terenie i pyta kapitana „gdzie my jesteśmy!!!” 
Następnym problemem była szybkość statku. Musieliśmy płynąć jak najszybciej, aby z przypływem (duży wzrost poziomu wody) dotrzeć do nabrzeża. A z powodu małej głębokości (mało wody pod dnem statku) szybkość też była mała. Już miałem obawy czy po drodze nie osiądziemy na dnie rzeki. Jest ciemna noc, deszcz, płyną także inne statki. W końcu rano dopłynęliśmy do elewatora i stanęliśmy przy nabrzeżu Tilbury.
UUuuFFFfff jak przyjemnie……… 
W czasie wyładunku zorganizowaliśmy wycieczkę autokarem po Londynie. Było zwiedzanie Tower Bridge i Tower of London, muzeum w Greenwich, miasta, figur woskowych u Madam Tussote, “Cutty Sark”, “Gipsy Mouth” Chichestera.

 

 

 

 

Autor tekstu i zdjęć: kpt. Władysław Chmielewski