28. Z nożem do Białego Domu w Waszyngtonie!

 

28. Z nożem do Białego Domu w Waszyngtonie!

[38]– „Generał Prądzyński” – 1981/82 r.   DWT = 37 800 t.  L = 201 m.

 

Onego czasu byłem zaokrętowany jako kapitan, a co się działo – pokrótce Wam opowiem:

Po przepłynięciu Atlantyku, z braku miejsca przy elewatorze w Baltimore, stoimy 22-26.10.81 r. na kotwicowisku koło Annapolis i Baltimore. Potem załadunek trwa 26-30.10.81 r., mamy więc dużo czasu na zwiedzanie miasta, choć z portu jest daleko.
Dn. 30.10.81 r. w godz. 09-15 robimy autokarową wycieczkę (250$ za autokar) do Waszyngtonu. W dniu, gdy można zwiedzać Biały Dom, już od rana jest przed wejściem długa kolejka chętnych do zwiedzania. Wszystkiego pilnuje policja sprawdzając, czy ktoś nie wnosi jakiejś broni. Staliśmy, jak wszyscy, w kolejce.
Tuż przed wejściem zajrzałem do swojej torebki i zobaczyłem, że mam tam NÓŻ! Zupełnie o nim zapomniałem, a jak to na wycieczce, nóż jest potrzebny do owoców. Wyrzucić go nie mogłem, gdyż wokół było dużo ludzi i policji.

Kpt. Chmielewski w Białym Domu po rejsie przez Atlantyk w 1981

 

Gdy doszedłem do kontroli aparat od razu zabrzęczał – znak, że mam jakiś metal. Policjanci wzięli mnie na bok, obserwując czujnym okiem. Pokazałem im ten biedny nożyk do owoców. Pytają dlaczego go mam jeśli wiem, że żadnej broni wnosić nie wolno?
Tłumaczę, że to przecież nie broń, że o nim zapomniałem i przecież go nie schowałem. Powiedzieli, że albo nie wejdę albo oddam im nóż na zawsze. Spisali protokół i tym sposobem jestem tam wpisany pewnie jako niedoszły terrorysta, a polski nożyk leży jako broń zagrażająca Białemu Domowi w USA.
Po powrocie autokarem do Baltimore, na statek, szykujemy się do wyjścia w morze.

Po wypłynięciu (do portu Constanza w Rumunii) na Ocean załoga płucze pokład; jest duża oceaniczna fala, która pięknie przechyla statek i, idąc zza lewego  trawersu – wpada na pokład. Jedna taka fala podcina nogi jednemu z marynarzy trzymającemu wąż i płuczącemu pokład, stojącemu jak osioł tyłem do burty, do wpadających na pokład fal. Ten wypuszcza wąż, a ten z kolei siłą odrzutu uderza marynarza metalową końcówką w nos!!!!

No i mam problem – czy marynarz przypadkiem nie doznał wstrząsu mózgu? Płynąć na Atlantyk czy jakoś wezwać lekarza?
Łączę się przez MedicalRadio z lekarzem w Szczecinie, ten mówi: „wykluczyć nie można, ale raczej nie”. Więc „na odpowiedzialność kapitana” ruszamy na szerokie wody oceanu. Skończyło się OK.

***

A później ……. po wypłynięciu z Rumunii …. był w Polsce stan wojenny; …. w Brazylii w/w marynarz + 6 innych załogantów + 3 żony ….. zeszli ze statku i poprosili o azyl…. „bo oni boją się komuny”. O tym piszę już w innym miejscu.

 

 

 

 

Autor tekstu i zdjęć: kpt. Władysław Chmielewski