71. Dwa sztormy i awarie.
[44]– „Powstaniec Warszawski” – 1985/86 r. DWT = 33 460 t. L = 198 m.
Onego czasu byłem zaokrętowany jako kapitan, a co się działo – pokrótce Wam opowiem:
Po wyładunku na Missisipi owsa przywiezionego ze Szwecji, płyniemy na Kubę. Na Zatoce Meksykańskiej omijamy huragan tropikalny „Kate”, myjemy ładownie i wchodzimy na redę Cienfuegos, gdzie stoimy 26 dni!
Wigilię mamy bardzo urozmaiconą. O godz. 18.00 kończymy załadunek (załadowaliśmy 27.835 ton cukru). Ładunek sypano luzem do ładowni. Na statku unosił się bardzo przyjemny, miodowy zapach. Dobrze, że nie było pszczół albo os. Załoga czeka na manewry, gdyż mamy odejść od kei na kotwicę. Robi się ciemno, mówią nam, że nie ma holowników, no to świętujemy. Następnego dnia, 25/12.00 odcumowujemy, 14.00 zdajemy pilota i … znów przez zimowy, sztormowy Atlantyk do Gdyni. Wreszcie w morzu oczyściliśmy statek z wszelkiego smrodu i zarazków. Jest to zawsze bardzo przyjemny moment na statku, gdy zmywa się z niego nieczystości i smród lądowy, i pozostaje przyjemny zapach morza.
*
Na Atlantyku przez wiele dni mieliśmy sztormową pogodę. Olbrzymie fale z północnego-zachodu zapędziły nas aż pod Biskaj, blisko północnych brzegów Portugalii.
Tu znów była tak gęsta mgła, że nie było widać dziobu statku z mostku, ze 150 metrów. W tej mgle, jak zwykle, nadawaliśmy sygnały syreną statkową. Z przeciwka płynął statek, i to tak niebezpiecznie, że mogliśmy się zderzyć, a to on powinien zgodnie z przepisami ustąpić nam z drogi, gdyż był z naszej lewej burty. W pewnej chwili syrena się zepsuła.
Poleciłem II-oficerowi nadawać sygnały awaryjnie, ciągnąc za linkę syreny. Nie mógł uciągnąć, coś się zacięło. Zaczęliśmy ciągnąć we dwóch i oczywiście urwaliśmy tę linkę, a syrena jak na złość zaczęła trąbić bez przerwy i nie chciała się wyłączyć! A statek płynął dalej w naszym kierunku. Dałem sterem prawo na burtę i zawróciłem tak, że statek przepłynął za naszą rufą. Syrenę wyłączyli mechanicy w maszynowni i naprawili. Takie to przyjemności.
W Gdyni zacumowaliśmy 14.01.1986 r. W trakcie wyładunku, po uzgodnieniu z Gł. Nawigatorem, pojechałem na dni wolne do Szczecina. W tym czasie statek musiał przy tym samym nabrzeżu zmienić miejsce postoju i kapitanat portu wymusił na Biurze Portowym wzięcie 2 pilotów, „gdyż nie było kapitana na statku”.
Dn. 25.1.86 r. wyokrętowałem z tego statku. W lutym otrzymałem obciążenie na 14,5 tysiąca zł. za nieobecność na przeholowaniu. Napisałem odwołanie do dyr. Trampingu Oceanicznego (Janusz Lembas), który cofnął obciążenie a udzielił mi karę upomnienia! Teraz odwołałem się do dyrektora naczelnego i upomnienie zostało anulowane.
…………………………………………………..
[46]– „Walka Młodych” – 1986/87 r. DWT = 33 485 t. L = 198 m.
Onego czasu byłem zaokrętowany jako kapitan, a co się działo – pokrótce Wam opowiem:
Teraz wieziemy węgiel do Niemiec – Brunsbutel/Elbe Port. W czasie cumowania do nabrzeża w Elbe Port 25/26.8.86 r. w czasie 22.30-00.30 nie dość, że jest silny wiatr to i cholernie silny prąd wychodzący, który – pomimo pracy 3 holowników – tak odrzuca statek od nabrzeża, że 3 liny zostają wyrwane ze statku! Cumujemy jednak bez uszkodzeń, choć trwa to trochę dłużej. Po wyładunku, wypływamy w morze 28.8.86 r. i znów jest tak silny wiatr, że nie można zdać pilota koło lat. „Elbe-1” i zdajemy go dopiero koło redy Emden, 6 godzin dalej. Proponowałem pilotowi, aby zszedł na pilotówkę wcześniej, gdzie jeszcze była mniejsza fala, a ja sam popłynę dalej, przecież to nic trudnego – ale „ordnung must sein”, pilot ma prowadzić statek do „Elbe-1” i wcześniej nie zejdzie.
Natomiast, gdy wypływałem np. „Uniwersytetem” (DWT=52 000 t.) ze Świnoujścia, pilot ma obowiązek doprowadzić statek do pławy dość daleko (chyba „N”) – a aż tupie nogami, aby uciec ze statku zaraz po wyjściu za falochron.
Autor tekstu i zdjęć: kpt. Władysław Chmielewski