Taki wynik buduje historię żeglarstwa. Załoga trimarana „Banque Populaire V”, ustanowiła rekord, wynoszący 45 dni, 13 godzin, 42 minuty i 53 sekundy. 14-osobowa ekipa żeglowała przez półtora miesiąca ze średnią prędkością 26,5 węzła pokonując dziennie średnio 630 Mm.
Photo: Benoit Stichelbaut/BPCE oraz BPCE
Rejs zaczął się bardzo korzystnie dla załogi, gnali jak na rollercasterze, ponad 700 mil na dobę. Piątego dnia jacht przekraczał równik bijąc dotychczasowy rekord „Groupamy”. Żeglowali bardzo efektywnie nie oglądając się za siebie. Bardzo zbliżyli się do brzegów Brazylii, a następnie zjechali wraz z niżem na południowy Atlantyk pomiędzy Ameryką a Afryką. Tutaj żeglowali w pięćdziesiątkach, bardzo nisko, ale wieźli się z niżami w kierunku Przylądka Dobrej Nadziei. Na przylądku zameldowali się jedenastego dnia rejsu bijąc kolejny rekord, a kibice zacierali już ręce, bo zapowiadał się fantastyczny rezultat.
Na kursie Indyjski
Przez Ocean Indyjski jacht przeleciał jak burza i był to właściwie odcinek bez historii, ponieważ nic nie przeszkadzało w realizacji doskonale nakreślonego planu. Na trawers Przylądka Leuuwin, leżącego na południowo-zachodnim cyplu Australii jacht dopłynął w 17 dniu rejsu, taki wynik działał na wyobraźnię. Kiedy jacht wpływał na Pacyfik, wydawało się, że rekord „Groupamy” zostanie pobity nawet o tydzień. Trawers Nowej Zelandii załoga mijała po trzech tygodniach żeglugi, zapowiadał się niesamowity wręcz wynik. Potem nadeszła jednak nieoczekiwana zmiana.
Photo: Benoit Stichelbaut/BPCE oraz BPCE
Pacyfik i dalej
Na Oceanie Spokojnym jacht niemal stanął w miejscu, co w praktyce oznaczało przeloty w granicach 250 mil morskich. Zabrakło wiatru, załoga poszukiwała niżów, a na szerokości 40 i 50 wiało jak na lekarstwo. Jacht kluczył, szukał, bezskutecznie… Czas płynął, a jacht nie. Stracili dużo w tym miejscu, z ponad 2,5 tysiąca mil przewaga stopniała do siedmiuset, co oznaczało 1 dzień w normalnych warunkach wiatrowych. Przylądek Horn przeszli tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, fortuna uśmiechnęła się do nich znów na Atlantyku. Trafili na doskonały układ niżów, dzięki temu żeglowali prosto na północ, co nie udało się jeszcze nikomu w poprzednich 22 próbach. Przemknęli jak na szynach, aż sami byli zdziwieni. Po 32 dniach rejsu ponownie przekraczali równik. I znowu kłopoty z wiatrem. Na Atlantyku w pobliżu Azorów rozlokował się wyż tak rozległy i mało dynamiczny, że jedynym sposobem na dotarcie do mety było znaczne nałożenie dystansu. Prognozy nie były pomyślne, wyż stacjonarny to najgorsze, co mogło się zdarzyć tej załodze. Nie było rady, musieli skierować się na północny zachód i dotarli aż na południk przecinający Nową Funlandię. Tak daleko na zachód w drodze do Francji nie żeglował jeszcze żaden z uczestników tej rywalizacji, na mapie wyglądało to wręcz absurdalnie. Wyboru jednak nie było, trzeba było nadkładać drogi i obejść niekorzystny układ baryczny w poszukiwaniu wiatru. Przewidywano bowiem, że wyż na wschód będzie przesuwał się bardzo wolno niwecząc pomysł na żeglugę na jego obrzeżach. Peyron, po konsultacji z routierem, zdecydował się na pokerową zagrywkę; ucieka na zachód by nadkładając bardzo dystansu nie dać się złapać w pułapkę bezwietrznej pogody. Na oceanie pożeglowali nie na północ, a na północny zachód, znajdując się o ponad 1100 Mm na zachód od hipotetycznego konkurenta. Jak bardzo była to ryzykowna kalkulacja świadczy fakt, że schodząc na zachód zaszli na wysokość Nowej Funlandii, oddalając się od afrykańskich brzegów na ponad 2200 mil. Kiedy wreszcie mogli skręcić na Brest, okazało się, że wyż nie odpuszcza, co wymagało kolejnego zwrotu i płynięcia na północ. Tak bardzo zapędzili się w żegludze na północ, że wysokość mety przekroczyli aż o 250 mil, co spowodowało konieczność szybkiego spadania z wiatrem w końcowej fazie rejsu.
Photo: Benoit Stichelbaut/BPCE oraz BPCE
Finisz
Końcówka była emocjonująca, jacht spadał z północnego zachodu w kierunku mety, pędził z prędkością 33 węzłów, a załoga męczyła się strasznie czując już atmosferę wielkiej fety. Kiedy wpływali na metę, stopery pokazywały 45 dni, 13 godzin, 42 minuty i 53 sekundy, rekord został pobity o ponad 2 dni. Zadanie zostało wykonane, teraz przyszedł czas na święto. Kiedy jacht wpływał rano do Brestu, na kei czekało już kilka tysięcy kibiców, rodziny, znajomi, oficjele. Wynik jest niewiarygodny, w tym czasie jacht przepłynął 29002 mile, a każdego dnia przybywało kolejnych 630 Mm. Jacht wyglądał na niespracowany szczególnie, rejs wokół świata nie odcisnął szczególnego piętna na nowej konstrukcji, wszystko działało, nic nie wymagało pilnych napraw.
Photo: Benoit Stichelbaut/BPCE oraz BPCE
Co dalej?
Na razie nie widać jachtu zdolnego do pokonania tego dystansu w czasie krótszym niż półtora miesiąca. Wynik jest wyśrubowany, widać, że ma niewielkie rezerwy. Otwartym pozostaje pytanie czy poprawi go któryś z istniejących jachtów, czy trzeba będzie poczekać na ich kolejną generację. Na Jules Verne Trophy ochotę ma kilku zawodników, ale poważną barierą jest brak jachtu, który zdolny byłby do sprostania takiemu wyzwaniu. Najbliższe tygodnie przyniosą jednak zapewne odpowiedź, czy znajdzie się kolejny śmiałek zdolny po podjęcia rzuconej rękawicy.
Photo: Benoit Stichelbaut/BPCE oraz BPCE
Jules Verne Trophy
Idea rywalizacji żeglarskiej polegającej na jak najszybszym okrążeniu świata pod żaglami, zaproponowana przez francuskiego żeglarza, Yvesa Le Corneca w 1985 roku. W tamtym czasie nawiązanie do postaci Phileasa Fogga było całkiem zasadne, ponieważ ówczesny rozwój żeglarstwa dawał nadzieję na przełamanie bariery 80 dni w żegludze wokółziemskiej. Oryginał nagrody stanowi część zbiorów paryskiego Muzeum Morskiego, nazwiska skippera jest grawerowane na ozdobnej podstawie, a każdy kolejny skipper, który ustanowi rekord, otrzymuje podczas specjalnej uroczystości replikę nagrody.
Jak dotąd podjęto 23 próby ustanowienia rekordu, z czego zaledwie 8 zakończono powodzeniem. W rywalizacji dominują żeglarze z Francji, oni kierowali trzynastoma (na 15) nieudanych prób, on także aż siedmiokrotnie sięgali po trofeum. W czasie 19 lat istnienia rywalizacji rekord poprawiono o 34 dni, o ponad miesiąc, a więc o 44%. Kiedy rywalizacja startowała, okrążenie świata pod żaglami w czasie 50 dni uznawano za barierę niemożliwą do pokonania, dziś już dwukrotnie żeglowano w czasie krótszym.
Historia rywalizacji Jules Verne Trophy:
1. 1993 Bruno Peyron/ „Commodore Explorer” 79 dni, 6 godzin, 15 minut i 56 sekund
Pierwsza próba, podjęta w czasach, kiedy jeszcze nie wiadomo było czy w ogóle taki rejs zakończy się powodzeniem. Zaledwie 5-osobowa załoga walczyła dzielnie z oceanem i usterkami jachtu. Później „Commodore Explorer” pływał pod nazwą „Warta-Polpharma” i w regatach The Race świat opłynął w 100 dni dopływając do mety już po oficjalnym zamknięciu linii mety.
Bruno PeyronPhoto: Gilles Martin-Raget
“Commodore Explorer” Photo: Gilles Martin-Raget2. 1994 Peter Blake i Robin Knox-Johnston/ „Enza New Zealand” 74 dni, 22 godziny, 17 minut i 22 sekundy
Międzynarodowa załoga, dwóch równorzędnych skipperów i doskonały wynik ustanowiony w drugim podejściu. Pierwsza próba, podjęta rok wcześniej, zakończyła się w Kapsztadzie, za drugim razem wszystko szło jak należy. Za ten rejs obydwaj skipperzy otrzymali z rąk królowej Elżbiety II tytuły szlacheckie. W regatach The Race po radykalnej przebudowie polegającej na wydłużeniu kadłubów, płynął pod nazwą „Team Legato”, ale nie odegrał już żadnej roli. Jacht żegluje do dzisiaj, ostatnio pod nazwą „Spirit of Antiqua” wożąc turystów po Karaibach.
Peter Blake Photo: Marek Słodownik “Enza New Zealand” Photo: Team Enza New Zealand3. 1997 Olivier de Kersauson/ „Sport Elec” 71 dni, 14 godzin, 22 minuty i 8 sekund
Kersauson już dwukrotnie przymierzał się do okrążenia świata na tym samym jachcie choć pod różnymi nazwami. Tym razem jego „Sport Elec” walczył z pogodą, a załoga do mety dotarła dopiero na początku marca walcząc po drodze z huraganowymi wiatrami. Aby skrócić dystans na Pacyfiku zeszła nawet w sześćdziesiątki. Przez kilka lat jacht stał bezczynnie w Breście aby następnie odrodzić się jako IDEC, na którym Francis Joyon w 2004 roku opłynął świat w rekordowo szybkim czasie, ale samotnie.
“Sport Elec” Photo: Thierry Martinez4. 2002 Bruno Peyron/ „Orange” 64 dni, 8 godzin, 37 minut i 24 sekundy
Bruno Peyron nie miał jachtu, a rywalizował z Olivierem de Kersasonem o trofeum. Pożyczył katamaran „Innovation Explorer” od brata Loicka i pierwsza próba opłynięcia świata zakończyła się już po 35 minutach odpadnięciem kawałka topu masztu. Zawrócił, naprawił jacht, wystartował ponownie i opłynął świat bez większych problemów trafiając szczęśliwie na dobrą pogodę. Jacht dla którego było to już drugie okrążenie świata, spisywał się nie najlepiej, ale do mety dopłynął w całości. Była to próba rywalizacji Jules Verne Trophy podjęta na jachcie nowej generacji, zbudowanym z Myśla o udziale w regatach The Race.
Orange jako Kingfisher Photo: Thierry Martinez/ Team Kingfisher5. 2004 Olivier de Kersauson/ „Geronimo” 63 dni, 13 godzin, 59 minut i 46 sekund
Olivier de Kersauson zbudował wielki trimaran „Geronimo”, który miał stać się wehikułem do bicia wszystkich najważniejszych rekordów. Uporał się z tym wyzwaniem, ale radość miał połowiczną, ponieważ szybciej o 5 dni w tym samym roku pożeglował Steve Fossett na katamaranie „Playstation”. Wynik Amerykanina nie został jednak uznany, ponieważ nie wpłacił on niezbędnego wpisowego. Późniejsza kariera trimarana nie była już tak jasna, jacht bił rekordy, ale raczej niższej rangi, na przykład w rejsie wokół Australii. Na skuteczne rywalizowanie z katamaranami był zbyt ciężki.
Olivier de Kersauson
“Geronimo”
6. 2005 Bruno Peyron/ „Orange II” 50 dni, 16 godzin, 20 minut i 4 sekundy
Na zbudowanym od podstaw katamaranie, dłuższym o 10 stóp od poprzedniego „Orange”, Bruno Peyron popłynął po rekord i dokonał rzeczy prawie niemożliwej. Rekord pobił aż o 13 dni, co było przypadkiem bez precedensu i wytyczało zupełnie nowe horyzonty rywalizacji. Niejako po drodze uzyskano także rekordowy rezultat żeglugi dobowej z wynikiem 706 Mm przełamując kolejną barierę. Dobrze przygotowany i wyposażony jacht nie sprawiał niespodzianek, załoga niemal nudziła się na pokładzie. Była to szósta próba słynnego francuskiego skippera, trzecia zakończona powodzeniem. Po tym rejsie trofeum znajdowało się w rękach Bruno aż pięć lat.
“Orange II” Photo: Gilles Martin-Raget7. 2010 Franck Cammas/ „Groupama 3” 48 dni, 7 godzin, 44 minuty i 52 sekundy
Nowa postać w tym towarzystwie, Franck Cammas, żeglował na trimaranie „Groupama 3”, 101—stopowym jachcie nowej generacji. Doskonale przygotowany jacht nie sprostał w poprzednich dwóch próbach, po wywrotce nieopodal Nowej Zelandii i awarii na południowym Atlantyku. W trzecim podejściu załoga żeglowała niemal bezbłędnie, a warunki, wyjątkowo sprzyjające, dodały swoje dzięki czemu uzyskano po raz pierwszy wynik poniżej 50 dni.
Franck Cammas Photo: Gilles Martin-Raget Groupama 3 Photo: Yvan Zedda – Team Groupama8. 2012 Loick Peyron/ „Banque Populaire V” 45 dni, 13 godzin, 42 minuty i 53 sekundy
Najnowszy rekord, z którym trzeba dopiero się oswoić. Świetnie przygotowany jacht, największy (131-stopowy) spośród dotychczas startujących, świetny skipper, jeden z najbardziej doświadczonych specjalistów od wielokadłubowców, doskonale zgrana załoga i świetne prowadzenie przez brzegowego meteorologa. Gdyby nie kaprysy wiatru na Pacyfiku i konieczność ominięcia ogromnego wyżu na Atlantyku, wynik mógłby być lepszy o kilka dni. Będzie kolejna próba, być może już za rok.
Loick Peyron Photo: Benoit Stichelbaut/BPCE oraz BPCE Banque Populaire V Photo: Benoit Stichelbaut/BPCE oraz BPCE Banque Populaire V Team Photo: Benoit Stichelbaut/BPCE oraz BPCE Loick Peyron Photo: Benoit Stichelbaut/BPCE oraz BPCEAutor tekstu: Marek Słodownik