Z RUFY STATKU-BAZY z Pamiętnika Starego Rybaka

 

Z RUFY STATKU-BAZY

 

W ósmym dniu postoju na kotwicy jest gwizdek z mostku do maszynowni statku, który przerywa naszą monotonie postoju na kotwicy.
Przygotować maszynownie do manewrów.
Po kilkunastu minutach już podchodzimy do statku-bazy.
Oczywiście ja idę na wywiad, o już wiem będziemy.
Będziemy cumować do m/s „Stalowa Wola”.
Zdajemy beczki z rybą na statek-baza m/s „STALOWA WOLA”.
Po kilku godzinach nasz statek zmienia swoje stanowisko.
Stanowisko przy burcie statku – bazy.

Przesuwamy się w stronę dziobu pod pierwszą ładownie statku – bazy. Będziemy brać na pokład puste beczki.
Pobieranie pustych beczek z bazy jest trochę uciążliwe,
Z bazy podają nam w siatce po pięćdziesiąt beczek w hifie, na nasz pokład.
Która jest piramidą beczek, na pokładzie naszego statku?
Załoga szybko je ładuje beczki do naszych ładowni i nie tylko.
Beczki umieszczane są na szalupowym, na rufie, wszędzie widać beczki.
Wszystkich beczek pustych i te ze solą będzie ponad tysiąc beczek.
Ze statków baz otrzymujemy wszystko, co jest nam potrzebne do połowów.
Jest już wieczór, beczki już mamy na pokładzie, ale stoimy jeszcze przycumowani do burty statku – bazy.
Dobrze, dobrze, że jest pogoda i że możemy spokojnie stać przy burcie bazy.
Załoga jest już po pracy.
Załoga naszego statku przechodzi na statek – baza, traktując to jako wyjście na ląd.
Tu na statku – bazie, można się w niektóre rzeczy zaopatrzyć,
Ktoś, od kogo coś kupuje.
Ktoś coś, komu sprzedaje, taki mały handelek zamienny, jak to bywało w czasach PRL-u. nikt z kierownictwa na to nie zwraca uwagi.
Noc minęła nam przy burcie bazy.
Po śniadaniu zaczyna sie znowu praca.
Z bazy dostajemy beczki że solą, trochę denek do beczek i trochę obręcz do beczek, teraz będziemy czekać na prowiant i węgiel.
Późno w nocy zmieniamy nasz postój, odchodzimy od m/s „Stalowa Wola”.
Podchodzimy do burty flagowego statku, armatora o nazwie „DALMOR”
Do statku- bazy do s/s „KASZUBY”.
s/s „KASZUBY” to piękny statek, ma swoje lata ale wygląda imponująco.
Na jego pokładzie jest tam wiele kabin pasażerskich, są palarnie, kino, świetlica no i duża łaźnia.
Urodą tego statku jest jego potężny komin i piękny mostek kapitański i pozostałe nadbudówki statku.
Statek otrzymaliśmy go w ramach po­działu floty niemieckiej, jako odszkodowania, pierwotnie statek ten nosił nazwę s/s „CHOPEN”,.
Gdy statek przeszedł do rybołówstwa zmieniono mu nazwę na „KASZUBY”.

A wszystko przez protesty polskich muzyków – dobrze, – ale nikt nie protestował, gdy Radziecka baza rybacka otrzymała nazwę m/s „FRYDERYK SZOPEN”
Statek s/s „KASZUBY” ma piękną niespotykaną maszynownie.
Jest parowcem a jego główna maszyna to kilka piętrowa maszyna w ich cylindrach niskiego ciśnienia może z powodzeniem tańczyć dwie pary.
A już nie wspomnę o sześciu kotłach tego wspaniałego statku.
Wadą statku?
Jest a kto z nas ich nie ma?
Wadą jest to, że jak tenże statek płynie i jest sztorm to kadłub jego tak się ‘wygina na fali, że linka łącząca mostek kapitań­ski z nadbudówką, na której się znajduje komin tak się naciąga, że syrena daje sygnały.
Załoga wolna od wachty przechodzi na statek – bazę.
Za zgodą mechanika ró­wnież mogę sobie pójść na bazę.
Namawiam swego zmiennika.
Tadek bierz swoje brudne lumpy i idziemy na bazę, wiesz trzeba wy­mienić sobie prześcieradło, ręcznik no i wykąpać w słodkiej wodzie.
Ty wiesz tłumaczę, jaka to przyjemność, kąpać w słodkiej wodzie a i mydła jest o tyle.
Zmiennik już wszystko wiąże w jedną całość, przywiązuje sobie ten Pindel do pleców i gotowy jest by wejść na. Pokład statku – bazy.
Patrz! Jak ja idę po sztorm-trapie, trzymaj się mocno i nie patrz na dół, śmiało i do góry?
Jestem już na pokładzie statku – bazy i patrzę na stojącego trymera.
Tadek! Chodź do góry!
Wołam do niego.
No śmiało do góry, patrz jak kucharz wszedł na bazę, co tak stoisz?
No chodź do góry!
Nie, nie ja już nie długo mam wachtę, odpowiada Tadek.
Ale mechanik nam pozwolił, możemy nawet do kina pójść. Mamy wolne, tłumacze Tadkowi.
Wiesz ja jutro pójdę na bazę, bo dzisiaj jakoś, tłumaczy mi Tadeusz.
Tadek, jutro nie będzie czasu, bo będziemy węgiel pobierać. Tłumaczę.
Tadek ty wiesz tu można dostać ciepły kawał chleba, wody się napić się ile chcesz a do kąpania jest prawdziwe mydło a nie takie jak u nas szare i można sie długo kąpać.
Zachęcam swojego zmiennika.
Nie, nie idę dzisiaj, bo Andrzej też nie idzie, idę spać.
Jak pójdziesz do koi to ciebie obudzą na wachtę? Tłumacze.
Ty! Andrzej masz wolne?
To wal do góry, mówię, ale mój zmiennik już idzie w kierunku rufy do kabiny.
W pierwszej kolejność to idę do źródełka.
Źródełka albo wodopoju pije tyle wody, że aż mi się uszami przelewa.
Pan Bóg wiedział, co stworzyć człowiekowi, jaka ta woda jest smaczna taka jak w domu.
No a teraz pod prysznic!
Spłukuje ze siebie skorupę soli, skorupę niczym żółw ma.
Teraz to czuje, że woda spłukuje ze mnie nie tylko sól, ale i tygodniowy brud.
Myje sie na zapas, mydło jest można sobie nie żałować.
Takie mydło to nie to, co na naszym statku to szare mydło z beczki.
Gorzej jest z wycieraniem ciała po wspaniałej kąpieli, mały lniany ręcznik, ale mam prześcieradło przypominam sobie i już się wycieram do sucha.

Teraz to czuje jak młody bóg.
Umyty z tobołkiem czystej odzieży idę w kierunku magazynów, na de­gustacje ciepłego chleba.
Jestem szczęśliwy, jestem umyty i to na za­pas.
Mam kawał gorącego chleba w garści to jest rarytas!
A nie tylko chleb a i ta dobra woda.
Woda szkoda, że nie zabrałem sobie butelki na wodę.
Mały spacer po pokładzie statku.
Spotykam znajomych i idziemy do świetlicy tam można posiedzieć sobie. Porozmawiać, poczytać ga­zetę albo jakieś czasopismo o tematyce politycznej.
I znowu wychodzę na pokład, spaceruje tu jak po ulicach portu macierzystego…..
Tu na statku – bazie praca trwa od rzucenia kotwicy do jej podniesienia.
Nie ma niedzieli, nocy, deszczu, słońca, przerwa w pracy to już jak jest sztorm i statki łowcze nie mogą przycumować do burty bazy.
Są i takie chwile, że jakiś trawler zerwie się z cum.
Wówczas potężny głos syreny statku – bazy daje sygnały.
Oznajmia alarm, wszyscy le­cą do swoich statków by upewnić się czy to mój statek nie zerwał się z cum.
Na trawlerach, przycumowanych do burt bazy ich wachta również są pogotowiu i obserwują, co się dzieje, czy jakiś trawler nie dryfuje na ich statek.
Postój przy bazie nawet przy dobrej pogodzie może się zdarzyć, że pęknie któraś z cum.
Na pokładzie bazy jest straszny hałas powodowany pracą kilkudzie­sięciu wind przeładunkowych.
Nawet jest trudno przechodzi po pokła­dzie bo co chwile nad pokładem wisi ileś tam beczek z rybą.
Przechodzę szybko po pokładzie i idę w kierunku rufy statku-bazy.
O tu mogę popatrzeć sobie na pływające miasto.
Z dziobu, z lewej i prawej burty otaczają nas statki łowcze,
Łowcze statki, które w nocy są, oświe­tlone.
Inne statki mają zapalone choinki nawigacyjne.
Inne światła nawiga­cyjne a całość jest spotęgowana.
Spotęgowana odbiciem tych świateł w lustrze powierzchni morza.
Naprawdę jest to duże oświetlone miasto.
A tam gdzieś z dziobu widać migające jakieś światła.
Świa­tła miasta, portowe światła.
Popatrz tam hen daleko, to są błyski!
Błyski – latarnia brzegowa, te a?
A kolorowe światła?
To wejściowe, wyjściowe do portu, ale te rucho­me światła?
Już wiem to poruszające się samochody po ulicach miasta.
Całość to piękna paleta świateł, nie wiem gdzie się kończy.
Kończy nasze pływające miasto a gdzie jest brzeg lądu?
Jest jedna wielka pano­rama świateł.
Tylko tu od strona rufy jest.
Jest inaczej, jest jakaś ciemność.
Ciemność jakiś tunel ciemności, tak to wyjście ze zatoki.
Wyjście na morze, na nasze łowiska.

Ale i tu widzę jakieś małe błądzące światełko.
Światełko, które jest małą nie ga­snącą iskierką.
Iskierką tak, tak to światło rufowe jakiegoś trawlera.
Trawlera rybackiego któ­ry już idzie na łowisko.
Patrzę na to nasze ‘pływające miasto, na to nasze.
Nasze Polskie Pływające Miasto!
Na jego urok, na jego piękno i myślę,
Myślę gdybym umiał to wszystko opisać na małym skrawku.
Skrawku papieru, to narysować, trochę o nim napisać.
Napisać to oglądane przeze mnie piękno.
Piękno ciężkiej pracy tych ludzi.
Tych rybaków dalekomorskich pokazać.
Pokazać chociażby rodzinie tego rybaka.
Rybaka, dla którego nie ma przerwy.
Przerwy w nocy, święta, niedzieli, deszczu, słońca.
A jedy­nie zapewnione przez armatora czterech.
Czterech godzin nieprzerwanego
Nieprzerwanego snu, na dobę.
Ci wspaniali ludzie tam na lądzie nie opowiadają o sobie.
O sobie, o swojej ciężkiej pracy tu na morzu.
Bo i komu to opowiadać o ciężkim ich życiu i pracy.
Ci ludzie są szczęśliwi, gdy spotykają swoich bliskich.
Zapominają o morzu i o swojej ciężkiej pracy tam na morzu.
Patrzę, patrzę, może, chociaż małą cześć tego uroku.
Uroku tej pięknej nocy, tu na morzu stojąc na rufie statku – bazy.
Zapamiętać a tam na lądzie komuś opowiedzieć tą piękną noc.
Noc oglądaną z rufy statku – bazy.
Czas, pójść na swój piękny parowiec, tak jestem szczęśliwy.
Szczęśliwy tu na tym moim statku o gwieździstej.
Gwieździstej nazwie s/t „PLUTON”,
Tu na jego pokładzie są spełnione moje marzenia.
Marzenia, zobaczyć, poznać a i pokochać żywioł.
Żywioł, jakim jest Morze.
W koi rozmyślam o tym, co dzisiaj przeżyłem, muszę to zapisać.
Zapisać w zeszy­cie swoim, małym pamiętniku.
Pamiętniku, może jak będę opowiadałby nie zapomnieć tej.
Tej pięknej nocy gdzieś tam hen na morzu stojąc na rufie.
Rufie statku –bazy s/s „KASZUBY” zapatrzony w piękno morza.
0, skończył mi się zeszyt, nie wiedziałem wcześniej, bo może.
Może na bazie dostałbym jakiś zeszyt a może
Może i jakieś kartki by zapisać piękno nocy.
Zastanawiam się, kto będzie miał cierpliwość?
Cierpliwość poznania szkoły życia.
Życia na morzu.

 

 

STATEK – BAZA W DRODZE NA POZYCJE GDZIEŚ? GDZIEŚ, ALBO BRZEGAMI SZKOCJI.
STATEK – BAZA W DRODZE NA POZYCJE GDZIEŚ? GDZIEŚ, ALBO BRZEGAMI SZKOCJI.

 

STATEK – BAZA, W OCZEKIWANIU NA „KLIENTÓW” NA STATKI ŁOWCZE, KTÓRE ZDADZĄ RYBĘ - BECZKI Z RYBĄ W ZAMIAN ZA WĘGIEL WODĘ, SÓL, PUSTE BECZKI I PROWIANT. ACH BĘDZIE ŚWIEŻY, CIEPŁY CHLEB, BĘDZIE KĄPIEL W SŁODKIEJ WODZIE I NAPICIE SIĘ WODY AŻ USZAMI SIĘ BĘDZIE PRZELEWAĆ TAKA INNA ATMOSFERA GDZIEŚ TAM NA ŁOWISKACH.
STATEK – BAZA, W OCZEKIWANIU NA „KLIENTÓW” NA STATKI ŁOWCZE, KTÓRE ZDADZĄ RYBĘ – BECZKI Z RYBĄ W ZAMIAN ZA WĘGIEL WODĘ, SÓL, PUSTE BECZKI I PROWIANT. ACH BĘDZIE ŚWIEŻY, CIEPŁY CHLEB, BĘDZIE KĄPIEL W SŁODKIEJ WODZIE I NAPICIE SIĘ WODY AŻ USZAMI SIĘ BĘDZIE PRZELEWAĆ TAKA INNA ATMOSFERA GDZIEŚ TAM NA ŁOWISKACH.

 

Autor tekstu i grafiki: Marian Rodak
Współpraca: Ewa Sorn