Marynarskie rozrywki

Podczas długich i dalekich rejsów życie marynarze nie wypełnia tylko praca, taka jak: stawianie lub zrzucanie żagli, wybieranie lin, obracanie kabestanów czy szorowanie pokładu. W każdym prawie rejsie bywały dni odpoczynku, gdy nic się nie działo na pokładzie, nie było wiatru czy statek stał na kotwicy. Wtedy załoga miała czas aby zająć się czymś innym niż codziennymi pokładowymi obowiązkami. Niektórzy odpoczywali, inni pisali pamiętniki, składali modele statków a jeszcze inni oddawali się rozmaitym rozrywką.

Był to doskonały czas aby załoga mogła się jeszcze bardziej zintegrować, a przede wszystkim zwykli marynarze mogli rywalizować z oficerami – co powodowało zmniejszenie dystansu oraz wzajemne rozluźnienie i zgranie całej załogi. Rozrywek było bardzo dużo zaczynając od gier planszowych, karcianych ,kończąc na zawodach sportowych.

Rozrywki marynarzy na żaglowcachPodczas rejsu doskonałą rozrywką było wypatrywanie lądu. Tradycyjnie pierwszej osobie, która zobaczyła ląd przysługiwało dodatkowa porcja wina. Kapitanowie statków często pozwalali na tzw. „gry salonowe”. Można do nich zaliczyć warcaby, gra w kości, coś w rodzaju chińczyka oraz przeróżne gdy karciane. W XIX wieku warcaby zdobyły tak dużą popularność nie niektórzy kapitanowie jej zabronili, nie mogąc znieść widoku pokładu przykrytego płóciennymi szachownicami

Oprócz gier salonowych istniały gry zręcznościowe, wypełniały one monotonne „psie wachty”. Do tych rozrywek możemy zaliczyć walki na kije, zmagania bokserskie (na gołe pięści) oraz przeciąganie liny. Jak pisze Gawin Craig „Motywem większości zabaw była maksyma: siła nad zręcznością…” Bardzo popularną fizyczną zabawą była walka wręcz, za pomocą odbijaczy okrętowych. Polegała ona na tym że, dwóch marynarzy siedział okrakiem na bomie i nawzajem okładali się odbijaczami – wygrywał ten, który najdłużej utrzymał pozycję siedzącą.

Inną dość widowiskową i ryzykowna grą znaną z filmów pirackich było ćwiczenie pięciu palców. Marynarz kład rękę na stole, rozszerzał palce i drugą ręką z nożem szybko wbijał ostrze pomiędzy palce położonej ręki. Zagrażało to dość poważną raną, jeśli nie miało się dość precyzji.

Czasami na statkach można było usłyszeć komendę „Cała załoga do swawoli”, wtedy cała załoga mogła rządzić statkiem. Było to coś na znak dzisiejszych juwenaliów, gdy prezydent miasta i rektor oddają klucz do miasta na ręce studentów. Wieść ta na okręcie rozchodziła się niemal z prędkością światła. Rozweseleni i w miarę bezkarni marynarze przebierali się w rozmaite barwne stroje, malowali sobie twarze i tworzyli małe grupki – napadając ponuraków i zachęcając ich „lekką” przemocą do wspólnej zabawy. Taki czas na statku przez załogę był nazywany „sądnym dniem”, „wieżą Babel” lub „dniem Murzynów”.

Autor: Marcin Gruszczyk