Alain Gerbault

Alaina Gerbaulta, jeden z największych Żeglarzy XX wieku, jego rejsy i wspomnienia z samotnej podróży dookoła świata na jachcie „Firecrest” były inspiracją dla wielu późniejszych żeglarzy, a książki, które pisał, osiągały nakłady idące w setki tysięcy egzemplarzy. Jego podróże i styl życia stały się inspiracją dla wielu innych poszukiwaczy przygód. Przedstawiał on ideę wolności i poszukiwania własnej drogi w życiu, co rezonowało z wieloma ludźmi szukającymi sensu istnienia poza konwencjonalnymi ścieżkami kariery.

Alain Gerbault (z prawej) w Hawrze w 1929 roku
Alain Gerbault (z prawej) w Hawrze w 1929 r.
Urodził się 17 listopada 1893 roku w zamożnej rodzinie od pokoleń osiadłej w Laval, niewielkim miasteczku w północno-zachodniej Francji. Jako młody chłopak w ogóle nie wykazywał morskich inklinacji, interesował się sportem, ale jego domeną był tenis będący rodzinną tradycją. Dużo czasu poświęcał na polowania i wędkarstwo, które prawdziwie go urzekło. Po przenosinach do St Malo kształcił się na inżyniera, ale wielokrotnie mawiał, że strasznie go to nudzi. Wkrótce pociągnęła go nowa pasja – lotnictwo, które w tamtych czasach dopiero raczkowało i miało w sobie coś niezwykłego. Koniec I wojny światowej sprzyjał tego rodzaju pomysłom, ale młody Alain szybko porzucił lotnictwo dla tenisa, w którym osiągnął taką sprawność, że wkrótce został mistrzem Francji. Otworzyło mu to wiele drzwi na salony, a tam panowała wówczas moda na brydża, Alain tak bardzo pokochał karcianą grę, że szybko stał się graczem o międzynarodowej sławie. Kiedy pojechał do Anglii na turniej tenisowy, wypatrzył przypadkiem jacht Firecrest, 39-stopowy slup, w którym zakochał się niemal od pierwszego wejrzenia. Tak bardzo ów jacht mu się spodobał, że postanowił go zakupić dla siebie. Rok później odbywał na nim krótkie spacerowe rejsy w okolicach Cannes. Uczył się żeglarstwa, pływał coraz dalej, w głowie świtała mu myśl długiego rejsu przez ocean. Żeglarz wspomina ten okres w swojej pierwszej książce, wydanej także w Polsce w okresie międzywojennym: W ciągu roku z góra odbyłem liczne żeglugi na południu Francji, za całą załogę mając angielskiego chłopca okrętowego, w przerwach rozgrywałem turnieje tenisowe na Jasnym Brzegu. Tennis był przez czas dłuższy moim sportem ulubionym. Ale kiedy pobyłem nieco na okręcie, żeglując przeszło dwa lata, rzeczy ziemskie nabrały w moich oczach zgoła drugorzędnego znaczenia. Stałem się marynarzem  tylko marynarzem.1

Wystartował z Gibraltaru 6 czerwca 1923 roku. Płynął sam, chciał się sprawdzić w samotnej żegludze oceanicznej. Legenda głosi, że nawigacji uczył się dopiero w morzu, ale to nieprawda. Był dobrze przygotowany do wyprawy, na pokład jachtu zabrał tylko książki do astronawigacji. Do rejsu był jednak słabo przygotowany, ponieważ nie miał dostatecznego wyposażenia, był słabo zaprowiantowany, choć zapasów zabrał na cztery miesiące, a jacht nie był gotowy na tak wielkie wyzwanie. O trudach swej podróży pisał: Ciężkie było moje życie podczas tej wyprawy. Musiałem przetrwać naprzód wszystkie męki pragnienia, potem z huraganami przyszły ulewy nawalne. Ciągle wystawiona na słotę skóra na ciele i na rękach tak mi rozmiękła że manewrowanie statkiem stało się rzeczą niesłychanie przykra. Zaledwie skończyłem naprawę żagli, burza szarpała je na nowo. Kiedy dnie burzliwe następowały po sobie bez wytchnienia, nie mogłem ani odpocząć, ani nadążyć z naprawą żagli i lin wobec szybkości, z jaką pękały.2 Spodziewał się, że rejs zajmie mu około dwóch miesięcy, stało się inaczej. W morzu spędził 101 dni, a gdy dopłynął do Nowego Jorku, witany był jak bohater. Nie był pierwszym żeglarzem, który tego dokonał, ale z dnia na dzień stał się postacią doskonale znaną, niemal narodowym bohaterem. Za swój wyczyn otrzymał wiele wyróżnień, wśród których najcenniejszymi były Blue Medal Cruising i Legia Honorowa.

W Nowym Jorku odbył wiele spotkań z ludźmi, dla których był prawdziwym bohaterem, to podczas jednego z nich wpadł na pomysł napisania książki. Szybko zabrał się do pracy, a książka „The Fight of the Firecrest” stała się prawdziwym bestsellerem, która przyniosła autorowi rozgłos i dostatek materialny. Gerbault wrócił do Europy, ale jacht został w Nowym Jorku, gdzie poddany został daleko idącej modernizacji mającej żeglarzowi zapewnić większe bezpieczeństwo i komfort podróży w samotnym rejsie. Żeglarz zachęcony powodzeniem postanowił popłynąć dalej by opłynąć świat. Pośród przyjaciół, pełnych radości z mego powrotu, mógłbym w spokoju cieszyć się powodzeniem, którego nie szukałem; ale czuję się zupełnie szczęśliwym na ziemi; tęsknię za tęgim zapachem smoły, za ostrym powiewem morza, za moim Firecrestem, który czeka tam na mnie, po drugiej stronie oceanu.3

We wrześniu startuje z Nowego Jorku, a żegnały go setki ludzi. Po postoju na Bermudach rusza dalej i 1 kwietnia dopływa do panamskiego Colon. Gdy pobyt w Panamie przedłużał się z powodów biurokratycznych, Alain wystartował w tenisowych mistrzostwach Francji, które wygrał. Wraca jednak na morze i rusza na Galapagos, a później, po 49 dniach spędzonych w morzu dopływa, nieco wyczerpany, do Francuskiej Polinezji. Eksploruje archipelag, zatrzymuje się na Tahiti, Tuamotu, spędza tam dwa lata chłonąc atmosferę egzotycznych wysp. Po wejściu na mieliznę na Willis Island żeglarz musi naprawiać jacht, poznaje wielu mieszkańców, chłonie atmosferę wyspy i zostaje tam na dłużej. Rusza dalej, ale już postanowił, że na te wyspy powróci. Płynie przez Cieśninę Torresa, północną Australię, Wyspy Kokosowe, Mauritius i Madagaskar aby dotrzeć do Durbanu na święta Bożego Narodzenia 1927 roku. Rusza dalej, ale coraz częściej rozmyśla o porzuceniu życia w cywilizacji. Płynie na Atlantyk, a tam zatrzymuje się na dziesięć długich miesięcy na Wyspach Zielonego Przylądka aby napisać książkę. Rusza do Europy bez większego entuzjazmu, dociera do Cherbourga witany ponownie jak bohater. Jako młody, 36-letni człowiek, wchodzi do historii żeglarstwa stając się trzecim zaledwie człowiekiem, który opłynął świat samotnie pod żaglami, a w czasie swej podróży spędził w morzu 700 dni i przepłynął ponad 40 tysięcy mil.

 

Nie zagrzał jednak długo na lądzie. Kupił nowy jacht, który nazwał skromnie Alain Gerbault i ruszył ku wyspom Pacyfiku. Tam żeglował od wyspy do wyspy kotwicząc na dłużej by lepiej poznać tamtejsze życie i poczuć atmosferę każdej z nich. Utrzymywał się z pisania książek, których napisał kilkanaście, a większość z nich koncentrowała się na negatywnych skutkach kolonizowania dziewiczych wysp.

Gerbault zachorował na febrę i nie zdołał jej pokonać, zmarł po dłuższym pobycie na jachcie i leczeniu w warunkach wysp, bez szpitala, bez dostępu do dobrych leków, bez nadziei na wyleczenie. Stan Alaina pogarszał się systematycznie, wreszcie zmarł 16 grudnia 1941 roku w osamotnieniu. Świat nie wiedział o śmierci swego niedawnego bohatera, wiadomość o zgonie wielkiego żeglarza obiegła świat dopiero trzy lata później. Po długich poszukiwaniach odnaleziono prowizoryczny grób, a szczątki spalono na Bora Bora. Tam też postawiono pomnik żeglarzowi, który był inspiracją dla wielu młodych ludzi, a który zdobył popularność dzięki wyprawie i wspaniałym relacjom przelanym na karty książek.

 

Firecrest

Jacht Firecrest to 34-stopowy tradycyjny kuter o ożaglowaniu gaflowym, które zmieniono na bermudzkie w Nowym Jorku po przejściu Atlantyku. Projektantem był Anglik Dixon Kemp, a zbudowano go w 1892 roku, na rok przed urodzinami Gerbaulta. Liczył 39 stóp, miał niecałe 3 metry szerokości, wypierał 12 ton. Miał bardzo tradycyjną konstrukcję, prosty takielunek i niewiele przyrządów pod pokładem. Był jachtem statecznym kursowo, cio wynikało z jego konstrukcji; wąski kadłub i głęboko zanurzony integralny kil. Nie był jachtem szybkim, ale bezpiecznym i statecznym.

 


1 Alain Gerbault, „Sam przez Atlantyk” Wyd. Księgarnia Dzieł Wyborowych, Warszawa, bez roku wydania
2 tamże
3 tamże

 

 

Autor tekstu: Marek Słodownik

Źródła zdjęć: www-tahiti-pacifique.com,

www.havrais-dire.over-blog.com