Mieliśmy z Warszawy wyjechać 13-08-2010 w piątek w nocy tak aby rano być w Szczecinie. Tam mieliśmy następnego dnia, najszybciej jak to możliwe podjąć dwa jachty Viggeny i wyruszyć w trasę na Bornholm. Wiesiu uczestnik naszego rejsu, przesądna istota, nie zgodził się i wyruszyliśmy następnego dnia ok 0330. Na miejsce początku wyprawy dotarliśmy ok 1100 w strugach deszczu. Jeden jacht Albin I już na nas czekał, drugi Albin II jeszcze nie wrócił z rejsu. Przypłynął ok 1200 i poprzednia załoga przystąpiła do klaru aby zdać jacht. Deszcz nie ustawał tak, że przeniesienie bagaży z samochodu było wręcz niemożliwe. Aby nie tracić czasu postanowiliśmy się doprowiantować w jakimś markecie w Szczecinie.
Z przystani Pogoni wszędzie blisko. Pan z czarterowni przestrzegł nas jedynie, ażeby nie robić zbyt wielkich zakupów. Domyślaliśmy się o co chodzi lecz nie wiedzieliśmy jaką skalę przyjąć, jachty wszak nie wydają się wielkie a żadne z nas jeszcze nie widziało wnętrza. Około 1600 przekazano nam jachty lecz deszcz skutecznie zniechęcał nas do sztauowania, groziło to totalnym zalaniem naszych bagaży. Po wejściu na jachty okazało się, że upchanie całego dobytku graniczy z cudem, tak mało tam miejsca. O 1800 przestało padać za chwilę pojawiło się nawet Słonko i zaczęliśmy się urządzać na obu jachtach, na Albinie I pod wodzą naszego kolegi z forum Berniego_bn załoga 3-osobowa, na moim jachcie załoga 4-osobowa w tym jedna kobieta i jako członek załogi w randze first oficer’a mój syn, najmłodszy uczestnik wyprawy. Tego dnia uznaliśmy, że pozostajemy w porcie do rana. No to urządzamy sobie podwieczorek.
Następnego dnia w wyniku wprowadzenia surowej dyscypliny co do godziny pobudki udało się nam wszystkim obudzić ok 1000 🙂 Pogoda taka sobie, ciśnienie nie za wysokie, Słońce jak przez mgłę, wiatr NE ok. 2B. No i wypływamy, godz. ok 1300, kurs na silniku na J. Dąbie. Pogoda wyraźnie zaczęła się poprawiać, coraz wyraźniej widać Słońce, wiatr na razie bez zmian. Na Dąbiu ok 1 M na silniku, tak aby wyjść na szersze wody gdzie rzadziej poustawiane sieci co by móc jakoś ekonomicznie halsować.
Już w północnej części jeziora siła wiatru nieznacznie wzrosła a Słońce rozświeciło się na dobre. Na końcu tuż przed wyjściem na Odrę znów gęsto od sieci. Znajdujemy oznakowaną lukę i bez dodatkowego halsowania udaje się nam wypłynąć z jeziora. Mijamy zabytkową, betonową barkę, linie wysokiego napięcia (jak dobrze, że tu nie musimy składać masztu :)) i już jesteśmy na Odrze.
Odrę robimy na żagielkach. W pewnym momencie widzimy a tu ze Szczecina goni nas jakiś prom. jest jeszcze daleko ale już zaczynam w głowie układać strategię jak mam się zachować kiedy naprawdę się zbliży. Rośnie w oczach a człowiekowi nachodzą myśli czy jeszcze mogę wykonać zwrot, czy aby to nie zostanie źle odebrane przez załogę statku i nie spowoduje jakiegoś złego manewru.
Gdzieś trzeba uciekać niczym kaczka przeganiana po wodzie a tu już z lewej brzeg po prawej jacyś wędkarze na motorówkach, ostrzyć się już bardziej nie da więc na wszelki wypadek, myślę sobie, że odpalę silnik. Szarpię, szarpię a tu nic no i zrezygnowałem kiedy na trawersie naszej łódki ujrzałem śródokręcie promu. Tak naprawdę to nic specjalnego nam nie groziło, statek był od nas w odległości kilkudziesięciu metrów (25 – 30 m) ale taki wieżowiec z bliska po raz pierwszy – robi to niesamowite wrażenie.
Powoli dochodzimy do Zalewu Szczecińskiego, ciągle na żaglach. Wiaterek trochę osłabł, kierunek się nie zmienił a więc fajnie sobie trochę skrócić drogę. Boje zielone pozostają więc po prawej burcie, prędkość maleje, łódź staje się coraz mniej sterowna, sielanka. Patrzę, patrzę a w koło kapusta rośnie, patrzymy na ster a tu warkoczyk 🙁
Marcin first ofcer bierze bosaczek i odczepia cały ten bagaż co od razu przynosi łódce ulgę, prędkość wzrasta a my możliwie najszybciej, po stycznej wracamy na szlak. Naszym kolegom na drugiej łódce, którzy jadą za nami kilka kabli prze radio doradzamy to samo jeśli chodzi o ster, bo odległość pomiędzy nami znacznie wzrosła. Z lewej na trawersie mamy Trzebież. Aby trochę pospacerować wychodzę na dziób. Przyjemnie, moje ciało zaczyna chłodzić wiaterek, trochę zaczyna bujać, fajnie jest . Buja coraz bardziej, my płyniemy trochę szybciej. Powoli dociera do mnie, że wiatr się wzmaga. Fala coraz większa, postanawiam wrócić do kokpitu. Okazało się, że powrót już nie jest taki łatwy, nieźle się trzeba wszystkiego co sztywne i mocne trzymać. Przyjmujemy kurs na główki Kanału Piastowskiego, siła wiatru osiąga, moim zdaniem 4-5B kierunek nie zmiennie NE a więc można powiedzieć, że mamy połówkę. Prędkość łodzi wskazywana na GPS’sie dochodzi nawet do 7 Kt. Słońce niestety schowało się za chmury a czasami nawet lekko deszczyk pokropuje.
Zalew pokonujemy w niecałe dwie godziny. W Kanale Piastowskim zrzucamy żagle, bo jak wcześniej pisała Moniia, tam zawsze pod wiatr (tak właśnie było :)) a poza tym musieliśmy poczekać ok. 15 min na naszą drugą załogę. Zalew Szczeciński był dla mnie spotkaniem z falą o takiej wysokości jakiej nie miałem przyjemności spotkać na żadnym z jezior nawet przy 6B. a to dopiero był zalew i tak se pomyślałem co taka siła wiatru może oznaczać na morzu??
Wieczorem ok. 2000 dopłynęliśmy do mariny w Świnoujściu. Znowu nas trochę przegonił prom wychodzący w morze, który obracał się w miejscu a następnie dwa promy, które kursują pomiędzy oboma brzegami.
Nagrodą za stres był widok Daru Młodzieży, który właśnie cumował przy nabrzeżu w Świnoujściu (za godzinę wyszedł w morze). W porcie mariny ledwo udało się nam znaleźć miejsce i to przy burcie innego jachtu, jakieś regaty były i wszystkie jachty cumowały właśnie tutaj.
W dalszym ciągu opiszę nasze wyjście na morze, tymczasem przestaję przynudzać tą śródlądową żeglugą…
ciąg dalszy w 2 części relacji – Albiny Viggeny na Bornholmie 2010 cz. II Kröslin
Autor wspomnień i tekstu: Sławek Egert
Autorzy zdjęć: Marcin Egert & Załoganci Albina I
Obejrzyj Galerię zdjęć Marcina Egerta z całego rejsu
Obejrzyj również dwa filmy (zdjęcia – Załogi jachtów, montaż Marcin Egert) –
pierwszy jest streszczeniem całego rejsu, drugi ukazuje w jakich warunkach załogi dwóch Viggenów zdobywały Bornholm: