No i na Albinie II pozostało nas tylko dwóch, ja i First. First zaczął mieć obawy czy aby we dwóch damy sobie radę, przecież różne rzeczy mogą się nam przydarzyć mówi, można złamać rękę, poparzyć się, zachorować itd. Podsumowałem takie rozważania tym, że gdyby tak podchodzić do tematu to nikt nigdy by nie popłynął, że przecież ludzie żeglują całkiem samotnie a my w końcu wzajemnie się asekurujemy drugim jachtem. Dobrze, że masz takie wątpliwości mówię mu, ale naprawdę to ryzyko zawsze istnieje a my musimy po prostu być bardziej ostrożni (w morzu nie musimy gotować a więc ryzyko poparzenia odpada) i niema tu nad czym deliberować, wychodzimy. Mamy być ostrożni i tyle.
Mając na uwadze siłę wiatru 5-6B w porywach do 7B postanowiliśmy zarefować grota przed wyjściem z portu. Widok morza z falochronu w promieniu dwóch mil nie budził naszych obaw ale w odległości większej niż dwie mile widać było wzburzone spore grzywiaste fale.
Pogoda bardzo ładna, Słonko, chmury jedynie jakieś cumulusy, wiatr z kierunku W. Widoczność bardzo dobra, ciśnienie wysokie, temperatura ponad 22 stC.
Warunki idealne, tylko jedna wątpliwość co do siły wiatru, tak się zastanawialiśmy co to będzie dla nas oznaczało tam na tym widocznym spienionym morzu? Wychodząc za główki stawiamy żagle i na skróty kierujemy się w lewo, podpatrzyliśmy, że inne jachty z o wiele większym zanurzeniem tak właśnie robią. Nasze 1,1m w tym wypadku nie powinno stanowić zagrożenia. Ostatnie spojrzenia w stronę miasta położonego na wzgórzu, następnie na przepiękne kredowe bardzo wysokie klify Rugii. Oświetlone Słońcem wyglądają wspaniale. 3 / 4 klifu to przepiękne kredowe urwisko u góry porośnięte lasem, niezapomniany widok. W krajobrazie nam znanego Bałtyku jest to jakąś egzotyką. Widoki inspirują naszych fotografów do kolejnych sesji fotograficznych. Mój First ma trochę mniej czasu, bo w pierwszej kolejności zajął się wprowadzeniem danych do pokładowego GPS’a ale już po chwili również zajął się aparatem.
W dzienniku zanotowaliśmy godzinę wyjścia jako 1200. Wzdłuż wschodniego wybrzeża Rugii w odległości od brzegu ok. 1Mm wiatr ok. 5B fala niewielka, wiadomo bliskość brzegu w tym miejscu ogranicza skutecznie jej narastanie przy kierunku wiatru z W. Powoli bo z szybkością 6 Kt zbliżamy się do miejsca, w którym brzeg Rugii załamuje się na zachód. Zza półwyspu ukazuje się nam dosyć duży płynący w naszym kierunku z zachodu prom. Zaczynamy kalkulacje czy uda się przed nim czy też powinniśmy zrobić zwrot w jego kierunku i przejść mu za rufą. Jest jeszcze daleko (ok. 2,5 Mm) a więc wstrzymujemy się z decyzjami. Kiedy był już od nas na 1 Mm wydawało się nam, że jednak zdążymy mu przed dziobem. Kiedy był na jakieś 7-8 kabli (na wodzie podobno oceny wzrokowe odległości opatrzone są błędem dwukrotnym na (-)) przez VHF’ke na 16 usłyszeliśmy jakieś ich rozważania na temat tego, że widzą jakieś dwie łodzie (zapewne chodziło o nas), nie wiem tylko kto z kim rozmawiał bo jeżeli wewnętrznie dyskutowali to po kiego przez radio, mają przecież inne środki łączności na pokładzie. First wyczaił, że rozmawiali z mostka ale z kim to już nie wyczaił. Może coś nadawali do nas. No nic oboma Albinami, naszym zdaniem, w sposób bezpieczny przeszliśmy mu w odległości ok. 7-8 kabli przed dziobem. First skwitował to po fakcie, przekazując tekst jednocześnie przez VHF’ke na naszym umówiony roboczym kanale do drugiego Albina, że ci z tego promu z naszego powodu cytuję „posrali się w zbroje, tak się nas wystraszyli” 🙂 koniec cytatu, ach te studenckie powiedzonka :)). No i od tego momentu zaczęła się nuda 😉
Zaczęliśmy się oddalać od Rugii, fala zaczęła wzrastać, miejscami niektóre fale, IMHO dochodziły do 5m wysokości. Większość fal jednak średnio miała 3-4m. Nuda panie, cóż więcej można o tym pisać? Że na tych pięciometrowych to grzywy się pokazywały i że kilka ich na całej trasie z ukosa od rufy wpadło nam do środka i że prędkość średnio wskazywana na GPS’ie wahała się od 6,2 – 7,2 Kt . Bywało, że z fali surfowaliśmy z prędkością ponad 11 Kt, taką prędkość wzrokiem odnotował First, ale już wspinaliśmy się z szybkością 5 Kt wszystko jak zwykle za sprawą grawitacji 🙂 . Po przepłynięciu kolejnych 3 Mm na kursie kolizyjnym jeszcze jeden statek handlowy, który budził nasze wątpliwości, kiedy widzieliśmy go na dziewiątej w odległości dwóch ok. 2 Mm, ale szybko rozwiał nasze obawy co do kolizji, kiedy przeszedł przed naszym dziobem w odległości co najmniej 1 Mm i szybko zniknął na wschodzie. I co znowu nuda fale dalej wysokie, woda, woda, woda. Rugię widać coraz słabiej ale widać ją dość długo. Oczywiście z tą nudą żartowałem 🙂
Łódki sprawują się wspaniale, świetnie reagują na ster, nie występują żadne bujania poprzeczne, żagle wypełnione wiatrem świetnie stabilizują bujania poprzeczne. Właściwie tylko odczuwamy unoszenie i opadanie, przechyły poprzeczne spowodowane jakimiś mniejszymi falami, które jakoś tam nakładają się na tych wielkich właściwie nie czynią nam nic złego, czasami trochę chlapią jedynie. Te wielkie, no może duże fale czasami się łamią i wreszcie, któraś łamie się przy burcie wpadając bezpośrednio na moje plecy! Ponieważ było ciepło nie wkładałem na siebie sztormiaka, siedziałem sobie w krótkich spodenkach i polarku. Oczywiście cały ten plażowy strój nadawał się do wymiany 🙁 Można było w nim zostać na pokładzie, licząc, że w tych warunkach szybko wyschnie. Ja jednak wybrałem wariant z przebraniem się w suchą odzież. I dalej nie specjalnie chciało mi ubierać w sztormiak i po paru minutach, kiedy spod salingu zdejmowałem niemiecką banderkę, kolejna fala poprzecznie przeszła ponad nadbudówkami i nie pozostawiła na mnie suchej nitki. Tego było za wiele i ubrałem się w swój nieprzemakalny zestaw letni tj. lekki sztormiak, taki bez podpinek i krótkie sportowe spodenki (te naprawdę szybko wysychały).
Na półmetku pomiędzy Rugią i Bornholmem jeszcze trafiliśmy na jakiś wysoki maszt, którego nie mieliśmy na naszych mapach. Nieopodal masztu pływał okręt straży granicznej, chyba Dani, który zbliżył się do nas na odległość ok. 0,5 Mm i następnie się oddalił. Bornholm pierwszy odkrył First, młody ma sokoli wzrok 🙂 , twierdził, że po prawej widzi jakieś wiatraki. Ja tam jak mi ten Bornholm pokazał to go dostrzegałem, ale wiatraki? Gdzie tam zbyt ślepy jestem, zacząłem je dostrzegać gdzieś z 6 może 7 Mm. Podróż na Bornholm trwała 8,5h, do pierwszej czerwonej pławy będącej początkiem toru wodnego do dużego portu. Od tej pławy jeszcze mila i już bez problemów, przy dziennym świetle wchodzimy do portu jachtowego.
Czekał tam na kei haven majster, który wskazał nam miejsca przy pomostach. W porcie dosyć ciasno, dwa miejsca tym razem niestety nie obok siebie, dzieliło nas ze trzy jachty. Trzeba było się złamać pod kątem prostym aby wpłynąć we wskazane luki, miejsca mało a więc prędkość minimalna, wiatr dalej spory i po zwrocie bezpośrednio w lewą burtę, trochę nas spycha ale rozciągnięte na sztywno muringi stabilizują jacht i można bezpiecznie zacumować. Berni_bn podobnie z trudnościami, ale wpłynął na wskazane miejsce. Na kei żeśmy się sobie, każdy z każdym z radości rzucili w ramiona. Radość była podwójna, po pierwsze w pierwszym i samodzielnym morskim rejsie dopłynęliśmy do tego Bornholmu, po drugie zrobiliśmy to na dużych falach, chociaż to akurat nie przysporzyło nam wielkich trudności a nawet można by rzec, że przyjemne było. Doszliśmy nawet do wniosku, że to są odpowiednie warunki do tego typu przelotów dla takich łódek. Nie chcąc tu gdybać, gdybyśmy w takich warunkach mieli ostrzałki to już tak wspaniale by nie było. No cóż trafiły nam się płytkie baksztagi i zapewne z tego powodu było fajnie.
Przy maszynie do płacenia powitał nas młody chłopak z Polski, który w porcie stał jachtem wraz z rodzicami. Trochę nas poinstruował i przekazał kod do toalet, zanim wydobyliśmy go z maszyny piekielnej 🙂 Przydał się 🙂
Wieczór spędziliśmy w Ronne w jednej z czynnych jeszcze knajpek, zamawiając na kolację po jednej pizzy i do tego piwko 🙂
Potem spanko i …..CDN.
ciąg dalszy w 5 części relacji – Albiny Viggeny na Bornholmie 2010 cz. V Hamerhavn
Autor wspomnień i tekstu: Sławek Egert
Autorzy zdjęć: Marcin Egert & Załoganci Albina I
Obejrzyj Galerię zdjęć Marcina Egerta z całego rejsu
Obejrzyj również dwa filmy (zdjęcia – Załogi jachtów, montaż Marcin Egert) –
pierwszy jest streszczeniem całego rejsu, drugi ukazuje w jakich warunkach załogi dwóch Viggenów zdobywały Bornholm: