Ben Ainslie, czyli Big Ben

Ben Ainslie, czyli Big Ben (Wielki Ben), to bez wątpienia jedna z najciekawszych postaci świata regatowego. Młody, (rocznik 1977) ale niezwykle doświadczony, szalenie ambitny, skoncentrowany na celach sportowych, zawodowiec w każdym calu, choć niestroniący od uroków życia towarzyskiego. Startował w igrzyskach już czterokrotnie i za każdym razem przywoził do domu medal. W swojej kolekcji ma srebrny krążek w klasie Laser zdobyty w Atlancie, a później zdobył złoty medal w tej samej klasie w Sydney, a po zmianie klasy na Finna dwukrotnie wywalczył złoto w kolejnych igrzyskach.

 

Do Londynu jedzie jako pewny kandydat do złotego medalu, jest w znakomitej formie. Kandydat numer 1 do złotego olimpijskiego medalu w tej klasie.

 

 

10 stycznia ogłosił powołanie swojego zespołu , który będzie się ubiegał o prawo startu w Pucharze Ameryki. Po wycofaniu się Team Origin powstała luka i właśnie Ben chce ją zapełnić. To wielkie przedsięwzięcie sportowe i biznesowe. W pierwszej fazie przygotowań Ben chce się oprzeć o zespól Oracle, później będzie działał już samodzielnie. W tej rywalizacji nie jest debiutantem, startował już w barwach One World Challenge oraz Team New Zealand, ale tam pełnił role drugoplanowe. Teraz chce być numerem 1.

Na szersze wody wypłynął w 1993 roku, kiedy to zwyciężył w Mistrzostwach Europy, a następnie Świata, w klasie Laser Radial. Szesnastolatek ze środka Anglii łatwo wygrał obydwie imprezy, a stylem, w jakim zwyciężył w regatach zjednał sobie sympatyków żeglarstwa i wpadł w oko trenerom. Mistrzem Europy w tej klasie zostawał jeszcze czterokrotnie (1996, 1998, 1999, 2000). Niejako „po drodze” zdobył jeszcze tytuł Młodzieżowego Mistrza Świata i wywalczył ponad 120 zwycięstw w regatach pomniejszej rangi. Mistrzem Świata w „dorosłym” Laserze zostawał jeszcze dwukrotnie (1998, 1999), tytuły solidarnie dzieląc z inną gwiazdą Lasera, Brazylijczykiem Robertem Scheidtem.

 

 

Po latach startów w najmniejszej klasie jednoosobowej najwyżej jednak Ben ceni sobie srebrny medal Igrzysk Olimpijskich w Atlancie. – To było dla mnie, dziewiętnastolatka wejście w inny świat – wspomina po latach żeglarz. – Mimo, że startowałem wówczas już długo w regatach wysokiej rangi, to jednak dopiero igrzyska sprawiły, że poczułem się dojrzałym żeglarzem. Wówczas przegrał właśnie z Scheidtem, nie znalazł sposobu na równo żeglującego rywala.

Rewanż nastąpił w Sydney. Tym razem to Anglik żeglował doskonale taktycznie, był ponadto wspaniale przygotowany przez swoją federację do olimpijskiego startu. W odróżnieniu na przykład od Polaków, Anglicy nie spędzali całych miesięcy na antypodach, ale często zmieniali akweny i przeciwników. To dawało im naturalną przewagę w postaci lepszego opływania w różnych warunkach i większą skuteczność w podejmowaniu decyzji. Kiedy pojawili się w Sydney na regatach przedolimpijskich jechali jak po swoje. A na samych igrzyskach w klasach jednoosobowych z konkurentami robili praktycznie co chcieli. Wygrali w Finnie (Ian Percy), Europie (Shirley Robertson), a Ben pokonał wszystkich w Laserze.

 

 

Po igrzyskach Anglik nie chciał dłużej żeglować w klasie Laser. Naturalną konsekwencją była więc przesiadka na Finna. Ian Percy zmienił Finna na Stara, tym sposobem więc zrobił miejsce dla Bena. Ale do Finna potrzeba chłopa na schwał, a Anglik do herosów nie należał. Po ostrym siłowym treningu przybrał na wadze prawie 10 kilogramów, po to, aby móc skutecznie rywalizować z najlepszymi. Ben zdobył tytuł Mistrza Europy w 2002 i 2003 roku i równie udanie żeglował w Mistrzostwach Świata sięgając także po dwa tytuły.

Kiedy zaczynały się mistrzostwa w Rio, Anglik należał do faworytów. Rozkręcał się powoli, ale żeglował bardzo efektywnie. Po piątym biegu wyszedł na czoło klasyfikacji i już pilnując rywali skutecznie dowiózł zwycięstwo w trzecim kolejnym starcie w mistrzostwach. Przed nim sztuki tej dokonał tylko Jorg Bruder zwyciężając w latach 1970-72.

 

 

Choć dla ambitnego żeglarza najważniejsza jest rywalizacja na wodzie, to jednak wysoko ceni on sobie dwukrotne zwycięstwo w plebiscycie Żeglarz Roku ISAF, w roku 1998 i 2002. – Pokonać żeglarzy z całego świata, z regat oceanicznych, z klas offshorowych, dosłownie wszystkich, to wielka sztuka, jestem dumny, że dokonałem tego dwukrotnie, ale to z pewnością nie koniec moich aspiracji – kończy skromnie Big Ben.

 

 

 

Autor: Marek Słodownik
 
Foto: Gilles Martin-Raget/ACEA