DO STATKU – BAZA

 

DO STATKU – BAZA

 

DO bazy! Nasz parowiec ciężko pracuje niczym koń ciągnie swój trał  tak jak koń ciągnie pług ,orka ta trwa od świtu do zmierzchu i tak jest codziennie,  niema święta ,dzień do dnia podobny.
Zanim słońce się pokaże nasz statek już sonduje dno morza w poszukiwaniu ławicy ryb.
A o zmierzchu gdy już słońce gdzieś się tam chowa,  stajemy w dryfie na pokładzie załoga pokładowa sprząta złowioną rybę a my w maszy­nowni- usuwamy usterki by jutro nasz PLUTON mógł  znowu ciągnąć swój j trał.
Trochę też odpoczywamy po ciężkim dniu,  przyjemnie jest no, no, trochę się wymknąć z maszynowni popatrzeć na pokład naszego statku na pokładzie stoją beczki pełne zasolonego śledzia.
A jutro skoro świt zostaną te beczki zostaną zamknięte i opuszczone do naszych ładowni.

Przy kolacji degustujemy się świeżo wędzoną rybą,  nawet kolacja podana przez kucharza idzie na drugi plan a świeżo wędzone ryby smakują każdemu z nas.
W trakcie kolacji kapitan zaczyna mówić.
Panowie,  załoga, wiecie że w naszych ładowniach mamy ponad osiem­set beczek

Przepraszam panie kapitanie- wtrąca sie kucharz- mamy osiemset sześćdziesiąt cztery beczek  Szefie tak chyba jest ale skąd ty to wszystko wiesz?
Głos Ameryki mówił  – ktoś, wtrąca sie do rozmowy.
Ale pan KO. jest czujny i zwraca załodze uwagę.
Panowie załoga proszę o zachowanie tajemnicy,  wiecie że wróg nas podsłuchuje.
Panie KO.  daj pan spokój z tym podsłuchiwaniem.
Ale panie kapitanie ja mam   polecenie z APARATU o czujności.
Pan pozwoli że powiem załodze parę słów,  Panowie ,  po tym holu idziemy do bazy, ja już zamówiłem kolejkę.
To i tu na morzu są kolejki a ja myślałem że tylko w Gdyni w skle­pach ale żeby na morzu były kolejki- ale słucham co mówi nasz kapitan.
Rozmawiałem z bazą,  baza będzie jutro na nas czekała, przyjmie rybę, dadzą węgiel,  Bolek bierz ile można no i to co potrzebne maszynie, przyjdź do mnie wieczór będę jeszcze rozmawiał  z bazą.
Panie szefie- no tobie nic nie mówię ja wszystko ci podpisze no wiesz bierz co możesz,  może trochę zielenizny a może jakieś owoce,  co ja będę ciebie uczył.
Panie kapitanie a tak po parę butelek piwa na ryło?
Powiedziałem że wszystko tobie podpisuje a ty rób by załoga ciebie chwaliła.
Panie kapitanie jak długo postoimy przy bazie – ktoś pyta- wie pan chodzi o wymianę lumpów no i prześcieradła.
Na to musi być czas,  panowie, trochę sie wykąpać w słodkiej wodzie ja też o tym marze. Znowu pytanie Ile postoimy przy bazie? Dwie doby i wracamy na łowisko koledzy.
Panie kapitanie – wtrąca polityczny – proszę pamiętać o prasie
Panie KO. to już pański cyrk i pańskie małpy
Wielki śmiech kapitan wychodzi z messy a my sie śmiejemy- nie, nie z politycznego tak sobie.
Zbliża sie wieczór,  kapitan zapowiada swoje„za piętnaście,  po wyciągnięciu sieci nasz PLUTON bierze kurs na Szkocje, tam wła­śnie u brzegów Szkocji stoi statek-baza.
Nasza maszyna swoją melodią wygrywa swoje -patataj, patataj, patataj a każdy obrót śruby przybliża nas do bazy.
Płyniemy- statek lekko zanurza swój  dziób to znowu wynurza a jakaś fala przybłęda przechyli nasz statek na którąś z burt.
Pogoda nam sprzyja ,jest lekki wiatr,  który pomaga nam przy spa­laniu węgla w kotle,  no trochę dmucha nam do maszynowni i kotło­wni by mieć czym oddychać.
Wychodzę z maszynowni na pokład, jest ciemno, światła są pogaszo­ne,  jest cisza niczym na jachcie w HOM-mie. [HARCERSKI OSRODEK MORSKI]
Niebo jest koloru czarnego a gwiazdy tak są widoczne niczym za­palone żarówki .
Cisze tą urozmaica,  lekkie uderzenie fali o kadłub statku niczym słabo słyszącą muzyką, lekki nocny powiew który schładza nasze pomieszczenia na statku.
Tu na pelengowym widzę nasze statki, które stoją ,   inne idą pod trałem,  inne pozostają za naszą rufą.
Jeszcze patrzę na niebo,  właściwie jaki to kolor?
Granatowy? nie, -niebo ma kolor czarny a jego gwiazdy złociste są ,gdybym mógł opisać albo  nie tego nie potrafię narysować,  narysować to piękno  które tu oglądam na morzu,  na pokładzie statku PLUTON.
No pewnie że są tacy ludzie które to piękno, tu to morskie pię­kno pokazują nam w postaci obrazu,  lub książki.

Mija wachta,  jutro będziemy przy bazie, w koji czytam książkę, w naszym pomieszczeniu – mesie siedzi paru ludzi ze załogi opowiadają sobie o jutrzejszym dniu.
Po chwili śpię już jak młody bóg, .
No czas na wachtę mówi mi na dzień dobry Grzesiu- wstawaj!
Po śniadaniu wychodzę na pokład łyknąć trochę powietrza.
Pogoda jest wspaniała ,  o ilu’ to by pływało na takim morzu,  ale sztormy odstraszają dużo chętnych na pływanie.
PLUTON swoim dziobem rozdwaja lustro powierzchni morza.
W maszynowni AS.  oznajmia mi że będziemy brać dużo węgla,   ile Sie w mieści do trzeciej ładowni i do głównych zasobni węglowych.
Nie wiem jak sie pobiera węgiel przy bazie,  na pewno jakoś i to przeżyje.
Wachta jak zwykle ,  mija nam na pracy a gdy jestem na pelengowym i ustawiam nawiewniki,  widzę gdzieś hen na horyzoncie jakieś za­chmurzenie ale skąd tam chmury?
Przeleż  jest glada. Gdy już jestem w maszynowni przychodzi pokładowy praktykant.
W reku trzyma jakąś kartkę i tłumaczy palaczowi, .
Panie palacz , pan bosman przysłał mnie po VACUM .
Palacz poważnie czyta morskie pismo podaną mu przez praktykanta.
Panie praktykant- mówi palacz-Tu nie ma pieczątki a ni podpisu kapitana a pan wie że na statku musi być wszystko w porządku- oddaje kartkę praktykantowi.
To ja panie palacz ide szybko na mostek i zaraz wracam z podpisem
Po chwili praktykant oddaje pismo – teraz jest no nie?
Palacz czyta pismo, ogląda czy pieczątka jest dobra i czy podpis prawidłowy.
Pan wie że tu na morzu na wszystko musi być pismo morskie a jeszcze jeżeli chodzi o VACUM – panie mechaniku mam wydać?
No dobrze- mówi palacz- praktykant niech pan tu siada i mocno sie trzyma a ty Marian uważaj na niego bo wierz że ci że pokładu są nie pewni i już nie jeden wpadł nam w korby maszynowni.
Palacz wychodzi do kotłowni, ja siadam obok praktykanta i obserwuje prace maszyny, mechanik coś tam ogląda przy łożysku oporowym.
Po chwili palacz wraca do maszynowni i niesie worek,  jest, ciężki.
Panie praktykant pan wie co to VACUM? Niech pan uważa żeby panu nie uciekło,   bo to już ostatnie co mamy- więcej niema!
Pomagam praktykantowi który dźwiga na plecach worek z VACUM ,  już wiem co jest we worku.
Mechanik z palaczem zdrowo sie śmieją
A  ty Marian idź na pelengowy zobaczysz jaki będzie śmiech, wiec ja szybko lecę na pelengowy.
Na pokładzie załoga porządkuje sieć ,klarują jakieś sznurki, po chwili przychodzi praktykant dźwigając worek z Vacum.
Praktykant zastanawia sie jak ma wnieś ten ciężki worek na mostek.
Na  statku zawsze sie znajdzie dobry człowiek a bosman już mówi.
Czy tu nikt nie pomoże człowiekowi? Co za ludzie.
Po chwili ktoś tłumaczy praktykantowi.
Ty , postaw ten worek tu na falszburcie i właź na skrzydło a my tobie podamy ten worek dla pana kapitana.
Praktykant szybko gramoli się sie na nadbudówkę później wchodzi na skrzydło mostku i już woła by podano nieszczęsny worek.

Niestety – ten ktoś który trzymał  worek stojący na nadburciu odszedł zostawia worek, na ułamek sekundy i worek leci za burtę,  załoga krzy­czy że VACUM! VACUM!  jest za burtą! Ratunku!  Vacum za burtą! ’
Ratuj Vacum!
Praktykant stoi na skrzydle i ma sie wrażenie że za chwile skoczy by ratować ten worek.
Ktoś z pokładu krzyczy do praktykanta-zapytaj sie oficera czy można wyrzucić koło ratunkowe by ratować VACUM?
Statek płynie całą naprzód i już nawet nikt nie wie w którym to miejscu poleciał  worek z VACUM.
Praktykant wchodzi na mostek i krzyczy.
Panie pierwszy! Można wyrzucić koło ratunkowe? Bo 7ACUM jest za  —
Co ty sie wydzierasz? Co pali sie czy co?
VACUM poleciało za burtę panie wachtowy!
Co VACUM za burtą?
Alarm worek za burtą.
Po chwili i oficer  pyta jak można było wyrzucić VACUM do wody? Jesteś niezdara i won mi z oczu , won z mostku! Do kuchni , do kucha­rza kartofle strugać,  precz mi z oczu!
Praktykant schodzi na pokład, jest smutny, przeżywa ten wypadek,
Na miejscu tragedii jest już oficer polityczny, który podchodzi do praktykanta-
Hej wy tam ,mówi- kto was namówił do wyrzucenia worek z VACUM za burtę?
Dlaczego to zrobiliście ha?
Proszę pana -łamiącym głosem mówi praktykant -ja nie wyrzuciłem wo­rka , postawiłem go tu na falszburcie, no poszedłem na skrzydło a oni mieli mi worek podać a ja miałem dać go staremu to znaczy panu kapitanowi.
Bosman! Pokazać mi tego co trzymał  ten worek- mówi KO. i  tego który wyrzucił  worek za burtę.
Bosman jest oburzony i mówi do politycznego.
To co pan polityczny. mnie posądza o sabotaż? Praktykant’ Pokazać  tego co wyrzucił  worek!
Nie wiem panie polityczny, bo jak byłem na nadbudówce to ja widzia­łem jak worek leci za burtę.
Aha to wy widzieliście i nie ratowaliście worka? Wy wiecie że to sprawa polityczna, my Idziemy do bazy i nie mamy YACUM, źle jest. Słuchajcie hej wy praktykant, wy musicie mi to wszystko opisać na morskim papierze i nazwiska podać kto was do tego namówił.
Praktykant kiwa przytakująco głową – bo co może innego robić.
Przecież mamy lata pięćdziesiąte a imperializm amerykański jest wszędzie i jest nie widzialny a ci Amerykanie wszystko mogą.
My – załoga przysłuchujemy sie jak pan polityczny prowadzi swoje po­lityczne śledztwo .
Po chwili pan KO.  mówi do praktykanta,  niby cicho ale słyszymy.
Wy praktykant,   wy musicie tak zrobić by to pismo co daliście w maszynie- dobrze żeby ono było w moich rekach,  wiecie może sie da coś zrobić,  jasne? Bo jak to pismo morskie dostanie sie na bazę,   to wie­cie ?
Tak panie zastępca kapitana – mówi praktykant.
Praktykant jest załamany ,  bo przecież nie chciał by ten cholerny worek z tym VACUM poleciał za burtę,  ale sie stało. 
Czas  idzie do przodu a praktykant do kuchni i będzie strugał ziemniaki i rozmy­ślał jakie go spotkało nieszczęście,  sprawa polityczna a nawet mó­wią że to sabotaż.
Gdy praktykant zniknął nam z horyzontu załoga buchnęła śmiechem.

Gdy po wyrzuceniu popiołu wracam lewą burtą widzę jak praktykant siedzi smutny na polerze i obiera ziemniaki.
Nie martw sie mówię do praktykanta jutro będziemy przy bazie i wszyscy zapomną o tej aferze politycznej.
Marian jak jesteś kolegą to postaraj sie by to morskie pismo mi oddał palacz,  bo wiesz kakałko mówił że jak mu oddam to pismo to sprawę zatuszuje- mówi praktykant.
Nie martw  sie pogadam ze Zygmuntem,   wiesz z tym palaczem , to fajny facet i może sie da namówić by ci to polityczne pismo oddał.
No sam mówisz że to jest pismo polityczne, a polityczny boi sie by to pismo nie dostało sie na bazę,  bo będzie afera polityczna w całej flocie.
No wiesz- mówię – może tak być bo YACUM to ty wiesz co jest?
Nie ,nie wiem, wiem że bardzo ciężkie było,  powiedz mi co to takiego jest  to,   no jak to sie nazywa?
VACUM- podpowiadam.
No właśnie co to jest?
Wiesz ja tobie nie mogę powiedzieć, bo ja podpisałem tajemnice ma­szynową,  ale zapytaj sie politycznego.
Co? Nigdy nie zapytam sie- mówi praktykant.
Po wachcie opowiedziałem palaczowi a Zygmunt oddał mi  to straszne pismo a ja dyskretnie oddałem praktykantowi.
Praktykant sie bardzo ucieszył serdecznie podziękował za uratowanie mu życia.
Nasz statek płynie a na jego kursie widoczne są chmury. 
Nie,  nie to Dym naszych parowców które już stoją w pobliżu bazy, .
Po godzinie jesteśmy już przy brzegach Szkocji,  podchodzimy na pół-naprzód, już widzimy miasto pływające.
Panuje duży ruch,  statki-bazy stoją na kotwicach,  natomiast statki Łowcze manewrują ,  jedni są już wyładowani i już idą na łowisko.
Inne  podchodzą do baz,  inne stoją przycumowane przy bazach.
Nasz statek PLUTON wpływa do zatoki manewruje miedzy statkami,  mam wraże­nie ze nasz kapitan chciałby sie wcisnąć poza kolejką, bo i tu obo­wiązują kolejki. ’
Po chwili kapitan powiadamia maszynownie że będziemy cumować do s\s „KASZUBY”,
S\s KASZUBY to największa statek-baza, tu jest sztab całej naszej rybackiej floty ,jest  to admiralski statek.  
Wszystkie  polecenia wychodzą z tego statku, on decyduje który statek łowczy ma zejść z łowiska i gdzie sie ma udać.
Parę manewrów i stoimy na cumach przy burcie s/s  „KASZUBY”  na wysokości czwartej ładowni.
Z bazy opuszczają siatkę asekurującą,  sztorm-trap,  po chwili jest już na naszym pokładzie jest brygada wyładunkowa, ci ludzie znają swoją prace i po chwili juz lecą do góry beczki z naszego pokładu na po­kład bazy.
Nasza załoga również przechodzi na statek bazę,  wejście na pokład bazy wymaga trochę akrobaty,  ale przecież jesteśmy rybakami.
Ja również,  no trochę jestem nie pewny bo co innego wejście na maszt jachtu a tu jest wysoko no i to kołysanie,
No wchodzisz czy stoisz ? Ktoś mnie pyta.
Wiec już dłużej sie nie zastanawiam i już po sztorm-trapie wchodzę na bazę ,  dopiero gdy już jestem na pokładzie Kaszubów spoglądam na dół, nasz statek,  który wydaje mi sie że mały, bardzo sie kołysze, na szczęście cumy są solidne .

Przed PLUTONEM stoi również przycumowany do burty bazy nasz trawler o nazwie s \ t „SYRIUSZ” na którego ładują puste beczki z bazy.
Nie czas na podziwianie uroków,  muszę wymienić lumpy i jedyne któ­re mam prześcieradło,
Tu miedzy pokładami mieszczą sie magazyny, jest ruch ,  dużo ludzi, każdy z nas ma swój tobołek,  po wymianie idziemy z naszą załogą do Świetlicy bazy,  
Tu  można sobie przeczytać jakieś pismo, o tematyce politycznej, takie tytuły jak- ZYCIE PARTU,  PROBLEMY SOCJALIZMU KRAJ RAD i inne,  można nawet sobie zabrać na swój statek ,oficer polityczny do tego zachęca,  ale każdy z nas bierze gazetę Trybunę Ludu, bo z tego jest i pożytek.
Spotykam znajomych,  serdecznie sie witamy,   trochę jest rozmowy No i każdy z nas, wychodzi na pokład i idzie do źródełka by napie sie dobrej wody.
Każdy z nas pije na zapas, bo na naszym statku woda jest mocno chlorowana, tu woda jest chłodna i smakuje jak w domu.
No czas wracać do siebie na PLUTONA- patrzę z góry z pokładu bazy wysoko, znowu mam trochę strachu ale przecież muszę zejść ma po­kład swego statku.
Miedzy burtami obu statków są potężne odbijacze tak że statki są oddalone od siebie około dwóch metrów a bywa że i więcej no ale jakoś sie znalazłem na swoim statku.
Pewnie inni mogą sobie na bazie pójść do kina ale ja muszę tro­chę odpocząć bo będzie to trymowanie.
Dokerzy z bazy są bardzo operatywni,  naprawdę praca sie im pali w rekach,  niema chwili odpoczynku na papierosa.
Przecież  już w kolejce czekają inne statki na wyładunek beczek z rybą.
Wyładowane beczki są liczone przez specjalistę z bazy ale i od nas są  tacy i liczą wyładowane beczki, przecież mamy zaufanie do siebie.
Bo bywało i tak że taka baza w Gdyni miała paręset beczek więcej niż wyładowano z trawlerów,  są cuda.
Po kilku godzinach jesteśmy wyładowani,  z bazy dostajemy trochę świeżego prowiantu, no i świeżo upieczony chleb,  każdy z nas ma kawał  tego ciepłego chleba i wcina jak trza.
Pan polityczny przynosi z bazy makulaturę- prasę, prosi załogę by nie chowała do koi bo niech wszyscy trochę poczytają.
Kilka sygnałów naszą syreną kapitan wzywa załogę na pokład ,spraw­dza sie są wszyscy to cumy lego i już odchodzimy od bazy.
Po kilku manewrach podchodzimy do statku bazy s\s „RATAJ” .
Tu  będziemy pobierać węgiel albo jak ktoś woli bunkier.
Cumujemy do pierwszej ładowni statku bazy – RATAJ
S \ s  „RATAJ” to piękny parowiec, bywało że  na nim gdy pracowałem,  czyściłem kotły albo skrzynie cieplną a bywało i czyszczenie zenz, znam tam kilku ze załogi .   
Już sie nie boje,   wchodzę śmiało po sztorm-trapie,   wiem że jestem obserwowany z obu pokładów.
Na pokładzie RATAJA witamy sie oni cieszą że jestem tu na morzu gratulują mi że udało mi sie zaokrętować,   trochę rozmawiamy ale czasu niema,  bo już węgiel ze statku -bazy jest transportowany na nasz pokład,
Transport węgla odbywa sie w potężnych koszach wiklinowych,  każdy kosz węgla jest liczony przez obie załogi.
Na PLUTONIE są otwarte włazy do zasobni węglowych i do trzeciej ładowni otwarto luk.
Węgla szybko przybywa na naszym pokładzie, palacze zsypują go do zasobni a my trymerzy w zasobniach przerzucamy ten węgiel na śro­dek bunkrów.

W bunkrach węglowych jest półmrok, kurzu,  pyłu węglowego a my -Grzegorz na lewej burcie w bunkrze ja na prawej burcie bunkrze.
Jestem  rozebrany do pasa, uważać muszę by jakaś bryła węgla nie spadła mi na głowę, praca jest bardzo ciężka,  ale pracuje uczciwie.
Coraz więcej jest węgla w zasobniach i coraz ciężej sie pracu­je, wiem że muszę przerzucać ten węgiel bo gdzieś go należy załadować
Jest ciemno tak że pracuje na wyczucie i  tam gdzie wyczuwam że tam jest jakiś dół zasypuje go węglem.
Już pracuje na leżąco na chwile udaje mi sie dokopać do włazu i już widzę trochę światło ale znowu jestem zasypany węglem.
Siły mnie opadają, brak powietrza, ciemno, praca na leżąco jest bardzo mecząca,  chyba mnie zasypią na amen brak mi sił.
Słyszę głos -jesteś tam żyjesz? To wyłaź z bunkra  !
Szybko udaje mi sie wyjść na pokład,  och jak to dobrze być na po­kładzie, oddycham głęboko, straszna praca.
Panowie- mówi drugi mechanik sprzątnąć węgiel z pokładu i koniec dekowania sie po bunkrach, myć sie i odpoczywać.
Stoimy na pokładzie z Grzesiem i ciężko dyszymy,
Dali nam popalić,  no nie? Mówi Grześ
No ja już myślałem – mówię- że nie wyjdę z tego bunkra.
Widzisz jaka to robota, palacze już sobie poszli a my musimy jeszcze to wszystko sprzątnąć z pokładu, tu jest kilka ton węgla i musimy go wrzucić do szper bunkra- tłumaczy mi Grzesiu.
Jest już ciemno po chwili nasz statek odcumował a RATAJ pozostał za rufą. 
Po kilkunastu minutach kończymy naszą prace jestem wykończony.
Spoglądam na to pływające miasto,  miasto pełne światła i ruchu stat­ków.
Jedni czekają w dryfie, inne statki odpływają na łowisko a jesz­cze inne już manewrują by przycumować do statku-bazy.
Czas by sie trochę umyć, przebrać no i trochę odpocząć.
W messie jest trochę załogi,  jedni delektują sie świeżym chlebem, inni czytają przyniesioną przez KO. prasę.
Już umyty mogę trochę odpocząć i również zasmakować świeżego chleba.
No i jaki był film? pyta mnie ktoś ze załogi.
Przecież ja nie byłem w kinie- odpowiadam.
Bo was trymerzy nigdzie nie było widać ,  nawet pan KO, się martwił że was nie ma na filmie a taki pouczający był  ten film, 
Stasiu jaki to był  tytuł   ?
Już nie pamiętasz,  już wychlałeś piwo?
Panowie idziecie na film i nie wiecie jaki tytuł?
No bo ja sobie trochę pospałem- ktoś odpowiada.
Panowie- wraca się do dyskusji pan KO. – film miał  tytuł Lenin w Październiku i opowiadał o naszym wielkim ojcu narodu polskiego jak się rodziła rewolucja  i jak to Lenin
Ale gdy sie wtrącił do rozmowy polityczny  w messie zrobiło sie pusto, ja też szybko wskoczyłem do swojej koi,  nie zapalam światła bo może pan polityczny zechce mi opowiedzieć o wielkim ojcu Polaków.
Musiałem szybko spać bo gdy usłyszałem Grzesia- wstawaj czas na wachtę- byłem nie przytomny i nie wierzyłem że to już czas ma wachtę
Och jak mi sie nie chce wstać, żeby można było jeszcze parę minut pospać,  niestety wachta rzecz’ święta.
Wyskakuje z koi wychodzę na pokład o , to my już lecimy na łowisko, a ja myślałem że sie trochę postoi przy bazie albo w dryfie i będzie ulgowa wachta a tu już w drodze na łowisko. Za rufą gdzieś widać niby łunę na niebie to nasze pływające miasto.
Mało miałem czasu,  nawet nie pochodziłem sobie po bazie a wszystko przez to pobieranie węgla,  ale w kość to dostaliśmy z Grzesiem,
Ja to miałem dobrze bo poszedłem po robocie do koi ale Grzegorz, ale on na pewno  otworzył sobie główne zasobnie i sie nie przemęczył.
W maszynowni życie płynie normalnie, węgiel,  popiół,  smarowanie, na koniec wachty wyciąganie popiołu,  węgiel do kuchni,  później porządek w maszynowni i w kotłowni,  małe mycie żarcie i najlepsze to pójście do własnej koi i odpoczynek.
Ale dzisiaj było inaczej, bo pan polityczny zorganizował nam roz­rywkę we formie szkolenia ideologicznego,  na szkoleniu jest cicho bo tylko pan KO – polityczny. nam czyta a my sobie trochę drzemiemy ,szkoda że nie można słuchać szkolenia w koi.

 

Rybackie statki parowe z lat 50-tych, polskie statki łowcze, rybackie statki bazy, praca na pokładzie, życie na morzu, polskie łowiska dalekomorskie w opowieści Człowieka Morza

JEDEN Z PAROWCÓW TOWAROWYCH – JAKO STATEK – BAZA

 

 

Autor tekstu i grafiki: Marian Rodak
Współpraca: Ewa Sorn