DZIEŃ JAK CO DZIEŃ

 

Mijają dni rejsu, każdy dzień podobny dp poprzedniego dnia, po­goda , no właśnie pogoda nam raczej przypomina Lazurowe Wybrzeże a nie Mo­rze Północne.
Załoga, załoga ma ustalony dzień – praca, messa, koja i znowu praca i tak jak to jest na morzu.
W ładowniach naszego statku przybywa beczek ze złowioną ryby.
Za pare dni pójdziemy do statku – bazy, będzie małe urozmaicenie dla. załogi. Każdy z nas już marzy o kawałku świeżego, ciepłego chleba, napić sie wody, tak zwykłej słodkiej wody której jest brak na naszym statku.
Pobrany w Gdyni prowiant już sie trochę psuje bo przecież nasz statek nie ma chłodni a chleb ma już grubą obwolutę pleśni i jest już nie smaczny.
Poprzedni  kucharz chleb odświeżał w piekarniku, póki jest ciepły jest jeszcze jadalń, później staje sie tak twardy że grozi naszym zębom.

Któregoś dnia przy śniadaniu słuchałem rozmowę kucharza ze załogą.
Szefie, to że jest spleśniały to my wiemy dlaczego,  ale dlaczego masło sie psuje i codziennie jest ono gorsze?
Na to kucharz odpowiada, to wy  nie wiecie że grzmiało a jak jest grzmot to masło sie psuje.
Załoga sie śmieje bo myśli że jest to żart.
Szefie a gdzie ty trzymasz masło? Ktoś pyta.
A tu,u góry na deku, a gdzie mam go trzymać w kabinie?
Ty trzymasz masło na szalupowym ?
A dlaczego nie w ładowni gdzie jest mięso?
Zawsze tak robiłem i było dobrze i nikt nic mi nie gadał.
Delegat! Ty sprawdź co ten garnkotłuk ma w tych swoich skrzyniach na szalupowym, mówi bosman, kucharz jazda z Delegatem i pokazać co i gdzie ty trzymasz prowiant, nie dyskutuj chłopie ze mną!
Po kilku minutach wracają Delegat i kucharz do messy.
I co on tam ma skarby na deku, ktoś pyta
Co tam jest? Odpowiada Delegat, ano jest tam i masło w beczce, jest i boczek wędzony i inne wędliny ale chyba mają inny kolor a jeszcze a są jeszcze szefa brudne lumpy.
Szefie tak nie można , prowiant cały do ładowni do lodu,  tam mo­żesz sobie trzymać kartofle i jarzyny, chłopie popatrz jaką my mamy pogodę tam ci sie wszystko ugotuje na słońcu.
Nie gadaj ta głupot ludzie- mówi kucharz, zawsze tak robiłem i nikt sie tam nie otruł a jak komu zaszkodziło to drugi mechanik ma apte­kę i jest fuli lekarstwa a najlepiej na to jest eter.
Załoga przeniosła do ładowni a kucharz zawsze rano brał z ładowni to co potrzebuje, na bieżąco.
Opleśniały jeszcze nikomu nie zaszkodził – ktoś mówi- no ale masło to już trochę mi zalatuje tą pleśnią, ale jak z bazy pobierzemy świeży chleb to ja zjem pół bochenka i popije sobie piwem ale będzie rozkosz.
A ja na bazie to będę sie kąpał   na zapas , bo moja skóra jest ta­ka twarda że nawet jak sie drapie to mi paznokcie łamią a i tak sie nie podrapie po skórze.
Musimy powiedzieć naszemu politycznemu by dla nas zamówił jakiś film no nie?
Ale nie taki, co to robi rewolucje a później kołchozy, wiecie nam trzeba taki film o ludziach, jak żyją, jak sie kochają, no wiecie życie.
A może o dziewczynach, na bazie są i takie filmy, nawet pamiętam tytuł „dziewczyna na traktorze ”
Idź do diabła z takim filmem ,
Ja to wole taki wojenny , wiecie tu strzelają a on tam ucieka Zabili go i uciekł.
To już za dwa dni już idziemy do bazy, stojąc przy kuchni jedząc obiad obserwuje praktykanta z pokładu tego marynarza  który ma na sobie takie tatuaże niczym jakaś panorama morska
Praktykant rozbija skrzynki po jajach  i dalej rąbie je na kawałki
Co praktykant, zgasło wam na dziobie w piecu?
Nie, nie zgasło – odpowiada mi praktykant- ale idziemy do bazy a pan
Kapitan 'chce sie wykąpać i musze u pana kapitana napalić w piecu
i nagrzać wody do kąpieli bo na bazę kapitan wchodzi w mundurze.
0, to trochę zarobisz za mycie pleców kapitanowi , mówię
Nie, ja mam tylko napalić w piecu i nagrzać w tym dużym garze wody
no i beczkę przygotować, odpowiada praktykant.
No, no masz ekstra fuchę.

Ty sie praktykant pospiesz bo stary jest już rozebrany i jeszcze sie przeziębi , ktoś przypomina praktykantowi.
Praktykant szybko zbiera porąbane drewno i szybko idzie na skrzydło mostku.
Ty, ty praktykant a węgiel masz? pytam
Węgiel? Węgla nie, nie mam a gdzie jest węgiel?
W maszynowni, tylko pismo od bosmana albo od pana politycznego.
Ale praktykant mnie nie słucha idzie do maszynowni, lecz po chwili wraca na pokład i już rozmawia z bosmanem.
Panie bosmanie, w maszynie nie dają mi węgla, bo ja   nie mam pisma morskiego – tłumaczy praktykant bosmanowi, a kapitan jest już rozebrany i czeka na ciepłą wodę.
Chłopie, tyle lat już pływasz a o tym to ty nie wiesz że na morzu musi być na wszystko pismo morskie i muszą na nim być pieczątki statku?
Bosman wraca i podaje praktykantowi ważne pismo.
Słuchaj praktyczny to pismo morskie oddasz tylko panu mechanikowi nie daj sie oszukać, bo ci palacze udają żę to oni są mechanikami a jak będzie inaczej to wiesz gdzie jest komora Łańcuchowa?
Tak, tak panie bosmanie , wiem co to jest, tam jest areszt morski.
Praktykant szybko idzie do maszynowni, po chwili wychodzi, dźwiga­jąc na plecach worek z kamieniami które są we węglu.
W tym czasie gdy praktykant szykuje kąpiel kapitanowi ,  to pan kapitan jest na rufie statku i mierzy rozstaw kabli sieciowych, te pomiary są ważne bo kapitan wie czy sieć jest otwarta czy zamknięta
Praktykant już zniósł na dół do salonu kapitana węgiel , drewno a teras nie może sobie poradzić z tą beczką,  która   sie nie   mieści we włazie.
We włazie wejściowym do salonu kapitana, meczy sie ten człowiek.
Międzyczasie na mostek wchodzą kapitan , mechanik   no i jak by inaczej mogło być pan Polityczny.
Kapitan patrzy na to jak sie mocuje praktykant by wcisnąć beczkę do. jego salonu i mówi.
Panie, panie po co mi pan ładuje beczkę do mojej kabiny?
Do salonu, do salonu panie kapitanie, mówi praktykant.
Beczkę do mojego salonu ? Pyta kapitan
Przecież idziemy do bazy panie kapitanie, a pan musi sie wykąpać bo nie mył sie pan od wyjścia z Gdyni,  tłumaczy praktykant.
Chłopie! Chłopie, zabieraj mi tą beczkę z mostku!  I już ciebie tu nie widzą moje oczy. Chłopie uciekaj mi z mostku, przecież ja musze pójść na dół do radia, szybciej uciekaj!
Praktykant mocuje sie beczką ale ta tak zaklinowała że bez dźwigu nie wydostanie.
Panie, panie z tymi tatuażami wołaj pan pomoc, woła kapitan
Panie bosmanie woła przerażony praktykant, panie, beczka sie za­klinowała i ja nie mogę ją wyciągnąć a kapitan musi do radia.
A jaką beczkę tam masz ? Ktoś pyta
No, no całkiem nową o taką jak ta tu jest,  tłumaczy praktykant
Praktykantowi udziela sie zdenerwowanie kapitana,  który nie może zejść do swego salonu, tłumaczy bosmanowi o zaklinowaniu sie beczki w zejściówce do salonu kapitana.
To ty nie wiesz że są różne beczki okrągłe, kwadratowe tłuma­czy rybak, ale ty jesteś leniwy i bierzesz to co pod reką  masz.
Ja nie wiedziałem że są kwadratowe beczki – zdziwiony praktykant
I mówisz że beczka sie zaklinowała na amen?

Tak, tak panie bosmanie, nie da rady ją wyciągnąć
To ty praktyczny, ktoś podpowiada, wal szybko do maszyny i przy­nieś od tych kowali „flaszencug”, wiesz co to jest?
Tak proszę pana to taki wielokrążek łańcuchowy, mówi praktykant ja to wiem  jak to wygląda i już biegnie do maszynowni,.
Po chwi­li wraca, na ramieniu niesie wielokrążek, wchodzi na mostek, widzi groźne spojrzenie kapitana.
Ja już mam narzędzia i zaraz wyciągnę tą beczkę panie kapitanie.
Chłopie o jaką ci beczkę chodzi? Kto ciebie tak ładuje, nie zbliżaj sie tymi łańcuchami do koła sterowego!
Panie kapitanie tą beczkę co miał sie kąpać,  tłumaczy praktykant bo idziemy do bazy,
Słuchaj człowieku jeżeli nie chcesz mojej śmierci to uciekaj z mostku i niech ciebie tu więcej, nie widzę! Jazda z mostku!
Praktykant widzi zdenerwowanie kapitana zabiera to żelastwo i już go nie ma na mostku.
Wychodzę na pokład i spotykam praktykanta niosącego żelastwo.
Co naprawiasz u kapitana kompas? Pytam.
Nie, tylko idziemy do bazy i kapitan chciał sie wykąpać a ja zaniosłem nie taką beczkę i kapitan jest zły na mnie i wygonił mnie z mostku a ja tak lubie sterować, smutnie odpowiada mi pra­ktykanta .
Nie martw sie Stachu nasz kapitan to równy facet za pare  dni za­pomni, tylko przez kilka dni nie wchodź mu na kurs a tak to ty wiesz jak sie nazywa nasz kapitan? Pytam.
Nie wiem jak sie nazywa- odpowiada mi- nie przestawiał mi sie a wszyscy mówią na niego tylko’ panie kapitanie.
Chłopie, to ty nie rybak, jak ty nie wiesz jak sie  nazywa twój kapitan?
Powiedz mi Marian, ja będę pamiętał na całe życie nazwisko pana Kapitana.
Nasz kapitan sie nazywa pan Niescior, to najlepszy kapitan we flocie, ty wiesz że kapitan mnie uratował?
Gdyby nie nasz kapitan to siedział bym na lądzie do dzisiaj, tłumacze praktykantowi.
Co ty mówisz? A dlaczego byś siedział na lądzie7
Bo ja sie urodziłem w Belgii i miałem przeprawę z takimi panami co. to chodzą w amerykańskich kapeluszach, ale kapitan im dał swo­je słowo że nie ucieknę ze statku i dopiero oni mnie puścili w morze.
Nasz kapitan to dobry człowiek ale jak ktoś mu specjalnie no­si na mostek takie łańcuchy to ma prawo sie zdenerwować.
To ci z pokładu kazali mi przynieś te, te łańcuchy bo tym mia­łem wyciągnąć ze salonu tą okrągłą beczkę a jak już przyszedłem na mostek to już nie było beczki a kapitan patrzał na mnie tak strasznie że nie wiedziałem jak mam uciekać z mostku.
Stachu, ty trochę myśl i jak ci powiedzą to sie zastanów czy ciebie nie ładują czy masz to zrobisz,  tłumacze praktykantowi.
Już ja teraz będę wiedział i już żadnego żelastwa na mostek nie zaniosę, odpowiada mi praktykant.

Kolejny dzień na pokładzie, w trakcie długiego rejsu, ciężka praca na pokładzie, dalekie łowiska w rybackiej opowieści Człowieka Morza

Autor tekstu i grafiki: Marian Rodak
Współpraca: Ewa Sorn