MGŁA

 

MGŁA

 

Dni nam mijają bez niespodzianek w dzień łowimy a w nocy stoimy w dryfie, pogoda jest pochmurno ale nie wyczuwamy by wiatr sie zwiększył.
Wyniki połowowe są zmienne raz jest trochę ryby,  to znowu trochę są podarte sidła jak to sie tu mówi i lada dzień może pójdziemy do bazy zdać rybę i trochę pobrać węgla.
W maszynowni wszystko sie kreci, dzień jak każdy inny dzień, stoję obok mechanika i planujemy co to będziemy dziś robie jak staniemy w dryfie, no i nie spodziewani odezwała sie nasza syrena swoim do­nośnym głosem.
Co jest?
Po chwili znowu długi sygnał syreny, o to sie coś dzieje mechanik pokazuje mi żebym zobaczył co sie dzieje na pokładzie.

No ja w tych sprawach jestem szybki, ułamek sekundy i  jestem na pokładzie,  co jest, co tak ciemnawo myślę ach jaka mgła.
Zrobiło sie szaro i jakoś głucho, bosman już grzeje windę ależ to gęsta mgła.
W maszynowni mówię- panowie mgła jak beton nic nie widać a bosman już windę szykuje do wybierania sieci i  ….
Moją mowę przerywa gong telegrafu- stop maszyna- po chwili znowu odzywa sie syrena,  jest i gwizdek z mostku mechanik rozmawia z ka­pitanem.
Ja sie wtrącam do rozmowy i mówię może stoimy na wraku?
Jak ja ciebie zawrakuje – mówi palacz
Mechanik właśnie skończył rozmowę z kapitanem i mówi źle panowie! Wyciągamy sieć, maszyna w pogotowiu a cała załoga do mesy a ty co tu      stoisz tu? Jazda do góry i melduj!
Już szybko biegnę na pelengowy, ale to mgła myślę, syrena znowu sie odzywa a na baku wachtowy wali w dzwon że aż echo niesie, nic nie widać , mgła, ale ryba jest i to chyba śledź, krzyczę przez nawiewnik to co widzę i co sie dzieje na pokładzie.
I znowu gwizdek rury głosowej z mostku i znowu mechanik rozmawia my słyszymy tylko to co mówi mechanik,  tak maszyna w każdej chwi­li gotowa do manewrów i cała załoga do mesy
.No to słyszeliście co i jak a ja ide do messy ,ty Marian masz otwar­te oczy na wszystko i wszystko w pogotowiu jasne?
Tak panie mechaniku już ja tu będę pilnował wszystkiego.
Mechanik wychodzi z maszynowni  ,no wy tam na dole uważać a jak by co to wołać mnie jasne?
Tak jest – odpowiada palacz..
Palacz poprawia ciśnienie pary na maszynie i tak ustawia stawidła by maszyna mimo że jest para otwarta maszyna nie będzie obracała.
No ja- siódmy mechanik, siadam na miejscu mechanika i obserwuje wszy­stko co dzieje w maszynowni, nie muszę sprawdzić i przesmarować pompy na lewej burcie,  znowu siadam, nic sie nie dzieje tele­graf manewrowy– stoi na stopie, maszyna główna sie grzeje.
Po pół godzinie wraca mechanik, ma tajemniczą mine, kiwa przytaku­jąco głową i po chwili mówi.
Panie mechaniku wszystko sprawdzone i przesmarowane –mówię.
Wołaj  palacza a jesteś Zygmunt to dobrze , bo sprawa jest poważna , wiecie jaka jest” mgła?

 

Mgła na dalekich oceanicznych łowiskach we wspomnieniach Starego Rybaka Dalekomorskiego

 

A na tej naszej pozycji był statek –luger m/t „Korab” i chciał wyrzucić pławnice a przy jego burcie mina, wiecie taka z kolcami, chyba urwała sie z kotwicy i dryfowała, 
Jak zoba­czył to żelastwo dał na całą wstecz i uciekł z tej pozycje ale przez radio podał pozycje, my jesteśmy na tej pozycji. Sprawa jest poważna i na­leży być w pogotowiu, cała załoga będzie siedzieć na rufie w mesie.
Kapitan wystawia wachtowych na każdej burcie, na dziobie i mostku a jak będziesz wysypywał szlakę za burtę to sprawdzić czy czegoś nie ma przy burcie i dopiero wyrzucać szlakę. Czuwać tyle lat po woj­nie a jeszcze są   miny,  jeszcze nie jedna wypłynie.
Mgła nie pozwala nam na zmianę pozycji, strach bo nie wiado­mo gdzie zdryfowała mina.
Cała załoga jest na rufie,  część jest na dole w messie a są i tacy usadowili sie na szalupowym na sieciach podartych, inni stoją przy kuchni popijają kawę i dyskutują na temat miny.
Zmiana wachty zgłaszam mechanikowi swoje wyjście na pokład..
Panie mechaniku ide wyrzucić szlakę i popiół
No to. wiesz jak byś zobaczył to krzycz i wołaj wachtę.
Tak panie mechaniku- odpowiadam i wychodzę z maszynowni i może to ja zobaczę tą mine i będę bohaterem że ocaliłem statek i je­go załogę.
Statek jest oświetlony, mgła jak beton nic nie widać, przechylam sie przez nadburcie nic, nawet nie widać lustra wody nic nie widać, wyciągać szlakę i wyrzucić ją za burtę, nie jestem bohaterem dnia.
Statek oświetlony w mgle wygląda jak jakieś nieziemskie zja­wisko, co pewien odzywa sie nasza syrena,  to znowu słychać jak wachtowy na dziobie wali w dzwon okrętowy i znowu cisza.
Zdaje wachtę, małe mycie tyle by z oczu i z nosa wyrzucić węgiel i popiół,
W messie jest pełno załogi i mimo że jest już po północy.
Są prowadzone rozmowy szeptem, wszystkie światła sie palą a część załogi pokładowej już sie ułożyła na ławach inni leżą po prostu na podłodze, są i tacy że już sobie drzemią ale wszyscy mają rekach kamizelki ratunkowe.

Z trudem dostaje sie do swojej koji, patrzę na palacza któ­ry leży w ubraniu a kapok trzyma w reku, no to coś nie tak.
Marian- mówi do mnie palacz- ty też śpij w ubraniu a kamizelkę miej w reku bo nie wiadomo co może sie dziać
Dziękuje że mi o tym mówisz Zygmunt, bo ja myślałem że tylko pokład ma tak spać.
I pamiętaj Marian że wraże czegoś to jeden drugiego budzi, krzyczeć
a teraz postaraj sie zasnąć cześć.
Dobranoc Zygmunt, leże i sobie myślę że tyle lat po wojnie a tu jeszcze miny są na morzu’ a ja myślałam że rybacy na morzu to więcej niż marynarze z handlowej floty, a tu byli jeszcze inni na morzu bohaterowie, no ci,  ci co to pływali w konwojach na da­lekiej północy co szli w konwojach do Murmańska co nieśli pomoc Ruskim.
Na pewno ci marynarze w konwojach spali w pogotowiu bo przecież była wojna, nie jeden statek tonął, ci. ludzie skakali do lodowa­tego morza a nie raz bywało gorzej bo jak tankowiec tonął to i morze było w ogniu,  ci  to byli bohaterzy a my tak mało wiemy.
Dlaczego tak mało sie mówi o nich o tych którzy ginęli w lodowatym mo­rzu albo w morzu ognia, przecież to też byli Polacy.
Polacy zapomniani przez nas Polaków, na pewno ktoś ich oczekuje i my­śli że któregoś dnia zapuka do drzwi swojej rodziny- ten zapomnia­ny marynarz-bohater z konwojów dalekiej północy.
Rade palacza (CHORMANSKI ZYGMUNT)   przyjmuje poważnie, ubieram sie w kombinezon, kapok wyciągam z pod materaca a przy tym wypła­szam szczury które sobie zrobili gniazdo, no to już za wiele jutro jak dożyjemy to zrobię lotnika sobie w koji. 
Jakoś  nie mo­gę sie ułożyć w koji, myśle – a jak no trzeba będzie opuszczać statek, to jest nie możliwe przecież to jest mój upragniony statek, przecież to jest mój pierwszy rejs, no nie wyobrażam sobie uciekać do szalupy i zostawić mój statek.
Spoglądam na messę- ktoś przezornie otworzy świetlik który jest naszym wyjściem awaryjnym, no i  jako wywietrznik messy,.
Pan Polityczny siedzi na schodach wyjściowych z mesy na swych kolanach ma kamizelkę ratunkową i  jest bardzo zamyślony.
Atmosfera trochę taka przygnębiająca, ale jakoś nie widzę by ktoś ze załogi spał, ja też nie mogę zasnąć.
Nagle głośny huk- każdy z nas sie zerwał bo nie wiadomo co sie dzieje  po chwili wiemy już że to asystent wychodząc z naszej umywalni silnie trzasnął stalowymi drzwiami które to spowodowały taki głośny trzask,
A cisza która panowała w messie spotęgowała ten trzask.
Każdy z nas był wystraszony. Asystent.  (KWASECKI STANISŁAW) przeprosił nas  .
Nie myślałem że te drzwi narobią tyle hałasu- tłumaczy,
Ktoś sie zaczyna śmiać i pyta
Panowie a gdzie nasze kakałko sie podziało?
Przecież siedział na schodach- ktoś mówi
A może spadł pod schody-inny mówi
Już sie wszyscy śmiejemy bo wiemy że polityczny słysząc trzask zamykanych drzwi myślał biedak że jest to już ostatnia chwila wiec czmychał do góry.
Ktoś wychodzi na pokład, po chwili wraca i nam opowiada.
Wiecie jak Stachu trzasnął tymi drzwiami to KO. uciekał na szpar-dek do szalupy,  jeszcze na kogoś nadeptał a teraz jest na mostku ale nie pozwala zamknąć drzwi na skrzydle.
Znowu jest trochę śmiechu.

No ma chłop pietra – ktoś zauważa
Odzywa sie palacz Zygmunt -stary frontowiec i mówi-.
Panowie pietra to my wszyscy mamy, chyba ten sie nie boji kto sobie nie zdaje spra­wy w jakiej sie znajdujemy sytuacji, ciekawy jestem co by sie dzia­ło gdyby tak puknęła w nas taka mina, myślę że więcej byłoby ta­kich jak polityczny, dobranoc panowie.
Przebudziłem sie mój zegar biologiczny czuwa nad tym bym nie za­spał na wachtę,
Jestem nie wyspany, w koji wygląda tak jak by przez nią przeszedł huragan ale kapok trzymam w reku, musiałem do­brze wiercić w koji zanim zasnąłem.
Jakoś udało mi sie wyjść z koji nikomu nie stając na jego zwłoki.
Wychodzę na pokład we wiadomym celu, mgła nadal sie utrzymu­je, stoimy w dryfie, wachtowi chodzą po pokładzie, mają na sobie kamizelki  ratunkowe,  są zmarznięci, 
Dopiero teraz widzę że przy–windzie trałowej leżą koła ratunkowe, uciekam z pokładu.
W maszynowni jak i na pokładzie obwiązuje pełne pogotowie.
Pod pretekstem ustawienia nawiewników wychodzę na pelengowy, tu jest moje miejsce pracy numer dwa,  stąd wyrzucam z kotłowni wszystko    co nie jest już nie potrzebne na statku.
Stojąc na pelengowym wydaje mi sie że tu mgła jest trochę inna nie jest takim betonem jaki sie widzi na pokładzie, nie jest taka gęsta, na pewno nie jest taka jaka była wczoraj ale syrena nadal sie odzywa od czasu do czasu, natomiast wachtowy na baku cyklicznie wali w dzwon.
Gdzieś w połowie wachty kapitan postanawia   wyrzucić sidła i na wszelki wypadek na baku stoi wachtowy który ma dzwonić i obserwo­wać co sie dzieje na kursie, bo na razie nikt nie wie co sie dzie­je z tą miną.
Zaraz po obiedzie wyciągamy sieć,  jest ryba i to śledź,  już nam sie humor poprawia,  już wiemy że będzie dobry dzień.
Nasz statek może do swych ładowni zabrać około tysiąca beczek, jeszcze jest trochę miejsca na świeżą rybę którą, ładujemy do lodu, chociaż wolimy by ryba była w beczkach.
Po minie i mgle już nie ma .śladu tylko   nasz trawler DELTRa  cos tam widział ale nie był pewny czy to była mina czy też jakaś beczka, ale dała pół wstecz i uciekła z tej pozycji.
Ze miny na Morzu Północny zrywają sie a może któryś ze statków zerwie taką mine z kotwicy i ta sobie dryfuje gdzieś tam
Wczoraj w messie ktoś opowiadał że nasz lugier MAZUREK wpadł na taką dryfująca mine,  statek z cała załogą poszedł na dno, nikt sie nie uratował.
Dzień nam minął spokojnie i to jest ważne.
Po kolacji załoga komentuje wczorajsze tajemnicze znikniecie naszego pana politycznego.
Gdzie pan był – ktoś pyta
Panowie, towarzysze mnie potrzebowali na mostku by uspokoić zało­gę ,przemówiłem do nich, uspokoiłem ich, zresztą to jesz mój obowiązek być tam gdzie potrzebuje mnie załoga mojego statku. Nawet pan kapitan mi podziękował za moją prace.
Asystent wtrąca sie do rozmowy-słuchaj KO. nie pieprz nam że ciebie kapi­tan potrzebował, albo twojego błogosławieństwa przed zatonięciem statku powiedz nam coś innego,  zmień płytę.
No my wiemy żę pan KO. ma chory żołądek – ktoś mówi- i że jak fala to go boli, no może i mgła mu szkodzi.
Tak, tak było-zgadza sie KO.-musiałem lecieć szybko na pokład, bo musiałem zwymiotować, wiecie może ta kolacja mi zaszkodziła?
Do mesy wpada kucharz w reku ma tasak w drugiej ścierkę, rozgląda sie po załodze, kipi złością, no myślę sobie tu sie zanosi na woj­nę, ja na wszelki wypadek ładuje sie do koi.
Co!  Co ty kakałko pieprzysz że ci moja kolacja zaszkodziła? Zało­gę mi buntujesz przeciwko własnej matce, przeciwko mnie kucharzowi żeglugi wielkiej i małej?

Moje gotowanie ci szkodzi! To ja tobie kleiczki gotuje a ty mnie chcesz wygryź ze statku?:
Nigdy! Panie szefie ja nie chciałem tak powiedzieć- tłumaczy KO.
Twój żołądek a moja dupa to samo, patrzcie kolacja mu zaszkodziła, i nic nie mów jak jestem tu kucharzem rąbnę tasakiem i po tobie. 
Szefie uspokój sie- ktoś mówi ale to jeszcze wiec j go denerwuje.
Ja wiem że otruć politycznego to sprawa polityczna, bo jak by tak trymera i kucharz spogląda w stronę mojej koji, ale ja udaje że śpię albo prakty­kanta otruć no to jest wypadek przy pracy, mały pogrzeb i koniec.
No wy z maszyny powiedzcie czy ja kogoś otrułem? No był taki bar­dzo ideologiczny ale nie dałem go rady otruć.
Panie polityczny – ja panu oznajmiam że na bazie schodzę z Plutona ale opowiem jak to te twoje lektury czytają na statku.
Jak ka­żesz trymerowi brudnymi łapami smarować kartki a nawet może i napluć w ten marksizm a ty mówisz jak to ludzie to gówno czytają.
Ja tylko przez małą szparkę we firance obserwuje to co sie dzieje w mesie.
W końcu odzywa sie Zygmunt i już głośno mówi do kucharza.
Szefie, ty nigdy nie wchodź do mesy z tasakiem bo może sie to żle skończyć,  ty jesteś fajny chłop ale kucharzem..
Co ja nie jestem kucharzem? krzyczy  kucharz
Szefie daj mi powiedzieć- przerywa palacz kucharzowi- ty nie jesteś kucharzem bo ty jesteś artysta – kucharz! Ale nie powinieneś podsłu­chiwać co sie mówi w mesie.
Święta prawda – po chwili mówi kucharz. No wiecie to przez tą mine i przez to że te drzwi tak huknęły i nie mogłem spać, no i jak polityczny. uciekał z mesy to podobno na szpar deku rozdeptał troje ludzi, je­szcze tam leżą, jeden ma złamaną rękę i zęby
Co? Nie wytrzymuje KO.- ja złamałem rękę? Komu? kto to widział?
Panie polityczny, spokojnie pan wie jak pan uciekał, nie, nie jak pan szedł do szalupy to pan podeptał ludzi.
No, no wiecie panowie było ciemno i  ja nie widziałem ich a ja chcia­łem zobaczyć czy są szalupy i ilu ludzi  jest tam, ale nikt mi nie meldował o tym że są ranni.
To tylko złamana ręka i coś tam jeszcze ale to nie pana wina.
Kto to jest jak sie nazywa ,panowie mówcie gdzie on jest?
To ten co go pan broni przed pracą, młodszy rybak.
Pan polityczny jest już bardzo zdenerwowany i mówi.
Pójdę na dziób zobaczyć jak on sie czuje to jest mój obowiązek.
I zanim pan KO.  zdecydował sie na odwiedziny chorego, po schodach schodzą – bosman i inni którzy podtrzymują rannego i rzeczywiście, to ta morska Guła – mam na myśli młodszego rybaka.
Który ma zawiniętą rękę bark, głowę tak że widać mu tylko jedno oko i trochę twarzy.
Oczywiście obserwuje to z mojej koji zza firanki i to dyskretnie, na pewno ten biedak mocno cierpi a za nim schodzi drugi mechanik który pełni na statku medyka.
Mesa sie zapełniła załogą, bosman sie rozgląda po załodze, mówi.-
Panie szefie widzi pan, młody człowiek a już będzie kaleką do śmierci albo i dłużej, nieszczęście, kto wie czy dożyje końca tego rejsu.
Szefie my wiemy że kucharz to jak matka na statku i że jak dbasz o pana politycznego w sztormie i mu gotujesz kleiki.
Co? Oburzonym głosem mówi kucharz ja wyjątki robie?

Szefie uspokój sie, chodzi tylko że jak – bosman tłumaczy kucharzo­wi- chodzi o to jak komuś gotujesz talerz kleiku to żebyś trochę dolał wody do tej zupy by było dwa talerze, jeden dla politycznego no a drugi dla chorego.
Co? Ja mam wodę lać do zupy? Nigdy! Nie będę robił fuszerki!
Brawo kucharz! Ktoś mówi.
Jest jeszcze inna sprawa nadchodzi sztorm i to wiecie jaki jest ten człowiek na dziobie nie może spać, chodzi o to by ktoś tu z rufy odstąpił mu swoją koje.
Fanie bosmanie ja oddaje swoją koje – mówi drugi mechanik.
Panie drugi, pan musi być tu w pobliżu maszyny,
No pewnie -ktoś mówi – awaria będzie w maszynie a gdzie szukać mechanika na dziobie?
A może na dziob dać trymera? Ktoś mówi.
No ładnie teraz za mnie sie biorą, myślę sobie, człowiek nawet nie jest pewny we własnej koji.
Dalej dyskretnie obserwuje messę.
No dobrze panie drugi – ale niech pan powie jak ten inwalida żeglugi wielkiej wejdzie to tej nory tam gdzie śpi trymer?
Bogu dzięki, myślę sobie że jest już inwalidą i nie może sie wtarabanić do mojej rodzonej koji.
Panowie – a może by zrobić, no wiecie taką trumnę i niech by sobie leżał pod stołem?
No nie, panowie żywego człowieka wkładać do trumny?
Z korytarza czyjaś propozycja,  choć go nie widać mówi.
Niech polityczny odda mu swoją koje, bo przecież to on mu złamał kręgosłup. No ładnie była złamana ręka, wybite oko, nawet krzyż ma rąbnięty.
Polityczny protestuje, że tu ma tajne dokumenty polityczne, tu jest radio a wiecie co by sie działo gdyby mnie tu nie było, ja nie mogę.
Panie polityczny chodzi o to by pan poszedł sobie na kanapę do kapitana.
Już pomału polityczny sie zgadza że pójdzie do salonu kapitana.
By ten młody inwa­lida żeglugi wielkiej spał w jego koji.
Problem inwalidy przerywa głos wachtowego który z góry krzyczy .
Pokład! za piętnaście wybieramy sieci, grzać windę!
Oczywiście ofiarą jest pan polityczny- ofiarą śmiechu.
Dziś już nikt nie pamięta o wczorajszym śmiechu, o inwalidzie ani o panu KO.
życie toczy sie dalej, dzisiaj znowu jest praca i praca.

 

Mgła na dalekich oceanicznych łowiskach we wspomnieniach Starego Rybaka Dalekomorskiego

 

 

Autor tekstu i grafiki: Marian Rodak
Współpraca: Ewa Sorn