NA ŁOWISKU

 

NA ŁOWISKU

 

Obudzony hasłem Grzesia – wstawaj czas na wachtę -jakaś dziwna cisza a już wiem , stoimy w dryfie , w messie niema ni kogo, tylko pomponik kucharza przygotowuje stół do śniadania.
Mała chwila i już jestem po śniadaniu,  mam jeszcze dużo czasu ide na pokład.
O jaki tu ruch, cała załoga pokładowa pracuje tu na prawej burcie, na pokładzie leży sieć, sznury ,  liny, jakieś ,  deski,  załoga coś mierzy,  wycina,  wiąże, wszyscy są bardzo zajęci.
Jest i Grzesiu i zajada jajecznice, miedzy kęsami mówi do mnie.
„Zaraz sieć poleci za burtę,  zobaczysz jaki będzie śledź,   teraz koniec kwietnia to wiesz śledź jest pełny, tłusty bo sie szykuje na tarło.

Ja przytakuje, tak jak bym wiedział co to tłusty albo śledź pełny.
No to cześć Grzesiu i schodźże do maszynowni,- dzień dobry- mówię wachcie,  mechanik stoi przy stanowisku manewrowym i czeka na mane­wry, palacz bacznie obserwuje manometr kotła,  ciśnie w kotle na fuli na czerwonej kresce stoi.
Widocznie na pokładzie przedłuża sie praca przy sieciach bo już scho­dzi zmiana wachty a manewrów niema.
Mechanicy sobie przekazują wachtę a palacz mówi do mnie szybko ,bo musimy wyślakować palenisko.
Szybko nam idzie praca i po minutach palenisko jest wyczyszczone, po chwili słychać gong telegrafu 1 już idziemy -na pól naprzód-ja już wiem że moje miejsce jest przy telegrafie i wpisuje do brudnopisu manewry, stop,  mechanik wykonuje manewr- pół  wstecz, znowu -stop- , znowu cisza czekanie ,- pół na przód-, mechanik mówi do mnie.
Wal do góry i zobacz co oni tam robią!
Ja na to tylko czekam i już jestem u góry w korytarzu i patrzę przez iluminator, sieci na pokładzie jut niema, oficer wyrzuca jakieś białe deski i słyszę telegraf wiec szybko schodzę na dół do maszynowni i mowie co widziałem na pokładzie .
Te białe deski to są latawce- tłumaczy mi palacz- wiesz sieć sie musi otworzyć i po to są  te latawce.
Już idziemy na -cała naprzód,  mechanik powoli rozkręca zawór pary na maszynie głównej a palacz w kotłowni gracuje ogień w paleniskach kotła, po chwili statek zaczyna dostawać drgawek patrzę na palacza.
Spinają kable i winda trałowa pracuje na maksymalnych obrotach -tłumaczy mi  – palacz..
Po chwili zanikają drgania statku i tylko słychać że maszyna ciężko pracuje, znowu trochę więcej wiem o statku.
Hej Marian nawiewniki  !Przypomina mi palacz
Szybko ide na pelengowy i ustawiam potężne faje nawiewników na wiatr Spoglądam na pokład na którym nie ma nikogo, załoga zeszła do swojego pomieszczenia zwanego kubrykiem i odpoczywa.
Wachta! Szybko schodzę do maszynowni i już jestem w swoim żywiole
W kotłowni palacz miesza w palenisku gracą by sie ogień uaktywnił
Palacz jest cały mokry a jak on wytrzymuje ten odblask ognia z paleniska,  to gorące powietrze które ja czuje na sobie a stoję” pod ścianą kotłowni, straszna to robota palacza, rozmyślam
Marian wyciągaj popiół z popielników, palacz wychodzi z kotłowni
Teraz ja sie gotuje we własnym pocie, wyciągam żarzący sie popiół z popielników który spada na żeliwne płyty podłogi kotłowni powoduje gorący tuman kurzu któ­ry unosi sie po całej kotłowni.
Odzież przykleja sie do mnie, parzy mnie wszędzie w oczach, ustach po całym ciele go czuje.
Gdy już wyciągnięty jest popiół gaszę go wodą i znowu unoszą sie tumany mieszaniny pary z czadem,  już słyszę głos palacza.
Marian wal do góry wyciągamy to świństwo!
Gdy przechodzę przez maszynownie mechanik mi przypomina
Idziesz do góry ? To nawiewniki nastaw bo za chwile wpadnę w korby!
Panie mechaniku nawiewniki nastawiłem już- tłumacze

Ale już z nich nie dmucha ,powietrza ludzie, powietrza! woła mecha­nik który stoi pod nawiewnikiem i wachluje sie swoimi dłoniami.
Na pelengowym jest wiatr ,zastanawiam sie, 
Już wiem statek zmienił kurs, nastawiam potężne faje nawiewników kotłowni, wkładam głowę w nawiewnik i krzyczę do palacz w kotłowni.
Zygmunt jak dobrze dmucha?
Wieje, wieje ale słabiutko-odpowiada palacz.
Bo i wiatr jest słaby,  tłumacze
Marian! Woła palacz z kotłowni Marian otwieraj wszystkie te klapy przy kominie i nad kotłem wiesz?
Otwieram wszystko co jest do otwarcia byle tylko trochę przedmuchał wiatr w kotłowni i w maszynowni.
Na jachtach to wiedziałem że jak nie ma wiatru to należy gwizdać albo drapać bom,  ale to było tam w HOM – ie na jachtach ale co robić tu na parowcu by było trochę tego powietrza tam na dole, by dmuchnął wiatr.
Spoglądam na morze które ma dziś lazurowy kolor,  jest piękne,  że tu na morzu może być tak spokojna woda, powierzchnia morza wygląda jak potężne zwierciadło w którym odbija sie cały piękny nieboskłon.
Powierzchnia tego zwierciadła, porusza sie tak spokojnie że nie widać żadnego załamania sie , wygląda tak jak by morze to potę­żne morze oddychało,  tak jak by spało morze.
To dobrze że jest taka pogoda, bo ja jeszcze nie jestem pewien czy jak będzie fala to czy mnie nie będzie brało, ale lepiej o tym nie myśleć, niech jest ta flauta to pogoda dla mnie.
Wachta! A ja tu podziwiam uroki morza a tam na dole co sie dzieje bez trymera wachta sobie nie poradzi,  szybko schodzę do maszyny i  już jestem w swoim kieracie.
A te mewy rozmyślam- jak im trudno jest poderwać sie do lotu mu­sza, sobie pomagać nogami i tak kilkanaście metrów lecą odbijając sie nogami od powierzchni by poszybować. 
Ciekawe jest że te mewy mają już zakodowane w swych łbach że gdy są w powietrzu zawsze są po naszej nawietrznej, to im pozostało po żaglowcach. Ale tu na dole trochę przypomina piekiełko,  jesteśmy  mokrzy, nikt z nas tego nie ukrywa, pot sie nam leje i skąd tyle tego potu u człowieka ,rozmyślam, wszystko na sobie mam mokre.
Marian nawiewniki bo za chwile zdechnę woła palacz
Głośny gwizdek szprech -rury albo jak kto woli tuby głosowej oznaj­mia nas w maszynowni że za 15 minut będzie sie wyciągać sieć na po­kład.
Równocześnie jest zmiana wachty, mechanik staje przy stanowisku ma­newrowym i oczekuje na manewry.
Po chwili już są manewry ,moja ciekawość jest tak duża że pytam mecha­nika.
Panie mechaniku,  czy ja mogę zobaczyć co tam sie na pokładzie?
Zasuwaj do góry i mów ile beczek.
Wychodzę na prawą burtę ale tu pracuje załoga pokładowa.
Ty trymer ty idź na pelengowy- podpowiada mi palacz.
Szybko lecę na pelengowy – o tu wszystko widać,   jest na skrzydle mostku pan kapitan.
Statek stoi w dryfie prawą burtą do wiatru,  winda trałowa ciężko pracuje,  załoga pokładowa klaruje jakieś liny, bosman coś tam krzy­czy ,
Głośny stuk o falszburtę – to deski trałowe są już na pokładzie,  po chwili są i te latawce,  które wyciąga oficer i ostrożnie opiera o nadbudówkę.
Już widać sieć a w niej srebrzy sie ryba, po chwili worek sieci jest przy burcie.
Ktoś ze załogi woła jumper  !  Do góry!

Po chwili nad pokładem wisi potężny wór pełen ryby, ktoś coś tam robi przy tym worze i  już z wora wysypała sie ryba.
Przecież ja mam wachtę a tu tyle jest do oglądania,  szybko lecę do maszynowni.
No i co Marian ile złowiłeś? Pyta mechanik.
0 panie mechaniku – odpowiadam- tak dużo ryby nigdy nie widziałem życiu.
Jeszcze będzie tak że pokład będzie cały w rybie-mówi palacz.
Po pół  godzinie postoju w dryfie zaczynają sie manewry brak wiatru statek niema dryfu wiec kapitan poprzez manewry stara się by statek odszedł  od wyrzuconej sieci na bezpieczną odległość by sieć nie dostała w śrubę napędową.
Manewry trwają kilkanaście minut a później  już idziemy pod trałem.
Czas trwania trału zależy od. tego co nam zapisze sonda, jeżeli nie­ma zapisu to po trzech godzinach wyciągamy sieć.
Moja wachta sie skończyła,  obiad zjadam na pokładzie koło kuchni a po zjedzeniu ide na śródokręcie staje koło windy trałowej.
Załoga  pokładowa pracuje przy sprzątaniu ryby ,jedni sypią rybę do takiego koryta – które nazywa się rucza,  inny wybiera inne ryby i wyrzuca za burtę,  bo tylko do beczek ładuje sie śledzie.
Inni solą te śledzie, później sypie sie do beczek, ktoś na takim dwukołowym wózku wiezie te beczki z rybą na lewą burtę w stronę rufy,
Praca na pokładzie wre,  wszyscy jesteśmy trochę podnieceni- bo jest pogoda a  ryba idzie a to jest najważniejsze.
Przyjemnie jest sobie tak stać i patrzeć  jak inni ciężko pracują, ale ja też ciężko pracowałem ,należy mi odpoczynek po wachcie, w koi zasłaniam sie firanką by mi światło które świeci w mesie, nie przeszkadzało w śnie.
Czas snu szybko mi ja ,zazwyczaj po przebudzeniu czuje sie nie wyspany ale starczy by wyjść  na chwile na pokład i już jest gotowy do pracy, idziemy pod trałem ,załoga pokładowa pracuje przy rybie.
W messie kucharz serwuje- świeżą opiekaną rybę, smażoną wątrobę,  kiszone ogórki a jest i zupa z obiadu, no i humor załogi a zwłaszcza kucharza.
Po kolacji zostało mi pare minut na dotlenienie ,
Morze Północne jest piękne, dzisiaj w lustrze morza odbija sie błękit nieboskłonu, takiego koloru morza nigdy nie widziałem.
Myślę że jest nas więcej którzy podziwiają uroki tego pięknego morza.
W pobliżu nas idą inne statki pod trałem, na ich pokładach -widać jak załogi pracują przy sprzątaniu ryby do beczek.
Z kominów tych statków unosi sie chmury czarnego dymu,  co dodaje uroku w tej panoramie którą oglądam,  szkoda że ja nie mogę opowiedzieć tego pięknego uroku Morza Północnego.
Nasz statek ciągnie swój trał,  delikatnie od czasu do czasu jego dziob lekko sie zanurza w otchłani morza,  to znowu lekki przechył na burtę co powoduje że olbrzymie lustro powierzchni morza ożywia sie a wygląda to tak jak by morze oddychało.
Och moja wachta! 
Szybko  schodzę po schodni do maszynowni,  małe za stanowienie,  przecież tu sie można ugotować,  nawet poręcze są gorące- coś mi podpowiada nie schodź na dół  tam jest piekło Chciałeś być rybakiem?
Wiec na dół ,patrzą na ciebie patrzy mechanik, już jestem w tym tyglu gorącego powietrza. Cześć panowie wachta- mówię.
Cześć,  cześć odpowiadają.

Patrzę na mechanika i palacza ,oni chyba sie oblewają wodą bo są tacy mokrzy, ale nie bo palacz wyciera twarz a już znowu jest oblana potem.
Po chwili czuje że mi coś cieknie po plecach,  oczy zaczynają piec bo pot ścieka mi do oczu, wycieram twarz potnikiem ale to tylko pomaga na chwile.
Marian,  zanim pójdziesz do kotłowni idź do góry i otwórz ile sie da skajlajty,  tam są łańcuchy do zahaczenia.
Z radością przyjmuje polecenie mechanikiem i uciekam z maszynowni tu na nadbudówce maszynowni jest przyjemnie.
Patrzę na nawiewniki,  każdy jest obrócony w inną stronę a wiatru?
Wiatru nawet na lekarstwo, otwieram skajlaty [ świetliki}maszynowni i tu dopiero bucha gorące powietrze z maszynowni,  dobre i to.
W maszynowni mówię wachcie.
Panowie wiatru niema i nie będzie .
Co ? Wiatru nie ma na morzu ? Pyta mechanik.
Przykra sprawa panie mechaniku.
Widziałeś palacz ,na morzu brak wiatru ,tego jeszcze nie było.
Panie mechaniku- wtrąca palacz- pan nie może winić trymera że nie ma wiatru.
Co ty mówisz, jak. Grzesiu był na wachcie to i wiatr był.
Wszyscy śmiejemy sie ,koniec konwersacji ide do kotłowni.
Wchodzę do tunelu szper bunkra a tu przyjemny przeciąg ,Grzesiu wie co robić otworzył  luk ładowni i stąd ten przeciąg.
Popiół,  węgiel popielniki, wszystko sprawdzam ,robie co do mnie należy nawet nie zauważyłem wejście mechanika do kotłowni.
Marian!  Marian!  kto to zrobił?
Co panie mechaniku,  co kto zrobił- pytam
Kto otworzył  szer bunkier? Pyta mechanik.
Ja nie otwierałem .
To biegiem na pokład i zamknąć mi ładownie, chcesz mi zrobić awa­rie kotła?
Już dalej nie słucham mechanika tylko szybko lece na pokład i za­mykam luk trzeciej ładowni,  i na dół do maszynowni schodzę.
W maszynowni mechanik mnie zatrzymuje ,siadaj tu – mówi mechanik.
Pamiętaj, kocioł  to delikatna rzecz i można szybko przeziębić ko­cioł  a to już poważna awaria a Grzesiu będzie mył  cały tunel wału śrubowego, stary trymer a takie rzeczy robi,   juz ja mu dam.
Długo mechanik tłumaczy o szkodliwości chłodnego powietrza na pra­ce kotła,  teras wiem że kocioł mimo że utrzymuje takie ciśnienie jest bardzo czuły na przeciągi.
Mechanik po tej rozmowie na temat awarii kotła, poszedł  sie umyć a ja stanąłem przy stanowisku manewrowym.
Mechanik umyty wypełnia Dziennik Maszynowy a ja obserwuje kiedy bę­dzie schodziła zmiana wachty by zobaczyć jakie będą mieli’ minę gdy poczują jak tu jest gorąco.
Ida,  idą -,mówię- a jeden z dzidą,  zmiana jest ubrana w lekkie spo­dnie , cieniutką koszulkę i szwajscuch na szyi by mieć czym wycierać pot z twarzy.
Cześć,  cześć jedni muszą zostać a drudzy szybko uciekają z maszyny
Ja dzisiaj wyjątkowo jestem cały mokry i brudny, do spoconej odzieży przykleja sie popiół ,kurz węgla,
Wchodzę do kotłowni i przygotowuje narzędzia do czyszczenia paleni­ska w kotle.
Kochasiu,  poczekamy ze szlakowaniem jak będzie sieć na burcie- mó­wi palacz.

Po chwili słychać gwizdek szprech -rury a to znaczy że za 15 minut będziemy wyciągać siec na pokład.
Są manewry,  po chwili stoimy w dryfie ,czyścimy palenisko, teras mam okazje by wyjść z maszynowni i wyrzucić popiół z kotłowni, wyciągam popiół ale i patrzę co sie dzieje na pokładzie, wiem że ry­ba jest w sieci,  przez nawiewnik krzyczę do kotłowni.
Jest wielka karfuzja, chyba trzydzieści baryłek
No widzisz- mówi mechanik jak trymer jest w porządku to i ryba jest
Ale żebyście widzieli ile jest ryby ,  przy burcie pływa taka kicha nie miałem czasu żeby dokładnie zobaczyć ile baryłek.
To ty stoisz tu i nic nie robisz już ciebie tu niema ,jazda liczyć beczki – mówi mechanik ,który wie że dla mnie jest to nowość.
Obserwuje ciężką prace tych ludzi na pokładzie, ciężko pracują ale są uśmiechnięci, dowcipkują z kucharzem.
Patrzcie trymer przyszedł do pomocy w  sprzątaniu ryby.
No chodź – ktoś mówi- będziesz sypał rybę.
Nie, nie mogę bo mam jeszcze wachtę – odpowiadam
W maszynowni czekamy co kapitan ma w planie.
Po chwili jest gwizdek z mostku,  mechanik rozmawia z kapitanem.
No panowie – mówi mechanik -stoimy w dryfie do rana, posprawdzamy nasze korby ,dławice trochę dociągnąć,  no wiesz Marian co i jak sie robi?
Tak panie mechaniku i już przygotowuje narzędzia i pracujemy,  mecha­nik obserwuje naszą prace,  poprawia nas jeżeli uważa ze powinno sie tą czynność inaczej zrobić.
Mechanik sprawdza szczelinomierzem ,  i innymi przyrządami naszą prace.
Po kilkunastu minutach pracy mechanik mówi do nas
No na dziś starczy tej pracy ,trzeba dać i innym coś zarobić, po­rządek i trochę pójdziemy na świeże powietrze.
Ja sprzątam narzędzia, robie porządek w koło maszyny ,uzupełniam oleje, koniec pracy,  teraz mała kąpiel i na świeże powietrze.
Wychodzę na pokład,  statek stoi aż sie nie chce wierzyć że tak spokojne jest morze.
Ojej  żeby nie wywołać wilka z lasu ,bo sie mó­wi ze to może cisza przed burzą,  oby nie sztorm bo będzie znowu  nie,  nie myśleć o tym o fali  już wole sie gotować we własnym pocie byle nie rzygać i nie  będą sie inni śmiać i bawić moim kosztem.

 

 

Opowieść Człowieka Morza, Rybaka Dalekomorskiego, pisarza, malarza, marynisty o pierwszych połowach w latach 50-tych, na dalekich morskich łowiskach, życiu i pracy na traulerze rybackim, wspomnienia kilkudziesięciu lat pracy, na wszystkich morzach i oceanach świata.

 

Autor tekstu i grafiki: Marian Rodak
Współpraca: Ewa Sorn