NOWE ŻYCIE

Nowe życie

 

 

 

Po śniadaniu wychodzę na pokład, jesteśmy już pod trałem, no, no ta fala jakoś nie chce siadać, jest już słonecznie , wiatr taki jak jest nam potrzebny by sie dobrze paliło w kotle.
Gdy przyjmuje wachtę od swego zmiennika, wydaje mi że jest zmartwiony
Co Tadek jesteś taki smutny?
Mówią że będzie sztorm- odpowiada Tadek- to będzie taki sztorm jakiego jeszcze nikt nie widział, ci z pokładu mówią że już na bermudach tak dmucha że aż strach, lada dzień dmuchnie i u nas a tu u nas w maszy­nowni to będzie piekło, Cześ,  ide do koji.
Tadek, może sztorm pójdzie bokiem i nawet go nie poczujemy, pomyśl gdzie te twoje Bermudy a gdzie Północne.

Bosman kazał mi nawet zmierzyć jaki nasz komin ma średnice
Średnice komina  kotłowego?
Bo oni mówią że w Gdyni zginęła pokrywa na komin a jak dmuchnie to pójdziemy w zanurzenie – smutnie mi tłumaczy zmiennik
Póki co to Tadek idź ty w zanurzenie do swojej koji- radze.
Szybko obleciałem kotłownie i maszynownie że teraz mam znowu na godzinę spokój,  trochę posiedzieć
Siadaj , siadaj Marian,  ten twój zmiennik za dużo słucha co dzię­cioły mówią i on im wierzy.
Nawet chłopina nie zjadł śniadania tylko wskoczył do koji w tym co pracuje tu w kotłowni.
A ten na dziobie to już padł ale mają go przenieś na rufę bo z gło­du padnie, jak nic – mówi palacz
Naszą rozmowę przerywa gwizdek z mostku, mechanik rozmawia z kapi­tanem i jakoś dziwnie patrzy na mnie , coś tłumaczy kapitanowi.
No ludzie tak dalej nie może być- mówi mechanik – ten, ten Tadek ten z Montewideo!
Wy wiecie? Na pelengowym ślojze i opar o kolu­mnę kompasową (slojza stalowy drąg około trzech metrów długości służy do czyszczenia ruszt w paleniskach kotła].
Stary sie zdenerwował bo byśmy siedzieli na wraku.
0 to trzeba omijać starego ze zawietrznej i to na odległość- śmie­je sie palacz.
Marian zasuwaj na pelengowy i zabieraj tą cholerną slojze.
Już na dalszą rozmowę nie czekam szybko na pelengowa ale nie widzę ślojzy chyba jest już u Neptuna, gdy schodzę z pe­lengowego wachtowy mi mówi.
Ty trymer ta twoja ślojza leży tam we waterwaisie, stary kazał ją wyrzucić za burtę bo był zły, ale ja ją tam cisnąłem.
.Tak, tak ja tylko chciałem zabrać to żelastwo- tłumacze- to ten nowy trymer , boi sie wchodzić do nawiewników i tą slojzą to obracał faje nawiewników, dziękuje za to że nie wyrzuciłeś za burtę,
W maszynowni tłumacze,  że stary jest zły i lepiej by z nas nikt nie wchodził na pelengowy,
Jak będzie ryba i pogoda to kapitan zapomni – mówi mechanik- ale ma prawo sie zdenerwował przez taką pierdołę można było zgubić cały sprzęt połowowy. 
I on był w marynarce?
Tak panie pierwszy- staram sie bronić zmiennika- ale nie był na okrętach tylko był a w sztabie.
Gdzieś w połowie wachty wyciągamy naszą sieć, wszyscy trochę jeste­śmy ciekawi wyniku.
Co złowiliśmy? Wychodzę na szalupowy, o jest jest rybka,  jest chyba z dwadzieścia baryłek to dobrze.
Po wachcie zszedłem na obiad do messy by spokojnie i jak człowiek zjeść obiad, a tu poważna dyskusja.
Załoga rozmawia jak to wróg socjalizmu i naszej ludowej ojczyzny chciał popłynąć do Ameryki albo i może dalej.
Kto to wie?

Taki wróg to jest niebezpieczny dla załogi a i dla pana politycznego..
Na moje wejście do messy ktoś krzyczy.
0 jest ten co psuje kom­pasy na statku!
Nie! Nie to nie Marian – inny krzyczy- to ten drugi trymer.
Siadam na swoje miejsce i wrzucam sobie obiad na ruszta, ja nie no­siłem tej cholernej ślojzy na pelengowy, ale, ale ja Tadkowi to pod­powiedziałem- rozmyślam – no ale stało się.
Bosman spokojnie mówi do politycznego.-
Panie KO. to jest sprawa  polityczna i pan jako oficer polityczny tu na statku musi tą sprawę wyjaśnić.
Racja, racja, – ktoś mówi- bosman dobrze gada no nie?
Cicho ludzie niech bosman mówi,
Panie polityczny pan wie że może być tak że któregoś dnia budzi­my się, patrzymy a my w Nowym – Jorku.
Może , może tak być – ktoś sie zgadza
Człowiek tu na statku nie jest pewny co sie może jeszcze stać?
My cały czas mówimy że kompas rozbity ale kto to zrobił?
Panie mechaniku, gdzie jest drugi trymer co rozbił kompas?
Mechanik powinien wiedzieć gdzie są jego ludzie, no nie?
Panie pierwszy- pan KO mówi – pan musi coś zrobić z tym kompasem,
no wie pan naprawić albo nowy zrobić nowy kompas.
Bo kompas na statku musi być!
Lepie jest zrobić nowy- radzi asystent maszynowy.- parzygnat ma przecież miedziane gary, starczy dwa takie garnki a mechanik już zrobi taki kompas
Ze kapitan nie będzie chciał innego kompasu.
Zjadłem obiad pysk wytarłem i do maszynowni, bo tam jest moje miejsce
a tu na dole nic sie nie dzieje i tak dobiega mój koniec wachty.
Wchodzę do messy bo przecież musze budzić swego zmiennika. tu jest
dalsza dyskusja o kompasie i jego winowajcy.
Wstawaj Tadek czas na wachtę- mówię ,
Tadek pokazuje mi jakieś znaki,  coś tam głową kreci’.
0 co tobie chodzi?- pytam.
Marian co ja mam robić?
Ty wstawaj i na wachtę
A co z tym kompasem mówi do mnie szeptem Tadek
To niech tobie powiedzą, bo ja nic nie wiem – mówię wymijająco
Po chwili Tadek wychodzi z koji, jest brudny a jeszcze to brudne ubranie wygląda naprawdę jak wróg socjalizmu. robi manewr wyjściowy z messy ale na kursie staje mu polityczny.
A wy trymer dokąd?
Wy rozbili kompas na drobne kawałki i co trymer powie?
Patrzcie , patrzcie “nawet śpi w ubraniu, wiadomo wróg czuwa – ktoś mówi półszeptem, no, no ciekawe.
Ja? Ja nic nie rozbijałem proszę pana-tłumaczy trymer.
Tak? ja nic nie robie Widzicie go, my tu o wszystkim mówimy a on nas podsłuchiwał
Nie, nie panowie ją nic nie podsłuchiwałem-tłumaczy Tadek
A dlaczego kolega śpi w ubraniu?
Już sie szykował, wiadomo do czego-
Panie trymer, porozmawiajmy sobie szczerze – mówi bosman.

Panie Tadku niech pan powie szczerze skąd sie pan tak dobrze zna na kompasach? Wiem, wiem z wojska , tam pan sie nauczył i już.
Ja sie na kompasach panie bosmanie nie znam, ja we wojsku nie pły­wałem na okrętach, ja byłem w sztabie
On kłamie przecież sie chwalił jak pływał na Kanary a i do Montewideo i Bóg wie jeszcze gdzie.
Nigdy nie pływałem i nie byłem w Montewideo, ja tylko słyszałem jak rozmawiali w sztabie oficerowie.
Tylko nie mówić nam o wojsku bo przecież to jest tajemnica wojskowa! Widzicie, widzicie ludzie jak to podsłuchiwał i to gdzie? W sztabie Matko Bosko co ja tu słyszę – ktoś wzdycha smutno
Panowie, sami widzicie kogo my tu na statku mamy?
Ja nigdy nie byłem we wojsku a teraz już wszystko wiem o czy mówią w sztabie wojskowym -mówi palacz- a ja przez sen mówię i co będę mówił o wojsku o sztabie jestem zdrajcą ludzie nic tu po mnie i palacz załamany wychodzi z messy.
W messie naszego statku trwa dyskusja kto i dlaczego rozbił kompas.
Tak , tak panowie to jest sprawa polityczna- – Wtrąca polityczny.
Ja mysie że jest to sprawa sabotażowa i polityczna – Mówi AS.
Podobno kapitan mówił że jak ten, no wiecie ten co tą slojze podło­żył pod kompas to róża wiatru miała takie obroty że sie w kawałki rozleciała i te kawałki rozbiły kocioł kompasu w którym jest spirytus – Ktoś opowiada.
Tak było święta prawda.
Opowiada bosman, właśnie wszedłem ‘na pelen­gowy by dla kapitana złapać gwiazdę nawigacyjna a tu, patrzę, patrzę coś sie leje z kolumny kompasowej, wącham, próbuje i dopiero widzę kompas rozbity a z niego sie krew leje.
Spirytus , spirytus panie bosmanie, ktoś poprawia bosmana.
Przecież wyraźnie mówię że z kompasu sie leje spirytus a ze mnie krew , chciałem powiedzieć że ,zalewa. Oj ludzie nie przeszkadzajcie! Wiec lece szybko do kuchni łapie garnek i szybko na pelengowy i sta­wiam pod kompasem garnek a do niego leci czysta krew, co ja mówię czysty spirytus, no i uratowałem tak że będzie spirytus  do tego kompasu który pan mechanik zrobi.
Tak ,tak bosman to dzielny chłop i uratował nam życie.
A może i statek , inny mówi.
Ale my nie wiemy dlaczego pan trymer rozbił kompas?
Bo ma swój kompas, ktoś podpowiada,
Ludzie ja nie rozbiłem kompasu, tłumaczy  trymer. Ja musze na wachtę bo pan mechanik będzie na mnie krzyczał.
Chłopie w Gdyni masz Izbę Morską jak nic ,ktoś mówi, a może i Cały ten Trybunał Morski przerywa wachtowy który z góry krzyczy
Za piętnaście wybieramy sidła !
Bosman windę grzać !
A Tadziu szybko czmychnął do kotłowni.
Czas na odpoczynek, wiec wskakuje do swojej koji małe czytanie i już nie ma mnie dlatego świata.
Gdy już jestem w maszynowni asystent mi mówi że Tadek będzie naprawiał kompas.
W kotłowni spotykam zmiennika,-
Cześć wszystko w porządku?

Marian, pyta mnie zmiennik, co ja mam z tym kompasem zrobić? Ja go nie rozbiłem, naprawdę, ja nawet nie wiedziałem że tam na pelengo­wym w tej skrzyni jest kompas.
Nie skrzynia, nie skrzynka ale to jest kolumna kompasowa, poprawiam. Dobrze , niech to jest kolumna ale ja nie wiedziałem co w niej jest.
Tadek , wiesz zawsze jest jakieś wyjście
Ale ja musze to naprawić,  kapitan kazał.
Byłeś i widziałeś jak wygląda kompas, pytam.
Nie, nie wolno mi podchodzić do mostku a nawet patrzeć, mówi Tadek Wszystko dlatego że zostawiłeś tą slojze na kompasie, mówię
A co teraz mam zrobić ?
Czmychnij do koji tak by ciebie nikt nie widział, cześć.
Już wybieramy sieć? Pytam palacza.
No to  już nie dobrze, albo na rybę trafił stary, albo, tłumaczy palacz – Kapitan wyczuł że coś sie dzieje ze siecią.
Wynik – kilka beczek sieć była zamknięta z powodu urwania sie jakieś linki od latawców.
Załoga szybko usuwa   przyczynę i już statek idzie pod trałem.
Załoga przychodzi do messy na kolacje, jest trochę zdenerwowana,
Latawce sie urwały bo nie mamy kompasu, już ktoś mówi.
Ktoś nerwowym głosem krzyczy , to co nie ma tu kogo by kazał naprawić ten cholerny kompas?
Ja nic nie mówię ale może być jeszcze gorzej bo możemy wpaść na rafy
koralowe a tu są takie jak latarnia na Helu.
Najgorzej że będzie ten sztorm, huragan, inny przypomina.
Załoga powoli zjada kolacje bo jak tu spokojnie spożyć kolacje?
Bez kompasu? Trwa dyskusja.
Jak ktoś wie jak sie rozbija kompasy to na  pewno wie jak je naprawiać ,No nie?
Słusznie, słusznie panowie ale gdzie jest ten od rozbijania kompasu ?
Do mesy wchodzi starszy rybak mówi.
Panowie jest nie dobrze, stary kompletuje brygadę remontową do naprawy kompasu, ten od sabotażu ma zanieś kapitanowi jakieś narzędzia ,takie no wiecie nawigacyjno – techniczne
To tutaj w messie go nie ma?
Jest, jest leży w koji i udaje że nic nie wie o kompasie, na pewno marzy jak to było no na tych Kanarach.
Hej ty ! z Montewideo marynarzu , kapitan czeka na narzędzia.
Trymer powoli wychodzi z koji , trochę jest wystraszony, bo przecież ta załoga z pokładu , to, to są zbóje, do trumny chcieli mnie wsadzić
A gdzie są takie narzędzia do naprawy kompasu? Pyta trymer.
Co sie gapisz na mnie? U mnie w kuchni niema takich rzeczy ironicznie mówi kucharz.
Ja wiem że takie narzędzia były zawsze w maszynie, ale teraz to i może są już za burtą, mówi polityczny.
Chłopie! Co stoisz tam pan kapitan czeka!
Idź do maszynowni oni tam wiedzą jakie są narzędzia do kompasu.
Tadek wychodzi do maszynowni a załoga szybko wychodzi na pokład, pod mostek inni na szalupowy, ktoś smaruje windę trałową, tu na po­kładzie załoga udaje że pracuje.
Po chwili z maszynowni wychodzi trymer, na ramieniu dźwiga duży młot, w reku ma potężny klucz od łożysk a na szyi ma na sznurku szakle i inne żelastwo,
Z wielkim trudem Tadek wszedł na mostek.

Kapitan obserwuje zapis na sondzie tak że w pierwszej chwili nie zwraca uwagi kto wszedł na mostek.
Trymer cichym głosem mówi, dzień dobry panie kapitanie, panie kapita­nie przyniosłem narzędzia do naprawy kompasu.
Kapitan z niedowierzaniem spogląda na trymera, zaniemówił ale gdy zobaczył że trymer składa narzędzia pod kołem sterowym, odzyskuje głos, no i sie zaczęło.
Panie! Ty trymer! Panie do cholery zabieraj mi to żelastwo z mostku! Won z mostku! Człowieku uciekaj póki jeszcze Żyjesz!
Co ty sie uwziąłeś na mój kompas!. Won z mostku !
Tadek nie czeka na to co będzie dalej, tylko ucieka z mostku , zo­stawiając przyniesione narzędzia.
Kapitan ze skrzydła mostku krzyczy.
Trymer! Trymer! Zabrać mi z mostku ten złom!
Ten, Ten młot i.
Głośny krzyk kapitana spowodował że trymer szybkością światła uciekł do swojej koji.
Załoga oczywiście jest bardzo zdziwiona na bezszczelność trymera, my nie wiemy o naprawie kompasu.
Ktoś głośno mówi.
Ale ten trymer to złośliwy, to ślojzę na kompas kładzie a potem jeszcze tyle żelastwa nanosi kapitanowi na mostek.
Panie kapitanie ten nowy to naprawdę panu robi na złość.
Ty cwaniaku,  już ja was znam i te wasze kawały,  już ja wiem kto go tu przysłał, nudzi .sie wam, dam zajęcie i tu kapitan widzi jak ja ciężko wyciągam szlakę z kotłowni i już ma mnie na swoim kursie.
Ty !ty  Trymer Marian!
Ty podgrzegaczu imperialistyczny! Już mi zabieraj z mostku ten złom bo jak
Już ,już panie kapitanie, mówię,  ale po co on przyniósł to tu na mostek?
Zabieraj to żelastwo i won mi z mostku!
Zabieram to co Tadek przyniósł na mostek mój i znikam kapitanowi z kursu mrucząc  sobie pod nosem ,że to nie słuszne że pan kapitan.
Jeszcze tu jesteś, i co tam mruczysz? Nerwowo mówi kapitan.
No bo człowiek musi cierpieć za kogoś, tłumacze
Załoga obserwuje naszą rozmowę, ja czuje sie trochę pokrzywdzony a  kapitan ma zawsze racje.
Bosman! Bosman, woła kapitan, co nudzi sie wam?
Szukacie rozrywki? Panie polityczny niech pan da załodze jakąś rozrywkę ,
Niech pan załodze przeczyta pare wersetów z tycz pańskich mądrych       książek ma pan tam Życie Lenina czy Stalina albo jakiegoś tam Marksa.
Czy inne a nie przysyłać mi tu na mostek tego z Montewideo! (Kapitan wchodzi na mostek zamykając za sobą drzwi.
Nasz kapitan ( pan Niesćior) jest bardzo ‘wyrozumiały dla nas i wie że załoga od czasu robi sobie jakąś rozrywkę , kosztem kogoś ze załogi, taka jest tradycja na statku rybackim.
W pogodny dzień kapitan na mostku jest sam przez cały dzień,
Jest kapitanem,  sternikiem i rybakiem, dba o to by został wykonany plan by załoga była zadowolona z rejsu.
Z każdym potrafi rozmawiać , śmiać sie z tego co śmieje sie załoga i jako kapitan jest wielkim człowiekiem w oczach swojej załogi.

Załoga jest zadowolona było trochę śmiechu a podobno śmiech to zdrowie, może i to prawda.
Pogoda sie poprawiła, na naszą pozycje przybywa pare statków a wieczorem stajemy w dryfie, na pokładzie załoga sprząta złowioną rybę. 
Dzień był dla nas pomyślny i połowy dobre.
Wieczorem wszystkie statki łowcze podają do bazy swoje połowy i na jakiej pozycji są..
Zdaje wachtę swemu zmiennikowi a na jego pytania odpowiadam.
Takie jest życie na parowcu rybackim i każdy z nas musi przejść przez próg, próg który dzieli ludzi, na tych co pracują na morzu i na tych co pracują na lądzie, wybieraj.
Marian to mogłeś mi powiedzieć jak to sie robi by być marynarzem?
Ty masz być rybakiem morskim a nie marynarzem, odpowiadam.
Tadek, gdybym tobie mówił co masz robić by być rybakiem to myślę że nie uwierzył byś mi a na pocieszenie to mogę tobie w tajemnicy powiedzieć że jeszcze dużo jest przed nami niespodzianek.
Druga rada to nie podsłuchuj co mówi załoga albo ktoś inny.
Ale naprawdę Marian to tam w sztab tak to oficerowie sobie opowiadali jak to jest ja sie na Kanarach albo w Londynie to mają forsy tyle a nawet mają murzynki.
Tadek ,Tadek a ty miałeś dziób otwarty i słuchałeś jak oni leją wodę, oni wiedzieli o tym i tak cie ładowali.
Mówili prawdę bo był nawet taki komandor to on pływał w konwojach i opowiadał o Murmańsku jak tam było.
0 tu to sie z tobą zgadzam bo przecież dużo marynarzy pływało w  angielskiej flocie, to byli naprawdę marynarz, nawet tu u nas naszych parowcach pływają tacy co pływali w konwojach.
O taki, taki Zyzio, on pływał w konwojach a nawet sie dwa razy topił, wszystko co miał zaoszczędzone to mu Neptun zabrał.
Dzisiaj tych ludzi z konwojów , tych marynarzy -bohaterów, możesz spotkać W Gdyni na Portowej w każdej knajpie i będzie tobie bardzo wdzięczny że mu postawisz kufel piwa.
Powiem tobie, dużo tych z konwojów nie ma rodziny, nie ma domu a co dla nich jest najsmutniejsze, to że niema swego statku, ukocha­nego statku-domu.
Pamiętaj Tadek kiedyś marynarz to zazwyczaj był to człowiek samotny. Statek dla niego był wszystkim a gdy schodził na ląd to tylko po to by spotkać w tawernie przyjaciela a na ląd odchodził tak dale­ko póki widział top masztu swego statku.
Żartujesz Marian,  to co taki marynarz nie miał swego domu?
Mówię o takich marynarzach co pisze z dużej litery Marynarz, nawet tu na PLUTONIE są i tacy, wychodzi taki ląd wieczorem by spotkać znajomego , wspomnieć jak to sie kiedyś pływało.
Ci, ci prawdziwi marynarze źle sie czują na lądzie i mówią że ląd jest dobry ale na krótki czas, mało sie już widzi tych marynarzy, wiesz mówię o tych marynarzach z konwojów,
Którzy szli Północnym -Szlakiem, nieśli pomoc rosyjskiemu narodowi, tam do Murmańska i nie tylko.

 

 

Nowe, inne życie na morzu, na dalekich łowiskach we wspomnieniach Rybaka Dalekomorskiego

STATEK BAZA W DRODZE NA ŁOWISKO

 

Dzisiaj nikt już o tym co oni przeżywali nie mówi, o tym kiedy ich okręt albo statek tonął albo sie palił a oni, ci z konwojów skakali do morza a i bywało że skakali do płonącego morza, jak opowiadał mi Zyzio.
Ci bohaterzy z tamtych dni chodzą po Gdyni po ulicy Portowej i mają nadzieje że może spotka znajomego z konwojów który jest dziś szczęśliwy bo ma swój statek.
Może powspominają sobie tamte dni, dni które bywały piekłem gdy płonął statek , piekłem było i to gdy sie skakał do lodowatego morza.
Ale większym piekłem jest dziś dla tego marynarza co nie ma swego statku i już niema nadziei na wyjście w morze.
Taki był szczęśliwy tam na morzu, morze było dla niego miłością i młodością a dzisiaj co?
Uznany za zdrajcę swego narodu, za co?
A no bo kochał swoje morze.
A no i dlatego że pływał na angielskim jakimś okręcie, ale on tam był Polakiem.
Był tam tą małą Polską na tym angielskim okręcie, dzisiaj nie ma wstępu do portu, nie wolno mu spojrzeć na lata swojej młodości, dziś nazywamy go zdrajcą. Oni, w moich oczach ,to Wielcy Ludzie Morza.
Właściwie to po co ja tobie Tadek to opowiadam jeszcze mnie zakablujesz u politycznego.
Nigdy! przysięgam, mówi Tadek.
Tadek i zostaniesz rybakiem morskim, ty co dziś przeklinasz chwile gdy twoja noga stanęła na pokładzie naszego statku.
To prawda Marian że już dziś przeklinam tą chwile gdy przysze­dłem na PLUTONA i tych co tak ładnie opowiadali o morzu, portach, dziewczynach, namawiali na pływanie.
Co ciebie namawiali na pływanie?

Tak, tam w sztabie, wiesz we wojsku w MW – ju.
Na morze człowiek musi mieć powołanie tak jak do sztuki, do muzyki.
Morze trzeba pokochać jak dziewczynę, czekać na to czy ona ciebie po­kocha. Morze ciebie pokocha , będziesz rybakiem morskim.
Marian, a jak bym chciał pojechać do domu.
Tadeusz jeszcze raz to usłyszę od ciebie nie jesteśmy już kolegami!
Dobrze , dziękuje tobie Marian że mi o tym mówisz, ale ty nie po­wiesz nikomu o tym co ja mówiłem, no nie?
Słowo harcerza, mowie, tej rozmowy miedzy nami nie było, podajemy
sobie dłonie.
Jesteśmy trymerami to musimy sie razem trzymać.
A o tych marynarzach co mówiłeś że są i u nas na statku tacy,  to
prawda?
Sam sie przekonasz gdy wrócisz z rejsu i nikt nie będzie chciał z tobą rozmawiać to co będziesz robił?
Wyjdziesz na ląd trochę pochodzisz sobie po lądzie i powiesz s so­bie,  ach ide do siebie na swój  statek, odpocznę na zapas.
To jest nie możliwe Marian,
Wiesz ja tak chciałem na lądzie opowiedzieć komuś pływam na statku i wiesz że nikt nie miał czasu na rozmowę ze mną.
Na dzisiaj koniec rozmowy ty na wachtę a ja sobie ide lulu do swojej koji. Cześć. Cześć!
W koji rozmyślam o tym dlaczego o tych marynarzach opowiadałem swemu zmiennikowi, może zrozumie co to jest morze, to że ja po pierwszym rejsie nikomu nie mogłem opowiedzieć swoich wrażeń,  to wcale nie jest tak że jestem samotnikiem, przecież tam na lądzie jest ktoś, kogo łubie, łubie a może więcej, może kocham.
Leże w koji i sobie myślę że ta moja koja tu na statku jest moim rajem na ziemi i na morzu, mimo że mogę spać tylko na baczność, bo gdy sie kładę na boku to mój bark opiera’ sie o wręgi sufitu a sto­py moje opierają sie o obudowę koji bo jest taka wąska.
Moja koja to moje królestwo, tu mam swoje skarby zabrane z lądu, książki,  jakieś czasopismo, i inne drobiazgi, do szczecią brak mi jest jakieś zdjęcia , bliskich.
Bo Zygmunt ma w ramce zdjęcia żony i synów a palacz Kochasiu ma zdjęcie swej narzeczonej ,Halinki nazywa ją swoim kochasiem.
Ciekawe, musze podpatrzeć co ma za zdjęcia nasz polityczny nad swoją koją, pewnie ma ładne zdjęcie Lenina, musze trochę sobie poczytać by zasnąć.
Zazwyczaj to rano sam budzę się a powodem tego jest mój budzik biologiczny i druga sprawa , no niebezpieczeństwo powodzi, to tro­chę jest przykre bo musze wyjść na pokład, dobrze jest jak jest pogoda, ale jak jest sztorm , to naprawdę jest nieprzyjemnie.
Jak wspomniałem o konieczności wychodzenia na pokład a tu widzę leżą firany ze sieci, chyba kapitan odkrył jakiś nowy wrak.
Wracam do messy la śniadanie, co Stachu na wraku byliśmy?
I to przy niedzieli, odpowiada steward, mam przeczucie że dzisiaj będzie ciężki dzień.
Skąd Stachu te przypuszczenia, pytam.
Teściowa mi sie śniła,  odpowiada, a jak mi sie przyśni teściowa to mam cały dzień do, no wiesz.
No Stachu już mamy ciężki dzień firany ze sieci niema ryby co może być jeszcze?
Jak by sie na tym skończyło byłoby dobrze.
A co ? Dzisiaj jest niedziela, co ten twój garnkotłuk   nie daje pa­rówek?

Ja tylko podaje i gary myje a każdy kucharz ma swoje zasady a mo­że zapomniał o niedzieli.
Przyjmuje wachtę od zmiennika, który jest w dobrej formie.
No to Tadek wal na odpoczynek a jak będziesz u góry to krzyknij
co tam dzięcioły robią na pokładzie, cześć.
Po chwili już idziemy pod trałem, wszystko idzie normalnie ,wę­giel który wyciągamy z ładowni sie kończy a wiec zbliża sie święto trymera. O musze o tym powiedzieć swemu zmiennikowi.
Nasze święto, święto trymera to otwarcie głównych zasobni węglowych. węgiel sam wysypuje na kotłownie a my udajemy mechaników.
Po trzech godzina trałowania, wyciągamy trał, jest ryba,  jest śledź o jest tego ponad dwadzieścia beczek..
Załoga pokładowa sprawdza sieć, wszystko w porządku i już sieć jest za burtą i już idziemy pod trałem.
Koniec wachty wyrzucam popiół za burtę , przynoszę węgiel do kuchni a z ciekawości pytam kucharza o obiad.
To   ty nie wiesz że dziś jest niedziela? Odpowiada kucharz, w niedzie­le musi być obiad ekstra.
A dla mnie szefie masz coś ekstra?
Obiad na dole będzie podany, jakieś ekstra?
No wiesz szefie jakaś stara noga kurczaka, może być złamana.
Ale kucharz udaje że mnie nie rozumie.
Steward ma racje to Szkot do kwadratu, myślę sobie i odchodzę od kuchni, za chwile skończę wachtę to sie umyje, przebiorę i jak człowiek zjem obiad w messie.
Załoga kończy prace na pokładzie i za chwile wpadnie do messy ni­czym Szwedzi na Częstochowę.
Umyty, trochę oczy i noś bo szkoda wody, wchodzę do messy a tu już jest tłoczno.
Zajmuje swoje miejsce które jest nad samą śrubą napędową statku, moje miejsce i nikt nie ma prawa go zajmować.
W mesie jest cała załoga pokładowa, jest kapitan, pierwszy z po­kładu i maszyny.
Pogoda dobra tak że nic nie lata po stole a nawet to jakoś nie tak bo jak statek trochę sie kiwa to i z talerza sie lepiej nabiera zupe.
Tak mi sie wydaje.
Po chwili pomocnik kucharza wnosi i stawia na stół garnek z potrawą, w garze są trzy chochle.
jako pierwsi nalewają sobie do talerzy kapitan i oficerowie a później kto ma chochle na swo­im kursie ten czyni z nie użytek.
Cisze przerywa głos kapitana.
Pierwszy,  czy dzisiaj jest niedziela czy mi sie wydaje?
Jest niedziela, i to niespecjalna ale niedziela, odpowiada
Jak dzisiaj jest niedziela to powinien być rosół, co to jest w tym moim talerzu  rosół to nie jest, mówi kapitan i miesza łyżką w talerzu, już i załoga sie zastanawia co ma na talerzach.
Panie pomocnik , poproś pan naszego szefa, mówi kapitan.
Pomocnik z dołu z mesy pomocnik kucharza woła.
Panie szefie, pan kapitan woła!
Po chwili już jest na dole kucharz i do kapitana sie zwraca.
Jestem panie kapitanie, jestem, coś nie tak podał pomocnik?

To dobrze że jest pan, nie, pomocnik wszystko robi w porządku, ale my chcemy sie pana zapytać co to pan nam serwuje dzisiaj? A dzisiaj  jest niedziela i nie kiwa statkiem to jedno pytanie. A drugie to co to jest na moim talerzu?
To panie kapitanie, mówi kucharz słodko, to panie kapitanie jest rosołek zasypany kaszką manną, bo dziś niedziela jest i należy podać coś ekstra!
Cała załoga parsknęła śmiechem a pomocnik ucieka z messy.
A to,  to szare co tak pływa w tym  garze co to jest szefie?
No panowie, zdziwiony jest kucharz , przecież to jest rosół a rosół musi być tłusty, pan kapitan mnie rozumie , prawda?
To te kury są takie tłuste?
Panie mechaniku to można zbierać i bosman będzie miał czym smarować windy, mówi AS.
Panie szefie, wtrąca sie do rozmowy kapitan, to co ja mam na talerzu to nie. jest rosół a pan niech na kolacje ugotuje dla za­łogi rosół, proszę o drugie danie.
Kucharz wychodzi z mesy przy całej naprzód, po chwili wraca pomo­cnik kucharza do messy.
Panie kapitanie czy kura ma być w sosie ?
A to jest gotowane czy pieczone, pyta kapitan.
Gotowane , gotowane.
Dawaj pan jak jest i trochę potrawki niech będzie.
Znowu wraca pomocnik i mówi.
Panowie potrawki niema ale jest sos
Jaki sos, bambulego? Ktoś pyta.
Tak,  tak ten co zawsze szef podaje.
Dawać bez sosu, szybko bo musze na mostek iść.
Kapitan nie kończy swego obiadu, wychodzi z messy a głośno mówi
Kucharz, kucharz,  jemu asfalt gotować na drogach a nie truć lu­dzi na statku.
Załoga dyskutuje o umiejętnościach naszego kucharza.
Panie KO, panie polityczny jest pan zastępcą kapitana to wołaj pan tu na dół do me­ssy kucharza.
Po chwili  schodzi kucharz do messy,  jest bardzo zdenerwowany.
0 co chodzi? Pyta, jak wam nie smakuje no to nie żryj jeden z drugim, nie podoba sie to jazda na bazę!
Hej panie kucharzu, proszę innym głosem do załogi, niech pan po­słucha co panu ma do powiedzenia załoga.
Kucharz widzi że to nie przelewki wiec staje w dryfie i oczekuje co załoga ma mu do powiedzenia.
Trwa w mesie  poważna rozmowa miedzy załogą a kucharzem.
Proponuje panie szefie, mówi bosman, by pan uzgadniał robienie posiłków z Delegatem Załogowym, pan może nie wiem jakie my chce­my mieć posiłki a Delegat panu wszystko powie w naszym imieniu.
Jurek to co? Zgadzasz sie na współprace ze szefem?
Jestem delegatem załogi to jest mój obowiązek, odpowiada.
Panie szefie , mówi mechanik, tu nikt z nas nie wybrzydza, ale niech ten posiłek będzie estetycznie podany a nie kura  a do niej kapusta kiszona albo ogórki kiszone.
Dzisiejszy obiad szefie nie jest smaczny a sam wiesz że ja już na wojnie jadłem i ze śmietnika, tak, tak panowie, mówi palacz Zygmunt.
Szefie, powiedz nam a dużo zamówiłeś tego sosu, co nam po­dajesz do obiadu?
Co? Ten sos, wcale nie zamawiałem, bo ja go sam robie a co ten sos jest nie dobry?

Szefie może i jest ten sos dobry ale nam go już nie podawaj do posiłków, ktoś mówi.
No i szefie z tymi zupami, już jest pół rejsu a są tylko trzy zupy, krupnik, kapuśniak i ta trzecia to nikt nie ‘wie jak sie ona nazywa.
Ta zupa sie nazywa bukiet z jarzyn, jest bardzo smaczna.
I znowu jest dużo śmiechu   z tej zupy bukietowej.
A tak miedzy nami to gdzie pan gotował za nim pan do nas przyszedł na statek?
Gdzie ja gotowałem to moja sprawa, odpowiada kucharz.
Szefie posiłki mają być jak w poprzednim rejsie , mówi pierwszy z pokładu, na kolacje czekamy, na dobrą kolacje!
Załoga się rozchodzi dc swoich zajęć, kucharz również wychodzi z mesy a po chwili słychać jak gary latają w kuchni.
Ja na wszelki wypadek też wskakuje do swojej koji. trzeba przyznać że załoga miała racje bo i ten obiad był trochę nie taki jaki powinien być.
Bo i praca jest tu ciężka a przecież w zeszłym rejsie takie smaczne było żarcie i nie był Szkotem.
Dobrze że Grzegorz wyokrętował bo bez tych dokładek to by chyba zmarł z głodu.
Przed wachtą   oczywiście przypadkowo zaglądam do kuchni a tu pan
drugi mechanik urzęduje razem z kucharzem, z kuchni zalatuje zapach, och
będzie smaczna kolacja, moje miejsce jest na dole.
Swego zmiennika spotykam w maszynowni,
Tadek, jutro po  obiedzie przychodzimy   na wachtę w czystym garniturze , ogoleni, umyci wiesz jak do przysięgi we wojsku.
Marian znowu mnie ładujesz i znowu będą sie śmiać w messie.
Żadnego śmiechu, jutro jest święto trymera, mówię.
Jakie to święto?
Jutro będę otwierał główne zasobnie węglowe, to węgiel będzie Sie sam sypał na kotłownie a my będziemy sobie chodzili jak pasażerowie.
Naprawdę tak będzie? I sam sie węgiel sypie na kotłownie?
I to przez dwa alb i trzy dni , nic nie robimy tylko patrzymy jak to sie wszystko samo robi.
I to tak będzie długo, pyta zmiennik.
To zależy od pogody, bo jak będzie a sztorm to i pare dni
Oj to lepiej niech nie będzie sztormu a ja już będę koszem węgiel cią­gnął do kotłowni,
A teras Tadeusz wal do góry i odpoczywaj, mówię Siadam obok mechanika a mechanik mnie pyta.
Byłeś na kolacji Marian ?
Jeszcze nie byłem, odpowiadam.
No to chłopie wal i to szybko, trąca palacz . ty wiesz jaka kola­cja,  idź bo zabraknie!
To co panie mechaniku to mogę pójść na kolacje?
W mesie jest gwarno, załoga chwali kucharza że jeszcze nikt nigdy takiej kolacji nie i to jak długo żyje.
Kolacja z dwóch dań jest i rosół, drugie wołowina w sosie chrza­nowym, tak jak to było w poprzednim rejsie.
Kucharz jest dumny że załoga tak go chwali i że załodze smakuje, nawet żartuje z obiadu jaki to podał, ale cała zasługa to drugi mechanik pomógł kucharzowi w tej kolacji.
Pod koniec wachty sprzątam szper bunkier albo jak to woli trze­cią ładownie, bo już tu niema węgla a teraz będą tu ładowane beczki z rybą.
Mam trochę roboty bo i trzeba ładownie pozamiatać i zamknąć.

Po wachcie przebieram sie w czysty kombinezon i budzę swego zmien­nika i przypominam mu o świecie .
Pamiętaj na wachtę schodzisz umyty i ogolony i w czystych lumpach wiesz święto, uroczystość.
Mój zmiennik zeszedł na wachtę tak że nie poznałem go inny czło­wiek.
Nawet mechanik był zdziwiony widząc go, inny człowiek.
No i  jak taka robota podoba? Pytam.
Myślałem że mnie ładujesz z tą uroczystością. Mówi Tadek.
No to cześć, do maszyny popatrz jak i co trzeba robić
Tadek jest już w swoim żywiole, zgrywa piątego mechanika, pucuje manometry, poręcze no stara sie by zostać na zimę jak to mówią.
Głośny gwizdek z tuby głosowej przerywa Tadkowi jego prace, jest sam w maszynowni.
Mechanik jest w tunelu wału śrubowego i coś tam ogląda na łożysku oporowym, palacz w kotłowni a tu po chwili znowu jest długi i głośny gwizdek.
Co robić? Myśli nikt nie podchodzi do tuby głosowej, jest sam.
Męska decyzja, wyjmuje gwizdek i krzyczy do szpech -rury (tuby głosowa) Słucham! Tu mówi maszyna ! Krzyczy głośno.
Z tuby głos mówi. Panie mechaniku!
Ja nie jestem mechanikiem , przerywa trymer, j a jestem trymerem
Głos z tuby. Tu mówi kapitan
Tak panie kapitanie ja słucham pana kapitana.
Głos z tuby, dzisiaj panie trymer jest wasze święto, wiec zapraszam pana na mały poczęstunek, wie pan uroczystość, wielka uroczystości dla was!
Co? Ja mam do pana kapitana? Ja na uroczystość? Ja panie kapi­tanie, ja wiem nasze święto,  poczęstunek ja trymer?
Tak ,tak, zapraszam, taka jest tradycja, mówi głos z tuby.
Tak sie złożyło że mechanik wyszedł z tunelu a paląca z kotłowni.
To co wybieramy sieć , pyta mechanik
Nie panie mechaniku, odpowiada trymer.
Przecież gadałeś z kapitanem przez szprych – rurę, to co on ci mówił?
Tak, tak panie mechaniku rozmawiałem przez tą rurę ale.
Mówże człowieku co mówił kapitan, denerwuje sie mechanik,
Pan kapitan,  mówił panie mechaniku że je no że pan kapitan mnie zaprasza na poczęstunek, bo ja mam dzisiaj święto, święto trymera.
Co! To ja nic nie wiem że kapitan zaprasza na pijaństwo?
No ale jak pan kapitan tak każe to co ja mogę mówić? Tylko ciekawy jestem kto da palaczowi węgla?
Panie mechaniku dzisiaj święto, węgiel sie sam sypie na kotłownie może pan zobaczyć
Co to takie wydarzenie i nikt mi o tym nie melduje a ja musze to wydarzenie wpisać do Dziennika Maszynowego! nie dobrze panie Tadku. dlaczego pan mi o tym nic nie mówi?
Ja nie otwierałem , To Marian ale jak pan nie chce bym nie szedł do pana kapitana to ja nie pójdę, tłumaczy trymer.
Tak sie komuś wydaje. ale jak kapitan tak powie, to musi być tak zrobione!
I  niema dyskusji o tym co kapitan mówi, tłumaczy mechanik.
Marian jest już chyba u kapitana i już śpiewa te swoje wie pan on to nam śpiewał, mówi palacz.
A, o tym słońcu, jakoś ty jesteś słońcem mym, i jeszcze jakoś tam próbuje sobie przypomnieć mechanik.

Już wiem Lehara, o przypomina palacz.
To co panie mechaniku to ja mogę do pana kapitana, pyta Tadek,
Tylko ty sie umyj, przypomina  mu palacz, a piwo i flaszkę to wiesz jak będziesz brał z koji to dyskretnie. najlepiej kibel od węgla włóż bru­dne lumpy,  wiesz niby do prania bierze z koji, po co to ma ktoś widzieć że trymer pije z kapitanem?
Ale panie palacz ja mam tylko dziesięć butelek piwa a , no jak pan mówi. flaszki to ja nie mam, tłumaczy trymer.    _       .
Ty sie nie martw,  pan kapitan ma flaszek tyle że, a gdyby co to ja mam flaszkę i pożyczę tobie. Tłumaczy palacz. 
.To dobrze dziękuje panu, panie palacz
A jak wejdziesz na mostek a stary już jest u siebie w salonie na dole to śmiało schodź na dół, podziękuj staremu za zaproszenie i że pamięta o trymerze.
Wiesz nasz kapitan jest po angielskiej szkole i nie zdziw się że stary da ci rękę do ucałowania, to cmoknij w rękę, wiesz jacy są ci Angole?
Ale ja nie umiem po angielsku, mówi trymer.
Całuj po polsku, w tych sprawach to ja wiem że jesteś oblatany no nie?
Trochę człowiek wie jak sie ma zachować, odpowiada Tadek.
Nasz stary wiesz po tej angielskiej szkole to będzie udawał że nie wie że zapomniał o tym zaproszeniu,  to śmiało podchodzisz łapiesz za rękę,  cmoknij, krótko mówisz Tadek jestem!
Wal bo kapitan nie lubi jak sie ktoś spóźnia. A jeszcze na pijaństwo.
Tadek dyskretnie wkłada butelki piwa do dużego wiadra w którym nosi węgiel do kuchni, przykrywa dyskretnie brudną odzieżą.
0 święto trymera to i pranie sie robi,  ktoś mówi ze załoga.
Tak, tak musze trochę je wyprać no, no te lumpy,  odpowiada Tadek i wschodzi na szalupowy a tu po nadbudówce idzie na mostek.
Załoga jest też w pobliżu mostku i udają że pracują.
Na mostku jak zwykle jest i mechanik i oczywiście polityczny. no i kapitan. Tadek jest już na skrzydle mostku, drzwi na mostek są otwarte wiec śmiało wchodzi do środka, mówi.
Dzień dobry i już wyciąga rękę do kapitana, kapitan zajęty obserwa­cją sondy mimo woli podaje trymerowi rękę,  za nim sie kapitan spo­strzegł już trymer ucałował rękę kapitana.
Głośno mówi Tadek jestem!
Kapitan,  zaniemówił, i po chwili mówi do Tadeusza.,
Ja wiem że ma pan na imię Tadeusz.
Ale nasz trymer już idzie na całego i mówi.
Przyniosłem piwo na poczęstunek, tylko flaszki nie mam panie kapi­tanie ale jak trzeba to mi palacz da!
Kapitan słucha co mu mówi trymer, patrzy na niego jak na zjawę.
Panie trymer o co panu właściwie chodzi, o jakie flaszki panu chodzi o jaki poczęstunek?
Panie mechaniku –kapitan zwraca Sie do mechanika – to pana człowiek, co on jest, no tego czy co?
Zabieraj chłopie to swoje piwo i już ciebie tu na mostku nie widzę, Panowie co tu sie dzieje na mostku? Krzyczy ka­pitan.
Trymer nie wie co ma robić bo po tej angielskiej szkole może tak Sie zachowują,  ale na wszelki ‘wypadek wycofuje sie z mostku na wol­no wstecz mówiąc przeprasza, przepraszam.
Trymer na wachtę! Krzyczy mechanik, co to za ludzie?
Tadek schodzi ze skrzydła mostku, ktoś odbiera od niego kibel w którym są butelki z piwem.
Gdy już stoi na pokładzie trymer zastanawia się o co chodzi kapitanowi?

Rozgląda sie za wiadrem w którym było piwo, załoga nie zwraca uwagi na trymera, bo każdy ma swoje zajęcia.
Tadek stoi na pokładzie i nie jest pewien co ma robić, może za chwile zawoła go kapitan , bo może po tej angielskiej szkole mają takie swoje humory.
Ale gdzie jest kibel ten? pyta Tadek.
Kibel ? Kibel jest na rufie, to ty pół rejsu jesteś na statku i nie wiesz gdzie kibel, ktoś mu odpowiada,
Ja wiem że ma rufie ale chodzi mi o ten co w  nosze węgiel do ku­chnia – tłumaczy Tadek stojącej obok niego załodze.
A, o ten kibel co w węgiel nosi do kuchni, już wiem tobie o co chodzi, mówi rybak
No jak byłem na mostku to go miałem ze sobą a jak schodziłem komuś go podałem, ale nie wiem komu?
To na pewno ktoś go zaniósł do kuchni, inny odpowiada no i wysypał węgiel do skrzyni w kuchni.
Tadek idzie na rufę, obok kuchni stoi jego kibel, ale tu mała niespodzianka, lumpy są a piwo zniknęło,
O ktoś mi piwo z kibla zabrał, mówi Tadek do kucharza.
To ty taki głupi, nie wiesz że piwo sie trzyma w koji albo w sza­fie a nie w kiblu, zdziwiony jest kucharz.
Nie ja tu w tym wiadrze miałem piwo, w tym co jest na węgiel i ktoś
mi je ukradł piwo,  smutnie mówi trymer. Patrzy na kucharza.
A co ty tak patrzysz na mnie co? Pyta kucharz, co może ja ci ukradłem to piwo?
Łazi taki zapijaczony po pokładzie i rozrabia i mnie obraża , krzyczy kucharz, mnie kucharza marskiego tak obrażać!
Ratunku! ludzie gdzie jest polityczny? trymer mnie posądza że mu okradłem flaszkę, piwo a może i zegarek ludzie!
Trymer widzi że kucharz już szaleje ze złości szybko czmycha na dół do powieszenia ze zamiarem że schowa sie w koji.
A tu w messie załoga prowadzi poważną rozmowę.
A jesteś, mówi mechanik widzą trymera, kiwa głową i rozgląda sie po załodze która siedzi przy stole.
Panie trymer czy ma pan wachtę?
Tak panie mechaniku, ja tylko przyniosłem swoje rzeczy no wie pan swoje lumpy i już idę do kotłowni.
Nie, niech pan poczeka panie Tadku, to w czasie wachty pan pije proszę mi nie przerywać!
Pije pan i jeszcze idzie pan na mostek i rozpija pan naszego kapitana.
Rozmowę mechanika przerywa wejście do messy czworo ludzi z pokładu,  trzymają butelki z piwem ,śpiewają jeden z nich głośno krzyczy.
Tadek! Tadziu jesteś facetem na medal , daj buzi!  ja ciebie, ale już inny mówi,
To swój chłop Tadeusz, widać że był na Kanarach , Tadziuniu masz pij piwo zaraz będzie flaszka na twoje konto, chodź na dziób, do nas. Cicho! Cicho! Kto tak załogę upił?
Krzyczą! Wiadomo nasz kochany kolega Tadziuniu,
Tadek bierz co masz w koji i chodź do nas!
Cicho! Won mi z messy , krzyczy bosman, do komory łańcuchowej zamknę aż będziecie trzeźwi!
-Dyscyplina na statku musi być!
Pijani wychodzą ci co tacy byli przed chwila weseli.

A miedzy niemi i trymer ma zamiar wyjść ale na jego staje pan polityczny, zatrzymuje i prosi by siadał przy stole.
Sami panowie załoga widzicie co to sie dzieje na naszym statku, mówi polityczny ten człowiek chciał upić naszego kapitana, nawet chciał zmusić do picia,
Na szczęście byłem na mostku a tak był i pan me­chanik, na szczęście obroniliśmy naszego kapitana przed tym trymerem który użył swojej siły by upić kapitana.
Proszę pana, panie polityczny, przerywa Tadek, to tak nie było i ja nie zmuszałem kapitana do picia,  ja tylko.
Przecież pan na mostek przyniósł beczkę piwa i jeszcze pan mówił o flaszkach! Krzyczy KO.
Nie! To nie była beczka piwa! Woła trymer, to był kibel a .
No, no, panie Tadku to pan, mówi bosman, pan idzie do kapitana z kiblem piwa, czy panu nie wstyd pić piwo z kibla?
Panie bosmanie, tłumaczy trymer, to nie był ten kibel z rufy to było to duże wiadro na węgiel.
Ale prawda jest taka że chciał pan upić kapitan piwem wódką a co pan chciał później zrobić? Ktoś pyta.
Może chciał uprowadzić statek na Kanary albo do Montewideo, inny mówi, to wie co chciał zrobić?
Panowie ja mnie chciałem upić kapitana, było inaczej, może ja po­wiem jak to było, ale ja nie chciałem upić,  tłumaczy Tadek.
Ludzie, ludzie, dajcie chłopu sie wygadać.
No, no, ja opowiem jak było naprawdę, pan kapitan mnie zaprosił na mały poczęstunek, bo dziś jest święto trymera i dlatego zabrałem swoje butelki z piwem. 
Poszedłem na mostek, bo myślałem że pan kapitan mnie naprawdę zaprasza. Ja myślę że ktoś tu nie mówi prawdy. Ktoś ma naszczerzenie
Ja mogę się przysięgnąć na wszystko! Krzyczy trymer,  ja mówię prawdę ale to wszystko przez tą angielską szkołę!
Panowie! Cisza! Woła polityczny, ja widzę że jest to sprawa poli­tyczna bo już jak słyszymy to jest i Anglia, ludzie na statku ma­my imperializm amerykański!
Nie tą sprawę musimy omówić na Plenarnym Zebraniu partyjnym
Panie mechaniku a póki co niech pan decyduje czy ten pijany czło­wiek może zejść na wachtę?
Ktoś podpowiada. Pierwszy mechanik kiwa głową, rozkłada ręce w końcu mówi.
Panie trymer,  jak się pan czuje? Bo może zastąpi pana drugi trymer i tylko kucharz panu pobierze krew do analizy, Szefie!
Panie pierwszy ! Woła trymer , panie mechaniku, ja nic nie piłem, ani piwa a wódki, ja wcale nie pije i ja nie mam żadnej flaszki jestem trzeźwy! Naprawdę!
Ale kibel piwa to pan wypił? Ktoś pyta.
Nie! Nie, nie wypiłem! krzyczy trymer, nie wypiłem tego kibla piwa bo mi ukradli!    ‘
Co? To na statku są złodzieje? Zdenerwował sie bosman ,panie try­mer pan sam to wypił a moją załogę pan obraża ide do kapitana!
Dialog przerywa gwizdek który słychać w maszynowni.
Załoga wychodzi do wybierania sieci, znowu było wesoło.  
A dialog który prowadził trymer z domniemanym panem kapitanem był palacz, który rozmawiał przez tubę głosową z kabiny pierwszego mechanika..
I tak minął dzień ,święto Trymera, na pewno Tadek – trymer będzie długo pamiętał to wielkie państwowe święto no i niegościnność pana kapitana NIESCIORA,,
Święto jest ale praca na statku nie ustaje, nasz statek ciągnie swój trał niczym koń pług, my tu na dole w maszynowni mamy bardziej uciążliwą prace.

Na pokładzie jest ciężko ale mają dużo świeżego powietrza a my tu na dole w maszynowni mamy tyle ile nam dmuchnie przez nawiewniki.
Bywa że nie ma co dmuchać w nasze nawiewniki o to już naprawdę jest tu na dole piekiełko,
Palacze mówią że jak popracuje za palacza tu na naszym trawlerze to już ma sie zaliczone małą odsiadkę w piekle.
Nie wiem bo to mój drugi rejs a tak mało wiem o morzu i o naszym statku.
Ale jestem na morzu, moje marzenia sie spełni­ły,  pływam,  jestem tu na wielkim morzu , na Morzu Północnym.
A to pięknie brzmi Człowiek Morza,  czy ja kiedyś nim zostanę?

 

Nowe, inne życie na morzu, na dalekich łowiskach we wspomnieniach Rybaka Dalekomorskiego

 

Autor tekstu i grafiki: Marian Rodak
Współpraca: Ewa Sorn