6. OSTATNIA PRAKTYKA PO 4 ROKU NAUKI; WOJSKO

 

6. OSTATNIA PRAKTYKA PO 4 ROKU NAUKI;  WOJSKO
[5]– “OLEŚNICA”. 1959 r.  Kpt. Fr. Loroch.

 

Onego czasu byłem zaokrętowany jako praktykant na statek PLO, a co się działo – pokrótce Wam opowiem:

Tym 4-tym postem kończę te bardzo krótkie wspomnienia dot. lat nauki w PSM = 1955-60 czyli okrągłej rocznicy 55-50-lecia tamtych wydarzeń.

Po 4 roku nauki w PSM, siedmiu z naszej klasy nawigacyjnej zaokrętowało na statek PLO “Oleśnica” jako praktykanci. Naszym kierownikiem praktyki był drugi oficer z PLO (Kazimierowski).
My, to: Bierejszyk Andrzej, Czajka Sylwester, Deptuch Wojciech, Jabłoński Henryk, Kuc Kazimierz, Siniarski Tadeusz i ja.

Na statek zaokrętowaliśmy w Gdyni. Był to drobnicowiec pływający na linii północno-amerykańskiej. W czasie tej 2-miesięcznej praktyki pracowaliśmy tak samo jak załoga: na pokładzie, w hotelu, mieliśmy zajęcia z nawigacji.

Kapitan statku miał do nas pretensje, że pracujemy wolniej niż załoga, co nasz kierownik tłumaczył tym, że w szkole uczą nas wszelkie prace wykonywać dokładnie, a PLO "Oleśnica" - praktyki na drobnicowcu w 1959r.załoga niestety pracuje na akord. Rzeczywiście, stukając rdzę i malując, chyba robiliśmy to zbyt dokładnie. Mycie szotów na korytarzach i zmywanie naczyń, co robiliśmy w czasie złej pogody, było nieprzyjemne.

Za to wygłodzonym uczniakom bardzo odpowiadało obfite i dobre statkowe jedzenie, szczególnie szynka na podwieczorek, która dziwnie szybko znikała z półmisków.
W czasie uroczystości święta 22-lipca, święta wyzwolenia Polski, na statku odbyła się uroczystość. Pamiętam, że steward, starszy już pan, pięknie zaśpiewał “Asturio, ziemio mych młodych lat// Asturio, ziemio mych marzeń…”. Miał facet świetny głos, co wszyscy zgodnie uznali.
W czasie tych 2 miesięcy odwiedziliśmy porty zachodnio-europejskie i kilka amerykańskich (Nowy York, Filadelfia, Baltimore, Galveston). W Nowym Yorku obejrzeliśmy Statuę Wolności, najwyższy wieżowiec Empire State Building, po drodze pogubiliśmy się, a że nie mieliśmy pieniędzy, wędrowaliśmy kilometrami szukając drogi na statek. Podobnie było w Filadelfii.

Na zakończenie praktyki pisaliśmy “Pracę” i zdawaliśmy egzamin w obecności kapitana statku, starszego mechanika i kierownika praktyki. Kłopotów z tym nie było, choć przed egzaminem zdenerwowanie jest zawsze.
Z w/w 8 osób 3 już nie żyją. Kierownik praktyk został później kapitanem w PLO i dość młodo zmarł. A. Bierejszyk po skończeniu PSM jakoś nie mógł znaleźć miejsca w życiu, pracował w Szczecinie na statku wycofanym z eksploatacji i służącym jako magazyn zbożowy. Pewnego nocy utonął w Szczecinie koło statku (innego). H. Jabłoński pływał w PLO, bardzo młodo zmarł.

*

WOJSKO.
Po zakończeniu nauki w szkole w 1960 r., w tym samym roku mieliśmy jeszcze 4-miesięczne szkolenie wojskowe. Dwa miesiące na okręcie marynarki wojennej “Gryf” w Gdyni, na Oksywiu, i 2 miesiące w jednostce wojskowej w Ustce.

W czasie przeszkolenia na “Gryfie” spotkałem znajomego z rodzinnej wsi, Romana Swatko, który najpierw ukończył naukę w Szkole Żeglugi Śródlądowej (gdzieś koło Wrocławia, chyba w Brzegu) a następnie Wyższą Szkołę Oficerską Marynarki Wojennej w Gdyni.
Przeszkolenie na “Gryfie” było przyjemne (oczywiście, że nie było dla tych harpaganów, którym zawsze było źle, gdy musieli coś robić i kogoś słuchać, dla których najlepszym życiem jest życie w samowoli).

W Ustce też czasami było nawet przyjemnie: ćwiczenia w lasach, pokonywanie wyznaczonej trasy w nocy. Ale były też idiotyzmy wojskowe wszystkim znane, jak szorowanie za karę ubikacji, wojsko śpiewa na komendę, czy podczas upału biegi i czołganie się po piasku z założonymi maskami przeciwgazowymi. Do wojska i wojskowego drylu nigdy nie miałem zamiłowania. Ogólnie rzecz biorąc, nie było tak źle jak się mówi, jakoś toto człowiek wytrzymał, nabrał hartu ciała i ducha, ma co wspominać. No i miał stopień MAT.

* Gdy już pracowałem w PŻM, na początku 1964 r. zostałem wezwany na przeszkolenie wojskowe do Gdyni (prawie 4 miesiące), do Wyższej Szkoły Oficerskiej na Oksywiu. Po ukończeniu tego szkolenia otrzymałem stopień Podporucznika Rezerwy Marynarki Wojennej. Od tamtego roku na szczęście zapomniano o mnie i nie podnoszę swoich wojskowych kwalifikacji.

 

 

Autor tekstu i zdjęć: kpt. Władysław Chmielewski