POGODA DLA MNIE

 

POGODA DLA MNIE

 

Przebudziłem się, jestem wyspany, spoglądam na nasze pomieszczenie przy stole siedzi kilka osób, wspominają jak to było dobrze na lą­dzie.
Nie czekam aż mnie Grzesiu będzie powiadamiał, „ że czas na wachtę”
Wstaje i wychodzę na pokład, wiatr taki jak dobra bryza, fala jak raz dla mnie, statek lekko chodzi na fali a może jeszcze nie uspokoiło się po wczorajszym sztormie.
Fale są teraz takie małe i leni­we nie atakują statku.
Mam wrażenie, że te fale tylko spłukują pozostały brud z pokładu ja­ki pozostał z lądu.
Jestem rybakiem!

Fala mnie nie bierze!
Musze to komuś pokazać, że się czuje dobrze i nie będę rozmawiał z Neptunem, idę po prawej burcie na śródokręcie, chce się komuś pokazać.
Stojąc przy windzie trałowej dopiero teraz widzę, że jesteśmy w duń­skich cieśninach, to, dlatego nie kiwa statkiem, ale się naprawdę dobrze czuje, zjem kolacje i nie będzie, no nie będzie rzygania!
Mam jeszcze trochę czasu do wachty wiec mogę sobie pochodzić po pokładzie, idę w stronę dziobu, coś mi tu brakuje a gdzie węgiel?
I teraz widzę, że węgiel jest rozrzucony po pokładzie, cześć polecia­ła za burtę, ale się narobił, o – gdy tak myślę, ktoś z mostku woła.
Hej ty w czapkę rzygający! Sprzątaj, sprzątaj resztę tego, co zo­stało, bo na Północnym to ta reszta poleci za burtę!
Nie wiem, do kogo należy ten głos, będą mi przypominali mój pierwszy morski obiad, pamiętają jak uciekałem z messy z czapką na twarzy. Już chciałem uciekać z pokładu, ale widzę Grzesia, który idzie w mo­ja stronę i niesie dwie- łopaty.
A jesteś tu Marian, to dobrze musimy sprzątnąć ten węgiel do ła­downi, bo wiesz jak wyjdziemy na morze to i reszta poleci za burtę.
No pewnie-mówię do Grzesia – musimy, bo na Północnym dmucha jak licho.
Otwieramy Szuper bunkier albo jak to woli trzecią ładownie i wsypujemy węgiel, który jest na pokładzie.
Naszą prace nadzoruje bosman i rybak czeka­ją, kiedy skończymy to oni zamkną ładownie i zabezpieczą brezentem by woda nie dostawała się do ładowni.
W czasie sprzątania węgla myślę o tym jak mi przygadano z mostku, no jestem zielony, musze wysłuchiwać ich przygadywać a co najgorsze, że tam na Północnym wieje dycha, to tam dopiero będzie fala a ja na pewno będę jeszcze rozmawiał z Neptunem
Bałtyk to małe morze to i fala mała, ale Północne tam będzie fala.
Po sprzątnięciu węgla schodzę na dół do maszynowni, tu jest przyjemnie nawet zapach pary i olejów wydają mi się ładnie pachną, staje przed mechanikiem i mowie.
Dzień dobry panie mechaniku, mechanik kiwa głową i pyta.
Wszystko sprzątnięte z pokładu? Dużo poleciało za burtę?
Grzesiu mówił, że nie tak dużo, tylko, że węgiel był rozrzucony po pokładzie.
No to dobrze – mówi mechanik- wiesz szkoda każdej łopaty.
No pewnie panie mechaniku i idę do kotłowni.
Dzień dobry panie Zygmuncie.
A cześć, cześć, widzę, że dobrze się czujesz i jesteś wyspany.
O tak proszę pana, nawet sam wstałem i nikt mnie nie budził.

Siadaj trymer-mówi palacz-zapalimy po całym i pogadamy.
Siadam no musze palić papierosa, bo mówiłem, że się dobrze czuje.
Masz szczęście trymer, że w dniu wyjścia nie zdjęli ciebie ze statku.
Na samo wspomnienie robi misie gorąco, słucham palacza.
Ja byłem w ruskim wojsku, tam się nie bałem a było i tak, że Rusek chciał mnie zastrzelić to ja też wymierzyłem z pepeszki w niego i mówię strzelaj ja też zdążę pociągnąć za cyngiel.
Naszą rozmowę przerywa mechanik -Cała naprzód!
Komenda pierwszego mechanika stawia nas nogi, palacz łapie grace ja otwieram popielniki i już kocioł pracuje na całej swej wydajności.
Oboje z palaczem pracujemy,wszystko już normalnie pracuje, ja oczywiście z tunelu ładuje węgiel na kotłownie dziś świat wydaje mi się piękny, praca jest lżejszy tak misie wydaje, po chwili palacz woła.·Ty, trymer nie mam gdzie chodzić, fuli węgla.   
No jak to dobrze mieć tyle węgla, starczy na całą wachtę, teraz idę do maszynowni trochę się boje spojrzeć na obracającą się maszynę, po chwili spoglądam na maszynę, znowu się odwracam, nic patrzę na maszynę o nie mam już zawrotu głowy.
Może będę rybakiem, mechanik pyta mnie.
No jak Marian w kotłowni wszystko gra?
Tak panie mechaniku, węgla fuli na całą wachtę mam.
A to dobrze -mówi mechanik- to uważajcie na maszynę we dwoje a ja pój­dę do messy coś przegryź, Marian oczy otwarte na wszystko, maszynę macać i smarować, Zygmunt pokaż mu co i jak się robi.
Dobra, dobra panie pierwszy już ja mu tu pokaże, co i jak ma robić ten szósty mechanik- odpowiada palacz.
Po chwili palacz wychodzi do kotłowni zostaje sam w maszynowni, no oczywiście obchodzę w około maszynę, sprawdzam czy jest olej w oli­wiarkach, czy agregat ma olej, teraz wszystko na mojej głowie a naj­ważniejsze że mnie nie bierze to kiwanie statku.
Spoglądam na zegar acha czas na macanie maszyny,
Sprawdzanie dłonią pracujące elementy maszyny głównej wszystko w porządku teraz musze posmarować, a jeszcze trzony tłokowe, no wszystko gra.
Palacz wszedł do maszynowni pytał czy sobie radzę i znowu poszedł do kotłowni, mechanika nie ma, ależ on ma apetyt, tyle czasu je.
Statek idzie, ale mi się wydaje, że inaczej się kiwa a mechanika nie ma, palacz wchodzi do maszynowni to dobrze, bo on wszystko wie jak i co się robi, po chwili mówi – chyba wychodzimy na szerokie wody.
Oho, po co on mi to mówi, gdzie ten mechanik, spoglądam do góry.
Co chcesz żeby mechanik zeszedł na dół?
Tak panie palacz bo ja musze węgla , popiół.
Poczekaj – mówi palacz- zaraz mechanik będzie na dole, bierze mały młotek i uderza w gong telegrafu manewrowego. Pierwszy mechanik już jest na dole – pyta.
Co się stało Marian?
Ja panie mechaniku -mowie- musze węgla i popiół wyciągnąć.
Dobra, dobra idź do kotłowni i rób swoje – mówi mechanik.
W kotłowni węgla jeszcze jest a plącz za mnie oczyścił popielniki.
To panie palacz, to ja pójdę do góry i będziemy wyciągać popiół?
A nie boisz się bo wiesz kiwa i jak sie boisz to nie wychodź do góry. Ostrzega mnie palacz.

Na pokładzie jest ciemno, wiatr taki sobie ale dla mnie to już hura­gan, fala taka długa , statek chodzi dłużej góra dół , na pokład wchodzi fala wydaje mi że ta fala strasznie szumi i leci gdzieś ku rufie statku, dobrze że jestem na nadbudówce bo mogłaby mnie , lepiej nie myśleć o tej fali.
Moje drugie stanowisko pracy znajduje sie przy kominie kotła i przy tych potężnych nawiewnikach kotłowych.
Tu jest dobrze, jest świeże powietrze, można zawsze coś zobaczyć .Zabieraj się za robotę, później będzie czas na oglądanie widoków.
Wyciągam kibel pełen popiołu i siup i popiół poleciał za burtę a te­raz pusty kibel na dół i znowu do góry, po chwili koniec wyciągania popiołu i to co pozostało po czyszczeniu kotła, na koniec wkładam głowę do nawiewnika i wołam do palacza .
Panie palacz węgiel do kuchni, który zanoszę z wielkim trudem do ku­chni, tu dosypuje węgla do pieca i schodzę do pomieszczenia budzę tych co na wachtę pójdą .
Tu na dole uzupełniam olej, wodę we wiadrach, wycieram płyty podłogi w kotłowni też jest porządek na zdanie wachty przez palacza.
Zmiana wachty palacze przekazują sobie i za chwile mówią sobie cześć, cześć.
Palacz przygotowuje swoje narzędzia do czyszczenia – szlakowania paleniska w kotle, po chwili na płytach podłogi kotłowni jest pełno żaru, który został wyciągnięty z paleniska.
który zalewam wodą , wytwarza sie para i jakiś czad gryzący w gardle.
Juz palacz wsypuje węgiel do paleniska i wychodzi z kotłowni a ja pracuje dalej wyciągam popiół i po chwili wszystko to zalewam wodą, no już wiem co mam robić i jestem dumny.
Jedno spojrzenie palacza i już wiem co mamy robić, po wyciągnięciu popiołu wracając ide
Budzę swojego zmiennika.
Na dole w maszynowni mały porządek na zdanie wachty, małe mycie i czekam na swego zmien­nika, siedzę obok mechanika i rozmawiamy.
U mnie jest duża poprawa nawet pale papierosa, czuje sie jak młody bóg, zmiennik już na dole mówi cześć a ja mu odpowiadam cześć i mogę sobie pójść na odpoczynek.
Po wyjściu z maszynowni staje w otwartych drzwiach które prowadzą na pokład, spoglądam na ciemne morze, słyszę głośny szum fal które ocierają sie o burtę naszego statku by po chwili wtargnąć na po­kład z wielkim hałasem.
Patrzę na fale która wpadła na nasz pokład i wydaje mi sie że ta fala nie ma ochoty powrócić do morza.
Wydaje mi sie że mógłbym długo patrzeć na ciebie morze, by zapamię­tać twój urok.
Na dole w messie na stole w pół miskach leży wędlina, wygląda to bardzo apetycznie, siadam przy stole 1 zajadam i wiem że nie będę sie dzielił z Neptunem.
Palacz Zygmunt ma koje pod moją koją nie śpi ,czyta, po chwili spo­gląda na mnie i mówi.
No to ja widzę że już masz apetyt, to już będziesz żył i będzie z ciebie rybak.
Panie palacz – mówię- ta kiełbasa jest taka dobra a czy mogę zjeść jeszcze jeden kawałek?
Ty sie nie pytaj, jak smakuje to trzeba zryć, jest na stole to jest dla załogi.
Palacz wstaje z koji , siada przy mnie i stawia na stół dwie butelki piwa i mówi.
No Marian napijemy się sie to będzie sie nam lepiej spało.
Po chwili ja stawiam – twoje dobre a moje też nie jest złe.
Po wypiciu piwa palacz mi zaproponował żeby sobie mówić po imieniu.
A jak ci sie śpi Marian w tej koji? Bo wiesz jak ja byłem trymerem to ja w niej spałem.
Ty byłeś tu trymerem Zygmunt?
A co ty myślisz że zaraz byłem palaczem?
To ty tu na Plutonie już długo jesteś ?

Drugi rok, spałem w twojej koji i wiem że masz mokry materac od burty, to wiesz co trzeba zrobić? Trzeba te puste butelki po piwie wkładać miedzy materacem a burtą, będziesz miał sucho,
Tak to ciasna koja ale masz dla siebie i to jest ważne ho wiesz, spanie na zmianę w jednej’ koji to troche nie tak.
Wiesz to dobry pomysł z tymi butelkami- mówię.
No ale czas do koji jutro też sobie pogadamy Marian.
Zygmunt dziękuje że pomagałeś, wiesz jak ja no wiesz jak.
Wiem, wiem jak rzygałeś, – śmiejemy się sie i do koji odpocząć.
Sen przyszedł tak szybko że nawet nie pamiętam co mi sie śniło, ty­lko budzenie mnie przez mojego zmiennika jest trochę przykre.
Wyskakuje szybko z koji trochę przemywam oczy i już siedze przy stole, są już inni którzy jedzą śniadanie.
Zamawiam jajecznice na kiełbasie, Zjadam szybko i wychodzę na góre przy kuchni mówię kucharzowi dzień doby panie szefie.
A cześć, cześć wiesz że dzi­siaj będzie ładny dzień, zjadłeś śniadanie?
Tak panie szefie i było bardzo smaczne.
No to może chcesz dokładkę ? Mówi kucharz.
Dziękuje panie szefie, jestem fuli.
A tak to wyszedłem na pokład bo jeszcze nie jestem pewien swego żo­łądka, szkoda by było śniadania.
Morze Północne jest piękne, statek tak chodzi na fali jak jacht.
Nasz „Pluton” jest zbudowany do żeglugi po morzu Północnym, mam swój statek i mogę podziwiać morze, prawdziwe morze, gong w ma­szynowni przypomina mi że czas na wachtę.
Przyjmuje wachtę od zmiennika, trochę rozmawiam z palaczem Maksem,
Pan Swoboda – palacz przyszedł do nas z floty handlowej i często wspomina jak to było na handlowcach, a jego kolegą na PLUTONIE to nasz oficer polityczny i często przesiaduje w jego kabinie.
Zmiana wachty i znowu to samo szlakowanie, popiół a później siadamy na kupie węgla i rozmawiamy.
Miałeś szczęście Marian że ciebie nie zdjęli w Gdyni jak ciebie wołano do kapitana, pamiętaj omijaj z daleka tych w tych kapeluszach,
A kto to jest ? Zygmunt, wiem i bałem sie ze już nie popłynę na naszym statku, ale kapitan mnie uratował.
Kapitan tylko powiedział ci to co chciał ci powiedzieć ten jak to o nim mówisz Al-Capone i wypluj to słowo bo on bycie tak urządził Ze może ty i twoi rodzice musieli wyjechać z Gdyni, nie mówmy o nim omijaj z daleka, no a teraz do roboty.
Ja wchodzę do maszynowni i tu też mam swoją prace, szybko zrobiłem do kotł6wni.   
Zygmunt po co my zbieramy te kamienie które są we węglu ?
A to jest materiał na delikwenta z pokładu, bo wiesz jak ciebie bos­man w konia zrobił z tym obiadem, prowadzą to oni 1-0 ale my sie też im odgryziemy.
To bosman mnie zrobił w konia – pytam- z tym obiadem i dlatego mnie posadził przy stole bym nie mógł szybko uciec z mesy?
A jak ty myślisz ,ale my im też zrobimy kawał.
Na samo wspomnienie robie sie czerwony, taka poruta, nawet dziś przy śniadaniu jeden z dzięciołów pytał mnie gdzie mam czapkę.
To bosman taki jest a ja myślałem że on taki dobry dla mnie.

No Marian, każdy z nas musi przejść przez szkołę, za naukę trzeba za szkołę płacić.
Czas mija szybko nic sie nie dzieje , wiaterek taki jak dla mnie to więcej nie potrzeba ,ale moja obecność to być też maszynowni.
Acha dobrze że jesteś Marian – mówi mechanik- w kotłowni szystko obrobiłeś?
Tak panie mechaniku,
To tutaj trochę popilnujesz w maszynie a jak coś to wołaj mnie! O  Zygmunt też jest chciałem wyjść do góry ,  bo wiecie musze trochę popisać ,  trochę obliczyć materiały, no wiecie? Dobra, dobra – mówi palacz – mechaniku tu Marian to już szósty mechanik no nie?
Mechanik wychodzi my zostajemy w maszynowni.
Mechanik będąc u góry wola do mnie.
Marian! Tylko miej oczy otwarte i patrzeć na wszystko i macaj!
Tak panie mechaniku, wiem macać i smarować o równym czasie.
W maszynowni czuje sie dobrze jestem obeznany, zanim otrzymałem książeczkę pracowałem we warsztatach i remontowałem urządzenia w ma­szynowni, ale wszytko nie było uruchomione a tu wszystko chodzi.
Jestem sam maszynowni i zgrywam szóstego mechanika, spoglądam na maszynę jak to robią mechanicy, patrzę na współ pracujące elementy maszyny głównej ,przechodzę na lewą burtę tu pracują same pompy a jest ich pięć, jest na co patrzeć.
Wracam na stanowisko manewrowe,  patrzę na manometry,  na zegar na te­legraf manewrowy,  no tu wszystko w porządku.
Na prawej burcie maszynowni znajduje sie nasza elektrownia, stoi na podeście ,  pod nim są magazynki.
Agregat cichutko pracuje , sprawdzam stan oleju,  smaruje trzony, spoglądam na rozdzielne albo jak tu Sie mówi  GTR ,  i tu wszystko gra.
Nasłuchuje czy nie słuchać stukania,  nic wszystko w porządku.
O -czas na smarownie ,  chwytam oliwiarkę i smaruje maszynę i wszystkie punkty które należy smarować ,macam maszynę ,  dobra jest,  mogę so­bie trochę posiedzieć i patrzeć jak maszyna sie obraca.
Marian- węgla nie ma- mówi plącz- idź a ja popilnuje maszyny.
No a tak myślałem że sobie posiedzę jak na mechanika przystało kotłowni robie wszystko co należy zrobić i wracam do maszynowni, tu jest czuje lepiej, ale i tu czas mija a ja musze wszystko przygotować w maszynowni i w kotłowni.
A  mechanika niema ale mechanik ma apetyt tyle czasu żre.
Do mechanika jest łączność przez szprech rurę, a po naszemu to sie nazywa tuba głosowa, mogę z niej skorzystać albo uderzyć młotkiem gong telegrafu,   wybieram szprech rurę.
Wyjmuje gwizdek i z całej siły dmucham w rurę,  rozlega sie gwizdek którego słychać chyba po całym statku.
Moment i widze jak mechanik stoi przy mnie w skarpetkach
Co sie stało Marian- pyta mechanik.
Nic panie mechaniku,  ja musze węgiel, popiół no wie pan-
Zygmunt,   popatrz na moją głowę- mówi mechanik do palacza-wiesz jak trymer dmuchnął 
w szprech rurę,   to rura pękła a gwizdek uderzył mnie o tu w głowę, och jak mnie boli, zobacz co jest?
Palacz patrzy kiwa głową i mówi- nie dobrze panie mechaniku,   trzeba szyć, bo inaczej będzie wyciek wody mózgowej, wołać MEDICAL,  ale pana urządził  ,  no no , 
Ja już nie czekam ide do kotłowni i w tunel, rozmyślam – a tak sie wszystko dobrze układało po diabła zachciało mi sie wołać mechanika przez tą rurę.

Ładuje węgiel do kotłowni aby nie myśleć o tym co zrobiłem.
Marian! Co ty wyrabiasz miejsca niema w kotłowni?
Wychodzę z tunelu ,  ale naładowałem tego węgla w miedzy czasie była zmiana wachty i już jest inny palacz -Kochasiu-który patrzy na mnie
No,  no myślałem że jesteś swój chłop,  myślałem że będziemy kumplami a ty co? Jazda do góry i wyciągamy popiół- mówi palacz.
Przechodzę przez maszynownie a zawsze uśmiechnięty drugi mechanik pan Karol,   udaje że mnie nie widzi,  jest mi przykro.
No co ide i wyciągam ten cholerny popiół ,  na koniec krzyczę do pa­lacza – węgiel do kuchni!
Szefuniu węgiel przyniosłem,  kucharz udaje że jest zajęty i że nie słyszy mnie,  co ja
narobiłem,  szósty mechanik- mam pecha  !
A już jak tak z każdym żyłem dobrze, wszyscy byli dla mnie jak bracia a teraz każdy mnie unika , przecież nie chciałem uderzyć tym gwizd­kiem mechanika.
Cześć Grzesiu – witam swego zmiennika – który jak zwykł trzyma w jednej rece swoją dokładkę.
Cześć  Marian, wszystko w porządku?   
Tak – odpowiadam- wszystko w porządku ,  popiół i węgiel
No to idź sobie na obiad,  smacznego,  cześć.
Schodzę do naszego pomieszczania, trochę przecieram wodą ozy, przebieram sie ,  no siadam do stołu , przecież należy mi sie posiłek.
W mesie ,ruch jak w trakcie obiadu,  jedni są już po obiedzie,  inni jedzą dokładkę,  jest cała załoga i komentuje wydarzenie z mechanikiem 
Ja pochyliłem swój łeb nad talerzem i udaje że nie wiem że mechanik jest ranny,  nawet nie wołam dokładki.
Ale mój słuch wychwytuje komentarze- że rana jest poważna i trzeba szyć francuskim ściegiem bo tu na fali pojedynczy ścieg nie wytrzy­ma.
Mechanik  stracił dużo krwi ale na szczęście kucharz więcej zamówił w BALTONIE a drugi mechanik nie chce sie podejmować bo są wycieki  wody mózgowej – co oni gadają?
Kabina mechanika jest zamknięta a RADIO- MEDICAL mówi że stary musi powiadomić policje,  wszyscy są nerwowi,  wszyscy ten wypadek przeży­wają, na mnie nikt nie patrzy a przecież to ja jestem winien!
Moje rozważania przerywa mi K.O [oficer polityczny]
No ,wy słuchajcie – mówi do mnie – wy wiecie że jak niema mechanika to statek stoi, wy chcieliście nie gadajcie,  ja wam powiem kiedy wy będziecie gadali, zrobiliście to specjalnie ,by zająć stanowisko
Panie kakołko ja- i tu wybucha śmiech załogi a bosman mówi.
No proszę jakie to są wypowiedzi,  na zastępcę. kapitana mówić takie przezwiska.
Skąd  panie bosmanie przecież każdy tak mówi- wtrącam
No widzicie  sami młodzież, żadnego szacunku dla oficera,  widzicie kogo mamy na burcie,   taki trymer obraża całą załogę ,kto mówi na ofi­cera politycznego kakałko?
Otwierają sie drzwi kabiny pierwszego  mechanika,
Jest cisza, wychodzą z niej drugi mechanik, pierwszy z pokładu i kucharz,  wszyscy są poplamieni krwią, kucharz nawet ma czapkę zakrwawioną a na stolnicy niesie na­rzędzia jak nóż,  nożyce, młotek,  igły żeglarskie.
Pierwszy oficer mówi.
Mechanik przebacz zbrodniarzowi i prosi zało­gę by nie było pogrzebu.

No nie ja już nie wytrzymuje , bo przecież ja wiem że te gadki to sie mnie dotyczy, wychodzę z pomieszczenia i ide na szpar dek,  tu siadam na sieciach i rozmyślam o dzisiejszym dniu.
A tak było dobrze ,  smarowałem maszynę,  macałem i co ?
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem na tych sieciach.
Przez sen czuje że ktoś mnie szarpie, budzę sie i nie wiem gdzie jestem , widzę top bezan- masztu,  komin kuchni,
Grzesiu gdzie ja jestem?
Nie wiesz ? Na szpar deku,  ale wstawaj na wachtę.
Schodzę na pokład i ide do messy przecież musze sie przebrać i cos wrzucić na ruszt,  słyszę że w messie jest wesoło , wchodzę do messy na mój widok załoga wybucha śmiechem,  nie wiem czy ja też mam sie śmiać? 
Ktoś  mi wpycha butelkę z piwem do reki i mówi pij!
Inny mnie klepie po plecach i mówi jesteś swój chłop.
Ktoś   głośno mówi na zdrowie nowego trymera!
Siadaj tu na oficerskim miejscu.
Nic nie wiem , nie wiem o co chodzi, siadam i popijam piwo, rozglądam  sie po załodze , słyszę śpiew- oczy czarne-, wiem że siedzi tu mechanik ,boje sie na niego spojrzeć.
W messie jest wesoło a przecież kilka godzin było smutno jak na pogrzebie, wiem że mechanik siedzi po mojej lewej stronie,  boje sie spojrzeć w jego stronę,  odwagi  – mysie,  odwagi, .
Odwracam twarz w stronę mechanika, co? Niema  bandażu na głowie? Patrzę na niego,  co jest?
Mechanik wstaje i podchodzi do mnie ,co wyspałeś sie Marian?
Tak panie mechaniku.
Ty wiesz że to ja ciebie tu na PLUTONA zaokrętowałem,  bo wiedziałem że jesteś fajny chłop i że będziesz dobrym trymerem,  ja pierwszy me­chanik ,  ja sie znam na ludziach.
To  ja wiem panie mechaniku ale jak pana głowa? Mocno boli?
Jaka głowa? A moja. głowa ,   to był żart ,  wiesz żeby ciebie trochę przestraszyć,  pośmiać sie trochę, ha, ha, ha ,  ale ważne że mi współczułeś, przejmowałeś sie – to ważne.
Znowu byłem ofiarą śmiechu załogi, dobrze że był to żart i że sie załoga dobrze bawiła.
W maszynowni śmieje się sie pan AS,- nie martw sie trochę śmiechu i zabawy na statku musi być.
Panie AS to dlatego tak jest wesoło w mesie?
No trochę i z tego ale i z tego że już jutro będziemy na łowisku, lubisz świeżą rybę ?
No pewnie że łubie.
W kotłowni palacz Maksiu mówi że na handlowcach takie rzeczy sie nie zdarzają,   to. jest nie poważnie, dziwie sie że nasz pan K\0 w tym brał  udział ,starszy mechanik,  no nie poważnie. Omijam poważnego palacza i ide do tunelu.
Grzesiu mi mówił że jak siedzisz w bunkrze to udawaj że pracujesz uderzaj młotem w płyty to palacz myśli że pracujesz i nie będzie ciebie wołał do roboty maszynie.
Podobno Grzesiu to potrafi w bunkrze spać i w czasie snu stukać młotem we węgiel.
Ja  jeszcze tego nie potrafię.
Zmiana wachty wiec wychodzę ze szper bunkra,  jest już Zygmunt  .
Cześć-mówi – no co miałeś trochę pietra że rozwaliłeś mechanikowi głowę no nie?
No było mi przykro bo pierwszy jest w porządku a nie jak ten cały Maksiu.
Maks, Maks ma do wszystkich pretensje że go wypieprzyli z GAL-u a co to Pluton nie statek?

A ty Marian udawaj że sie też dobrze bawiłeś, wszyscy sie śmieją a on tylko patrzy czy kakałko sie śmieje a później idzie do niego do kabiny i go poucza że na han­dlowcach tego sie nie robi.
Mnie też  tu mówił  – mówię.
Nie zwracaj na niego uwagi, tu nikt z nim nie trzyma.
W maszynowni siedzi  – mechanik i sie śmieje mówiąc
Siadaj Marian, popalimy,  pogadamy trochę, przecież jesteś moim za­stępcą a za wczoraj to sie nie gniewaj,  bo wiesz jest taki zwyczaj na statku i trzeba sie trochę pośmiać.
Panie mechaniku to dobrze że to był żart,   trochę sie zdenerwowałem.
Podajemy sobie rękę ,  wszystko – mówi palacz – co było a nie jest nie pisze sie w rejestr.
Słusznie mówię , ważne że sie załoga bawiła i to sie liczy, czas nam mija rozmawiamy o jutrzejszym dniu ,  czy będzie ryba.
Jak będzie pogoda to i ryba będzie – wtrąca mechanik.

 

 

Wspomnienia Człowieka Morza, z pierwszego rejsu, na dalekomorskim parowcu rybackim, na dalekie łowiska Morza Północnego, rybacka opowieść z połowy lat 50-tych, o życiu i pracy na morzu, oryginalne rybackie wspomnienia, autentyczne opowieści Człowieka Morza z dawnych czasów

 

 

Autor tekstu i grafiki: Marian Rodak
Współpraca: Ewa Sorn