POWRÓT NA ŁOWISKO

 

POWRÓT NA ŁOWISKO

 

Gdy schodzę na wachtę już jesteśmy w morzu a gdzieś w połowie wa­chty gwizdek z mostku i jest już zapowiedz że za piętnaście mi­nut będziemy wyrzucać a sieć za burtę.
Po zastopowaniu maszyny mechanik mi daje polecenie.
Idź do windy trałowej i pilnuj by sie nie grzała, bo wiesz co było robione i na co trzeba patrzeć.
Już sie robi panie mechaniku – i już mnie nie ma w maszynowni.
Na pokładzie już sie wolno obraca winda trałowa, wiec sprawdzam na windzie wszystkie obracające sie elementy, no wszystko jest w porządku, zobaczymy jak dadzą na fuli obroty.
Już sieć jest za burtą, statek robi rundę w prawo i pomału wchodzi na kurs,  jeszcze spięcie kabli i już idziemy pod trałem.

Jeszcze raz sprawdzam windę by mieć pewność że wszystkie jej elementy dobrze pracują.
W maszynowni rozmawiamy z mechanikiem że w trakcie gdy będziemy wy­bierać sieć należy Jeszce sprawdzić windę trałową.
Już jest zmrok, kapitan po godzinie wyciąga trał, chce sprawdzić czy jest tu ryba i czy sprzęt w porządku.
Jestem przy windzie i pilnuje by sie nie zagrzały łożyska albo i trzony
tło­kowego, po kilkunastu. minutach sieć już jest przy burcie a po chwili worek sie kołysze nad pokładem. 
Jedno szarpniecie linki-stopera i zawartość worka jest na pokładzie w łaście, o to śledź a taka por­cja jeszcze jest za burtą.
W maszynowni mowie jak pracuje winda i co było w sieci.
Cha to ty nie wiesz kto robił windę? Mówi mechanik
No pewnie że wiem ,reka fachowca no nie?
I mówisz że winda hula jak trza, sam przesmarowałeś całą windę?
No pewnie panie mechaniku- odpowiadam.
Na koniec wachty jak zwykle popiół, nawiewniki, mycie , na ruszta trochę no i skok w koje.
Wyjątkowo w messie jest pusto, światła trochę pogaszone, cisza, można sobie spokojnie pospać.
Tuż po śniadaniu wybieramy sieć i znowu jest kilkanaście beczek ryby i tak pomału rośnie nam krzywa wykonania planu złowienia ryby
Dni nam mijają a każdy dzień jest podobny do poprzedniego dnia, połowy od świtu do zmroku a przerwa w połowach tylko jak coś sie dzieje ze sprzętym. Podarta sieć, urwany jakiś postronek jak to mówi kucharz.
Tylko podany obiad a jak jest podany rosół to wiadomo że dziś jest niedziela, jest i kawałek kury a i bywa tak że kucharz podaje do obiadu kawałek jakiegoś zakalca, no to już musi być więcej jak niedziela, albo kucharz ma dobry humor.
Urozmaiceniem monotonni na statku to zmiana pogody.
Dzisiaj sie pokazały chmury a nawet trochę popadało, trochę przewie­trzyło nam na dole w maszynowni i kotłowni.
Co innego gdy jest mgła, no to jest wesoło, bo i syrena sie odzywa od czasu do czasu,  to znowu stojący rybak na baku wy­grywa na dzwonie okrętowym   ostrzegającą melodie.
W  maszynowni nie lubimy niespodzianek, wolimy żeby wszystko sie  kręciło tak jak ma sie kręcić,  to też każdy postój w dryfie wyko­rzystujemy i na bieżąco kontrolujemy by nie było niespodzianek.

Po wachcie bywa różnie, bo jak ciebie kaoszczak [polityczny] chwyci w swoje ideo­logiczne szpony to mam już z głowy godzinę albo i więcej odpoczyn­ku.
Bo przecież należy posprzątać bibliotekę marksistowsko- lenino­wską uporządkować, trochę inaczej ułożyć te pseudo dzieła, nie wolno je czyścić a nawet jest wskazane by je trochę pobrudzić.
Żeby widać było jak to załoga jest zainteresowana tymi dziełami.
To mi pan polityczny tłumaczy jak będziemy redagować „gazetkę ścienną”, no i trzeba „koniecznie sie nad tym zastanowić. 
Jak ma taka gazetka wyglądać i już od pewnego czasu mi mówi o tej gazetce.
Tak sie właśnie dzisiaj złożyło, miałem pecha i dorwał mnie pan politruk.
Wy trymer- mówi do mnie KO.-wiecie niedługo jest lipiec no i mamy święto. Wielkie, wiec musimy mieć tą gazetkę, wiecie że wszystkie statki robią gazetki i będzie wielki konkurs. Na wykonanie najładniejszą gazetki.
Słuchajcie trymer ja wam dam wszystko, no wiecie kredki, brystol,
no ja wam dam wszystko co jest potrzebne do zredagowanie gazetki.
A panie KO. a Grzesiu też będzie robił tą gazetkę?
No wy jesteście po wojsku a tam to wy robiliście takie rzeczy, no nie?
Tak panie KO. ale we wojsku to była praca kolektywna i
Słuchajcie trymer- przerywa mi KO.- my też tu będziemy pracować w kolektywie.
Matko Bosko już ma mnie we swoich politycznych kleszczach- myślę -i tak szybko to mnie nie puszczą jego kleszcze.
Panie KO. ja dziś zrobię plan tej gazetki, wie pan taki szkic co i gdzie będzie, no szata graficzna, referat pana, wyróżnienia,
0 to dobrze, to wy tu siadajcie a ja wam już daje co wam będzie po­trzeba,  ja już szykuje teksty do gazetki, bo wiecie ryba idzie i my możemy wcześniej schodzić z łowiska.
Niech ci będzie ,biorę sie za prace, po godzinie pracy przy asyście palaczy, mechanika, no i oczywiście politycznego mam już zrobioną część graficzną, nawet mi to jakoś wyszło.
Pan polityczny jest bardzo za­dowolony z mojej pracy, dziękuje mi w swoim imieniu i kapitana.
No dobrze Marian a kiedy będziemy to kolorować?
Postaw po piwie-mówi AS.- a wszystko będzie na czas zrobione.
Pan polityczny stawia na stół butelki z piwem,  jest zadowolony.
Wiecie, ja bym chciał już mieć to pokolorowane bo to będzie coś ekstra, wygramy ten konkurs,  jestem pewny tego.
Panie KO. takiej gazetki 'nigdy nie było na Plutonie-mówi palacz-nagroda murowana.
Panie KO.-wtrącam sie- panie polityczny pan wie jak ten młodszy rybak rysuje? podpowiadam
A skąd wy wiecie trymer?
Bo jak ja byłem na dziobie to widziałem jak w zeszycie ma namalo­wane statki, palmy, no i szkoda że sie chłopak tak marnuje na pokła­dzie.
Oczywiście asystent mnie poparł, bo to jest prawda wszyscy widzieli jak malował mostek.
0 to ja sobie z nim porozmawiam-mówi KO.-i jak będzie trochę luzu na pokładzie to będzie tu mi malował.
Panie KO.-mówi palacz- ja mogę sie założyć z panem KO. że on będzie udawał że nie umie malować, to jest lewus a jak sie dowie, bo pan wie że ktoś z pokładu mu doniesie,  to on jest gotów wyrzucić ten swój zeszyt,  to ja palacz żeglugi wielkiej panu mówię.
No ale kiedy on może nam malować tą gazetki – zastanawia Sie KO.

Nie wie pan jak będzie sztorm – ktoś podpowiada.
Kiedy jak jest sztorm to on umiera-mówi KO.
Panie KO. on udaje, kucharz kiedyś jak był sztorm to nakrył jak złapał kawał kiełbasy i na szpar dek a jeszcze ogórka zjadł a później uda­wał jak to go fala łamie.
Wykorzystuje dyskusje nad młodszym rybakiem i uciekam do koji.
W koji nie zapalam. światła, udaje że już śpię, musze omijać kaoszczaka bo na pewno będzie gonił bym skończył tą gazetki.
Dni nam mijają a tematem w messie to, czy jeszcze raz pójdziemy do bazy czy nas skierują do Świnoujścia, pewnie że byłoby dobrze by nas skierowali do Gdyni.
Nawet gdy wieczorem po pracy odpoczywamy trochę na pokładzie to i
tu jest ten temat, do kąt pójdziemy?
Pierwszy mechanik pan Michałowski, jak zwykle kiwa głową i mówi.
Wiecie zanim napełnimy te nasze beczki  to ja będę jeszcze rozmawiał z technicznym, gdy ja im powiem że jest kocioł do czyszczenia a i z próżnią jest kłopot muszą coś zrobić,  to myślę że będzie Gdynia.
Tak, tak to jest poważny temat, osobiście to chciałbym by statek poszedł do Gdyni, na pewno by sie ucieszyli nasze rodzice i rodzina a może i  ja bym sie ucieszył na widok miłej osoby.
Nie zabieram głosu bo właściwie nie wiem jak to jest gdy sie jest stat­kiem, być w Świnoujściu to dla mnie byłoby znowu jakaś nowość
W Świnoujściu jest jedno to-mówi palacz- że na rybę dają dobrą klasę, później nas odholują gdzieś w kąt i będziemy oczekiwać. Remontu .
Remontu to Zygmunt nie zrobią- wtrąca mechanik- już nie mówię o kotle że zało­ga będzie czyściła sama,  tak jedno to za rybę dobrze płacą.
Pamiętam -mówi palacz- jak kiedyś Ławica przyszła do Gdyni i na pokładzie miała trzy lasty   świeżego śledzia, taki jak pół łososia i wiecie że tą rybę dali na mączkę, było tego ze sto beczek i na mączkę.
Wszyscy chodzili i patrzeli na tą rybę a nawet chodzili do partii do komitetu, ale co to ich obchodzi,
No ale dlaczego tak robią- pytam
No tak już jest jak w Gdyni  jest kilka statków to już wiadomo że plan ci zaliczą ale i dużo ryby pójdzie na mączkę.
Nie wiedzą i nie mają gdzie tą rybę dać.
Ale musimy sobie powiedzieć- mechanik mówi- że rejs jest udany
No, no panie mechaniku jeszcze sie rejs nie skoczył
Masz racje ale plan wykonany, awarii nie było, ryba jest,  jeden problem to teraz by do Gdyni polecieć.
Kończymy wachtę, przyjemnie było sobie trochę na świeżym powietrzu posiedzieć i trochę porozmawiać.
Na koniec wachty robie jeszcze obchód, sprzątanie i sprawdzenie czy mogę spokojnie pójść sobie na odpoczynek.
Przechodzę obok kuchni a tu cała wachta urzęduje w kuchni. 
Ktoś wpadł na pomysł by na nocną kolacje zrobić placki ziemniaczane.
Ja strugam ziemniaki , Grzesiu trze na tarce a palacze jeden robi ciasto a drugi palacz smaży te placuszki,
Wszystkim nam smakowały, no a teraz porządek w kuchni, by rano gdy kucharz wejdzie do kuchni był porządek.
Jeszcze zamieniamy miedzy sobą kilka słów i każdy z nas idzie  w swoją stronę.

Kto do koji? To  do koji a kto na wachtę to na wachtę.
Ja jestem w dobrej sytuacji że ide do koji, na odpoczynek, tu jak zawsze czytam trochę książkę, właściwie to już drugi raz ją czytam no ale każda książka jest dobra, byle nie te głupie dzieła tych.
Dzionek nowy ale jakoś i pogoda tak jak by chciała sie zmienić, lepiej gdyby sztorm poczekał do końca , gdy już będziemy schodzić  z łowiska.
Kucharz nam szeptem mówi, by nikt nie usłyszał.
Wiecie, ja czuje że dzisiaj stary nam palnie gadkę, mówię wam,  stary ma jakąś wiadomość to jak amen w pacierzu,  już ja starego znam.
Kapitan  tak sobie ustawił trałowanie, żeby w czasie obiadu była cała załoga i tak jak to mówił kucharz kapitan przyszedł do messy w dobrym humorze.
Głośnio mówi swoje. Witam załogę i smacznego siada.
No szefie co to dziś nam serwujesz na obiad?
Och panie kapitanie nic szczególnego,  zupka ala kacunia, chm na dru­gie a na drugie to bardzo skromnie powiem tylko że De volaj a na  deser galaretka owocowa w śmietanie, nic więcej  .
I ty szefie nazywasz to skromnym obiadem? dawaj pomocnik i to dużo!
Kapitan powoli je obiad i nad czymś mocno myśli.
Ja sobie siedzę na schodach bo nie jestem przebrany a w brudnym
kombinezonie nie wypada siadać do stołu.
Panowie załoga – mówi kapitan- plan już mamy wykonany to jedna wiadomość a druga i dobra wiadomość to— że idziemy do naszej Gdyni! Huknęły oklaski, okrzyki,  zrobił sie hałas.
Wszyscy mówią, wszyscy machają rekami a ja tylko słyszę jedno słowo Gdynia, Gdynia ,Gdynia.
Z dobrą wiadomością schodzę do maszynowni i oznajmiam wspaniałą wiadomość że Gdynia będzie na pewno bo kapitan ma zgodę bazy.
No a stary co jeszcze mówił- pyta palacz.
Acha , no mówił że plan wykonany, że mechanik i kucharz mają mu powiedzieć co jest potrzebne na podróż do Gdyni.
Ma racje stary – mówi mechanik – bo nigdy nie wiadomo czy po drodze
nie spotkamy sztormu.
To co znowu będziemy stać na kotwicy?
Stary mówił że bez kolejki podchodzimy do bazy – tłumacze -.bo to spra­wa awaryjna tak że z biegu podchodzimy do burty Kaszuby i już nas obsługują.
No to fajnie – mówi drugi mechanik-bo jak tylko w Gdyni wyjdę na ląd to kupuje sobie motocykl, mam już talon, i tylko forsę zapła­cić i WFM moje.
To dobre motocykle – mówię
No to mechanik będzie na statek przyjeżdżał motocyklem na burtę.
A jak wy myślicie,  ja już sobie dawno o tym marzyłem- wzdycha mecha­nik- bo jak mam pieniądze to nie było talonu ,teraz mami to i to.
Po skończonej wachcie wchodzę do messy a tu nadal trwa dyskusja
O tym jak to dobrze że statek idzie do Gdyni.
Wy trymer -mówi kucharz do mnie- polityczny  sie o ciebie pyta a u mnie w kuchni był ze trzy razy, nawet przed chwilą widziałem jak schodził do maszyny.
Na pewno chodzi o tą zasraną gazetkę, panie szefie ide sie zadekować.

Niech mnie pan nie zdradzi gdzie będę spał, tylko Grzesiowi powie pan powie że ja śpię na szpar deku, wie pan
Wiem, wiem idź i sie zadekuj i odpoczywaj- odpowiada kucharz.
Wchodzę na szalupowy i w sieciach robie sobie legowisko,  zakrywam się sieciami, Żeby tylko mnie KO. nie podeptał  jak tego z pokładu – myślę sobie- bo na pewno będzie mnie szukał.
Po wybraniu ostatniego holu i sprzątnięciu ryby do beczek, na jutro nam zostało około siedemdziesięciu pustych beczek, napełnimy je rybą i już nas tu nie ma, stoimy w dryfie, czuje że mechanik ma do mnie jakąś sprawę, panie mechaniku a co  dzisiaj do roboty?
Wiesz Marian było by dobrze byś umył główną maszynę, wiesz stoimy w
dryfie jest chłodno, no a to i tak trzeba umyć.
No pewnie panie pierwszy, już ja sie zabieram do roboty.
Idę po rade do palacza bo nie wiem jak sie zabrać bo same chęci nie starcza Zygmunt, mam prośbę nie wiem jak sie myje maszynę główna?
Ja to robiłem tak – odpowiada Palacz- w dużym kiblu rozrobić sobie dobry mydlik, wiesz taki by farba odchodziła jak będziesz mył,  ale pamiętaj a to jest bardzo ważne.
To w pierwszej kolejności  pozakrywać wszystkie oliwiarki, kulisy zakryj całe szmatą no i wszystkie łożyska, w pier­wszej kolejności to należy spłukać całą maszynę wodą nie żałuj wody.
No a później do wiaderka mydliku, szrober w rękę szmatę w drugą i już po kawałku myjesz i spłukać bo wiesz mydlik szybko schnie na bloku ja będę patrzał i mogę ci mówić  jak chcesz?
No to zabieram sie do roboty, Zygmunt od czasu do czasu mi mówi jak mam robić, podaje mi do wiaderka mydlik.
Po pewnym czasie jestem już cały mokry i  to nie tylko od spłukiwania wodą ale we własnym pocie sie topie.
Najważniejsze to blok cylindrowy który jest już umyty, nawet wyglą­da jak był  pomalowany i tak po kolei wszystko myje. 
Lumpy zdjąłem i pracuje w samych kąpielówkach, wygodniej bo spocone ciało szybciej sie osusza.
W maszynowni nie ma nikogo,  jest bałagan ,po umyciu maszyny spłukuje płyty podłogi maszynowni i jak to robie czuje że ktoś mnie obserwuje Rozglądam sie i dopiero widzę że Grzesiu patrzy na mnie ze szybu ma­szynowni .
Obserwuje moją ciężką prace,  zdejmuje nakrycia z oliwiarek i łożysk jeszcze jedno spojrzenie na maszynownie , no może być.
Wychodzę do góry to ja już ponad dwie godziny pracowałem po wachcie, w naszej umywalni  spłukuje się i ubieram w ubranie, wchodzę do mesy.
No Marian, to sie dzisiaj wypociłeś za wszystkie czasy- mówi mechanik. Chyba  w całym życiu tyle potu nie wylałem co dziś panie mechaniku
Dzisiejszy dzień to dzień w którym zadecyduje o tym czy schodzimy z łowiska i idziemy do mamy jak to mówi załoga.
W maszynowni zrobiło sie jaśniej, mechanik chwali moją wczorajszą
prace,  ja sam dumny że tak ładnie wygląda główna maszyna.
Wiesz Marian jest farba, dobrze by pomalować trochę tu po prawej
Burcie ,no zobacz jak tu wygląda.
Panie pierwszy zawsze można trochę pomalować.
No i o to mi chodzi, jeden pomaluje burtę tu drugi w tunelu
Tylko panie mechaniku,  te kolory to jakiś nie takie jak powinno być w maszynowni.

No to mi sie podoba, maluj po swojemu, aby to wyglądało jak to ty mówisz w maszynowni- mówi mechanik.
No to jak mam malować to ide obskoczyć kotłownie i już sie biorę za malowanie.
Szybko pracuje w kotłowni, wracam do maszynowni i patrzę jaką to mam farbę do dyspozycji, musze powiedzieć że nasza maszynownia jest malowana tak jak ją malowali Angole.
Ten kolor buraczkowo- brą­zowy x no i trochę powyżej  tej lamperii na biało, nie będzie inaczej w maszynowni jak będzie pomalowana tak jak to jesz na naszych statkach,
Palacz mnie informuje że na pokładzie zostało jeszcze dziesięć pu­stych beczek podobno kapitan mówił w czasie obiadu że już idziemy w stronę bazy.
Ja nie przerywam swojej pracy,  trochę praca jest uciążliwa bo far­ba szybko schnie, paruje, przeżyjemy i to. tu na prawej burcie jest cała nasza elektrownia,  agregat, tablica rozdzielcza ,wszystko to jest na pięterku.
A pod podłogą są magazynki w których mamy swoje skarby- narzędzia i dużo, dużo innych rzeczy.
Po dwóch takich wachtach czuje sie przemęczony, w koji padam na pysk nawet mój biologiczny zegar nie jest w stanie mnie budzić,  dziś zrobił to Grzesiu.
Wstawaj Marian na wachtę,  już idziemy do bazy- mówi.
Nowa energia wstąpiła we mnie i już szybko wyskakuje z koji, w ma­szynowni wita mnie z uśmiechem AS.
Masz piątkę Marian za malowanie, ale sie przejaśniło w maszynie, no tylko Grzegorz sie krzywi bo ma tunel wału śrubowego pomalować i ma tak wyglądać jak prawa burta, tak mu mechanik powiedział.
Panie asystent jeszcze daleko do końca malowania a jak ma być pomalowane to musi wyglądać jak na okręcie ( AS. lubi słowo okręt był na ORP. SEP w czasie wojny) no wie pan trochę popracować,  ale będzie wyglądało jak trza no nie?
Palacz Maksiu też swoje trzy grosze dorzuca i mówi.
Gdybyś pływał na handlowych trymer to byś widział jak ma wyglądać
maszynownia i jak sie maluje a tu na rybakach?
Panie palacz jak wygląda maszynownia i jak jesz pomalowana to ja wiem- trochę mnie to zdenerwowało-panie palacz trochę obskoczyłem po maszynowniach handlowych statków i. to jako dejman! 
To  trochę sie napatrzałem i trochę popracowałem,  tylko niech mi pan powie ilu tam schodzi na wachtę a ilu w porcie przychodzi na dejmanke do ro­boty a tu ilu nas jest?
No, no może i to racja ale w handlówce jest inaczej- palacz wychodzi z maszynowni do kotłowni.
Dobrze mu powiedziałeś- mówi AS.-zawsze wyjeżdża   z tymi handlowcami niech tu pokaże jak wygląda kotłownia na handlowym statku, niech trochę sprzątnie w kotłowni a nie czeka aż to zrobi trymer.
I tak jak poprzednie wachty w pierwszej kolejności  to wszystko zro­bić w kotłowni a później malowanie.
W trakcie nastawianie nawiewników odruchowo spoglądam na pokład co?
Tyle ryby na pokładzie?
Schodzę na pokład, no jest trzy pełne lasty ryby, śledź i to jaki, ale nie ma beczek, szkoda.
Kolacje zjadam przy kuchni na pokładzie,  kucharz mówi do mnie
Widzisz ty śpisz a ryba sie sypie do last aż beczek zabrakło ale baza da nam poza kolejką, już to stary załatwił.

Tylko z węglem są jakieś trudności -mowie- a mechanik nawet mi mówił żeby do kuchni nie nosić węgla .
Ty cwaniak a zryć to chcesz? To bez węgla mi sie nie pokazuj  jutro.
A co bazy daleko szefie?
Nie, może z dwie godziny drogi, idziemy powoli bo stary jest umówio­ny z bazą na godzinę,  ale którą to nie wiem.
W maszynowni  już jestem w swoim żywiole i maluje, praca mi idzie bo jest akceptowana jest przez mechaników.
Gdy kończę malowanie na prawej burcie , odzywa sie gwizdek z mostku Mechanik po chwili   mnie informuje—
Kończ to malowanie, bo za piętnaście minut podchodzimy do bazy i wszystko nam dają poza kolejnością,
Propagandę też dają nam?
0 to musisz sie zapytać o to politycznego.
A ty budź swego zmiennika i otwierajcie włazy w zasobniach węglowych bo jeszcze nie wiadomo co będzie w pierwszej kolejności.
Dużo bierzemy węgla? Pytam
Ile dają tyle bierzemy , ale chyba dadzą nam tylko trzydzieści ton dobre i to, właściwie to co mamy to powinno nam starczyć do Gdyni.
Cumujemy przy bazie s/s „ Kaszuby” , w pierwszej kolejności to wyładunek ryby, węgiel, prowiant i po paru godzinach jesteśmy obsłużeni i cumy lego i odchodzimy od bazy.
Robimy rundę honorową nasza syre­na trzema długimi i głośnymi sygnałami oznajmia pływające miastu
Że statek s/s „PLUTON” schodzi z łowiska i idzie do kraju, do Gdyni.

 

 

Polskie statki rybackie, statki bazy, rybackie trałowce na dalekich łowiskach w latach 50-tych we wspomnieniach Człowieka Morza

 

 

Autor tekstu i grafiki: Marian Rodak
Współpraca: Ewa Sorn