POWRÓT s/t „MAŁY WÓZ” Z MORZA
Jest pochmurny kwietniowy dzień, rybacki parowiec wolno podchodzi do nabrzeża portu w Gdyni. Wydaje się, że statek nieśmiało podchodzi do nabrzeża, na którym stoi grupa ludzi, są to rodziny rybaków, pracownicy lądowi z warsztatów, ze sieciarni jest i Służba Graniczna, która przeprowadzi odprawę wejścia statku do portu.
Wchodzący statek rybacki ma dziwny wygląd, jego pokład jest pusty, który nie przypomina statku rybackiego dziób statku jest wysoko wynurzony.
Ci, którzy stoją na nabrzeżu wiedzą, że ten stary rybacki parowiec miał bardzo ciężki rejs, jednak szczęście dopisało i statek wyszedł z tego sztormu.
Po kilku manewrach statek stoi przycumowany do nabrzeża portu.
W pierwszej kolejności na statek wchodzi Służba Graniczna, wchodzący oficer zatrzymuje się na trapie, odwraca się do tych, którzy stoją na nabrzeżu i spokojnie mówi.
Proszę państwa, rodziny załogi mogą już wchodzić na pokład statku.
Po chwili na pokładzie są rodziny rybaków, są przywitania, pocałunki a i ktoś ociera oczy z, radości, że znowu są razem.
Załoga statku jest na pokładzie, rozmawiają o tym rejsie.
Jak to dobrze, że jesteś już w porcie, ktoś głośno mówi? Słychać kogoś, który mówi.
Czy ten wasz kapitan chciał was potopić?
Dlaczego nie uciekaliście do portu?
Kochany ty już na tym starym statku nie wyjdziesz w morze! Przyrzekaj!
Pokład statku jakoś dziwnie wygląda? Nie ma beczek z rybą na pokładzie.
Pokład jest czysty i pusty, tłumaczy któryś z rybaków, bo wszystko, co było na pokładzie o i tam na nadbudówce, wszystko poleciało za burtę statku!
Taki był przechył, że nawet ciężkie deski trałowe fala zabrała.
Rodziny słuchają rybaka, który opowiada o tym, jaka to potężna była fala.
A i niech nikt nie gada, że to stary, przepraszam, że pan kapitan chciał potopić załogę.
To nie była jego wina, bo kapitan był ze załogą w mesie jak statek dostał taki przechył, że strach o tym wspominać. Tłumaczy rybak.
Po chwili i bosman wtrąca się do rozmowy.
To był przechył gdzieś około dziewięćdziesięciu stopni, tak, tak, wszystko poleciało za burtę, dwie deski trałowe ważące po kilkaset kilo też poleciały a z bezan żagla to tylko strzępy zostały, cud, że szalupa została.
A i cud, że statek nie zrobił zwrotu przez kil, jak to było ze statkiem CZUBATKA.
Celnicy głośno oznajmiają, załogę na pokładzie, że koniec odprawy!
Załoga może schodzić ze statku i może wynosić swoje zakupy zrobione w Norwegii, nie potrzeba nic oclić.
Starszy z celników głośno mówi.
Tam na morzu mięliście szczęście, to i tu macie taryfę ulgową za szczęśliwy powrót do portu!
Ale na pokładzie statku o pięknej gwieździstej nazwie s/t MAŁY WÓZ, chociaż są i tacy, którzy nazywają ten wspaniały statek „Mała Fura”.
Trwają rozmowy o tym sztormie a bohaterem jest asystent maszynowy Ryszard Haber i to jego nazwisko jest tu wymawiane.
To przecież asystent, Rysiu był w maszynowni, gdy był ten wielki przechył statku, to on, on zastopował maszynę, gdy potężna fala przechyliła tak gwałtownie statek, że nikt z nas tego się nie spodziewał!
To on asystent maszynowy, nam życie uratował.
Powoli załoga i rodziny załogi opuszczają pokład schodzą do pomieszczeń załogi.
Również ja i moja rodzina zeszliśmy z pokładu do mojej maleńkiej kabiny, która znajduje się na rufie statku.
Kabina jest tak mała, że dwoje ludzi ma trochę trudności z przebywaniem w kabinie. Po przebraniu, zapakowaniu zakupów schodzimy ze statku.
W domu jestem szczęśliwy, że jesteśmy razem, siadamy przy stole, rozmawiamy, co się działo, gdy byłem w morzu, ale żona manewrując rozmową zeszła na temat morza.
Wiesz Marian ja nie rozumiem tego, że wy nie wiecie.
Danusiu, wiemy i wiedzieliśmy, sztorm szalał już trzecią dobę, Morze Północne rozszalało się, że nie było widać horyzontu, wokoło jedna kipiel, morze było szare, statki zdążyły wejść do portów.
A wy? Dlaczego nie weszliście do portu?
Tak się złożyło, chociaż nasz armator dał polecenie kapitanom by wejść do portu, ostrzegał przed huraganem.
A wy, co? Wam słonce świeciło? U was na łowisku pogoda była?
Nie, myśmy sztormowali, zostaliśmy na łowisku, stary myślał, że trochę podmucha i przestanie a my będziemy na łowisku a stało się inaczej, sztorm wzmagał się i już nie było mowy o wejściu do portu. By przeczekać ten sztorm.
Sztormowaliśmy w stronę Norwegii, załoga była już zmęczona, spali gdzie było miejsce jedni w mesie na ławach, inni na podłodze w mesie a byli i tacy, którzy ulokowali się w szybie maszynowni.
To, co ci ludzie nie przebierali się, zdziwiona jest żona, spali w tych roboczych ubraniach?
A kto o tym tam na morzu w tym piekielnym sztormie pamiętał o przebieraniu się, zresztą mówię tobie, że załoga pokładowa nie miała możliwości przejścia po pokładzie na dziób do swojego pomieszczenia.
W koji człowiek nie czuł się bezpiecznie.
No trochę przesadzasz, przerywa mi żona.
Asystent nasz, asystent ma koje nad moją koją to on nie spał w koji tylko na podłodze kabiny, wiesz przy takich przechyłach to można wylecieć z koji.
Ale nie o tym mam mówić, tłumacze żonie, po wachcie wchodzę do mesy na kolacje.
W mesie pełno, ktoś mi robi miejsce przy stole, kucharz ugotował jakąś zupę, siadam odbieram z rąk kucharza miskę ze zupą.
Wielką sztuką było jedzenie, każdy z nas gimnastykuje się by to, co ma w misce nie wylało się a i do gęby sztuka trafić łyżką a jak jakaś fala trzaśnie w burtę to każdy z nas patrzał by na kogoś nie wylać tego, co ma w misce.
Załoga rozmawia na temat pogody, na moje pytanie do kapitana o pogodę, kapitan mówi.
Marian, ty się o pogodę lepiej nie pytaj, odpowiada kapitan Drzewicki.
To, dlaczego nie weszliśmy do portu, skoro nie zanosi się na poprawę pogody?
Bo wiesz ja sobie tak myślę, ale kapitan nie zdążył powiedzieć. Gdy potężna fala uderza w naszą prawą burtę, to nie było takie zwykłe uderzenie fali w statek, to tak jak by statek został rzucony na skalę.
No i co dalej, dlaczego nie opowiadasz dalej, ciekawa jest żona.
Wiesz Danusiu zastanawiam, jak tobie to opowiedzieć, obrazowo opowiedzieć, ja mam w pamięci ten straszny huk uderzenia fali w burtę statku, ten nagły nie spodziewany przechył statku na lewą burtę.
Ja siedziałem naprzeciwko Andrzeja – kapitana i tylko widzę, że ja jestem gdzieś na suficie, miska ze zupą leci gdzieś, ci, którzy siedzieli przy mnie spadają na tych, którzy leżą na lewej ścianie mesy, nogi moje są pod ławką, brzuchem jestem oparty o bok stołu, spoglądam na drzwi wejściowe do mesy, które są teraz sufitem.
To nie mogliście uciekać z tej mesy? Zdziwiona jest żona.
Dziewczyno – przecież tobie tłumacze, że to, co było podłogą mesy stało się ścianą a ściana, w której znajdowały się drzwi, w chwili przechyłu statku ta ściana stała się sufitem, to był przechył gdzieś w granicach dziewięćdziesięciu stopni.
Nikt z nas nie mógł się ruszyć a ten, który się poruszył spadał na tych, którzy leżeli na kupie, na ścianie mesy i miedzy stołem.
To, co działo w czasie przechyłu wydawało mi się, że trwa wieczność, ten straszny nasz krzyk, te nasze spojrzenia, wyciąganie ramion, do kogo?
W pewnej chwili jakaś siła rzuciła statkiem na prawą burtę, ktoś leci nad stołem spada na kogoś i znowu statek kładzie się na lewą burtę i po chwili statek stoi na stępce niema przechyłu.
Wszyscy rzucamy się do drzwi, uciekać z mesy, która była przed chwilą dla nas klatką, pułapką, uciekać na pokład.
Ale mimo szarpania drzwiami nie można je otworzyć, są zablokowane czymś od strony pokładu.
Są i drugie drzwi, które prowadzą z mesy na rufę statku, ale i te są zablokowane od strony zewnętrznej i nie można je otworzyć.
Ktoś przytomnie krzyczy, chłopy na pokład przez piekiełko!
Jakie piekiełko, o czym ty mówisz, piekło na statku?
A no ty nie wiesz dziewczyno o tym, piekiełkiem nazywamy pomieszczeniem na kotłem statku, jest tam strasznie gorąco i z stąd nazwa piekiełko.
Załoga szybko ucieka z mesy do szybu maszynowni a stąd przez to piekiełko na pokład nadbudówki statku i dalej na mostek albo do szalupy.
To wszystko dzieje się w sekundach, sam się zastanawiam, co robiłem w tym strasznym chaosie, jaki zapanował, gdy statek miał ten przechył.
Nie pamiętam, co mówiłem, wiem tylko, że gdy wszedłem do szybu maszynowni zeszedłem na dół do maszynowni, jest już pierwszy mechanik był.
Maszyna jest zastopowana, mechanik spogląda na asystenta a po chwili mówi.
Ryszard wszystko w porządku? Asystent spogląda na mechanika i mówi.
Co się stało? Ja tylko wiem, że mnie rzuciło na o tu na maszynę, na szczęście na nawrotczą, za coś się trzymałem i zamknąłem zawór na maszynę. Tłumaczy asystent.
I uratowałeś statek i nas, odpowiada mechanik, gdzie trymer? i mimo woli zaglądamy do karteru maszyny głównej, spoglądamy na potężny wał korbowy, ale słyszymy głos trymera.
Jestem, jestem, ale mnie rzuciło na nurniki i pompę próżniową, na szczęście, że nie wyrżnąłem łbem w balansjery pompy, mówi trymer i ociera jakąś szmatą krew z głowy.
Leon, mówię do trymera, zaraz do mojej kabiny i zobaczę jak sobie, rozwaliłeś ten łeb.
Spokojnie panie drugi odpowiada trymer do stypy, zagoi się.
Naszą rozmowę przerywa głośny gong telegrafu manewrowego i wskazuje wolno naprzód.
Mechanik wolno uruchamia maszynę i statek idzie wolno naprzód, dalej sztormujemy, statek ma przechył na lewa burtę, w czasie przechyłu węgiel przesunął się w zasobniach.
Wiesz Danusiu nawet nie potrafię tego tobie opowiedzieć, co się działo, gdy statek leżał na lewej burcie, jak długo?
Jedno pamiętam to myślałem jak sięgnąć ręką do znajdujących gdzieś u góry drzwi, które prowadzą do korytarza.
A kiedy był ten sztorm? Pyta żona.
Będziesz pewnie zdziwiona, to wszystko działo dwudziestego siódmego.
Przecież to dzień moich urodzin, smutnie mówi moja żona.
Starczy na dzisiaj tego opowiadania, tłumacze, jutro będzie inny a może lepszy dzień.
Pamiętasz, Marian jak w dzien. wyjścia w morze mówiłam tobie nie płyń w morze na tym statku, przypomnij sobie.
Wiem coś sobie przypominam, odpowiadam wymijająco, jutro sobie pogadamy, czas odpocząć.
Nazajutrz, gdy przychodzę na statek większość załogi już siedzi w mesie i rozmawiają o tym, że dyrektor, armator, dał załodze trzy dni wolnego by odpoczęła po tym ciężkim rejsie. Załoga jest zadowolona z wolnych dni i już są tacy, którzy mówią ze nie ma, co siedzieć na statku skoro w domu czeka rodzina.
Schodzę pod pokład gdzie znajdują się pomieszczenia załogi maszynowej a i tu jest załoga maszynowa, u pierwszego mechanika są inspektorzy z technicznego i rozmawiają o minionym rejsie.
Po przywitaniu wtrącam się do rozmowy.
Panie pierwszy, podobno załogowy dał nam trzy dni wolnego?
Tak, tak załoga ma wolne i możecie uciekać do domu. Odpowiada mechanik.
Panie pierwszy, co z wachtą i kotłem?
Ty drugi się nic nie martw, odpowiada pierwszy mechanik, wachta jest z lądu a asystent już wydusza kocioł [ wyduszanie kotła, usuwanie z kotła wodę, przygotowanie kotła do czyszczenia] tak, że załoga maszynowa może pójść spokojnie do domu.
Miło słyszeć, dziękuje pierwszy i do widzenia, mówię i idę do swojej kabiny.
Panie drugi ktoś cicho mówi, uciekajmy ze statku, bo jeszcze pierwszy mechanik się rozmyśli i dam na jakąś robotę, mówi trymer [pomocnik palacza ] a obok stojący palacz dodaje.
Trymer dobrze mówi niech drugi ubierają lumpy i uciekać ze statku.
Pewnie, że nie ma, co siedzieć na statku, odpowiadam, w domu rodzina czeka, ubieram się i wychodzimy ze statku.
Gdy stoimy na nabrzeżu i spoglądamy na nasz statek palacz mówi.
Wita chłopy, że tak sklarowanego pokładu na statku nigdy nie widzioł, paczta chłopy nawet i ruszta poleciały za burtę a ja sam je tak przywiązał a jednak fala zabrała.
Ty Józek popatrz na szpar dek, [pokład szalupowy] trymer mówi do palacza, zobacz, jaki tam porządek, kucharz musi zamawiać nowe skrzynie na kartofle i jarzyny, szczęście, że szalupa została.
Hi, pewnie Neptun czekał aż wejdziemy do szalupy i by zabrał szalupę razem z nami, mówi palacz a my nie mogli uciec z mesy to i szalupa ostała, no ni?
Panowie gdzie, kto idzie, bo podziwiać to podziwiałem porządek statku jak staliśmy w Norwegii, ja idę.
A co to się drugi mechanik pyta gdzie, kto idzie jak by nie wiedział, odpowiada trymer.
No ja idę do domu, wiecie rodzina czeka, odpowiadam.
Drugi jakoś dzisiaj głupio gada, zapomniał, że po drodze mu było to do Wikareja wstąpił
Trymer dobrze gada, wtrąca się palacz, jak trza to trza wejść do wikareja, mówi palacz. Trza trochę posiedzieć a i trochę pogadać, bo człowiek języka w pysku zapomniał, no ni?
Panowie, odpowiadam,
Panowie musimy tą sprawę przegłosować, kto jest za tym by pójść do Wikareja [tawerna rybacka ] a kto do domu, głosujemy lewą ręką a Klawikowski liczy głosy.
Co tyż drugi gadają, co to my na jakimś partyjnym zebraniu czy co? Leon powiedział głośno i wyraźnie, że trza do Wikareja to trza a nie jakieś tam partyjne głosowania i kuniec hi?
Towarzysz palacz ma racje, mówi trymer, idziemy, idziemy, bo szkoda czasu, trochę się pogada, coś się przegryzie, bo przecież nie będziemy siedzieli jak na zebraniu Ligi Kobiet.
O widzi drugi – tak trza gadać a nie jak drugi gada jak byłby na jakimś zebraniu partyjnym, hi mam racje? Głośno mówi palacz.
Trymer nawet trochę poklaskał i mówi.
Towarzysz palacz Klawikowski ma zawsze racje i wie jak się zachować po powrocie z morza!.
Wikarej to typowa rybacka tawerna, by nie powiedzieć knajpa, nazwa tawerny jest od nazwiska właściciela tawerny, tawerna znajduje tuż za bramą portu.
W tawernie są dwie izby, pierwsza, do której się wchodzi z ulicy, w niej się znajduje trzy stoliki no i bufet druga izba tawerny to izba duża jest tu kila stolików dla gości, rybaków.
Wchodzimy do drugiej izby tawerny, oprócz stolików i kilkadziesiąt krzeseł, które nie wszystkie nadają by można na nich bezpiecznie siadać.
W izbie tawerny pod ścianą znajduje się olbrzymi piec.
Ach nie jest to piec kaflowy, jest to piec typu kanadyjskiego, w którym rozpala się ogień raz dziennie, rano.
Do pieca wkłada się wielką ilość wiórów, trocin z drewna, odpowiednio to się UBIJA w tym piecu no i piec grzeje przez cały dzien. Można powiedzieć, że piec jedyną ozdobą izby.
I zazwyczaj ci, którzy przychodzą z dworu to pierwsze ich kroki to do pieca podchodzą ogrzewają ręce, twarz a później zajmują miejsca przy stolikach.
Oczywiście nie zawsze jest miejsce przy stole to i stojąc spożywają tawerny dania a i kufelek piwa trzymając w dłoni.
Już ktoś do nas woła.
Hej wy z „MAŁEGO WOZU”! Chodzta tutaj! Mam miejsce!
Inny podchodzi do nas, chłopy siadajcie do mojego stołu, o tu przy piecu, zaprasza nas rybak o imieniu Karol.
Zajmujemy miejsca, witamy się z Karolem
Atmosfera w tawernie to panujący półmrok wszyscy rozmawiają, izba zadymiona dymem fajek i papierosów a zapach by nie powiedzieć zaduch piwa, kapusty no i co tu mówić odzieży roboczej, w której siedzą goście.
Obraz rybackiej tawerny by nie powiedzieć knajpy.
Siadajcie chłopaki, siadajcie, zaprasza Karol, przecież miejsca jest dla wszystkich, no nie?
A co to mechanik nasz tak ubrany na gala? Zagaduje Karol.
A no wiesz jak się idzie do biura to wiesz jak to się mówi jak cię widzą tak cię obsłużą, odpowiadam a co u ciebie Karol byłeś gdzieś na jakimś statku w morzu?
A wie drugi to jak patrzę na pana to mi się przypominają czasy, kiedy to pływałem w konwojach, to nasi oficerowie, Szkoci, to oni byli zawsze pod krawatem czarnym, biała koszula i ten biały szal, zawsze tak ubrani.
Zawsze czy na wachcie czy po wachcie a nawet jak był alarm i statek szedł na dno, to i patrzę na pana drugiego to mi przypominają te moje szczęśliwe lata, gdy pływałem konwojach – smutno mówi Karol.
Karol, co już zapomniałeś jak mam na imię? Przecież byliśmy razem na statku i nie mów do mnie jak do szkockiego oficera tylko normalnie jak to u nas na polskim rybackim parowcu.
Tak mi się powiedziało, tłumaczy Karol a co do tego czy mam statek?
To powiem, że nie mam i pewnie nie będę miał już swojego statku ani własnej koji. Gdzie by człowiek mógł po pracy na pokładzie odpocząć?
Bo gdy idę do załogowego to mówią, że jak będzie statek to mnie znajdą nawet, tu u Wikareja a i w okienku któryś mi powiedział, że jak mi się nie podoba to wolna droga za bramę. Karol milknie, spogląda na podłogę izby i dyskretnie ociera oczy.
W międzyczasie kelnerka już ustawia na stole to, co zostało zamówione i gdy kelnerka odchodzi, słyszę łkanie skrzypiec.
Słyszę cichą muzykę skrzypiec dochodząca gdzieś z kąta izby tawerny, odwracam się w stronę skąd dochodzą smutne tony skrzypiec.
W kącie izby, w półmroku widzę stojącą postać, która gra na skrzypcach.
Panowie cicho! Uciszam kolegów, słyszycie ktoś gra na skrzypcach.
To dziołcha taka gra na skrzypcach, cicho mówi Karol.
Dziewczyna?
Dziewczyna tu gra na skrzypcach?
Tu w tej zadymionej knajpie? I dopiero teraz widzę postać dziewczyny.
Karol skąd tu ta dziewczyna, ty znasz tą dziewczynę?
Znam i nie znam, odpowiada Karol, taka wiecie biedna dziołcha tu się przyplątała i tak nam tu pitoli na tych swoich skrzypcach, stoi ci tam w kącie to i ni komu nie przeszkadza.
A co Wikarej? [Nazwisko właściciela tawerny] nie wygania tą dziewczynę?
Wikarej to jak wiecie nie wygania dziewczynę, ale ta, Karol szeptem mówi, ale ta, co nas obsługuje wiecie, Regina, to ta ją chciałaby wyrzucić, nie znosi tej dziołchy.
Spoglądam na postać stojąca w półmroku izby tawerny, dziewczyna gra jakiś nie znany mi utwór na skrzypcach, twarzą jest odwrócona do kąta izby.
Jej ubiór jest jakiś dziwny, jej płaszcz jest ubrany tylko na lewym ramieniu, prawe ramie dziewczyny jest odsłonięte, pewnie ubrany płaszcz przeszkadza jej w graniu.
Patrzę i słucham to, co dziewczyna gra na skrzypcach, patrzę na jej płaszcz, który jest w talii przepasany by nie odsłaniał, prawy rękaw płaszcza dziwnie jakoś opada zwisa w dół a patrząc na postać dziewczyny mam wrażenie, że patrzę na stojący posąg.
Tylko ten poruszający się smyczek po stronach skrzypiec, przypomina, że nie jest to posąg, lecz żywa istota – dziewczyna.
Półmrok panujący w izbie tawerny i to miejsce, kąt, w którym stoi dziewczyna, stwarza jakąś przygnębiającą atmosferę a dodać jeszcze te smutne tony skrzypiec, chciałoby się podejść do dziewczyny i powiedzieć jej.
Dziewczyno uciekaj! Uciekaj dziewczyno z tego piekła!
A co ma Regina do dziewczyny? Przecież jest przyjemnie posłuchać muzyki, mam wrażenie, że każdy z nas tu siedzący słucha.
A nawet to i ciszej gadają i nikt nie śpiewa, zauważa Leon, nasz drugi mechanik to sobie też lubi pośpiewać i to jak jeszcze.
No chłopy, po co to my przyśli?
Albo pijemy albo, ida do chałupy hi? Przypomina palacz.
O palacz to mądrze mówi, Karol chwali palacza.
A bo ja to nie przyszedłem na zebranie jakieś tam ino do knajpy! Cosik ci pogadać a i trochę w gębie odkadzić od tej morskiej wody.
Brawo, brawo Józek dobrze gadasz!
Karol, to mówisz, że Regina nie znosi tej dziewczyny?
Chłopy, przecież jak Regina widzi jak jakiś ci z naszych podchodzi do tej dziołchy i jak jej do kieszeni wrzuca rybaka [ moneta pięć złotowa] to Reginę diabli biorą i drze pyskiem, że łona, Regina haruje a jej nikt nie daje rybaka do fartucha! A dodam panie mechaniku.
Karol, Karol, co tobie tak zebrało na to panie? Zwracam uwagę Karolowi. Ale coś chciałeś nam powiedzieć Karol.
Ano, no wita chłopy, wróciliście z morza to może i sami chce ta sobie pogadać, tłumaczy Karol, to wiesz drugi daj rybaka a ja sobie pójdę pod okno siądę. Każdy z nas sięga do kieszeni i podaje monetę zwaną rybakiem.
Dziękuje wam chłopy i może ja kiedyś ci wróca z morza to i wam postawie po szklance, jak tu stoję! Mówi Karol. A gdy chce ta by wam dziółcha cosik zagrała to niech któryś z was wsunie jej drobniaka do kieszeni i powie co chce by wam zagrała dziółcha.
Ona to nie to, co ci, co łażą niby to Cygani, ta dziołcha to artystka.
Karol a tak można włożyć jej do kieszeni rybak? a ona się nie pogniewa?
No widzieliście jak jej do kieszeni wrzucił drobniaka i mu gra Leśne Nastroje.
Jeszcze raz wam dziękuje chłopy i Karol odchodzi od naszego stołu idzie w stronę bufetu.
Leon, masz tu rybaka, mówię do pomocnika palacza, daj dziewczynie i poproś by.
Już ja wiem, co dziewczyna ma grać mechanikowi, tłumaczy Leon i wstaje od stołu i zastanawia się.
A jak to on się nazywa, no ten? Co to drugi w morzu o nim śpiewa?
Leon, to ma być aria z utworu Lehara.
Co mi drugi tłumaczy, przecież wiem że chodzi o to i Leon stara się zanucić,
Ty jesteś słońcem memm tra lala.
Pomocnik palacza podchodzi do dziewczyny, delikatnie wsuwa monetę do kieszeni jej płaszcza, cos jej tłumaczy, dziewczyna słucha i nie przerywa granego utworu, nie odpowiada. Gdy Leon odszedł od dziewczyny słyszymy wspaniały utwór Lehara.
Leon siada do stołu, jest dumny i do nas mówi.
No i co jest to co drugi chciał?
No widzi drugi, z artystami to trzeba umieć rozmawiać, powiedziałem tej pani tak, nie przeszkadzaj drugi! No wiecie mówię do tej pani, proszę o arie z muzyki, z muzyki no jak mu tam?
Lehar, utwór Lehara, podpowiadam.
Toć tak jej mówiłem, tłumaczy Leon, no i proszę gra? Gra!
A pieniądza to jej włożyłeś, chociaż do kieszeni? Dociekliwy jest palacz.
No nie, to już palacz mnie obraża, panie drugi! Uspokój mnie, bo za chwile poleje się piwo z tej końskiej mordy palacza!
Panowie, panowie, uspakajam kolegów, przecież jesteśmy w lokalu a nie maszynowni za skraplaczem, cicho! Ja chce słuchać naszą artystkę.
A ja myślę, że trza wołać kobite niech by cos tu dała na stół! Bo już wszystko, co było to wyschło, przypomina palacz.
O palacz to czuwa by zawsze była woda w kotle a i na stole było, Leon chwali palacz.
Tak, tak, przerywam rozmowę, powiedz Leon jak ta dziewczyna wygląda, jest piękna?
Wiesz drugi, nawet trochę mnie zdziwiło, ona jest taka smutna, oczy ma zamknięte, nawet na mnie nie patrzała jak do niej mówiłem, no, ale gra to, co chciałem.
I znowu ktoś podchodzi do dziewczyny wsuwa monetę do kieszeni jej płaszcza, coś jej tłumaczy, pomaga sobie gestem rąk, nawet próbuje coś zanucić.
Milknie muzyka, smyczek dziwnie zatrzymał się na strunach skrzypiec, dziewczyna stoi nie ruchoma, przypominając wykuty z kamienia posąg muzyka, który jest wtopiony w półmrok kąta izby tawerny rybackiej.
Minęła mała chwila i kamienny posąg muzyka ożył.
Ożyła jej muzyka i znowu w izbie tawerny słychać boską muzykę skrzypiec, w izbie tawerny rozmowy biesiadników, wydaje się jakby ciszej rozmawiali.
Zastanawiam się dlaczego dziewczyna, która gra na skrzypcach nie patrzy na tych, którzy słuchają jej muzyki.
Dlaczego wpatruje się w ten ciemny kąt izby?
Leon, jak rozmawiałeś, no wiesz jak mówiłeś do niej to, co ona tobie powiedziała?
Toć gadałem drugiemu, nerwowo odpowiada Leon, toć mówiłem, że nawet na mnie nie spojrzała a i nic nie gadała!
Tak jak by mnie tam przy nie było i tyle, gdyby nie grała to myślałbym, że jest ona z marmuru, tylko ta prawa ręka w niej żyje, oczy zamknięte a czy ładna? Toć drugi widzi ze w kącie jest ciemnota egipska.
Biedna jest ta dziewczyna, mówię do kolegów, grać tu w takiej izbie i to, dla kogo?
Popatrz na tego tam pod oknem, leży na podłodze a później będzie opowiadał wnukom, że zdrowie stracił na morzu.
Grać tu w tym zaduchu dymu, biedna dziewczyna.
Ej tam drugi gadają, że bidna dziewucha, jakby nie chciała to nie grałaby tu, tłumaczy palacz, drugi mechanik wiedzą, że jak u nas grają cygani to się chałupa trzęsie a grają nie tylko na tych skrzypkach, ale i na harmonii a i na trąbce to w uszach aż trzeszczy.
Już ty Józek, przerywa mu Leon, nie chwal tych cyganów, bo jeszcze parę razy pograją to strzecha z tej waszej karczmy spadnie, albo ogłuchniesz.
Panowie! po co ta dyskusja, powiem, że upodobania nie podlegają dyskusji.
No pewnie, że drugi maj racje, wtrąca się Leon, jednemu się córka a drugiemu teściowa podoba się.
Ale panowie proszę o głos!
Niech drugi gadają, ale o tym, co na stole, przypomina palacz.
O to chodzi, palacz mówi, że na stole pusto i ma racje, my, co prawda nie siedzimy o pustym pysku, ale jestem ciekawy czy ta nasza dziewczyna coś jadła dzisiaj?
Palacz chce by było coś na stole?
Bo ja nie lubię siedzieć przy pustym stole, odpowiada palacz.
No i trzeba coś nakryć do stołu, my sobie tu siedzimy przy stole a kto wie czy ta dziewczyna cos jadła?
Mam pomysł chłopaki! Zamawiamy tak jak palacz mówi obiad a do naszego stołu zapraszamy dziewczynę, no tak, tą, co gra na skrzypcach, coś na gorąco, niech dziewczyna zje. Tłumacze kolegom.
Ej, tam mówi palacz, dziewuchę do naszego stołu a dyć gdyby chciała coś zjesz to poszła do bufetu i kupiła sobie, pieniądze mo, prawdę mówię? Hi?
Józek [imię palacza], co nam zaszkodzi, gdy dziewczyna zje z nami obiad? Tłumacze.
Ja towarzysze popieram towarzysza mechanika, mówi Leon, [imię pomocnika palacza]
Ja zamawiam, płace a ty Leon idziesz poprosić dziewczynę do naszego stołu.
Co ja? Zdziwiony jest Leon, nigdy! Ja już byłem u niej, teraz kolej jest na palacza, on ma gadanego to niech zaprosi dziewczynę!
He? Jo mom iść do obcy kobity i gadać do niej żeby siedziała z nami? Chłopy to ja ida do chałupy. Protestuje palacz.
Józek przecież dziewczyna tylko zje z nami obiad, tłumacze palaczowi.
Panie drugi, protestuje palacz, jo ze żądną kobitą nie będą rozmawioł i tyla! A co powie moja kobita jak się dowie, że ja u Wikareja z kobitami siedzioł przy stole a wódke chloł z nimi?
Słuchaj Klawikowsi, staram się wytłumaczyć palaczowi, przecież nikt z nas nie powie twojej starej, przepraszam, twojej żonie, że przy naszym stole siedziała młoda piękna dziewczyna.
Może i drugi mechanik nie powie, tłumaczy palacz, a ci z pokładu, co tu siedzą to drugi myśli, że oni nie powiedzą? Ci z dzięcioły [przezywanie załogi pokładowej] z pokładu wszystko gadają swoim babom.
Miedzy czasie kobieta, Regina, która uważa się za kelnerkę w tej tawernie już przyjmuje zamówienie od pomocnika palacza.
Regina dawaj tu na stół cztery bardzo gorące obiady. Zamawiam.
To kosztuje ekstra rybaka! Tłumaczy Regina.
Masz to jak w ruskim banku! Tłumaczy Leon, dawaj tu na stół cztery obiady!
A po co wam cztery obiady? Jak was jest troje, zdziwiona jest kelnerka?
Regina, nas jest troje a za chwile będzie nas czworo, dostałaś rybaka, zapłacone masz?
To nie dyskutuj tylko stawiaj na stół! Mówię.
No ja jestem ciekawy, kto z nas idzie prosić dziewczynę? Bo ja już byłem a Józek boi się swojej starej i ma racje.
Bo kto to widział w knajpie i w towarzystwie kobiet? Wydaje mi się, że ten, który ma pójść poprosić naszą artystkę – to będzie pan drugi mechanik. Tłumaczy spokojnie pomocnik palacza.
Palacz z pomocnikiem spoglądają to na mnie to na dziewczynę grającą na skrzypcach a miedzy sobą rozmawiają.
Drugi mechanik nie pójdzie, mówi Leon, on się boi swojej Danusi.
To dziewczyna nie będzie jodła z nami obiadu. Mówi palacz a przecież, kto z nas ma iść? Drugi ubrany w gabardynie, biała koszula, krawat czarny a szal biały, czarny garnitur, to nie to, co jom ubrany we sweter rybacki, mom gadać do dziewuchy? Zdziwiony jest palacz.
Na stole jest już podany obiad.
Drugi nie pójdzie po dziewczynę! Głośno mówi Leon.
Łon drugi, gadają, że wszyscy boją się swoich bab a łon to widzisz Leon, jak się czai a nie pójdzie po dziewuchę!
Boi się bestia swojej starej jak łognia! Głośno mówi palacz.
Wstaje od stołu, podchodzę do dziewczyny, ale tu już mam mały problem, co powiedzieć dziewczynie?
Bo przecież nie jest to dziewczyna z tawerny, ta dziewczyna jest kimś!
Jest muzykiem.
A Leon z palaczem pokazują mi na migi, że mam dziewczynę prosić do stołu.
Stoję za plecami dziewczyny i zastanawiam się, co mam mówić do niej.
Przepraszam, proszę pani, mówię do dziewczyny, czuje, że nie wiem, co jej powiedzieć. Dziewczyna gra jakiś utwór i mam wrażenie, że mnie nie słyszy.
Spoglądam na twarz dziewczyny, oczy przymknięte, jak to zwykle czynią muzycy, delikatnie dotykam jej ramienia i mówię do niej.
Proszę pani, dziewczyna przestaje grać, smyczek jakoś dziwnie zatrzymał się w połowie swej długości na struna skrzypiec.
Proszę pani, może pani zrobi małą przerwę.
Dziewczyna odwraca swoją smutną twarz do mnie, jej oczy są przymknięte, zrobiło mi się gorąco, ale jedno spojrzenie w stronę kolegów, którzy cos pokazują do mnie.
Proszę pani, może pani łaskawie zrobi małą przerwę, my panią zapraszamy na mały poczęstunek, to znaczy na obiad, do naszego stołu, niech pani spojrzy kelnerka właśnie podaje nam obiad, bardzo panią zapraszamy, zje pani gorący obiad.
Dziewczyna jest bardzo młoda, pochyla się i podnosi z podłogi futerał, wkłada do niego skrzypce,
Wkłada tak ostrożnie, że wydaje mi się, że te skrzypce są jakąś świętością dla tej dziewczyny. Rozwiązuje pasek przy płaszczu, wsuwa swoje ramie do rękawa płaszcza a wszystko to czyni spokojnie, milcząco, widzę jej smutna twarz.
Dziewczyna podnosi futerał ze skrzypcami, spogląda na mnie, może minęła sekunda albo dwie gdy spoglądamy na siebie.
Podprowadzam dziewczynę do naszego stołu, gestem zaprasza by usiadła, gdy siada przysuwam jej krzesło.
Dziewczyna siada, futerał opiera o swoje nogi, właściwie to wydaje mi się ze ona ten futerał ze skrzypcami przytula do swych nóg.
Siedzi przy stole, głowę ma pochylona nad talerzem, oczy jej są przymknięte.
Ja siedzę po jej lewej ręce i zastanawiam, dlaczego ona nie je?
Może się modli się przed posiłkiem?
Przy naszym stole zrobiło się cicho, nikt z nas nie ma odwagi przerywać milczenie dziewczyny, czekamy, kiedy dziewczyna zacznie jeść obiad.
Cisza przy naszym stole, palacz cos mi pokazuje na migi, ja również pokazuje mu na migi by był cicho, czas mija obiad stygnie i nie wiem jak zapytać dziewczynę, dlaczego czekamy z obiadem?
Proszę pani, proszę pani staram się mówić szeptem do dziewczyny, proszę pani czy możemy zaczynać obiad?
Dziewczyna podnosi swoją głowę, wydaje się, że jest zdziwiona, zastanawia się, jak by ją zbudzona z głębokiego snu, zdziwiona spogląda na nas.
Smacznego proszę pani, ale nikt nie odpowiada, tylko dziewczyna spogląda na każdego z nas. A gdy nasze oczy na sekundę spotkały się, odczułem jej spojrzenie, jej spojrzenie takie inne, dostojne, przyszła mi myśl, że tak tylko mogą spoglądać Bogowie na marne stworzenie, jakim jest człowiek.
W czasie naszego posiłku przy naszym stole panuje cisza, chociaż przyłapujemy się ze każdy z nas ukradkiem spogląda na dziewczynę.
Obecność dziewczyny przy stole, jest dla nas krepujące, przecież jesteśmy w tawernie a to nie jest miejsce dla niej.
Dziewczyna spokojnie je obiad, ja ukradkiem spoglądam na nią.
Na jej szyje, którą ozdabia cieniutki złoty łańcuszek, chociaż na tą porę roku jej szyja jest za bardzo odsłonięta, widocznie nie ma innej odzieży. Myśle.
W izbie tawerny ktoś głośno woła.
Czemu nie ma muzyki?
Inny krzyczy, dlaczego dziewczyna nie gra na skrzypcach?
Jest i taki, który podchodzi do naszego stołu kładzie monetę na stół i głośno mówi.
Grać mi!
Palacz szybko wstaje od stołu zabiera miłośnika muzyki i odprowadza na bok, cos mu tłumaczy, podają sobie rękę, palacz wraca do stołu.
Spoglądam dyskretnie na naszego gościa, dziewczynę.
Dziewczynę która patrzy w talerz, jej policzki są wilgotne, widzę jak wielka łza toczy się po policzku i opada na talerz, wiem, że dziewczyna płacze.
Jestem tylko rybakiem, nie potrafię jej powiedzieć coś, co by ją uspokoiło.
Dziewczyna odkłada sztućce, robi to tak delikatnie tak cicho a przecież jesteśmy w tawernie gdzie wokoło nas panuje hałas!
Ktoś woła głośno by nie powiedzieć ze ryczy.
Regina! Dawaj, co to tak długo się grzebiesz?
Kelnerka szybko mu odpowiada i tak samo głośno.
Jak ci tak spieszno to won ty dziadu kudłaty do grand hotelu i nie zajmuj w porządnym lokalu miejsca!
Nasz gość, dziewczyna wstaje, ja szybko odsuwam jej krzesło, palacz i jego pomocnik również wstali.
Dziewczyna znowu spogląda nas swym boskim spojrzeniem, cichym głosem mówi,
Bóg zapłać, ja musze mówi dziewczyna, oczami wskazuje kąt izby.
Podnosi futerał ze skrzypcami przytula go do siebie.
Jak to czyni matka tuląc dziecko do siebie?
A Gdy już odchodzi, mowie do niej.
Proszę pani, mamy do pani prośbę, niech pani przyjmie ten skromny podarunek od nas i kładę na futerale złożony swój biały szal, proszę przyjąć.
My bardzo panią prosimy.
Dziewczyna na chwile spogląda na nas, jej oczy są przysłonięte powiekami, powieki te niczym potężne tamy, wstrzymujące napór łez.
Tama nie wstrzymuje napór łez, łzy niczym szlachetne perły znaczą mokry mały ślad na policzkach jej twarzy, smutnej twarzy i opadają na delikatną materie białego szala.
Łza przez ułamek sekundy skrzy światłem i ginie.
Dziewczyna powoli, odwraca się i idzie w stronę gdzie panuje półmrok, kąt izby tawerny rybackiej.
Po chwili zdejmuje płaszcz z prawego ramienia, wyjmuje skrzypce, małe dyskretne spojrzenie w naszą stronę i dziewczyna gra na skrzypcach jakiś utwór, co za utwór?
Jest to jej koncert w zadymionej, pełnej hałasu w izbie tawerny.
By nie powiedzieć knajpa.
A my stoimy i patrzymy w kąt izby, gdzie panuje półmrok, słuchamy to, co dziewczyna nam daje jako podziękowanie.
Daje nam to, co ma dusze, która zamienia się w piękno muzyki skrzypiec.
Głośny głos kelnerki, przypomina nam gdzie jesteśmy.
To, co już koniec żarcia?
Mogę, sklarować stół? I już chce zabierać talerze ze stołu.
Chwileczkę! Regina my jeszcze nie skończyliśmy obiadu, tłumacze jej.
Ale tamta! Kelnerka wskazuje na dziewczynę, która gra na skrzypcach, ale tamta już zżarła i mogę sprzątnąć po artystce?
Nic nie będzie sprzątane na naszym stole póki mi tu jemy przy tym stole a jak będziemy ciebie potrzebowali to wiemy gdzie ciebie szukać.
Może trochę za głośno mówię. A właściwie ryczę.
O widzieliście, jacy to muzykalni się znaleźli! Odpowiada głośno kelnerka, ja tu haruje i człowiek dobrego słowa nie usłyszy a taka sobie tu przyjdzie i brzęczy na tych cholernych skrzypcach, ze aż mi łeb pęka a jeszcze podaj takiej zryć!
Bo pan drugi mechanik, tak każe!
Głośno wykrzykuje kelnerka o imieniu Regina.
Do naszego stolika podchodzi właściciel tawerny, człowiek spokojny, zawsze uśmiechnięty.
Panowie, co tak głośno przy waszym stoliku? Coś, nie jest tak? Bo takie jakieś hałasy a wiecie w moim lokalu, to zawsze musi być porządek.
Panie kierowniku wszystko jest w porządku i przepraszam za głośną rozmowę. Tłumacze.
Gówno! Jest w porządku! Krzyczy kelnerka, bo ten tu i wskazuje na moją osobę palcem, ten wielki mechanik muzykalny, nie pozwala mi sprzątać ze stołu!
Cicho! Regina i jazda tam do roboty! Patrz wołają ciebie pod oknem! Spokojnie mówi właściciel tawerny.
Ktoś z nas zaczyna tłumaczyć właścicielowi, no widzi pan, że nie zdążyliśmy nawet smacznego obiadu zjeść ani nie wypili a Regina chce sprzątać stół
Ale już wychodzicie? Mówi, właściciel, bo widzę, że stoi jak na weselu? To wiecie jak wychodzicie to Regina musi sprzątnąć stół.
Panie kierowniku tak jakoś nam wyszło, tłumaczy Leon, ta pani, no ta pani, co gra na skrzypcach, to ją zaprosiliśmy do naszego stołu, na obiad i tak się złożyło ze ta pani wcześniej zjadła.
No i wie pan wstała od stołu to i my wstaliśmy, ona nam podziękowała, no wie pan jak to jest u pana w lokalu, obowiązuje grzeczność a Regina na coś zła przyszła i już chciała wszystko ze stołu zabierać a pan widzi, że na stole prawie nie tknięte.
Dobra, dobra chłopaki, rozumiem was takie małe nie porozumienie, mówi właściciel z uśmiechem, to siadajcie i bawcie się. I zamierza odejść.
Panie kierowniku, zwracam się do właściciela lokalu ja mam taką małą prośbę, ja chciałbym pana prosić.
Chłopie, przerywa mi właściciel, prosić to możesz, ale nie o kredyt, bo przyjdzie tu do mnie twoja stara i napuści na mnie milicje albo jeszcze gorzej Ligę Kobiet a ja nie lubię kłopotów.
Nie chodzi o kredyt, tłumacze właścicielowi, ale o tą dziewczynę, która tam gra.
A co ona tobie przeszkadza? Bo mnie nie przeszkadza i z daleka od niej się trzymaj jeden z drugim! A i z pyska niech wam za dużo nie wylatuje! Uśmiecha się właściciel
Ale mnie chodzi o to, staram się tłumaczyć, panie kierowniku, chodzi o krzesło, wie pan ta dziewczyna cały czas stoi a to jest męczące.
A jaki w tym problem? Leon, tam pod oknem są krzesła takie, z miękkim siedzeniem, zabierz i zanieś dziewczynie, Marian masz racje. Dziewczyna też musi troche odpocząć.
Z pod okna Leon woła.
Panie kierowniku nie chce dać krzesła.
Ty Antek! Oddaj krzesło Leonowi a sam idź się do chałupy, bo twoja stara z dzieciakami na ciebie czeka!
Leon zanosi krzesło do dziewczyny, coś jej tłumaczy, to znowu pokazuje na nasz stół i po chwili wraca do naszego stołu.
W tawernie życie wraca do normalności, właściciel stoi za bufetem, Regina nas omija, jest obrażona na nas.
Biesiadnicy mówią ciszej, tak że słychać boską muzykę grającej dziewczyny na skrzypcach. Czas nam miło mija jak to bywa w tawernie rybackiej.
Pierwszy wstaje od stołu palacz, wyciera, wyciera jak tu się mówi pysk ręką i mówi.
No chłopy, chiba dosyć tej zabawy na dzisioj? Bo i nasze kobity czekają na nas w chałupie.
Prawda jest, że trochę zasiedzieliśmy się w tawernie wiec bez dyskusji wstajemy od stołu, ubieramy się.
Gdy stoję i ubieram płaszcz zastanawiam się czy nie warto poprosić dziewczynę by cos nam zagrała na pożegnanie.
Dobra jest myśl, lecz brak mi odwagi by poprosić dziewczynę.
Patrzaj, patrzaj Leon jak to nasz drugi mechanik się czai, boi się bestia jeden a mnie to gonił do dziewuchy.
Słyszę jak palacz mówi do pomocnika.
Męska decyzja, mały banknot i podchodzę do dziewczyny.
Gdy wsuwam banknot do kieszeni, dziewczyna stanowczo mi mówi.
Nie, nie trzeba, ja wiem, ja czekałam, co pan sobie życzy?
Mówi dziewczyna, która nie spogląda na mnie, lecz spokojnie gra.
Przepraszam panią ja tylko chciałem prosić panią.
Proszę niech pan powie, co pan chce usłyszeć?
Może, mówię nie śmiało, ale jakoś nerwowo zaczynam się gubić we własnych słowach, właściwie to ja już nie wiem, co chciałem powiedzieć tej dziewczynie.
Uciekać! Myślę.
Niech pan powie ja słucham pana prószę mówić, powtarza dziewczyna.
Może, czy można, no wie pani, to jak pani może, jąkam się jak przed pierwsza komunią. Może, proszę pani coś z arii Poławiaczy Pereł, nie skończyłem mówić.
Dziewczyna przestaje grać, smyczek zamarł na strunach skrzypiec, jakaś dziwna cisza, dziewczyna odwraca twarz swoją w moja stronę, spogląda na mnie.
Jak długo patrzymy na siebie, sekundę a może i była to wieczność?
Zrobiło mi się gorąco jak przy szlakowaniu paleniska w kotle.
Uciekać od dziewczyny! Ten drugi ja mi podpowiada.
Ja, ja panią przepraszam, ja tylko tak powiedziałem, szybko się odwracam i idę w kierunku gdzie moi koledzy stoją, czekają na mnie.
Czuje się jakoś głupio i czuje, że moja twarz by nie powiedzieć pysk jest czerwony tak jak gdyby Regina wylała na mój pysk talerz barszczu.
A gdy mam jeszcze parę kroków do wyjścia z izby tawerny słyszę cichą muzykę jej skrzypiec, słyszę jeden z moich ulubionych utworów, nawet nie wiem, kogo. Bizet a może Pucinii?
Odwracam się w stronę gdzie w półmroku gra dziewczyna, na szyi ma mój biały szal.
Mój biały szal, pachnący morzem!
Ona nie gniewa się na mnie!
Z radości krzyknąłbym te słowa tak głośno, by wszyscy je usłyszeli, tu w zadymionej tawernie!
W izbie tawerny zrobiło się cicho, muzyka skrzypiec staje się bardzo głośna i jeszcze głośniej, dziewczyna gra całą swoją osobowością, chciałoby się powiedzieć, że gra nie tylko swoją duszą, gra całym swym ciałem.
Wszyscy patrzymy na dziewczynę, na jej ruchy, wszyscy słuchamy jej muzyki, wydaje się nam, że nie jest to możliwością by tak mały instrument stał się tak głośny, potężne tony, izba tawerny zazwyczaj głośna w tej chwili słychać tylko skrzypce.
W pewnej chwili muzyka milknie, na ułamek sekundy w izbie zapanowała niespotykana cisza.
Cisza trwa sekundę, może dwie, nastaje wielki rumor odsuwanych krzeseł, szuranie po podłodze butami, wszyscy wstają i niczym potężny grzmot oklasków.
Oklaski trwają, dziewczyna majestatycznie odwraca się do tych, którzy ją oklaskują, w jednej ręce trzyma skrzypce, w drugiej smyczek, spogląda na tych, którzy ją oklaskują, robi ukłon, spogląda na nas.
Jej wzrok spogląda na prawą stronę izby, powoli jej wzrok zwraca się w lewą stronę izby. Wydaje się, że robi mały ukłon.
Powoli zwraca swoją twarz w naszą stronę, gdzie stoję ze swymi kolegami, by nie powiedzieć, że z wachtą.
Patrzę na dziewczynę i w pewnej chwili, a może, w ułamku sekundy wydaje mi się, że patrzymy sobie w oczy.
Jeszcze jeden skromny ukłon.
Dziewczyna majestatycznie odwraca się w stronę kąta izby, oklaski milkną a w izbie słychać szepty.
Widzieliśta jak to ona gra?
Kto by słyszał, że dziewucha tak umie grać na tych skrzypcach?
A jak ci to gra!
Kim ona jest?
A może jest to jakiś duch?
Już ja nie podejdę do dziewczyny by nam grała.
Toć to artysta!
Pewnie córka Paganiniego. Ktoś głośno mówi.
Chłopy ja zbieram do czapki by dziołcha jeszcze cosik takiego nam zagrała.
A gdy już wychodzę z izby tawerny słyszę głos skrzypiec.
Nie jest to muzyka, jest to łkanie tych skrzypiec, pożegnalne łkanie skrzypiec a może mnie się tylko wydaje.
Dlaczego tak smutno grasz dziewczyno?
Jutro przyjdę do ciebie nie znano mi dziewczyno!
By posłuchać ciebie, przecież skrzypce są twoją duszą, tak chciałbym posłuchać ciebie, żegnaj, do jutra.
Stoimy na ulicy przed tawerną.
To co drugi mechanik i ty Józek idziecie do chałupy, ale fajnie było no nie chłopy? Spokojnie mówi pomocnika palacza.
Toć z pewnikiem, że do chałupy idziem! Bom zasiedzieli się a wszystko przez drugiego i tą muzykę, bo trza było jeno wypić, zjeść to co trza a nie jakiś ci tam obiady z dziółchą. No mom racje czy ni? Głośno mówi palacz.
Ale fajnie było, tłumaczy Leon, no to chłopy uciekajcie do waszych kobiet a ja idę na swój stary statek mam blisko to zanim wy zajdziecie do domu to ja już sobie odpocznę.
To cześć Leon. Mówię, pamiętaj, że mnie nie będzie przez cały postój na statku to dbaj o nasz okręt.! Mówię. Żegnamy i rozchodzimy się.
W domu żonie tłumacze, że załogowy dał załodze trzy dni wolnego żeby odpoczęła załoga po tym sztormie.
A co tak długo, siedziałeś na tym topielcu?
Zdziwiona jest żona, przecież jak macie wolne to, dlaczego nie przyszedłeś do domu?
No wiesz jak to na statku, staram się tłumaczyć żonie a to z technicznego przyjdzie ktoś a to z warsztatów, bo będą czyścić kocioł. Tłumacze a właściwie to kłamie, mam to we krwi.
No a jak ze zejściem z tego topielca, bo mam nadzieje, że nie pójdziesz w morze na nim?
Jeszcze o tym nie rozmawiałem, ach mamy dużo czasu. Odpowiadam żonie.
Nazajutrz żona mi proponuje.
Skoro masz tyle dni wolnego to może pójdziemy odwiedzić moją matkę?
A wiesz Danusiu, że to dobry pomysł, bo tak siedzieć w domu a i pogoda taka nie jest zła.
Wchodzimy do teściowej, która mieszka w pobliżu portu, wręczam drobiazgi czekolada, kawę i inne drobiazgi, właściwie to nie w porę przyszliśmy w odwiedziny. Bo już u teściowej są goście a ściśle mówiąc są trzy starsze panie, które głośno rozmawiają o babskich sprawach.
Siedzimy przy kawie, jak już powiedziałem jest kilka pań a ja sam, czuje się trochę skrępowany.
Mówię do swojej żony, Oczywiście dyskretnie tłumacze.
Danusiu jestem tu blisko portu to może wskoczę zobaczyć, co się dziej na statku, bo wierz jutro nie będzie mi się chciało a tu od mam parę kroków i jestem na statku, wiesz będę miał czyste sumienie, że na statku jest wszystko w porządku.
Tłumacze. Właściwie to mówi moje drugie ja.
Dobrze masz godzinę czasu, ani minuty dłużej! Zgadza się żona.
Ach Danusiu, mnie starczy pół godziny.
Przecież to jest parę kroków. Dyskretnie opuszczam mieszkanie teściowej, na ulicy zastanawiam, którą stroną pójść do portu?
Ale to moje drugie „Ja” podpowiada mi słowa Leona „
Po drodze mu było do Wikareja wstąpił” zanim zdążyłem się zastanowić to już otwieram drzwi do tawerny.
Przekroczenie progu tawerny, to wstąpienie w inny świat i w innym czasie, już cię witają jakieś głosy, zapach dymu fajek, zaduch mokrej odzieży, piwa i jedzenia, głośne rozmowy i ten charakterystyczny półmrok, który panuje tu w izbach tawerny.
Słyszę wołania,
Marian! Do nas, do nas! Mamy miejsce dla ciebie!
Ale ja przechodzę do drugiej izby nawet się nie zastanawiam i już słyszę spokojny głos Karola.
Marian, Marian mam dla ciebie miejsce i wskazuje mi miejsce przy stole.
Witamy się, co Karol tak przy pustym stole siedzisz.
No wiesz jak to jest w rezerwie, raz jest a później długo, długo niema tłumaczy Karol.
No wołaj Reginę i niech coś postawi na tym stole.
Po chwili już kelnerka stawia na stół to, co było zamówienie, a głośno przypomina, chłopy płacić już, nie ma litości!
Bo już dzisiaj miałam takich, którzy zachlali się, nażarli się i poszli w długą! Ale przyjdą tu do mnie nie będzie przeprosin, będą płakać i płacić i nie jednego rybaka wsuną do mojej kieszeni.
A wiesz, kto to był, z którego statku byli? Ci, którzy nie zapłacili rachunku?
Marian ja was wszystkich znam tak dobrze, że nawet twoja rodzona stara ciebie tak nie zna i kelnerka odchodzi od naszego stołu.
Wiesz Marian zamówiłem tak, no wiesz by dwa razy Regina nie przynosiła, wiesz raz a dobrze. Tłumaczy Karol. A może źle zrobiłem?
Wszystko jest w porządku, odpowiadam, co nowego u ciebie?
Trochę źle siedzę, bo nie mogę patrzeć w stronę gdzie dziewczyna gra, oczywiście słyszę jej muzykę za swoimi plecami.
Na szczęście Karol zauważa ze się często odwracam w stronę gdzie dziewczyna gra i mówi.
Marian, może tobie nie wygodnie siedzieć, bo widzę, że często odwracać się w stronę dziołchy?
Wiesz Karol, u mnie w domu to moja matka tak mówi.
Że jak jest w kościele a nie widzi księdza to tak jak by nie była w kościele, tak i ja. Słyszę muzykę a nie widzę tej osoby która gra.
Marian, może zamienimy się miejscami? Bo mnie to wszystko jedno, w jaką stronę patrzę byle siedzieć blisko pieca i żeby na stole coś było. Śmieje się Karol.
Zamieniamy się miejscami.
O teraz to widzę dziewczynę grającą na skrzypcach, dziewczyna siedzi na krześle, na szyi ma biały szal, którym również osłania trochę swoje prawe ramie, pewnie w kącie izby, tam gdzie siedzi nie dochodzi ciepło z pieca, dziewczyna spokojnie gra jakiś utwór.
Rozmawiam z Karolem o tym, kiedy wyjdzie w morze, o tym, że załoga statku
„MAŁY WÓZ” dostała trzy dni wolnego za to ze szczęśliwie powróciła do portu.
Atmosfera w izbie tawerny jest normalna, jeżeli można nazwać normalnością ze ktoś się z kimś kłóci i za chwile może polecą krzesła w ruch,.
Na szczęście właściciel już uspakaja tych, którzy mieli chęć trochę rozrabiać.
Albo porozmawiać fizycznie.
Od czasu do czasu ktoś podchodzi do dziewczyny wsuwa do kieszeni jej płaszcza monetę, nawet coś jej nuci, pomaga sobie rękami i znowu jej nuci o ile można to tak nazywać, to tralala, tralala, dziewczyna dyskretnie kiwa głową i po chwili już słychać jakąś melodie, Zadowolony miłośnik muzyki jeszcze chwili stoi przy dziewczynie, nawet próbuje swego śpiewu, który przypomina zgrzytanie kadłuba statku, który ociera się o nabrzeże.
Karol, pytam się, a Regina nie dokucza dziewczynie?
Chłopie odpowiada Karol, ona Regina to już chciała przegonić, dziołche, ale wiesz Wikarej jej powiedział, że łapy i swój piskliwy pysk ma trzymać z daleka od dziołchy i nie ma się zbliżać do niej!.
Ja też powiedziałem Reginie by omijała naszą artystkę. Bo jak coś dziółsze by zrobiła, to ja tak zrobię, że nie będzie nikt jej, dawał rybaka za jej obsługę, mówi Karol.
A powiedz mi Karol skąd ta dziewczyna znalazła się tu w naszej knajpie, pytam.
Ło, Marian dużo byłoby do gadania, odpowiada Karol.
Przecież możesz mi powiedzieć, bo i tak siedzimy to czy o niej czy o wyjściu w morze statku rozmawiamy na jedno wychodzi.
Toć i masz racje, powoli mówi Karol, powiem tobie.
Jakoś to chyba w marcu było, zastanawia się Karol. Wiesz dmuchało tak jak by sam diabeł się w piekle powiesił, no ja tu sobie siedziałem, wiesz przy piecu, bo jak człowiek jest głodny to i zimno mu jest.
A łuna ci tak jakosik stanęła kole pieca a futerał od instrumentu tak jakosik oparła ci o moje krzesło i tak swoimi rękami ruszała, tak jakby nakładała na siebie to ciepło z pieca.
O tak ci robiła i Karol pokazuje ruchy rąk dziewczyny.
Ktosik z naszych ci wszedł tu do izby, to wiesz od razu do pieca by ogrzać łapy i troche pysk, przywitaliśmy się, postawił piwo a patrzy na dziółche i pyto, co to? Czyja to?
To mu tłumacze, że to niby sierota a łun ci zaraz woła Reginę by przyniosła dziółusze herbatę z cytryną a i by była wrzątkiem!
To ja, opowiada dalej Karol, tyrpia ci łuną dziółche, no by wypiła herbatę, póki gorąca a ty wiesz? – Co łuna?
No skąd mam wiedzieć? Co ona robiła, odpowiadam?
Chłopie, łuna ci spała! Spała na stojąco! Masz może Marian cygaretka?
Mam odpowiadam, bierz i pal a jak nie to sobie je zatrzymaj. Ale mów o dziewczynie.
Toć godom, jo ją tak ci tyrpia a łuna się dopiero obudziła i gdybym w porę nie złapał biedaczki pewnie jak nic padłaby pyskim na ten cholerny gorący piec, wierzysz mi?
Dlaczego mam tobie nie wierzyć? Odpowiadam.
Marian łuna nie wiedziała biedoczka gdzie to łuna jest.
To jej godam siadaj tu dziołcho i masz pij gorąca herbata.
Dziółcha siadła ci, tu o na tym krześle i nic nie gada a pije herbata.
A jak przyszli inni chłopaki, z którymi byłem kiedyś na statku to pytają mi czy mom statek?
A ja im, że nie mom a w biurach kazali czekać!
To wiesz jak to my, jak ktosik nie mo statku to i pieniądza nie ma przy duszy to zaraz wołali Reginę by postawiła mi koryto, żarcie, no wiesz kiełbasę w kapuście a któryś spojrzał na łuną dziółuche i gada czyja to?
Tom gadał, że niby ci sierota, to i łun kazali Reginie stawić jej żarcie.
Karol jakoś się dziwnie zamyślił, spogląda tam gdzie w kącie gra dziewczyna.
Karol nie powiedziałeś skąd ta dziewczyna tu do nas przyszła?
Marian toć mówia, że dużo i do gadania a i w gardle sucho, śmieje się Karol.
A co za problem?
Wołaj Reginę i zamów nam coś, bo i przy suchym pysku to i nie słychać tego, co opowiadasz.
Wiesz Regina chce żeby płacić jak tylko stawia na stole. Ostrzega Karol.
A co za kłopot zamawiaj a ja płace dzisiaj a ty jutro będziesz stawiaj.
Kelnerka nas szybko obsłużyła oczywiście za mała opłatą, może powiem, że w tamtych czasach osoba, która obsługiwał w tawernie, nie otrzymywała zapłaty od właściciela lokalu, lecz to, co otrzymywała od biesiadników.
Zresztą i dzisiaj na tych pływających pałacach wspaniałych statkach, pływających hotelach, również we większości ta niższa społeczność obsługująca pasażerów na tej samej zasadzie jest dzisiaj opłacana.
Karol szybko przepłukuje suche gardło napojem, zapala papierosa, uśmiecha się i mówi.
Wiesz jak pływałem w konwojach i szliśmy do Murmańska to tam było tak, że podchodziło się do takiej budy, w ścianę było takie małe okno, bo wiesz jak tam jest zimno i zamawiałeś cos do wypicia.
To ta kobita, co siedziała to ci podawała i mówiła masz pięćdziesiąt gram na popitku a sto gram na zakąskę, och były to czasy, już nigdy nie będę w Murmańsku.
Karol Murmańsk był i nie ma go! Ale jest ta nasza dziewczyna, skąd ona jest?
Marian wiesz gdzie jest knajpa Zacisze na Świętojańskiej? No wiesz naprzeciwko kina a na rogu jest elegancka kawiarnia, wiesz gdzie to jest?
Pewnie, że wiem, nawet często chodzę z Daną tam na kawę trochę udawać że się słucha muzyki, nawet przyjemnie jest posiedzieć.
To ta dziółucha, co to grał tu ci w kącie – to ci łuna grała w tej kawiarni na skrzypcach, no i już wiesz wszystko o tej łunej, co tam w kącie izby gro. Kończy Karol.
To jest ta dziewczyna, co gra w kawiarni? Jestem zdziwiony.
Łuna ci, łuna ci tu teraz nom gro.
Ja wiem, że tam w kawiarni gra taka młoda dziewczyna na skrzypcach a na fortepianie gra starszy pan.
Oj i tak ci to chłopie jest, łuna już ci tam nie gro jeno tu u nas,
Karol przepłukuje gardło mówi dalej, taki ci jest żywot ludzi.
Szkoda tej dziółchy a co ma robić?
W izbie tawerny słychać skrzypce, chociaż wydaje mi się, że nie jest to zwykła muzyka, wydaje mi się, że te skrzypce łkają a to znowu wydaje się, że gdzieś ta muzyka zanika, oddala się, hen gdzieś daleko a po chwili ginie.
Spoglądam w kąt izby tawerny, w półmrok gdzie stoi dziewczyna odwrócona twarzą do kąta izby i tylko poruszający się smyczek po strunach skrzypiec, przypomina, że stojąca postać nie jest posągiem muzyka. Lecz jest to żywa istota, która żyje, żyje może w innym swoim świecie.
W święcie, Gdzie jest jasno, gdzie nie ma tego strasznego hałasu, dymu, zaduchu, jest sama?
Ona i jej święte skrzypce, które odzwierciedlają jej dusze, może to nie te skrzypce łkają a może jest to płacz, łkanie jej duszy?
Chciałoby się krzyczeć.
Uciekaj z stąd dziewczyno!
Ale dokąd?
Przy naszym stole zapanowała również cisza, zastanawiam się nad losem dziewczyny, jak długo tu będzie mogła wytrzymać, tu w tawernie rybackiej?
Karol, zamów dla mnie gorące kakao.
A co to ty nie masz pyska by jej powiedzieć odpowiada Karol. Tobie kakao?
Przecież na stole jest wszystko, co jest nam potrzebne do życia! A ty cha, cha, śmieje się Karol zachciewa ci się kakao chlać! Tegom się po tobie nie spodziewoł!
Nie chce się odzywać się do kelnerki, tłumacze Karolowi, wiesz wczoraj, powiedziałem jej parę słów za dużo to i dąsa się na mnie.
A wszystko chodziło o dziewczynę o tą, która gra.
To masz krechę u niej, Marian pójda do bufetu i przyniosę tobie to kakao a o co to wam poszło?
O krzesło dla dziewczyny i nie tylko, odpowiadam.
A wiesz, jo się zastanawiał skąd dziołcha ma krzesło i popatrz, nawet siedzi i gro, pewnie, że tyle godzin stać to już wolałbym stać cały dzień przy ruczy [drewniane koryto do przebierania ryby] i robić przy rybie, bo masz, chociaż świeżego powietrza.
Gdy przechodzi obok naszego stołu osoba, która nas obsługuje Karol woła.
Regina! Podaj no drugiemu kakao gorące.
Ale zaraz dostaje odpowiedz kelnerki.
A co mało masz na stole? Zeżryj i wychlaj to, co na stole a potem mordę wydzieraj, widzi ta jeszcze im kakao zachciewa się jednemu z drugim i kelnerka obsługuje inny stolik.
Karol bez nerwów, tłumacze, ona pokrzyczy i przyniesie to co chcemy.
Ale może mi powiesz Karol, dlaczego ta i wskazuje głowa na dziewczynę grającą w kącie izby. Dlaczego ona tu gra a nie na Świętojańskiej? W kawiarni.
Takie ci jest to nasze życie, smutno odpowiada Karol, sam wiesz ze jo ani to kąta człowiek nie mo, jeno siedza w piwnicy spalonego magazynu, tam na dole.
Najgorzej to ci w zimie a jeszcze jak ci nie ma żadnego statku pod parą.
To człowiek przychodzi tu i siedzi przy piecu i grzeje się na zapas.
Oj jak mym chcioł ci mieć jakiś swój okręt a na nim koja, dobrzej, że ci ten Wikarej nie goni nas, tych, co nie mają ci kąta własnego.
O jak stoi przy kei statek a ma ci kocioł pod parą to człowiek sobie pójdzia na kulkaste [ nadbudówka na kotłem gdzie stoi komin okrętowy, zazwyczaj leża tu zapasowe, albo stare podarte sieci] to na sieciach się legnie a i starymi sieciami przykryje jak ci prószy śnieg a od kotła gorąc ci idzie to i człowiek prześpi noc, tłumaczy smutno Karol.
Słucham smutnego opowiadania Karola, wiem ze nie tylko on jeden jest taki u nas we flocie i nie tylko on ma swój kąt w piwnicach spalonego magazynu, który stoi tuz przy kei.
Ale ciekawi mnie historia dziewczyny grającej na skrzypcach, to też po chwili mówię.
Karol napijmy się, za to byś zamustrował na jakiś statek, będziesz miał swoją koje.
Oby słowa się spełniły, odpowiada Karol, ociera łzy w oczach, tylem to ci pływoł a i przed wojną na Roburach [nazwa statku] a i we wojnie, byłem ci sternikiem manewrowym a tom, co ci sobie uszporowoł, to ci morze zabrało jakiem tonął.
Statek poszedł na dół i tom, co mioł poszło na dno.
Karol mogę o cos zapytać?
Byleś nie gadał o tym, że będę mioł ci okręt, odpowiada.
Zgoda, pogadamy o dziewczynie? Karol kiwa głową, że się zgadza.
Mówiłeś ze dziewczyna grała w kawiarni a teraz tutaj gra tego nie rozumiem.
A co tu do rozumienia? Tłumaczy Karol, grała ci tam póki i żył staruszek i groł na tym pianinie a jak ci odjechoł to i dziółcha musiała uciekać z stamtąd.
To z tego, co mówisz to ten starszy człowiek, który tam w kawiarni grał na fortepianie umarł?
A no umarł ci, umarł ci a jak na jego miejsce inny zaczął ci to granie w tej kawiarni a mu nie na rękę było, że obca dziólcha z nim gro. woloł by grała jego stara, też ci gro na ty skrzypcach.
No i godołem ci jak to łuna tu się przyplątała w zimie i tak ostała się, bo gadała że jak ci dziadek żyli, to i grali tam a jak ci mu zmarło dziadkowi, to i łunej świat ci zawalił.
A ten, co tam ci gro to łuna jemu nie pasowała do ichnego du, dutetu, czekoj, jak to łuna to gadała?
Du jakości tak, żem ci zapomnioł. Smutno opowiada Karol.
Może dziewczyna nie pasowała jemu do duetu, podpowiadam.
O, o tak ci gado nasza dziółcha, Marian gdybym to jo miał jakiś ci kawałek kąta, gdziesik na strychu, albo i w piwnicy. Ale nie porcie to zabrałbym ci dziołche do siebie alem i jo bez kąta. A wiesz ten nowy, co ci gro na tym pianinie czy na czym łun tam gro a jego stara na skrzypcach a dziólcha u nas ci gro.
Byle jakosik, przez zime pobyła to może jak ci będzie ciepło znajdzie sobie inny kąt do grania.
Wdepnij Marian do tej kawiarni i popatrzoj sobie.
A wiesz Karol, że wstąpię do tej kawiarni, by zobaczyć czy tak jest jak mówisz.
No to już wiesz wszystko o naszej dziółsze, popatrz ci na naszych kamratów, na te ci ich mordy abo to ktosik zno się ci na muzyce?
Pewnie masz racje, odpowiadam i rozglądam się po izbie tawerny.
Marian, mowia ci, że ci, co to siedzą tu, to sobie wypije, jeden z drugim a i przypomni ci sobie jak tomu na weselu grali cosik z przytupem, to bierze ci monetę i podchodzi do dziółchy, wsuwa jej w kieszeń i cosik ci jej mamlo żeby to łuna mu to zagrała, no to co mu grali a jak ci grali na ichnemu weselu, ho, ho. No i dziółcha słucho a póżniej mu gro.
Masz racje Karol, mówię, co my możemy wiedzieć o muzyce, jak bywa i że siedzimy trzy a może i więcej miesięcy na łowisku a tam ani radia nie ma.
Ale musze przyznać, że jak słyszy się muzykę tej dziewczyny to i tu w tawernie jest przymnie posiedzieć a wydaje mi się, że i nasi ze statków jakoś ciszej rozmawiają a i inaczej się zachowują.
Spoglądam na izbę tawerny, jest gwar, izba zadymiona dymem fajek i ta dziewczyna stojąca w mrocznym kącie izby.
W półmroku, odwrócona twarzą do ściany.
Gra jakiś utwór, utwór tylko sobie znany a gdy się wsłuchuje w muzykę skrzypiec, to głos tych skrzypiec wydaje mi się, że skrzypce te opłakują dole nieznanej dziewczyny.
Spoglądam na zegarek, jestem zdziwiony ze czas mi tak szybko minął.
Karol wołaj Reginę i niech daje to kakao! Mówię.
Po chwili na stole stoi potężny kubek z gorącym krakałem, płace rachunek i oczywiście kelnerka dostaje rybaka za obsługę.
Biorę kubek i podchodzę do dziewczyny, ostrożnie wsuwam jej banknot do kieszeni jej płaszcza.
Dziewczyna nie przestaje grać, nie spogląda w moja stronę, lecz cichym, smutnym głosem mówi.
Słyszałam jak pan rozmawia przy stole z kolegą, cicho mówi.
Pani mnie słyszała?
Jestem zdziwiony. Pani mnie słyszała jak ja rozmawiam z Karolem?
Dziewczyna przestaje grać, powoli by nie powiedzieć majestatycznie odwraca się w moją stronę.
Nie wiem, co mam zrobić.
Wiec podaje jej kubek, w którym jest gorące kakao.
Proszę, proszę niech się pani napije cos ciepłego.
Dziewczyna odbiera podany kubek i swoim cichym głosem mówi.
Dziękuje panu, bardzo dziękuje.
Nie wiem, co powiedzieć, wiec odpowiadam dziewczynie, dziękuje pani, dobranoc pani. Mówię jakoś nie swoim głosem.
A to drugie moje „Ja”, podpowiada mi.
Uciekaj! Uciekaj z tawerny!
Dobranoc pani,
Dobranoc, dobranoc panu a może chce pan coś usłyszeć, może jakąś ulubiona melodia?
Ja, ja, jąkam się, no wie pani, zastanawiam się, no ja nie znam melodii.
Nie jestem sobą! Uciekać! Myślę.
A może pan pamięta słowa tej piosenki?
Słowa? Słowa proszę pani to są takie.
Staram się sobie je przypomnieć.
Wydaje mi się ze są takie.
Jak szybko przemija życie?
Jak szybko przemija czas?
Za rok, za dzień, za chwile.
Nie będziemy już razem.
Ja przepraszam panią, ja nie pamiętam słów ja nic nie pamiętam.
Szybko odchodzę od dziewczyny a gdy jestem przy stoliku, mowie szybko i chaotycznie do Karola.
Karol masz na stole wszystko, co potrzebujesz, ja już musze do domu pójść. Do widzenia! Marian, Marian, co ci stało? Zdziwiony jest Karol. Dziołcha, cosik nagadała?
Nie.! Odpowiadam, i odchodzę o stołu.
Gdy dochodzę do drzwi wyjściowych z izby tawerny, odwracam się by jeszcze raz spojrzeć na dziewczynę.
Jestem zdziwiony, dziewczyna spogląda w moją stronę.
Patrzymy na siebie, chociaż a może wydaje mi się, ze na ułamek sekundy nasze oczy spotykają się.
Jak długo trwa to spojrzenie?
Sekundę?
A może wieczność, która każe zachować jej spojrzenie na długo, na jak długo?
Do dzisiaj pamiętam jej spojrzenie.
Dziewczyna powoli odwraca się twarzą do ściany.
Gdy już mam zamiar otwarcia drzwi i wyjść z tawerny, słyszę melodie, melodie, o którą prosiłem.
Dziewczyna gra.
Mam wrażenie, odczucie, że skrzypce są tak głośne, słyszę tą piękną melodie moich szkolnych lat.
Ale dzisiaj wydaje mi się, że jest to inna melodia, że melodia pięknej piosenki, jest inna jest smutna, taka jakaś pożegnalna.
Tak jak gdyby sprawdzały słowa piosenki.
Nie będziemy już razem.
Gdy jestem w mieszkaniu teściowej goście wspaniale bawią się przy dobrej kawie i mam takie odczucie ze nawet nie zauważyli mojej nie obecności.
Toteż dołączam się do rozmowy i, i tylko moja żona jakoś dziwnie to spogląda na zegar a to na mnie.
A ja jestem dobrze wychowany, to udaje ze nie dostrzegam tego, co chce mi powiedzieć żona.
Przecież wróciłem, ach ten czas, tak szybko przemija, słowa piosenki?
Małe spóźnienie.
Wszystko ma swój koniec to i skończył się postój statku w porcie i nadeszła chwila ze statek opuszcza port macierzysty.
Czas udać się na łowiska Morza Północnego.
Są pożegnania, ostatnie pocałunki.
Ostatnie spojrzenia w piękne oczy ukochanej, by nie powiedzieć cudowne i są to jedyne na tym świecie oczy, oczy, które w chwili pożegnania są mokre od gorących łez.
A i gorących pocałunków.
Statek późno nocą opuszcza swój macierzysty port, nikt nie zegna odpływający stary rybacki parowiec, cumy zostały rzucone, nastaje inny świat.
Po paru manewrach statek ustawia się dziobem do wyjścia z portu.
Na pokładzie statku gasną światła, po chwili odzywa się melodyjny głos syreny statku, trzy długie sygnały syreny niczym zanikający grzmot burzy, zegnają port macierzysty i tych, którzy gdzieś na brzegu, na plaży spoglądają na odchodzący statek w swój rejs na dalekie łowiska.
Po jakimś czasie załoga pokładowa po uporządkowaniu cum na pokładzie schodzi z pokładu, do kubryku na dziobie.
Na płynącym statku nastała cisza.
Jeszcze ktoś ze załogi dyskretnie, wychodzi na rufę statku, spogląda na niknący ląd, jeszcze widać jakieś światła portowe.
Lądowe, które wydają się temu, który z tęsknotą patrzy na znikający ląd i wmawia sobie, że te, o tam te dwa światła, te takie jasne światła, to nie są światła!
To są jej oczy, ja wiem, że to ona stoi tam i patrzy na oddalający statek, to ona mnie żegna, kocham cię!
I tylko od czasu do czasu jakaś zabłąkana fala wchodzi na pokład, zalewa pokład, wydaje się, że morze, ze ta fala szuka czegoś, co na pokładzie pozostało z lądu.
Fala zmywa wszystko. Może to co było na pokładzie, to, co przypominało ląd! Zabiera do swojego królestwa.
Niech załoga starego rybackiego parowca zapomni o lądzie, niech zapomni o tych, którzy pozostali, tam gdzieś za falochronem portu.
Zaczyna się nowe życie na statku, wachta. Mesa koja i tak będzie tak długo aż do łowiska.
Urozmaiceniem życia na statku rybackim to, gdy jest ktoś, kto pierwszy raz przekracza próg, próg ląd i morze i gdy ten oddaje Bogu swoją dusze w czasie sztormowej fali.
Drugie urozmaicenie to pogoda sztormowa.
Są i tacy, którzy proszą Boga o trochę sztormu a i są i tacy, którzy proszą by dobry Bóg tylko nie zesłał na to morze sztormu. i jakże ten nasz Bóg ma nas wysłuchać?
Po kilku dniach jesteśmy na łowisku i jak to rybacy mówią, że ryba sypie się na pokład, mijają dnie.
Jeden dzień podobny do drugiego dnia.
Rybacy ciężko pracują na pokładzie a i tam na dole, na samym dole statku gdzie jest kotłownia.
Ta czeluść piekielna, mroczna kotłownia i ci palacze rozebrani, oblani potem, przewracają gracami ogień w paleniskach kotła.
Chcą ożywić ten ogień w paleniskach kotła, przecież statek ciągnie trał, sieć, niczym koń ciągnący pług.
Jest maj, pogoda wspaniała, powierzchnie morza zamieniła się we wielkie szafirowe zwierciadło, zwierciadło ciągnące się od do horyzontu, do – .
Tylko przepływający statek rybacki, który ciągnie trał a za rufa statku kilwater [ nurt wody wytworzony obrotem śruby statku] i tylko ten kilwater na chwile niszczy wspaniałe zwierciadło powierzchni morza.
A gdy mijamy inny statek rybacki, który jest w czasie wybierania sieci, widzimy wspaniałe odbicie tego starego rybackiego parowca, w pięknym, bezkresnym zwierciadle morza.
Gdy spoglądam na piękno morza, myślę o wspaniałym człowieku, wielki marynista, wielki człowiek morza, Marian Mokwa, który On jeden umiał pokazać piękno statków parowców. Szkoda ze go tu nie ma z nami, pewnie uwieczniłby to co widzę, na jednym ze swoich obrazów. Oblicze morza.
Po kilku tygodniach rejs dobiega końca, w ładowniach starego parowca jest około tysiąca beczek śledzia, czas zdać złowiona rybę, ale gdzie?
Ale i komu?
Toteż w mesie w czasie posiłku trwa dyskusja, dokąd statek pójdzie i gdzie ma zdać złowiona rybę?
Każdemu marzy się by statek poszedł do swojego macierzystego portu i tam zdał złowiona rybę, statek postałby trochę w porcie, załoga spotkałaby się ze swoimi bliskimi.
W czasie posiłku załoga rozmawia o tym, gdzie statek pójdzie zdać rybę?
A może skierują nas do bazy? Ktoś mówi.
Ty wiesz, ze przy bazie jest taka kolejka ze statki stoją po kilkanaście dni. Inny tłumaczy.
A nawet gdyby nas skierowano do macierzystego portu to i tak szybko nas załatwią i już na drugi dzień nas wyrzucą z portu.
No nie jest wesoło, dobrze byłoby by statek poszedł do Gdyni, to człowiek by zobaczył rodzinę a może i by trochę posiedział z rodziną,
A wiecie? Inny już głośno mówi.
Wiecie POLLUX [nazwa statku] tak stary mówił, gdy byłem na mostku i wiecie, że POLUX nawet się pytał nikogo i poszedł do Gdyni.
Przecież każdy z nas widzi, że pogoda jak się patrzy a i ryba sypie się na pokład to i wszyscy mają w ładowaniach rybę, tylko ci, tam, w tej Warszawie śpią, zresztą, co ich to obchodzi flota rybacka.
Jedyny człowiek, co o nas, myśli to Popiel, minister.
Wszyscy rozmawiają o tym gdzie statek pójdzie zdać rybę.
Padają i brzydkie słowa pod adresem tych, tych tam we Warszawie.
Bo jak jest śledź, ktoś mówi, to każą łowić makrele albo łowić tylko takiego śledzia, co ma łeb z przodu.
Załoga się śmieje.
Pewnego dnia w czasie kolacji, kapitan wchodzi do mesy spogląda na siedzącą załogę i mówi.
No chłopy, co tacy smutni?
Macie smutne gęby, gdzie to jest moja wesoła załoga?
A i z czego się cieszyć panie kapitanie, ktoś mu odpowiada.
Ci z bazy nic nie mówią gdzie statek ma zdać rybę a już mamy wszystkie beczki ful.
Wiecie, ktoś spokojnie mówi.
Najgorzej, gdy każą pójść do Świnoujścia i tam zdać rybę, to jest najgorsze, bo tam ani prowiantu a nie wiem czy węgla dadzą?
Ale jest tam rozrywka w mordowni a jakie komary.
Rozrywkę to ja mogę tobie tu zrobić, ktoś mówi, taką rozrywkę jak ci dam w mordę to zobaczysz jak załoga będzie się śmiała!
Panowie załoga, kapitan stara się przerwać dyskusje, ale nikt nie słucha tego, co mówi kapitan.
Dopiero, gdy któryś ze załogi trzasnął pięścią w stół a i głośno krzyknął.
Zamknij ta te swoje parszywe mordy! Dajcie powiedzieć kapitanowi, to, co chce nam powiedzieć!
W mesie nastała cisza, wszyscy spoglądają na kapitana, który spokojnie zjada kolacje, po chwili wyciera dłonią usta, by nie powiedzieć ze wyciera łapą pysk i zaczyna mówić.
Panowie załoga, po kolacji wybieramy sidła! [ Potocznie chodzi o sieć] wybieramy sidła, kapitan chwile się zastanawia i głośno mówi, panowie idziemy do Gdyni!
Powstała radość wśród załogi, ale kapitan ucisza załogę i mówi.
Panowie idziemy do Gdyni zdajemy rybę, pobieramy węgiel, prowiant trochę lodu i wody i wychodzimy z portu po kilku godzinach!
Wychodzimy w morze?
A by ich szlak trafił! Ktoś nerwowo krzyczy.
To, co panie kapitanie, to nie będzie wyjścia na ląd?
Na ląd wyjdziesz, bo będziesz musiał cumy odebrać, odpowiada kapitan. Panowie, po co te nerwy będziemy w Gdyni to już kowale cos, [ przezywanie mechaników] wymyślą i każdy z nas wpadnie do chałupy jak to się mówi, po ogień.
Kapitan wstaje, panowie wybieramy sieć a panowie mechanicy nie żałować węgla a i tych waszych koni batem pogonić i wychodzi z mesy.
W Gdyni mam wachtę wejściową do następnego dnia.
Od rana załatwiam sprawy statkowe w biurze i około południa schodzę ze statku.
Hej panie drugi! Czekaj na mnie, woła pomocnik palacz o imieniu Leon, idę z tobą.
Leon, odpowiadam, śpieszę się, bo moja Dana rano z córką już poszli do domu i czekają na mnie, no wiesz jak to jest z rodziną.
Ja wiedziałem, że tak będzie w Gdyni, bo tam w morzu to drugi mechanik gadał, że musimy pójść do Wikareja by posłuchać jak nasza dziewczyna gra.
A teras drugi wycofujesz się!
Leon tam, na łowisku to człowiek myślał, że postoimy w porcie tak jak zwykle. Staram się wytłumaczyć Leonowi.
Słuchaj drugi ja idę do Wikareja, bo jak powiem słowo to dotrzymuje i nie tłumacze się, że żona i inne stworzenia. Pójdę do tawerny, ale nie powiem tobie ani słowa o dziewczynie!
Dobra Leon idziemy, ale tylko wchodzimy i na stojąco coś zamawiamy, dziesięć minut!
Dobra drugi, przez twoje gadanie straciliśmy tyle czasu, ja mogę sobie posiedzieć, bo mnie nie ściga ani cenzura, teściowa ach ani kochająca żona, tłumaczy Leon.
Wchodzimy do tawerny, wchodzimy do innego świata gdzie jest gwarno, wesoło izba zadymiona, ktoś sobie śpiewa, ktoś głośno wzywa kelnerkę.
Przechodzimy do drugiej izby tawerny i tu jest taka sama atmosfera może panuje tu większy półmrok.
Rozglądam się po izbie tawerny, spoglądam w kąt izby gdzie stała dziewczyna.
Leon już znajduje miejsce przy stoliku, siadamy.
I co Leon ja jej nie widzę? Czekaj a gdzie jest Karol?
Drugi, czekaj, mówi Leon spojrzę w tamtej izbie, może tam jest Karol.
Leon, przecież wiesz, że Karol tu zawsze siedzi przy piecu.
Zatrzymuje przechodząca kelnerkę.
Regina, można na chwile?
O widzę, że „MAŁA FURA”. [ Przezywanie statku o nazwie MAŁY WÓZ] jest już w Gdyni, było gorąco tam na morzu?
Witam was chłopaki w moich progach, chłopaki gadać szybko, co podać? To, co zwykle za szczęśliwy powrót? Bo czasu niema, mówi kelnerka.
A co ma być inaczej? Odpowiada Leon, tylko Regina podaj szybko, bo drugiemu mechanikowi bardzo się spieszy, no wiesz żona, teściowa i Bóg raczej wiedzieć, kto na niego czeka z papusiem domowej roboty. Ale on tu zeżre i w domu jako zje jako dokładkę.
Chłopaki jak to ma być ekspresowo to wiecie należy się rybak!, Przypomina kelnerka.
Po chwili kelnerka już stawia na stół to, co zostało zamówione.
Regina, – grzecznie mówi Leon, nie widziałaś Karola, bo go nie widzę?
Dzisiaj go nie widziałam a i wy go nie zobaczycie. Odpowiada kelnerka.
A co pogniewał się na ciebie? Zmienił lokal? Zgaduje.
Na mnie nikt mądry się nigdy nie gniewa. Odpowiada kelnerka.
Ale ja nie widzę Karola? Mówi Leon.
Głuchy jesteś dziadu jeden? Przecież wam tłumacze ze go nie zobaczycie.
Regina ty jakoś dziwnie mówisz ze nic nie rozumiem z tego?
Oj Leon, Leon tobie jak nie poda na łopacie to ty nic nie rozumiesz. Kelnerka chwile się zastanawia a po chwili mówi, o już wiem.
W zeszłą środę minęło dwa tygodnie jak wypłynął.
To Karol wypłynął? Jestem ucieszony, to dobrze, że dostał statek.
Gówno! i głupi jesteś! Odpowiada nerwowo kelnerka, wypłynął, wypłynął, bo jak DELTRA [ nazwa statku] kręciła maszyną, to śruba statku zmąciła wodę to i wypłynął, tam koło tej spółdzielni rybackiej a że stali kutry do zobaczyli i wyciągnęli ciało Karola a teraz chłopy forsa na stół, bo niema czasu a ja nie jestem Wolna Europa a za informacje z pierwszej ręki rybak się należy.
I kelnerka odchodzi od naszego stolika.
Jesteśmy zaskoczeni śmiercią kolegi, śmiercią rybaka.
No i widzisz Leon, ktoś kiedyś powiedział, mówię, – że nie znasz dnia ani godziny i tak też jest. Patrz Leon, Karol już przed wojną pływał a i całą wojnę pływa w konwojach a tu u siebie w domu utonął.
Karol tak jak i ja nie miał domu, przecież Karol ma swój kąt tam na dole w piwnicach spalonego magazynu, ma tam swój barłóg i tam sypiał.
Do naszego stolika przysiada się stary palacz o imieniu Stefan a i on nie ma swojego statku, to i tu przesiaduje a ktoś, gdy potrzebuje by potrzymał wachtę to Stefan idzie na wachtę.
Mogą sobie tu klapnąć, chłopy?
Przecież już siedzisz to, co się pytasz, nerwowo odpowiada mu Leon.
A jak już siedzisz to przynieś sobie cos do picie, mowie i podaje Stefanowi pieniądze.
Po chwili Stefan wraca trzymając kufel w ręku i siada przy stole.
Wieta chłopy, słyszałem, jak wam Regina gadała o Karolu. Leon ty nie przygrywaj, bo chce wam powiedzieć o Karolu. Jam Karola widział jak go położyli na kei, wieta, pewnie już ci kilka dni leżał pod wodą
A jak to się stało, że Karol wpadł do wody i nikt tego nie widział?
A bo to kto wie, zło nie śpi, odpowiada Stefan, był ci ubrany jak to on chodził na co dzień, ino w kieszeniach nie, miał książeczki, książeczkę żeglarską znaleźli tam, no wieta na dole pod magazynem.
Stefan, pamiętasz tą dziewczynę, co tu grała na skrzypcach?
A co to nie miąłbym ci pamiętać.
A to, czemu nie gra?
A, o tą ci dziólche wam idzie? Chłopy nie dali byśta jeszcze na kufelek?
Dam Stefan, mówię, gdy powiesz o dziewczynie.
Toć wam gadam o niej, już jeno sobie przyniosa piwo i opowim.
No Stefan gadaj o dziewczynie, ponaglam Stefana.
Czekajta ino łykna sobie.
Wieta ta co tu grała dziółcha, Stefan chwile się zastanawia, wieta to łona się już ci dawno gdzieśik się zapodziała. Widzimi się, że to jakoś ci to było, czekaj, niech jeno pomyśla, o to było gdziesik we kwietniu.
Mówisz, że dziewczyna się zapodziała, mów chłopie wyraźnie.
Ano grała, grała a wieczorem to skrzypce składował w bufecie a jak ci z rana przyszła to siadła, ło tam w kącie i tak sobie siedziała a jak jakiś od naszych dał jej grosika to mu zagrała, Stefan przerywa by siorbnąć łyk piwa.
A i bywało, że siadła tu wedle Karola, cosik tam i przegryzała i znowu szła w kąt i tam wieta cosik sobie na tych skrzypcach pitoliła.
Ale Stefan! Dlaczego jej dzisiaj nie ma? Ty Stefan gadaj, jak chłop! Mówię
Pewnie ją Regina przegoniła i dziewczyna poszła sobie, tłumaczy Leon, wiem jak w dniu wyjścia byłem tutaj to słyszałem jak Karol Reginie mówił, że ma się trzymać z daleka od dziewczyny.
Bo Karol, on tak zrobi, że nikt Reginie nie da grosza do kieszeni.
Regina jest zazdrosna o dziewczynę a jak już widzi jak któryś z naszych wsuwa dziewczynie do kieszeni rybaka to aż się trzęsie. Karola już nie ma to i dziewczyny nie będzie, kończy Leon.
To, to, wtrąca się do rozmowy Stefan, Leon mo racje, Karol tak ci dboł o nią jak o rodzona córkę a jak któryś ci z naszych pode szedł do dziółchy to Karol wstawoł od stołu a pogodał.
A i po groził, cha i to nie jednemu.
Ale Karol jeszcze ci był a łunej już ci nie było a Karol to ci tak się zmienił na pysku od tego, że to niby niema łunej.
A co się stało z dziewczyna ty wiesz Stefan?
Chłopy toć wom godom aż mi w pysku zaschło, tłumaczy Stefan.
Gdy kelnerka przechodzi obok naszego stolika, mówię jej, by podała Stefanowi piwo. Kelnerka szybko mi odpowiada.
Ślepy jesteś? Nie widzisz, że nie siedzę? A uwijam się jak mucha w gnoju! A to ma być ekstra? Innym tonem mówi kelnerka.
I po chwili stawia przed Stefanem kufel piwa.
A ty Stefan teraz gadaj, bo nie dam tobie łyka piwa wypić! Mówię.
Toć już godom wom a to ci było w kwietniu, wchodzę do izby patrzę na Karola a łón mo łeb opuszczony i chlipie ci, aż mnie strach oblecioł.
To go pytom, co ci jest Karol? A łon ci kiwo łbem a i chlipie i godo.
Że to niemo dziółchy, że dziólcha gdziesik się zapodziała.
To mu godom, Karol łuna ci wróci do chałupy a bo to mi się, raz zdarzyło żem do chałupy nie trafił?
A wieta? jak ci łon Karol wstoł z krzesła a jak ci spojrzoł na mnie a slipia mioł ci takie czerwone żem się wystraszył.
To i go pytom a kiedy to dziołcha się zapodziała a łon ci powiada, że już parę dni szukoł i nigdzie jej nie. Znalozł. a potem znowu ci siodł na krzesło i kiwoł łbem i chlipoł, tom sobie poszedł, o tam pod okno i tam siodłem sobie i żem ci drzemoł.
A kiedyś wchodza do izby to Karol ino, powiedzioł że już ci dziołchy nie będzie! I nie będzie grania! A łon ci siedzioł i jeno patrzoł ci w kąt, no tam gdzie ci ta dziołcha grała na skrzypcach.
Kiwoł łbem a skrzypce, no wieta dziołchy, na których to grała powiesił na gożdziu o tam pod sufitem i Stefan pokazuje ręką mroczny kąt izby gdzie w pomroku wiszą skrzypce.
Spoglądamy w stronę gdzie pokazuje Stefan, w mroczny kąt izby tawerny, powoli wstajemy od stołu z Leonem i podchodzimy do ściany, na której wiszą skrzypce.
Leon stoi obok mnie, to spogląda na mnie, to na wiszące u góry skrzypce a po chwili mówi.
Nie myślałem, że tak to będzie dzisiaj, myślałem, że dziewczyna będzie nam grała na tych swoich skrzypcach a skrzypce wiszą.
Popatrz Leon, jakie te skrzypce są zabrudzone, mówię szeptem, jakiś dziwny kolor mają te skrzypce, takie ciemne, ze trudno je zobaczyć.
Skrzypce są brudne od tego dymu z fajek, spójrz na okno ile dymu w izbie a to wszystko siada na skrzypce również cicho, odpowiada Leon.
Patrz jedna strona urwana, patrz jak zwisa strona a i smyczek pęknięty, złamany i jakoś dziwnie wisi na skrzypcach, szkoda dziewczyny.
Siadamy przy stoliku i rozglądam się po izbie a do Leona mówię.
Popatrz na tą izbę pełna dymu z papierosów, na tych, którzy siedzą i rozmawiają, czy myślisz, że któryś z nich jeszcze pamięta o tej dziewczynie, która tam, w tym ciemny kacie grała na tych skrzypcach?
Starego palacza piwo zmorzyło to i śpi jak młody bóg, cud, że kiwając się na krześle nie spadnie z niego.
Leon pamiętasz jak byliśmy tu z Klawikowskim, co dziewczyna nam grała?
A co mam nie pamiętać! Grała nam o tych, co tam gdzieś poławiają, Marian, co oni tam łowili?
Leon dziadu jeden!
Nie chodzi o łowienie, lecz o utwór, arii Poławiacze Pereł! Tłumacze.
A jednak oni też tam, coś łowią, przystaje przy swoim Leon.
Nie ważne łowienie, ale to, co dziewczyna nam grała.
Wszystkim nam się to podobało a jak ci słuchali i nie jeden miał dziób otwarty i słuchał a cisza w chałupie była taka, że nawet było słychać jak szczury latają po podłodze.
Leon, przesadzasz z tymi szczurami.
Słuchaj drugi, może i przesadzam z tymi szczurami, ale jakie były oklaski a jak chłopaki wszyscy wstali i klaskali swoimi łapami aż było, słychać na ulicy.
Nawet Wikarej wszedł do iżby i też klaskał.
To była muzyka, już pewnie nigdy nie usłyszę skrzypiec
A pamiętasz Leon jak dziewczyna, ale Leon mi przerywa i mówi a właściwie krzyczy.
Marian! Wszystko pamiętam! Pamiętam i nie zapomnę jak dziewczyna odwróciła się do nas, do nas tu do wszystkich, do izby jej skromny, ale był to ukłon królewski! a jej ręce, tak po królewsku trzymała w jednej ręce skrzypce a w drugiej smyczek, patrzała na mnie!
Wiesz jak tam byliśmy na łowisku to sobie myślałem, że w niej było cos z królowej.
Może i masz trochę racji, ale posłuchaj mnie!
Marian ja chce tylko powiedzieć, że nigdy o niej, nie zapomnę. Smutno mówi Leon.
Masz racje Leon, gdy była odwrócona do nas i jej skromny ukłon, jak mówisz królewski ukłon.
Wiesz, o czym myślałem?
Ze ta dziewczyna, trochę się wstydziła, że ona tu musi grać. Tu! W tej izbie pełnej hałasu, dymu, zaduchu by nie powiedzieć smrodu, tej odzieży roboczej. Tawerna to nie było dla niej miejsce, ona tu była, bo była głodna i było jej zimno.
Ale ona się tu dusiła.
Ona tu umierała.
Myślisz Marian, że ta dziewczyna się nas wstydziła? A ja, myślę, że nie wstydziła się, przecież każdy starał się jakoś być grzeczny dla niej.
A ty, Marian to nawet dałeś jej swój biały szal. Bo mówiłeś, że jest jej zimno.
Leon, daj spokój. A widziałeś jak była ubrana?
Marian ja wiem, że ty myślisz, że ja powiem twojej żonie o tym twoim szalu, pewnie w domu powiedziałeś, że zapomniałeś i szal jest na statku a później żona zapomni, a wiesz Marian, że jak tak stała a my jej klaskali jak na partyjnym zjeździe.
Leon tylko, bez partii!
Przepraszam tak jakoś mi ta partia z pyska wyleciało, jak stała biały szal na szyi miała, ach
Nie mówię, że twój.
Ale wydaje mi się, że dziewczyna gdzieś gra, gdzieś w innej kawiarni. Bo i tak mówiąc to tu w tej zadymionej tawernie to, komu miała grać?
Stary palacz Stefan przebudził się, rozgląda się po izbie, wytarł ręką gębę i mówi spokojnie.
Leon, gadasz, że dziółcha gdziesik sobie gro? Jak to może łuna groć jak jej skrzypce tu wiszą a będzie już i miesiąc a może i wiele więcej jak ich Karol na głożdziu powiesił?
Karol powiedzioł, że już dziólchy nie ma i nigdy na tych skrzypcach ci nie zagro! A łun Karol dobrze wiedzioł, co gada a i to taki ci kuniec. Amen.
Autor tekstu i grafiki: Marian Rodak
Współpraca: Ewa Sorn