Praktyka żeglarska i etykieta na Mazurach – cz.1

Od paru lat pracuję na Mazurach jako instruktor żeglarstwa szkoląc dzieci i młodzież na stopień żeglarza jachtowego. Podczas mojej pracy często jestem świadkiem zanikającej kultury żeglarskiej lub jej całkowitego braku. Żeglarstwo jest to sport elitarny, sport dżentelmenów, wywodzący się ze starych tradycji i zwyczajów, sport o bogatej historii.
W artykule chciałbym zwrócić uwagę na kulejącą kulturę żeglarską oraz przedstawić drobne sugestie i porady z mojego doświadczenia na temat dobrej praktyki żeglarskiej (głównie śródlądowej).

 

Dobre maniery wynosimy z domu rodzinnego, ze szkoły i nauki starszych. Uczymy się ich już od maleńkości – więc zaczynając naszą przygodę z żaglami warto wybrać dobrą szkołę żeglarską aby tzw. etykieta jachtowa została nam wpojona od samego początku. Niestety obserwuję od dłuższego czasu poważne braki podczas szkoleń stosowania etykiety – etykieta to nie martwe niepisane prawa, tylko przepisy na dobrą i bezpieczną praktykę żeglarską. W tym krótkim wstępnie chciałem zwrócić uwagę instruktorów, żeglarzy i kursantów aby nie zapominać o naszej pięknej i bogatej etykiecie, aby żeglarstwo (zwłaszcza te śródlądowe) nie zeszło na psy, dbajmy o to żeby żeglarstwo było sportem dżentelmeńskim o wysokiej kulturze.

 

Główne zasady etykiety są zebrane w moim poprzednim artykule pt. „Etykieta jachtowa czyli żeglarski savoir vivre” zamieszczonym w portalu Marynistyka.pl. Poniżej chciałbym przedstawić parę moich rad, mam nadzieję że komuś się przydadzą. Oczywiście są to tylko rady wynikające z mojej praktyki – z biegiem lat i zdobywania doświadczenia każdy już sam wyrobi sobie pewne nawyki. Pamiętajmy że najważniejsze w tym wszystkim powinno być bezpieczeństwo nasze i innych.

 

Dobre rady, etykieta żeglarska i praktyka żeglowania na Mazurach w artykule wieloletniego Instruktora Żeglarstwa - jak żeglować po Wielkich Jeziorach Mazurskich by było bezpiecznie i miło dla wszystkich

 

Zaczynając nasz rejs przeważnie jest dużo zamieszania i panuje mała dezorganizacja, jeszcze jak jest co najmniej sześć osób załogi, każdy ma bagaże i dochodzi do tego jeszcze zaprowiantowanie. Wiadomo aby to wszystko zasztauować trochę czasu zejdzie, to pamiętajmy aby ustawiać nasze rzeczy tak żeby nie tarasować całej kei – inni też chcą przechodzić, a może ktoś będzie cumować i nie będzie miał jak zejść na keje. Kolejną sprawą są zawieszane przez niektórych bandery, flagi i inne banery – ja osobiście nie widzę w tym nic złego, tylko jak ktoś chce wywiesić banderę naszego kraju to niech pamięta o etykiecie flagowej, żeby nasza bandera wisiała z szacunkiem i w miejscu do tego przeznaczonym.

 

Pływając z załogą, która nigdy wcześniej nie była na łódce, warto przed wypłynięciem zrobić małe szkolenie – naprawdę wierzcie mi to nie jest stracony czas, w trudnej sytuacji może nam to bardzo pomóc jak załoga mniej więcej będzie wiedziała co ma robić. Proponuję na takim szkoleniu pokazać parę węzłów, przede wszystkim węzeł knagowy, ósemkę, ratowniczy i jakiś węzeł cumowniczy np. żeglarski. Później warto pokazać jak zrobić buchtę z liny, opisać urządzenia na jachcie, omówić zasady bezpieczeństwa – to jest bardzo ważne ! Pokazać do czego służą wszystkie linki np. fały, szoty, praca na cumach, można też dla szkolenia postawić żagle (jak wiatr nam nie będzie za bardzo przeszkadzać). Jakiegoś pana warto przeszkolić w obsłudze silnika.

 

Myślę że dla początkujących żeglarzy będzie to świetna zabawa.

 

Wypływając z portu sprawdźmy czy mamy wszystko przygotowane. Starajmy się unikać sytuacji „jakoś to będzie”, przydzielmy funkcję załodze pytając czy wiedzą co maja robić. Sprawdźmy cumy – pamiętajmy że odchodząc od kei powinno się luzować cumy, a nie je oddać stojąc jeszcze przy kei. Luzując cumy mamy pewnego rodzaju zabezpieczenie, że jak np. zgaśnie silnik albo wyniknie jakiś inny problem, możemy je wybrać i bezpiecznie ponownie zacumować przy kei. Uruchomiając silnik, szczególnie po nocy dajmy mu chwile popracować na biegu jałowym, żeby się rozgrzał. Często się zdarza że odpalamy silnik, oddajemy cumy, dodajemy gazu i silnik gaśnie – złośliwość rzeczy martwych ale trzeba wiecie co zrobić w takiej sytuacji. Przed odpłynięciem wyznaczmy osobę aby chroniła burty, gdy jest taka potrzeba. Takiej osobie należy dać tzw. odbijacz manewrowy żeby on chronił burty – a nie nasze ręce. Raz byłem światkiem wypadku na Mazurach że dziewczynie zmiażdżyło dłoń przy chronieniu burty !

 

Wspomniałem już że czasami wychodząc z portu (będąc już na środku basenu portowego bez cum) że nasz silnik odmówi posłuszeństwa, oczywiście należy spróbować uruchomić go ponownie. Jednak gdy dalej nie chce odpalić to proponuje sprawdzić czy nie stwarzamy zagrożenia stojąc na środku portu, jeżeli warunki pogodowe są dobre i nikomu nie przeszkadzamy, należy sprawdzić kilka rzeczy :
– czy odpowietrzenie na zbiorniku paliwa jest odkręcone
– czy odkręcony jest zawór odcinający paliwo
– czy mamy paliwo w zbiorniku
– czy na śrubie silnikowych nie ma dużej ilości glonów
– czy jest zamocowana zrywka

 

Jeżeli mimo sprawdzenia tych elementów silnik dalej nie działa to kapitan musi podjąć decyzję czy wrócić do portu czy wyjść na jezioro i sprawdzić później silnik. Ja bym proponował wrócić do portu bo nigdy nie wiemy kiedy będzie nam potrzebny silnik. Aby dojść z powrotem do kei użyjmy pagai – chyba że jesteśmy na tyle blisko kei że możliwe jest rzucenie cumy osobie która zaproponowała nam pomoc. W tym momencie przyda nam się umiejętność szybkiego buchtowania liny i poprawnego rzucenia cumą. Pamiętajmy, żeby cuma daleko leciała należy po kolei ułożyć ¾ zwojów liny w jednej ręce, a w drugiej ręce mieć ¼ zwojów cumy tworzących rzutkę. Dłoń w której jest więcej zwojów musi być otwarta, żeby lina mogła się swobodnie rozwijać. Następnie należy wykonać zamach i rzucić linę. Gdy udam nam się ponownie zacumować należy usunąć awarię samemu albo zadzwonić po serwis.

 

Wyjście z portu mamy już w miarę omówione to chciałbym teraz przejść do podejścia do portu lub brzegu gdzieś na biwak. Skupmy się na razie na podejściu do kei w porcie. Jacht przy kei powinien stać prostopadle do pomostu, cumowanie równoległe tzw. longside jest dozwolone tylko w szczególnych przypadkach (np. awaria, trudne warunki atmosferyczne lub gdy jest to dozwolone przez właściciela pomostu).

 

Praktyczne rady Instruktora Żeglarstwa, odbijanie i dobijanie do portu, cumowanie

Liny cumownicze:
(1) – cuma dziobowa; (2) – brest dziobowy; (3) – szpring dziobowy; (4) – szpring rufowy; (5) – brest rufowy; (6) – cuma rufowa


Większość nowych portów jest wyposażona w boje cumownicze, a ostatnie coraz modniejsze stają się mooringi czyli tonące liny służące do cumowania (zastępują boję i kotwicę). Jeżeli port posiada tylko keję to należy użyć kotwicy do poprawnego zacumowania. Aby bezpiecznie wejść do portu należy wcześniej omówić manewr z załogą i przygotować wszystkie potrzebne rzeczy. Musimy pamiętać aby wywiesić i odpowiednio wyregulować odbijacze na burtach (często ludzie zakładają je dopiero po zacumowaniu jachtu co jest wielkim błędem).

 

Następnie należy sklarować cumy dziobową i rufową i wyznaczyć ludzi do tych czynności (jeżeli nie znamy portu warto też przygotować kotwicę). Warto mieć też gdzieś w pobliżu bosak, tak na wszelki wypadek. Nie zapomnijmy o niewidocznym elemencie mianowicie – mieczu. Należy wyznaczyć kogoś na pogotowie aby w razie potrzeby podnieść miecz. Praktyczna rada – nie podnośmy nigdy miecza do samego końca jak nie ma takiej potrzeby ze względu na dryf łódki. Miecz należy podnieć o taką wysokość aby nie szorować po dnie – to już jest kwestia wprawy i doświadczenia.

 

Teraz pytanie : cumujemy dziobem czy rufom do pomostu ? Jeżeli w porcie są tylko boje cumownicze i pływamy na jachcie z wysokimi burtami to złapanie boi może być nieco trudne ale jeżeli chcemy stanąć dziobem – cumę na boję należy zakładać najlepiej gdy będzie na wysokości rufy (zakładając że na rufie jest najmniejsza wysokość burty). Gdy mamy do dyspozycji mooringi jest to decyzja kapitana. Natomiast gdy panują trudne warunki, proponuje stawać dziobem ze względu na możliwość uszkodzenia silnika. Pamiętajmy że pierwszeństwo w porcie mają jachty wypływające z portu i jeżeli jest ciasno w basenie portowy to należy poczekać aż się rozluźni aby nie stwarzać zagrożenia. Wszystkich sytuacji niestety nie da się przewidzieć. Przede wszystkim należy manewrować ze spokojem i rozwagą, nie próbować za wszelką cenę wejść do portu przy silny wietrze bo może to być niebezpieczne. Myślmy o tym co robimy i pamiętajmy o zasadzie żeby zawsze mieć w głowie jakiś manewr zapasowy bo kapitan jachtu powinien być przewidywalny i zapobiegawczy i mieć zawsze jakiś pomysł żeby wyjść z opresji.

 

Teraz kilka słów na temat cumowania. Jeżeli na polerze jest już jakaś cuma, to naszą należy przeciągnąć pod cumom już założoną i w tym miejscu kłania się kultura żeglarska. Dla kogoś może to być szczegół mało ważny ale po to jest etykieta żeby się do niej stosować. Pamiętajmy też że nie wolno zostawiać końca cumy na kei – reszta liny powinna być sklarowana i schowana w bakiście albo należy zrobić buchtę lub sklarować cumę w tzw. słoneczko. Gdy zachodzi konieczność należy odpowiednio wyregulować odbijacze aby właściwie pracowały.

 

Cumowanie na biwaku (na dziko) nieco różni się od stania w porcie przy kei. Przede wszystkim należy przygotować kotwicę – to jest podstawa, bo niestety nie przycumujemy do kamienia leżącego na dnie. Do kotwicy będzie nam potrzebna jeszcze cuma i opcjonalnie odbijacze. Do brzegu najlepiej dobijać rufą ze względu na wygodę wchodzenia i wychodzenia. Przy wyborze miejsca na postój zwróćmy uwagę na wystające konary na brzegu (żeby nie zahaczyć masztem i olinowaniem stałym) oraz na głazy i kamienie wystające z wody. Aby dojść do brzegu w miarę suchą nogą proponuję przegłębić dziób (jeżeli będziemy cumować rufą), zbliżając się do brzegu systematycznie wybierać miecz (najważniejsze jest w ostatnim momencie aby podnieść go cały) w innym wypadku staniemy na nim wytracając prędkość i w wyniku ktoś będzie musiał wejść do wody. A bym zapomniał o drugiej ważnej sprawie – o sterze. Ja osobiście (gdy warunki na to pozwalają) podnoszę całą płetwę sterową trochę wcześniej aby nie mieć później dużo rzeczy na głowie i płynę tyłem przy użyciu silnika.

 

A propos silnika i biegu wstecznego – pamiętajmy że silnik pracuje gorzej na biegu wstecznym, wynika to z konstrukcji śruby. Płynąć wstecz, podnieśmy pantograf z silnikiem na ostatnią zapadkę żeby jak najdalej dojść do brzegu. W stosownym momencie należy wyłączyć silnik i podnieść go do góry. Ta czynność wymaga trochę wprawy i dla początkujących żeglarzy proponuję aby ostatnią fazę dopływania do brzegu wykonali przy użyciu pagai. Po dobiciu do brzegu należy poszukać jakiegoś drzewa, kamienia, tudzież innego elementu aby do niego przycumować. Na koniec sprawdzamy czy kotwica trzyma – jeżeli tak to możemy spokojnie odpoczywać na łonie przyrody pamiętając o ekologii i naszym pięknym środowisku naturalnym aby go nie niszczyć i nie zaśmiecać.

 

W kolejnych artykułach napiszę o co zrobić w trudnych warunkach pogodowych, kotwiczeniu, żegludze przy silnych wiatrach – a zresztą zobaczycie sami.

 

 

 

Autor: Marcin Gruszczyk

bialydelfin@gmail.com

Foto: Wiki common