PRZEBUDZENIE
Zrywa się z koi, zabiera to, co w dniu wyjścia statku.
Statku w morze, dała mu ukochana dziewczyna.
Dziewczyna w dowód gorący miłości oddaje.
Oddaje mu symbole ich miłości.
Miłości mały kosmyk ukochanych włosów, mała chusteczka mokra.
Mokra od łez. Malutkie zdjęcie dziewczyny z warkoczami.
Warkoczami o kolorze przypominający mu Polskie.
Polskie, bo jej włosy są tak piękne jak piękny polski len.
A dzisiaj zrywa się ze snu! Złego snu wychodzi.
Wychodzi na pokład, który jest zalewany huraganową falą -. Kipielą.
Trzyma tę świętości, które otrzymał od ukochanej dziewczyny.
Trzyma w swoich zgrabiałych dłoniach od ciężkiej pracy,
Ten mały kosmyk jej jasnych, ukochanych włosów.
Włosów niczym len, Małą chusteczkę, trzyma jej zdjęcie upragnione zdjęcie.
Przecież tak prosił ukochaną o to maleńkie zdjęcie.
Zdjęcie by tam w morzu po ciężkiej pracy na pokładzie.
Pokładzie zalewany sztormową falą mógł przed snem.
Snem patrzeć na zdjęcie ukochanej, przypominające.
Przypominające, gdy całował jej boskie dłonie.
Dłonie, bo nie śmiał całować jej wymarzone usta.
Usta przypominające piękny kwiat róży
A dziś? Dzisiaj trzyma.
Trzyma te świętości w swych zgrabiałych.
Zgrabiałych od ciężkiej pracy dłoniach i spogląda.
Spogląda na huraganową kipiel, jakim jest dzisiaj morze.
Morze, które przypomina chaos końca świata.
By po chwili wyrzucić za burtę statku to, co było.
Było dla niego świętością, symbolem miłości.
Wyrzucić w otchłań tego piekielnego morza.
Morza zapomnieć o tej wielkiej miłości!
Spogląda po rozszalałym morzu to, co było symbolem.
Symbolem jego miłości ten mały kosmyk.
Kosmyk jej świętych, ukochanych włosów.
Włosów, które całował tam na ławce.
Ławce tam na skwerze w dzień rozstania..
Już przeklęte morze pochłonęło jego symbole.
Symbole, świętości jego miłości.
Com, że uczynił Boże? Krzyczy głośno w rozpaczy!
Przysięgał, że nigdy o niej nie zapomni a to.
To, co mu dała jest dla niego świętością
Kocham ciebie. Przysięgał.
Nigdy o tobie nie zapomnę, przysięgam tobie Ukochana.
Wrócę z morza i będę modlił się do ciebie ukochana, u twoich stóp.
A dziś sen, ten przeklęty zły sen zburzył wszystko!
Zburzył jego wielką miłość.
Miłość?
Już nie kocham ciebie!
Krzyczy tak głośno by przekrzyczeć hałas huraganu.
Boże a Czemuś mnie ukarałeś przeklętym snem!
Spogląda w gore na nie widoczne niebo.
Wykrzykuje głośno by przekrzyczeć hałas łamiących.
Łamiących się grzywaczy sztormowej fali.
Wygraża hen komuś? – Morzu, a może niebiosom!
Które dzisiaj zamieniło się w piekło?
Które dzisiaj zamieniło się w piekielna kipiel?
Chaos. Chaos przypominający chwile końca świata.
Wydaje mu się ze przez małą chwile widzi.
Widzi te symbole świętości miłości.
O tam, tam na fali! O tam, tam! Krzyczy.
Krzyczy wyciągając ramiona, za późno.
Głośno tragicznym głosem woła.
Patrz kochana! To, co mi dałaś w dniu rozstania, pochłonęło.
Pochłonęło to dzisiejsze piekielne morze!
A dziś ten przeklęty zły sen!
Wszystko zrujnował, wszystko poszło w otchłań morza.
Patrz! Patrz i przeklinaj ten sen!
To piękno by nie powiedzieć świętości twojej miłości pochłonęło morze.
Twoje ukochane morze!
A może? – A może i przeklęte morze?
Autor tekstu i grafiki: Marian Rodak
Współpraca: Ewa Sorn