TRAWLER RYBACKI I ŚWIĘTA W MORZU
Dużo można opowiadać, opisywać o życiu załogi na tych starych statkach rybackich.
Oprócz pracy, sztormowej pogody, bywało ze załogi spędzali święta takie jak Boże Narodzenie, Wielkanoc tu na pokładach tych parowców.
Spędzanie świąt na starym statku, jest przygnębiające, smutne, załoga zazwyczaj, jeżeli jest trochę czasu to spędza w koi, myśląc o swych bliskich.
Ale dzisiaj, do wigilii zostało dwa dni toteż załoga rozmawia o świętach.
Jedni opowiadają jak ostatnie święta spędzali w gronie rodzinnym, jaka była ładna choinka a i dzieciaki szczęśliwe byli, bo i ojca w domu na święta mieli.
Ktoś inny mówi, że nie pamięta, kiedy był w chałupie na wigilii, takie nasze życie.
Jest tu jeden ze załogi, który ma skaleczoną rękę i on zabiera głos.
Powiem wam, mam łapę okaleczona to i za karę wachtuje na mostku za siebie i za was.
Za mnie to ty nie stoisz, ktoś nerwowo mówi, a łapę toś pewnie sam okaleczył by nie marznąć na pokładzie i nie gadaj tu ze za mnie stoisz na wachcie!
Za ciebie Wicek, to najwięcej stoję, bo stary nie chce cię widzieć na mostku, bo jak stary zejdzie do siebie pod mostek to ty już drzemiesz. A ze tak jest, to sobie przypomnij parę dni do tyłu jak drugi mechanik z trymerem zabrali ci kapcie a ty nawet nie wiedziałeś! Spałeś! Jak stary wszedł na mostek i ciebie obudził i kazał tobie bosmana wołać, żeby przyszedł na mostek, to na bosaka szedłeś po śniegu na dziób?
To jest prawda, inny przytakuje, Wicek na bosaka chodził po pokładzie a staremu tłumaczył, że musi wymoczyć sobie nogi, bo go łamie w kolosach.
A wy to tacy świeci? Odpowiada rybak imieniem Wicek.
Niby to żaden z was nie zasnął na wachcie?
Tak zasnąłem, bo byłem umęczony tak żem padał na pysk a że na mnie przypadła wachta po robocie na pokładzie, to było moje, nieszczęście, tłumaczy rybak. Który musiał boso chodzić po śniegu?
Stary tylko się śmiał jakiem szedł boso po bosmana, ale jakiem wrócił boso na mostek, to stary patrzał na mnie a po chwili mówi do mnie.
A wy Bomba [nazwisko rybaka], co wam tak gorąco? Że to na boso chodzicie?
To mu odpowiadam. Panie kapitanie z wodą to pan wie jak jest? A nie ma wody a śnieg to jak słodka woda, to sobie wymoczę nogi. Wiecie, co powiedział kapitan?
Pewnie sam zdjął buty i poszedł na pokład boso, po śniegu chodzić, ktoś zgaduje.
Nie, kapitan popatrzał na mnie a po chwili, gada do mnie, Bomba, macie tu wasze buciory a jak bosman przyjdzie to, że wszystko jest w porządku.
No i stary poszedł na dół do siebie.
Załoga się śmieje, jest wesoło, po chwili któryś z rybaków mówi do tego, który ma okaleczoną rękę.
Stachu, a ty cos zacząłeś mówić o tej swojej wachcie, cóż słyszałeś w radiu?
A ja chciałem wam powiedzieć chłopy, że barometr na mostku leci na dół a stary to co chwile spogląda na barometr i kiwa łbem i mruczy pod nosem, że by ino nie to.
To chciałem wam powiedzieć, że gdy tak patrzę na starego to mi się widzi, że będzie dmuchało.
Ale pogoda nie jest taka zła, no nie?
A i ryba trochę idzie. Ktoś mówi.
Stachu ma racje, inny tłumaczy, pogoda mi się nie podoba, bo mi w moich gnatach tak ci łupie żem nawet nie spał.
Patrzcie chłopy, a jom nie wiedziałem, że szczury tak chrapią, bom myśloł ze to Józek a łon ci nie społ to i nie chrapoł.
Jedno to wam powiem, że za dwa dni mamy wigilie, to nie dość, że tu sam człowiek jest na tym morzu, to niech by Bozia dałam nam pogodę, mam racje?
A inny mówi, trzeba przyznać, że kucharze ostro biorą się do roboty nawet kucharz mi mówił, że święta tak przygotuje takie, że załoga długo będzie go wspominała, będzie żarcia tyle, że nic nie będziemy robić tylko siedzieć w mesie i zryć.
Może i będziemy siedzieli w mesie, bo i nie będzie móc przejść pokładem na dziób do koji, bo jak ci się rozpęta piekło tu na morzu, to i będziemy zryć, siedzieć a i spać na ławie albo ci na podłodze w mesie. Ktoś spokojnie i powoli mówi.
Co? Ktoś inny jest ciekawy.
Józek to tobie mówili kucharz, że go popamiętamy?
Ło Matko! To ja już mogę wom chłopy gadać, że wieczerza będzie przypalona a może i tak przesolona jak te nasze śledzie w beczkach.
To jo wam mówia, ja znam się na tych parzygnatach. Bo słyszycie jak kucharz się dekuje, że załoga go popamięta! To jasne jest, że więcierza mu nie wyjdzie to łon ci parzygnat jeden, powie a przecież wam godoł, że mnie popamietocie! Ostrzegał bestia jeden.
Wspomnieta mnie chłopy!
PAROWIEC RYBACKI STOI NA KOTWICY
KRÓLESTWO KUCHARZA NA STATKU RYBACKIM
Ja myślę panowie, inny rybak mówi, że nie ma, co przesądzać o kolacji, Kucharz stara się jak może, no nie zawsze mu się udaje a to, że masło zjełczało to nam wytłumaczył, że nie była to jego wina jeno Pana Boga, który zesłał na nas grzmoty a jak grzmi to masło zawsze się zepsuje.
Tak nam tłumaczył kucharz a może i to prawda, kto wie, co nas jeszcze czeka?
I znowu wybucha śmiech załogi, jest wesoło, wydaje się, że tu w kubryku, na dziobie statku w pomieszczeniu załogi pokładowej jest już nastrój przed świąteczny..
Wigilia tuż, tuz, kucharz ze swoim pomocnikiem w swoim królestwie, w kuchni, opracowują plan działania, jak i co postawić na stół w czasie wigilii.
Olek masz tu ołówek! Zapisuj, co ma być na stole, wiesz jak sobie zapiszemy, tłumaczy kucharz swojemu pomocnikowi, to tak jak by już było pół roboty zrobione.
Zapisuj! No wiesz Olek wyraźnie, pisz, co to na wieczerza podajemy, to koniecznie zupę grzybową z makaronem, tak nakazuje tradycja morska.
Czerwony barszcz a komu nie będzie się podobały te zupy to będzie jeszcze jedna zupa ekstra ogórkowa na organkach, [ żeberka wieprzowe], co tak patrzysz?
Ogórkowa zupa to jak nie na Wigilie to na pierwsze święto, jako lekarstwo.
Panie szefie [ nazywanie kucharza prze załogę] ogórkowa na wigilie?
Olek! Ty nie znasz tych głodomorów a może i tak być, że któryś ze załogi pomyśli ze jest zupa grzybowa, to kucharz ma na kogoś oko i chce go, no wiesz?
No tak, wysłać na drugi świat. A mam nie na jednego oko, by wysłać w daleka podróż, Panie Boże wybacz moje złe myśli a i marzenia.
I co tak patrzysz na mnie a po to raz kucharz podtruł kogoś ze załogi, nawet nikt się nie doliczył.
A w porcie to gadali, że uciekł ci bestia za granice, jakiem byliśmy w porcie.
Najlepiej, tłumaczy kucharz pomocnikowi, takiego jak ty Olek, twój pierwszy rejs, pamiętasz jak leżałeś nad kuchnią w starych, podartych sieciach?
A jak jęczałeś a jak nie. wypada mi o tym mówić w kuchni, oj masz szczęście, że to na mnie trafiłeś inny kucharz dałby ci trochę tego, co to bosman ma szczury a nawet byś nie wiedział kiedyś odjechał z tego świata.
Ach nie całuj mnie po rękach, że mam takie dobre, miękkie serducho.
Panie szefie, przecież to morderstwo, jak tak można? Zdziwiony jest pomocnik
Oj, wielkie mi morderstwo otruć zarzyganego nieboszczyka, to ja kucharz robię z dobrego, miękkiego swojego serca chłopie, ach, co ja tobie mówię, co już napisałeś?
Jeszcze panie szefie nie zdążyłem, z ty pisaniem! Tłumaczy pomocnik kucharza..
A co ty tyle piszesz? Olek ty pisz o zupie.
Boże, dlaczego mnie pokarałeś z takim człowiekiem i to dzisiaj, w dzień przed twoim świętem. A byś zdechł pomiocie jeden!
Ano jest to taki zwykły dialog miedzy kucharzem a jego pomocnikiem, w którym wyczuwamy nastrój przed wigilią na starym rybackim parowcu.
Jest nastrój świąteczny, ale jest i praca na pokładzie statku, załoga sprząta złowioną rybę
Mówiąc o sprzątaniu ryby na pokładzie mam na myśli ze załoga złowiona rybę soli i wrzuca do beczek, cześć ryby loduje w ładowni, ładownia na trawlerze jest odpowiednio przystosowana do lodowania ryby.
Pogoda szybko się zmienia, morze już zmieniło swój kolor, nie jest koloru błękitu, lecz takie szare, chłodne a patrząc na chmury wydaje się nam, że są jakoś bardzo niskie i wydaje się nam, że jeszcze trochę te wydające się niskie chmury ponure, szare będą rozdzierane wysokimi masztami naszego parowca.
Horyzont? Tez jakiś dziwny przybrał kolor szary wpadający w odcień fioletu gdzieś nad tym horyzontem widnieje niczym potężna nić jaskrawa czerwień
JESZCZE POD TRAŁEM ALE W POWIETRZU JUŻ CZUĆ SZTORM
Świat zrobił się smutny, nawet wiecznie krążące ptactwo morskie gdzieś odleciało, gdy spoglądam gdzieś w dal nie widać żadnego statku.
Zostaliśmy samotni gdzieś, zagubieni w bezkresnym morzu.
Odczuwam tę samotność jak zagubione dziecko w lesie, które się zgubiło i rozgląda się gdzie jest jego dom.
Ja też rozglądam się po tym smutny morzu, pragnę zapamiętać to piękno, tą jeszcze cisze, ten smutek morza, ach gdyby tak można to opisać, opowiedzieć komuś, już nie powiem pokazać to smutne morze na małym kawałku papieru, płótna. Marzenia starego człowieka.
Stary parowiec ciężko pracuje ciągnąc hol, trał sieci, powoli przechyla się to na jedną to na drugą burtę, bywa, że dziób statku niespodziewanie zanurzy się w otchłań morza, bardziej obrazowo byłoby gdybym powiedział, że dziób statku zaryje w się w otchłani morza.
Tak, że cześć rufowa statku unosi się wysoko tak, że śruba napędowa statku na chwile wynurza się na powierzchnie morza tworząc potężną kipiel za rufą statku.
Wydaje się, że stary statek rybacki potyka się jak stary człowiek idący po nie równości ziemi, idzie taki stary człowiek i potyka się a to o wystający kamiennie a to jego stopa wpada, w jakąs nie równość, tak i ten stary parowiec wydaje się zmęczony przechyla się na powstające fale morza.
Czyżby? I to był nastrój. Nastrój nadchodzącego sztormu?
A przecież jutro jest wigilia, jutro załoga zasiądzie do wspólnego zresztą jedynego stołu, tam w pomieszczeniu na rufie statku pod pokładem gdzie jest mesa statku.
Będzie wspólna kolacja, wieczerza to słowo bardziej pokazuje nam powagę tego spotkania. Będzie inaczej, jak w domu, zamiast symbolicznego opłatka, będą cieniutkie kromki pokrojonego chleba, którego smak przypomina pleśń.
Ale będzie nastrój świąteczny, nikt nawet nie zauważy smaku pleśni tego symbolicznego kawałka chleba.
Wieczorem, załoga wyciąga sieć, sieć jest podarta, tu na pokładzie statku mówi się, że są to firanki, rybacy powoli wyciągają pozostałość sieci.
By uratować to, co jeszcze nie podarte, rozerwane w sieci.
Już na pokład zostaje wciągnięty worek sieci, któryś z rybaków pociąga za sznur, który jest stoperem, worek rozwiązuje się a na pokład wysypuje się mała ilość ryby, jakieś skorupiaki, jakieś coś, co przypomina stare duże wiadro, jest trochę jakiegoś starego drewna, pewnie jest to drewno ze starego, jakiegoś statku, o który zaczepiliśmy siecią.
Pogoda już jest sztormowa, załoga pokładowa pracuje przy naprawie sieci a żeby umilić życie tym, którzy pracują na pokładzie to od czasu do czasu na pokład wpada jakaś zbłąkana fala zalewając tych, którzy pracują na pokładzie.
W czasie kolacji, zdenerwowany kapitan mówi do załogi.
Mamy pecha, nic nie pisało na sondzie, a na mapie też ten przeklęty wrak nie jest oznaczony to i zahaczyliśmy o niego.
Pewnie było to cos starego, ktoś się wtrąca do rozmowy, bo nie odczuło się szarpnięcia, pewnie już kilka set lat przeleżał a my go dobili naszymi dechami trałowymi.
Może i tak, mówi dalej kapitan, panowie postarajcie się szybko naprawić sieć, to, co należy wymienić to wymienić a ty bosman, po skończeniu roboty to sieć zawiesić na peny, dobrze zabezpieczyć.
Będziemy sztormować, barometr leci na zbity pysk, to i pewnie trochę podmucha, będziemy sztormować, tak by gdzieś pod lądem przeciekać sztorm.
To dobrze panie kapitanie to i spokojnie będzie na wigilii. Ktoś mówi.
Ale do lądu mamy dwie doby, odpowiada kapitan, to, co chcesz przełożyć święta?
Chłopy do roboty!
Wzywa bosman załogę, załoga po kolacji wychodzi na pokład i pracuje przy naprawie podartej sieci.
I jak na złość ktoś mówi, że to my spokojnie nie możemy spędzić wieczerze.
GDZIEŚ NA ŁOWISKACH – MORZE PÓŁNOCNE
A w kuchni kucharze pracują, przecież jutro jest wigilia, są święta, trzeba jakoś załodze zastąpić, chociaż w żarciu rozłąkę z rodzinami, praca w kuchni staje się ciężka, bo i to z garów wylewa się potrawa a i gorączka bucha z tego piekielnego diabła, pieca i od czasu do czasu rzuci statkiem na którąś z burty.
Wówczas rozlega się krzyk by nie powiedzieć, że ryk kucharza, który przeklina tego, który to, obyś w piekle się smażył! tego, który wymyślił sztorm, fale a to ci na same święta!
A już, gdy statek potężnie przechyli się na burtę, kucharz już głośno woła.
Ty sterniku! Z bożej łaski, won ty ze statku! Idź ty furmanką jeździć i gnój wozić!
Kto cię dopuszczał do steru? Jeszcze na święta nas ten przeklęty potopi jak nic!
Minęła noc nadszedł dzień, wigilia a wraz z wigilią sztorm, pokład statku opustoszał załoga pokładowa odpoczywa w pomieszczeniu na dziobie, odpoczywają ci, którzy są wolni od wachty.
A że w kubryku i miejsca nie za wiele to i załoga pokładła się w kojach i każdy w myślach wspomina swoich bliskich, jak oni tam gdzieś na lądzie będą spędzać święta.
Im bliżej j wieczoru tym bliżej kolacji wigilijnej a i siła sztormu wzrasta, statek jest rzucany falą, sztormuje osamotniony gdzieś pośrodku morza.
W pomieszczeniu rufowym gdzie znajduje się mesa statku, pomocnik kucharza i dwoje ludzi z pokładu pomaga w przy nakrywaniu stołu w mesie, stół ma kształt trójkąta, podstawa tego trójkąta jest od strony dziobowej.
Natomiast wierzchołek jest ścięty a to, dlatego ze jest taka architektura części rufowej statku. Po obu stronach stołu są ławy, oparcia ław są koje załogi, koje są piętrowe, chociaż nie jedna na drugą, lecz są ułożone schodkowo, każda koja ma zasłonki by światło nie przeszkadzało w czasie snu.
Stół jest duży tak, że może siedzieć cała załoga, to około dwudziestu chłopa, pomocnik zakrywa stół prześcieradłami, które zmoczone, zabezpiecza to, gdy statek ma przechył obrus – prześcieradło nie zsuwa się ze stołu, są założone specjalne listwy, które będą zabezpieczać by zastawa stołowa nie spadała na podłogę.
Chociaż gdy zastawa spada na podłogę nie jest to wielka strata, ponieważ zastawa ta jest metalowa jak i sztućce.
Ustawia pustą zastawę na stole, kucharz głośno woła do swojego pomocnika.
Olek! Leć na dziób, wołaj tych z dziobu na wieczerze a i pana kapitana wołaj na wieczerze, co się tak oglądasz? Nie wiesz chłopie gdzie dziób statku?
Bo panie szefie fala jest taka, że i pokład zalany wodą, strach chodzić na dziób, odpowiada pomocnik kucharza.
STATEK RYBACKI W POGODZIE RYBACKIEJ
Co? To ty się boisz fali? Zdziwiony jest kucharz. Widzita? Marynarz wody się boi, to, co nie ma być wieczerzy? A już na dziób leć i ze, ze załogą przychodź a kapitan po drodze zabierz! Co się gapisz?
Pomocnik kucharza jeszcze chwile, zastanawia jak tu pójść na dziób statku by fala go nie zmyła go za burtę statku, rozgląda się bezradnie a po chwili biegnie po pokładzie na dziób statku
W mesie jest nastrój świąteczny, ci, którzy pomagają kucharzowi przy przygotowaniu wigilii ubrani są w białe bluzy i czekają na załogę.
Mesa jest oświetlona, kucharz sprawdza czy wszystko jest odpowiednio ustawione na stole a do pomocników mówi.
A wy, wiecie, że w pierwszej, kolejnośći to staremu dajta to, co będzie chciał a ile tylko będzie chciał, dobry z niego chłopina to niech wie, że mam serce a mówiłem wam!
Że te garnitury, jakie mata na sobie to mają być białe, czyste jak moje sumienie!
A i patrzcie na zastawę by po podłodze nie poniewierała się! Co prawda zastawa na statku jest nie tłukąca, ponieważ jest z aluminium?
Po chwili w mesie robi się tłoczno, ci, którzy są wolni od wachty zasiadają do zastawionego stołu, po chwili kapitan wchodzi do mesy, załoga na jego powitanie wstała, kapitan rozgląda się po załodze a po chwili mówi.
Panowie załoga siadamy, bo tak nakazuje tradycja, że przy tak uroczystej kolacji taką jak dzisiaj mamy, już nie wspomnę o wnoszonym toaście, proszę siadać.
Koledzy załoga, – zaczyna, mówić kapitan.
Wiem, że każdy z nas chciałby tą kolacje spędzał w gronie rodzinnym, tak się składa ze jesteśmy daleko od swych bliskich, jesteśmy tutaj na naszym statku również rodziną, to czujmy się jak rodzina.
Kapitan rozgląda się, ale już kucharz podaje kapitanowi o dziwo ceramiczny talerz a na nim cienko pokrojony chleb.
Kapitan odbiera talerz z chlebem, spogląda na załogę a po chwili mówi,
Koledzy, nie mamy nawet tradycyjnego opłatka, niech, więc każdy z nas weźmie z tego talerza kawałek tego boskiego daru, jakim jest ten chleb i niech to symbolizuje nasz opłatek.
Kapitan podaje talerz z pokrojonym chlebem pierwszemu mechanikowi, mówi podaj dalej
A do kucharza, szefie, jest to co zastępuje nam opłatek. A napój wlewaj w każdy kubek tego, co ma symbolizować wino.
Kucharz z garnka chochlą wlewa do kubka alkohol, rozgląda się, czy wszyscy mają?
Kapitan ma uniesione ręce, w jednej trzyma cienką kromkę chleba a w drugiej aluminiowy kubek z alkoholem, załoga również podnosi chleb i alkohol a kapitan głośno mówi.
Koledzy! Załoga wesołych świąt, precz ze smutkiem! Wypijmy za tych, którzy są na lądzie i o nas pamiętają, do dna chłopy!
No i zaczyna się spożywanie wieczerzy, póki jest na stole.
Jesteśmy na statku toteż, co chwile o tym nam przypomina przechyły statku a to jakiś wstrząs statkiem, pewnie jakaś trzynasta fala, ktoś podpowiada.
Kucharz przypomina.
Chłopy tylko uważaj ta! Jak jest przechył to żeby ze stołu nie leciało na podłogę, bo to i grzech taki boski dar na podłodze no nie? Miałby leżeć na podłodze, po chwili dodaje.
A do kapitana zwraca się, smakuje, smakuje panie kapitanie?
Jest pyszne, wiesz szefie trochę się martwiłem ze sobie nie poradzisz, bo co tu mówić przecież statkiem przewraca, o, o chłopy trzymać by się nie wylewało.
Ale ktoś ze załogi odpowiada kapitanowi.
Ze to już, co miało się wylać to i wylało.
Załoga śmieje się a kapitan spogląda na kucharza. Kucharz już głośno dopowiada,
Panie kapitanie toć wiem, co mam robić, przecież to nasza wspólna wieczerza i znowu z garnka wlewa do kubków załogi.
Ktoś kucharzowi zwraca uwagę. Szefie, co tobie tak się ręka trzęsie?
A co mam ci mniej nalać? A może chcesz żebym tobie w puszkę blaszaną nalewał?
Mówię panie kapitanie, że załogę to ma pan nie wychowaną,
Kochani do żarcia to są, ale i mordę nie jeden to tak rozedrze, że człowiekowi płakać się zachce, kucharz udając płacz wyciera fartuchem oczy.
A co do fali to panie kapitanie bywało gorzej i tez człowiek załogę nakarmił.
Załoga nie zwraca uwagi na przechyły statku spożywa jak to powiedział kucharz boskie dary, w czasie spożywania załoga rozmawia, wspomina zeszłe święta.
Jedni opowiadają jak spędzali z rodzinami a jeszcze inni mówią, że to już mogą sobie powiedzieć, że są nałogowcami w spędzaniu świąt na morzu, czas mija.
Kapitan w staje od stołu, panowie załoga serdecznie dziękuje za wspólna kolacje, tobie szefie za wielki twój wielki wkład, jaki włożyłeś w przygotowaniu załodze świąt na naszym statku.
A co to kapitan już uciekają? Przecież jeszcze wszystkiego jest na stole a i w kuchni jest na piecu gorąca potrawa a i nie postna, jest bigosik, kaszanka, niech kapitan siada, bo i załodze przykro a i mnie jakoś nie tak jak kapitan ucieka od tych boskich darów, tłumaczy kucharz i ponownie ociera oczy.
Załoga oklaskuje kucharza, ale kapitan tłumaczy załodze.
Panowie, wiemy, że i na mostku są ci, którzy wachlują, więc chce zmienić ich niech tu z wami trochę posiedzą i kapitan wychodzi z mesy.
Również i do maszynowni schodzi drugi mechanik z palaczem by zastąpić tych, którzy mają w maszynowni wachtę.
Oczywiście, że w czasie posiłku a za sprawą przechyłu statku rozlewa się po stole jedzenie, toteż biel prześcieradła – obrusu zmienia swój kolor, nikt nie zwraca na to uwagi, atmosfera jest rodzinna, jest gwarno, wesoło a i dymu co nie miara od papierosów czy fajek.
Kolacja przedłuża się. Nikomu się nie spieszy wyjść z ciepłej przytulnej mesy starego, rybackiego statku.
A i pogoda taka ze już nie pozwala załodze pokładowej na przejście bezpiecznie pokładem na dziób do kubryku.
Tylko kucharz do każdego podchodzi i zagaduje,
Stachu a próbowałeś klusek? A postnej kapusty? Wiesz tak nakazuje religia, że wieczerza wigilijna ma być postna, ale nie nic nie gadaj.
A do pomocnika głośno woła,
Olek! do góry! I dawaj tu bigos a i kiełbasy nie żałuj i tylko ty przeklęta łamago nie wyrzuć na gretingi! Bo zabije jak mi Bóg na niebie.
Ktoś jest oburzony i kucharzowi zwraca uwagę.
Szefie, bój ty się Boga, to ty byś dzisiaj zabił swojego pomocnika? We Wigilie?
A co? Jak mi zmarnowałby żarcie? Odpowiada kucharz, a bo to człowiek ma tylko jednego na sumieniu? Bo jak się nie nadawał tu na statku to i na lądzie nic z niego nie ma żadnego pożytku.
A tak to niech tam mają z niego ryby uciechę, by tylko nie potruli się takim.
Ale dzisiaj Wigilia szefie i masz sumienie?
A bo to kucharze mają sumienie? Inny mówi
Już mata kałduny pełne? Juże wom się nie podoba moja osoba? A może mój brzuch? Któreś to taki pyskaty? Widzi ta, jacy to są, ledwo to jeden z drugim naładuje w ten swój kałdun już ci odżyje i już mu kucharz nie dobry.
Łobyś się w piekle smażył jak nasi palacze w kotłowni!
I znowu jest śmiech załogi.
I chociaż wokoło nas szaleje sztorm, w małej stalowej skorupie małego parowca nikt nie zwraca uwagę a że jest sztorm?
Przecież to taka zwyczajna rybacka pogoda.
Długo w nocy było słychać kolędy, załoga siedziała a kucharz zachęcał do jadła a i do wypicia butelki piwa.
Głośny śmiech załogi rozchodził się w małej mesie tak, że i w maszynowni słychać było.
A nazajutrz, gdy nastał a był to smutny dzień, bo to stary parowiec, niczym samotny pielgrzym, który to zapomniany przez świat i boga, jeszcze utrzymywał się na powierzchni zburzonego morza.
A rzucany niczym kawał drewienka w kipieli morskiej.
Dzień był tak szary, ze wydawało się, że za chwile nastanie znowu zmrok, ciemność a w nim piekielna kipiel morska, która wchłonie stary parowiec rybacki.
Wiatr tak szalał po takielunku masztów ze jeno patrzeć jak pozrywa wanty, bloki a inne sznury z takielunku.
Zalewany falami mały parowiec, który swoimi przechyłami, wydaje się, że chce zrzucić potężną masę wody, ze swojego pokładu. A gdy dziób statku zanurza się w otchłań morza, statek, mały parowiec rybacki ginie w kipieli piekielnej fali morza, z powierzchni morza jest widoczna tylko mała część mostku, komin, maszty a bywa i tak, że i nie są widoczne i te części starego parowca, statek ginie na chwile z powierzchni morza.
Lecz stary parowiec walczy ze żywiołem, są wstrząsy, drgania kadłuba statku, które przypominają konającą istotę.
A wszystkiemu winien zmieniający się wiatr, który to wczoraj ze straszną siłą dmuchał ze zachodu a dzisiaj zmienił kierunek i wieje z potężną siłą z północy.
To też i fala, która jeszcze wczoraj gnana zachodnim wiatrem uderzała w statek, dzisiaj wiatr północny łamie tą fale a właściwie jej grzywacze i zamiast potężnej fali jest potężna kipiel. Która uderza w statek z każdej strony, statek walczy i kipielą morza i huraganowym wiatrem?
Ciężko jest utrzymać ster statku, kurs statku w tej kipieli, bo i wiatr huraganowy uderza od strony dziobu statku, ale ta wielka fala, która jeszcze wczoraj gnana była wiatrem dzisiaj
uderza w statek w lewą burtę przechylając statek.
A jej potężne, białe grzywacze są porywane wiatrem i zalewają statek, tak, że nie wiadomo jak utrzymać kurs statku.
STATEK RYBACKI GDZIEŚ POD BRZEGIEM STOI NA KOTWICY
Wszędzie czuje się smak wody morskiej, czy to w pomieszczeniach załogi czy w maszynowni, całe powietrze to jakaś nie widoczna mgła morskiej wody.
Tak, że ten, który ogląda, gdzieś w okryciu na statku rybackim patrzy, ogląda na otaczający go świat nie widzi fali, horyzontu, nic oprócz kipieli, aż oczy palą od wody morskiej.
Słychać hałas, potężny szum podobny do grzmotu łamiących się grzywaczy fali.
Gdzieś na masztach słychać hałas uderzającego wiatru w takielunek masztów, tłuczenie bloków, talii i świst by nie powiedzieć ryk, wycie huraganowego wiatru.
Czy długo jeszcze będzie maltretowany stary rybacki parowiec?
Mimo że dzień który jest tak ponury, że wydaje się ze za chwile nastąpi jakaś ciemność, toteż pokład statku jest oświetlony a to, dlatego by, był widoczny, gdy pogrąża się w tej piekielnej kipieli, w otchłani morza.
Załoga pokładowa, po wczorajszej kolacji wigilijny, nie poszła do swojego pomieszczania, kubryku na dziób statku.
Bo i strach przechodzić pokładem w takiej kipieli a i dziobem statku tak rzuca ze i z koi wyrzuca.
Wiec załoga pokładowa jest tu na rufie w mesie.
Jedni śpią na ławach, inni korzystają, że ci ze załogi maszynowej maja wachtę, ułożyli się w koi a są i tacy, którzy śpią po prostu na podłodze pod stołem.
A ci, którzy nie mają tu w małej mesie załogowej miejsca poszli do szybu maszynowni i tam na gretingach odpoczywają.
Załoga statku rybackiego jest przyzwyczajona, że w czasie pogody sztormowej, gdy już nie można przejść pokładem statku korzysta, mówiąc obrazowo z gościny tu na rufowym pomieszczeniu.
Gdy kapitan przychodzi na posiłek załoga oczekuje, co powie o pogodzie, ale kapitan nic nie mówi to i nie ma, co rozmawiać na temat pogody.
Bo każdy wie, ze gdyby szło, na pogodę kapitan już by powiadomił załogę.
Więc statek osamotniony walczy ze sztormem, właściwie to wygląda, że ten mały rybacki parowiec gdzieś błądzi w tej kipieli, wysokiej tak, że są chwile, że statek jest wchłonięty w kipieli.
Staje się nie widoczny na powierzchni morza?
Morza? Nie, piekła! Jakim jest dzisiaj morze.
Tak. Tak dziś pozostały miłe wspomnienia, gdy sztorm ustał na pokładzie starego parowca w nocy na pokładzie wspominano święta a i ten ciężki sztorm.
Święta, w czasie wigilii rozmawiano dużo, ale nikt nie rozmawiał o tych, którzy byli, gdzieś hen na lądzie, o tych, których kochali.
Zapomnieli?
Nie. Bo rozstania są takie smutne
W CZASIE WACHTY ROZMOWY NA POKŁADZIE
ZAWIESZONY DZWON GDZIEŚ NA STATKU RYBACKIM
Autor tekstu i grafiki: Marian Rodak
Współpraca: Ewa Sorn