Żeglowanie musi być łatwiejsze…
z Erikiem Strombergiem, dyrektorem działu żeglarstwa firmy Jeanneau rozmawia Marek Słodownik
Marek Słodownik – Erik, jak zmienia się żeglarstwo w ostatnich latach
Erik Stromberg – To bardzo szeroki temat, zmienia się, a ostatnie lata bardzo proces ten przyspieszyły.
– Czy globalizacja dotyczy także rynku produkcji jachtów?
– Tak, oczywiście, na rynku trwają dynamiczne procesy, wiele może zmienić się w najbliższych latach, a zmiany te są zbieżne z trendami w gospodarce.
– Można odnieść wrażenie, że jachty upodobniają się do siebie i coraz trudniej odróżnić je od siebie. Choć czasem pojawiają się rodzynki zdecydowanie odróżniające się od innych. Przed laty Wally narzucił styl minimalizmu na pokładzie, teraz jego śladem idą inni.
– Tak, Wally przełamał pewną barierę, pokazał, że można inaczej i niemal natychmiast znalazł wielu naśladowców. Wiele jachtów jest stylizowanych na tę markę, to naturalny proces.
– Czy wszystkie jachty staną się w końcu do siebie podobne?
– Mam nadzieję, że nie, że każda stocznia pozostawi jakiś indywidualny rys potrafiący wyróżnić jej produkty na tle konkurencji.
– Czym współczesny klient różni się od tego sprzed lat?
– Lepiej zna swoje potrzeby, ma większą wiedzę na temat konstrukcji istniejących na rynku, potrafi precyzyjniej określić swoje oczekiwania względem jachtu. Kiedy zrobiliśmy ankietę, w której pytaliśmy o oczekiwania klientów odnośnie jachtu, ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że oni oczekują osiągów przy tej samej wielkości jachtu. Ich jacht ma być szybszy od porównywalnych jednostek innych producentów. Choćby o pół węzła, ale musi pływać szybciej. To narzuca nam rozwiązania, które stosujemy w nowej linii jachtów żaglowych. Klienci ponadto chcą kupować jachty o nowoczesnej stylistyce, a to dla producenta jest problem, ponieważ przygotowanie jachtu od projektu do wdrożenia musi trwać.
– Ile trwa to w Jeanneau?
– To oczywiście zależy od wielkości jachtu i stopnia jego skomplikowania, ale można przyjąć, że od 12 do 18 miesięcy. Zespół inżynierów wspólny dla grupy Beneteau-Jeanneau opracowuje kwestie związane z instalacjami na jachcie, bo one są wspólne dla każdej jednostki. Później jachty indywidualizują się i projekt opracowywany jest przez Jeanneau. To bardzo inspirujący etap tworzenia jachtu, rozmawiamy w szerszym gronie na temat filozofii jachtu, rozwiązań technicznych, ewentualnych potrzeb klienta, spieramy się, a projekt ewoluuje.
– Skąd czerpiecie inspirację do tworzenia nowych jachtów?
– Właśnie z naszych narad, z wizji każdego z naszych projektantów, wiele też podróżujemy na targi i tam oglądamy nowe jachty, ale także słuchamy osoby wizytujące stoiska. One z pewnością nie pozostają bez echa, ich odbicie to późniejsze rozwiązania ułatwiające życie na jachcie.
– Na czym polega największa trudność na tym etapie prac?
– Trudno jest przewidzieć, co będzie podobać się na rynku za półtora roku, do dwóch, a z takim wyprzedzeniem pracujemy nad stylistyką jachtu. Dlatego tak ważne jest uczestnictwo w targach.
– Podglądacie innych?
– Podglądamy wszystko, co jest nowością na rynku tak jak inni podglądają nas.
– Jak często jeździsz na targi?
– Wiesz, nawet nie liczę, choć to ważny element mojej p[racy, Szacuję, że rocznie biorę udział w około trzydziestu imprezach, a nasi ludzie odwiedzają około stu imprez targowych na świecie.
– Czy w pracach nad projektem bazujecie wyłącznie nad swoimi projektantami czy sięgacie po innych?
– Sięgamy po zewnętrznych projektantów, to pozwala niejako z zewnątrz spojrzeć na nasze pomysły. Przykładem jest Philippe Briand, znany bardziej na rynku superjachtów, który zaprojektował bryły kadłubów kilku najnowszych jednostek.
– Czy w Jeanneau macie stały zespół projektantów pracujących nad wszystkimi wdrożeniami czy są to grupy specjalizujące się w różnej wielkości jachtów?
– Mamy jeden zespół opracowujący wszystkie projekty. Tak jest wygodniej i taniej.
– Wspomniałeś, że rynek szybko się zmienia. Jak często dokonujecie zmiany w waszej ofercie?
– Mamy w ofercie piętnaście typów jachtów, najstarszy z nich wdrożono do produkcji w 2007 roku, wymiana postępuje więc szybko. Nie można już dziś latami produkować tej samej łódki, bo nie znajdzie klientów.
– Czy macie w swoim zakładzie muzeum jachtów produkowanych przed laty?
– Nie, ale mamy kilka konstrukcji sprzed lat. Nie jest to jednak ujęte w jakieś ramy organizacyjne.
– Czy nagroda typu Jacht Roku, przyznana na targach w Duesseldorfie, czy inne trofea pomagają w istotny sposób w sprzedaży czy ma to tylko znaczenie wizerunkowe?
– To bardzo przekłada się na zainteresowanie nie tylko nagrodzonym jachtem, ale w ogóle ogniskuje uwagę potencjalnych klientów na firmie i jej produktach. Dzieje się tak nie tylko w obrębie danej grupy jachtów, ale osoby zainteresowane jachtami żaglowymi nagle żywiej interesują się rynkiem jachtów motorowych. W tym roku ten efekt był szczególnie widoczny, ponieważ dostaliśmy w Duesseldorfie nagrody w obu kategoriach. Wzrost zainteresowania naszymi produktami jest bardzo znaczący, bardzo.
– Nagrodzony tam jacht Sun Odyssey 409 wyróżnia się jakoś szczególnie?
– Został dopracowany w najdrobniejszych detalach, a klienci zwracają uwagę, że ma wszystko, co jest potrzebne na jachcie tej wielkości, a zarazem pozwala na jego bezpieczną obsługę nawet nielicznej załodze. Wzbudza ogromne zainteresowanie nabywców.
– Dużo macie zakontraktowanych jachtów na ten rok?
– Ten model sprzedany jest już całkowicie na rok z góry, dla nas to wygodna sytuacja, ale też potwierdzenie, że dobry produkt przebije się na rynku.
– Roczna produkcja to ile sztuk tego typu jachtu?
– Około stu, ale jesteśmy elastyczni.
– Czy przystępując do projektowania nowego jachtu macie rozeznanie jakie będzie zainteresowanie tym konkretnym modelem?
– Mamy sposoby określania popytu i nie możemy pozwolić sobie na produkowanie jachtu, który nie zyska aprobaty odbiorcy końcowego.
– A czy zdarzyły się wam takie przypadki w przeszłości?
– Takie przypadki zdarzają się każdemu, nam także, ale to przed laty. Teraz precyzyjniej pozycjonujemy nasze produkty.
– Erik, światowy rynek jachtów żaglowych kurczy się z roku na rok. Jak wygląda to u was w firmie?
– Tę tendencję zauważamy, ale my chyba jesteśmy nietypowi. W Jeanneau wciąż 65% produkcji to jachty żaglowe, mówię tu o stronie ilościowej. Wartościowo to kształtuje się na poziomie jednej czwartej produkcji firmy. Wciąż zmniejsza się, ale wolniej niż w innych firmach.
– Dlaczego, twoim zdaniem, tak właśnie się dzieje?
– Ludzie stają się wygodni, oczekują od pływania przyjemności i łatwości obsługi. Jachty motorowe nie wymagają tylu umiejętności co żaglowe, myślę, że to jest główna przyczyna.
– Czy podejmujecie jakieś działania aby ten trend zatrzymać czy też poddajecie się mu obserwując rynek?
– Zahamowanie tego trendu trwa właściwie od lat. Działania polegają na uproszczeniu obsługi jachtu żaglowego. Zauważ, że od dawna stosowane są rozwiązania, które temu służą. Jachty żaglowe muszą być prostsze w obsłudze, inaczej zostaną zmarginalizowane. Zaczęło się od lazy jacków, od dawna też stosowane są rolery sztaksli czy system self tack, czyli szot foka umieszczony na szynie by zwrot można było wykonać bez pomocy załogi. Kolejnymi krokami jest ułatwienie obsługi pod pokładem, temu służy zintegrowana tablica, z której odczytać można stan poziomu wody czy paliwa, naładowania akumulatorów. Mapy elektroniczne także wpisują się w ten nurt, a trwają prace nad kolejnymi rozwiązaniami. Asymetryczne spinakery i genakery to także krok w kierunku ułatwienia życia załogi na jachcie. Kiedy uprościmy obsługę, jachty żaglowe znów staną się atrakcyjne dla klientów. Jedna czwarta klientów decyduje się na rozwiązanie 360 Docking ułatwiające manewrowanie jachtem w porcie, parkowanie w ciasnej marinie już nie będzie takie kłopotliwe jak jeszcze rok wcześniej.
– Produkujecie jachty Sun Odyssey, ale są też dwa jachty pod marką Jeanneau; 53 i 57 stóp. Czy nowe konstrukcje będą wpisywały się w istniejące grupy czy będziecie tworzyli nowe brandy?
– Lepiej sprawdza się uzupełnianie istniejących grup, bo to wynika ze znajomości i rozpoznawalności produktu. Obydwie te linie będą uzupełniane. Korzenie jachtów Sun Odyssey sięgają połowy lat 80-tych, to już sporo lat.
-Ile osób zatrudnionych jest w grupie Beneteau- Jeanneau, Lagoon?
– Około półtora tysiąca ludzi. W Jeanneau mamy swoje zakłady w Les Herbiers, gdzie produkujemy jachty w przedziale 36-45 stóp, ponadto jest zakład w Cholet, a także fabryka w Ostródzie produkująca mniejsze jachty motorowe oraz amerykański zakład z Marion produkujący na rynek amerykański.
– Skąd pomysł na zakład w Polsce?
– Szukaliśmy zakładu leżącego w tej części Europy, ponieważ sporo eksportujemy na rynek skandynawski. W przypadku mniejszych jachtów koszt transportu jest bardzo istotny, bo stanowi dość wysoki procent kosztów produkcji. A z Ostródy do portów bałtyckich jest niedaleko, co wpływa istotnie na poziom kosztów transportu jachtów. No i oczywiście znaliśmy ten zakład, przyglądaliśmy mu się bardzo uważnie zanim zdecydowaliśmy się na sfinalizowanie transakcji. Bardzo wysoko cenimy sposób zarządzania firmą jak i umiejętności wykonawcze pracowników w Polsce. Niedawno zbudowaliśmy tam od podstaw nowy zakład, bardzo nowoczesny i świetnie radzący sobie na trudnym rynku europejskim.
– Czy Polacy pracują na szczeblu kierownictwa grupy?
– Jeden z pracowników z Ostródy odpowiada za logistykę pomiędzy centralą i zakładem w Ostródzie. Ma bardzo wiele pracy, ale świetnie zna polskie realia i byłby trudny do zastąpienia.
– Jak wygląda zarządzanie takim zakładem na odległość?
– Mamy codzienny kontakt z Piotrem Jasionowskim stojącym na czele zakładu w Ostródzie i z wieloma pracownikami odpowiadającymi za poszczególne zagadnienia. Bardzo często bywamy w Ostródzie, a pracownicy z Polski odwiedzają nas. Mogę powiedzieć, że zintegrowaliśmy się przez te lata bardzo i doskonale się rozumiemy.
– Czy coś was jeszcze zaskakuje w polskich realiach?
– Jeśli chodzi o sprawy produkcyjne, to nie, ale w czasie zimy byliśmy zaskoczeni, kiedy z Ostródy przyszła któregoś dnia wiadomość, że zakład nie pracuje, bo część załogi usuwa z dachu budynku produkcyjnego śnieg. Dla nas we Francji brzmiało to niezwykle egzotycznie.
– Po co właściwie firmy Beneteau, Jeanneau i Lagoon połączyły się w jedną grupę?
– To była uzasadniona decyzja. Dzięki temu możemy obniżać koszty działania, bo wiele przedsięwzięć opracowywanych jest wspólnie, poza tym tworzymy największą grupę we Francji, co trzeci jacht kupowany na rynku francuskim należy do nas. Mamy sieć 300 dealerów działających w pięćdziesięciu krajach.
– Jak daleko posunięta jest integracja?
– Mamy wspólny zarząd, w skąd którego wchodzą szefowie poszczególnych marek, wspólnie wyznaczamy strategię na najbliższe lata, ale każda firma prowadzi samodzielną politykę marketingową i sprzedaż poprzez odrębną sieć dealerską. Dobra ilustracją naszej integracji jest wdrożenie systemu ułatwiającego manewrowanie na silniku. Pracowali nad nim inżynierowie z obydwu grup, ale później każda z firm adaptowała go do konkretnych swoich potrzeb. W Beneteau to rozwiązanie nazywa się inaczej niż u nas, do nieco innych wielkościowo jachtów jest ono stosowane, różnie też jest reklamowane. Zbliżony natomiast jest jego finalny koszt w obu firmach.
– Czy jeśli w danym kraju firma sprzedaje jachty Jeanneau to już nie może oferować łódek Beneteau?
– Właśnie tak, jest to wyraźnie oddzielone.
– Jakie jachty żaglowe produkuje teraz Jeanneau?
– To jachty w przedziale wielkości od 30 do 57 stóp, te większe wyposażone w system 360 Docking, o którym już wspominałem. Na 2012 rok przygotowujemy aż pięć premier, o nich więcej będzie można powiedzieć już latem.
– Czy pracujecie nad jachtami większymi, powyżej 60 stóp?
– Prace koncepcyjne trwają nad różnymi projektami, nie każdy z nich ujrzy światło dzienne.
– Czy produkujecie jachty do regat oceanicznych, wyszukane konstrukcje regatowe?
– Nie i w najbliższym czasie nie mamy takich planów. Przed laty budowaliśmy takie jachty, startujące później w najważniejszych regatach światowych, ale wycofaliśmy się z tego. To zbyt skomplikowane organizacyjnie, wymaga ponadto dużych nakładów. W dzisiejszych czasach konieczna jest większa specjalizacja i dobrze, że tak się stało.
Tekst i wywiad: Marek Słodownik
Foto: Marek Słodownik