ŻEGNAJ – MORZE PÓŁNOCNE

 

ŻEGNAJ – MORZE PÓŁNOCNE

 

Nowy dzień, nowe wrażenia- mocne wrażania, wracamy do domu, w maszy­nowni pachnie farbą, trochę sie robi jaśniej a patrząc na   maszynę główną wydaje mi sie że obraca szybciej, może mi sie wydaje.
Asystent   przekazuje mi polecenie pierwszego mechanika,
Marian, pierwszy powiedział że masz dużo pracy, no chodzi o to ma­lowanie, mycie, masz otworzyć „kieszenie” [ burtowe zasobnie węglowe} to węgiel będzie sie sam sypał do kotłowni a ty będziesz sobie spokojnie mył i malował.
To fajnie panie AS. pomogę tylko przy szlakowaniu i wyciągnę szlakę no i mam kotłownie z głowy.

Nie martw ssie o szlakowanie palacze dadzą sobie sami rade a węgiel się  sam sypie z kieszeń ( kieszeń to boczne zasobnie węglowe) tylko na koniec wachty wyciągniesz i wyrzucisz za burtę szlakę- mówi AS.
Przy pracy czas mi szybko mija, ale też widać efekt mojej pracy,
Po wymalowaniu urządzeń na prawej burcie zrobiło więcej miejsca, no i widać te urządzenia bo jak wszystko jest pomalowane w jednym kolo­rze to    sie wszystko zlewa w jakąś mase a teraz widać agregat, tablice rozdzielczą, no i te magazynki.
Nawet podest jest wymalowany tak że już maszynownia Plutona upodobnia sie do maszynowni statków han­dlowych.
Po wachcie w koji rozmyślam o tym jak mnie przywitają rodzice gdy powrócę do domu.
Będę miał co opowiadać, bo i kolegom a może będzie ktoś kogo lubie i jej opowiem o morzu i o mojej pracy na statku.
Po śniadaniu wychodzę na pokład, o ale ładna pogoda, wiaterek taki że sie go czuje, fala, właściwie to jej nie ma tylko takie łagodne duże doliny to znowu daje sie wyczuć delikatne wejście statku na łagodne wzgórze powierzchni morza.
W maszynowni jest bardzie kolorystycznie, lamperia koloru buraczko­wo – brązowego zmieniłem na jasno szarą i tylko na wysokości podestu agregatu, wyżej jest kolor biały.
Również ściana kotła od strony maszynowni ma kolor srebrzysty taki sam ma blok maszyny,  zresztą wszystkie bloki cylindrowe są poma­lowane farbą srebrzystą.
Na koniec wachty jak zwykle wychodzę z maszynowni i wyciągam z kotłowni szlakę, w drodze powrotnej przynoszę węgiel do kuchni.
No jak malowanie w maszynie- pyta kucharz
No na ukończeniu, ale jeszcze mam trochę do malowania- odpowiadam
Ale na dziś w maszynie już nie będziesz malował?
Nie szefie, na dziś fajrant, ide do koji odpocząć
Nie, mówi kucharz- myślę że jeszcze dziś będziesz   malował.
Zdążę, do Gdyni  jeszcze daleko starczy mi czasu do wymalowania resztę.
No wiesz na dole już KO. przygotował wszystko do malowania i tylko
czeka na ciebie ,Marian cieszysz sie no nie?
0 jest i pan KO.- mówi kucharz widząc wychodzącego politycznego- jak panie KO. obiadek smakował, smakował?
Tak panie szefie, tylko mam prośbę by pomocnik szybko sprzątnął stół bo wie szef tu pan trymer już czeka bo chce malować gazetkę.
Pomocnik! Woła z góry kucharz- sprzątaj stół bo pan polityczny. Potrzebuje dla artysty stół i to szybko bez dyskusji.

To co panie trymer dziś kończymy gazetkę, ja już mam wszystko przygotowane i czekam na pana.
Dobrze panie KO. już kończę jedzenie i schodzę.
A tak w myślach to sobie myślę ty sobie tą gazetkę wsadź, że też mnie złapał.
Słowo sie rzekło, wiec do roboty,  staram sie by ta gazetka jakoś mi wyszła, przy tej pracy asystują mi kucharz, asystent, mechanik i inni nawet jest przyjemna atmosfera.
Wszyscy jesteśmy artystami bo każdy z nas podpowiada jaki ma być kolor, gdzie referat, gdzie wyróżnienia po dwóch godzinach nasze wspólne dzieło jest skończone.
Pan KO jest zachwycony. Mówi  to jest pierwsza tak ładna gazetka na Plutonie
Panie” KO będzie nagroda i pochwała w Aparacie no nie?
Ja też tak myślę.
Panie KO .  to co mogę do koji – pytam^
Tak ,tak trzeba było iść wcześniej – mówi KO.
W koji szybko zasłaniam sobie firanki i nie ma mnie dlatego świata.
I jak tego wymaga tradycja przed wachtą wychodzę na pokład, by łyknąć trochę świeżego powietrza no i zobaczyć boży świat.
No chyba sie pogoda zmienia, słonko gdzieś tam za chmurami, właściwie to jest jakoś mglisto,  trochę więcej wiatru, to też nam jest potrzebne będzie chłodniej w maszynowni.
Z panem asystentem rozmawiamy o pogodzie.
Tu zawsze sie pieprzy pogoda-mówi asystent tu jak sie dochodzi do ciśnień wiesz bliżej ląd to i powietrze sie  miesza mgła to frajer.
A jak będziemy już w cisinach to może sobie wiatr dmuchać, zawsze można sie schować pod lądem- mówi palacz-
No, ja już tu przed Skagen dobrze dostałem a i sztormowaliśmy.
Stachu, może Boża da i będzie pogoda- kończy palacz
Zmiana wachty, pierwszy mechanik siada na swoim miejscu i mówi,
Wiecie jak będziemy w  Gdyni to mam dużo roboty i do pana Miksztackiego musze pójść bo Grzesiu i palacz Maksiu schodzą na urlop muszą mi dać zaraz nowych ludzi.
Panie pierwszy ale ja nie schodzę na urlop?
Nie ty Marian będziesz na urlop schodził razem ze mną.
Panie pierwszy pan mówi to poważnie?
Będziesz mustrował na ten statek co ja na niego będę mustrował.
Dziękuje panią mechaniku- mówię.
Po wachcie jestem w mesie a tu znowu temat numer jeden Gdynia.
Jedni już sie umawiają gdzie pójdą na piwo, inni ile to mają do ro­boty w mieszkaniu, bo dostali nowe mieszkanie a żona sama nie chce kupować mebli.
Wszyscy mają jakieś problemy,  trochę jest za głośno co przeszkadza w zaśnięciu ale tu jest messa i załoga może sobie siedzieć i prowadzić różne rozmowy.
Jakoś zasnąłem i dopiero- hasło Grzesia mnie obudziło-
Wstawaj czas na wachtę, wstawaj!
Przebudzony czuje że statek chodzi na fali a nie miało być fali.
Wychodzę na pokład, o jaki ten świat jest smutny, od czasu ładuje nam na pokład jakaś fala, no nie ładnie, mam jeszcze trochę czasu wiec wychodzę na szalupowy a tu niespodzianka.
Na rufie na flagsztoku powiewa nasza bandera, nasza biało-czerwona nasza najpiękniejsza  Polska bandera.
Na łowisku chodzimy bez bandery.
Gdy patrzę na naszą banderę czuje sie dumny że mogę sobie stanąć obok flagsztoku dotknąć tego co symbolizuje moją ojczyznę moją Polskę

Nasza flaga pięknie łopocze na wietrze, tak jak to się widzi  na filmach albo na zdjęciach.
Przecież ja mam wachtę a ja sie tu bawię w podziwianie bandery…
W maszynowni gorliwie pracuje.
Pracuje i sobie mysie – że jak to dobrze że tu jestem na PLUTONIE, tu na morzu wyczuwam jego prace, czuje jak ten statek chodzi na fali, no i w maszynowni wyczuwać cha­rakterystyczny zapach dla maszynowni z maszyną parową.
Po wachcie przebieram sie i siadam przy stole jak powinno siadać do obiadu, siedzę oczywiście na swoim miejscu które jest nad śrubą statku.
Statek chodzi jego rufa chodzi góra dół a co chwile statek przechyla sie na którąś z burt.
Bosman siedzi naprzeciwko mnie i jakoś sie dziwnie uśmiecha, chyba myśli o tym co i ja myślę, przypominam sobie jak na początku tego rejsu, siedziałem na tym miejscu i no nawet jest taki sam obiad, ale tamten obiad wylądował w mojej czapce a jak uciekałem z messy a jaki śmiech był.
Na same wspomnienia chyba sie robie na gębie mocno czerwony na­wet czuje na twarzy że jest gorąca, to był fatalny obiad, na pewno gdy teraz załoga patrzy   na mnie to sobie ten obiad przypominają.
Stewart! Daj dokładkę- mówię-
Tylko bosman do mnie pokiwał głową i mówi – taki to pożyje.
Moja szafa jest bardzo mała, ledwo sie pomieściło w niej ubranie wyjściowe i buty, sprawdzam jakie są szkody wyrządzone przez szczury.
No mam szczęście nic nie jest pogryzione a to dlatego że Zygmunt mi doradził by do szafy posypać sody krystaliczny a buty wysmarować naftą, takie zapachy szczury nie lubią.
W koji poprawiam puste butelki które są miedzy burtą a materacem, te butelki to izolacja która chroni mój  materac przed wilgocią która jest na burcie.
No to już po robocie wszystko jest sprawdzone i popra­wione a  w Gdyni    tylko brudne ubrania robocze schowam w szafie w maszynowni.
No i co Marian- z dolnej koji odzywa sie palacz – wszystko w porządku
Wszystko w porządku Zygmunt w szafie i w koji.
A co już będziesz spał?
A co chcesz trochę pogadać?
Ty wiesz że jutro o tej porze będziemy przy Hamlecie, zobaczysz jaki to piękny zamek a lotnisko jakie duże. W wczoraj  mówiłeś że pra­cowałeś w stoczni.
No pracowałem w stoczni w Gdyni wiesz ta co jest tam koło Oksywia. 
Dużo było statków w tej stoczni?
Było, było ale to przeważnie dla Ruskich były remontowane.
To co wy te statki naprawili a oni na nich odpływali, tak?
Tak było, my remontowali a oni nas pilnowali jak je remontujemy a
później zabierali bo to były  ich .
Był na stoczni duży statek poniemiecki z Hamburga, częściowo był spalony nazywał sie „VALE”,  ss VA1E,  to był piękny statek. Myśmy z niego zrobili pasażera, ale dla wojska.
Jak dla wojska?
No z tego statku handlowego zrobiliśmy bazę dla okrętów wojennych Ruskie nazwali go „Pamięć Ilicza”, chodzi o Lenina, ty wiesz jakie tam były kabiny a jakie dywany. Człowieku na naszym Batorym tego byś nie zobaczył.
A, powiem tobie jaką bazę okrętów wyciągnęli Ruskie z basenu stocz­niowego ,grzebali sie chyba ze trzy lata ale ją wyciągnęli.

I co też ją remontowaliście?
O to dłuższa historia, Kiedyś musieliśmy pracować w niedziele,  ja pracowałem na maszynowym w brygadzie Milosia.
To przez okna widzie­liśmy jak tam nad tym wrakiem pracują, ale w tym dniu było u tych Ruskich  było bardzo wesoło, grali na tych harmoszkach,  śpiewali,  krzy­czeli,  chyba mają jakieś święto mają- ktoś mówi.
Ale po jakimś czasie jak zaczną ryczeć hura, hura, huta, no to my do okien i patrzymy a oni skaczą strzelają na wiwat, co sie dzieje?
Wychodzimy na nabrzeże bo tu lepiej jest widać, nad wrakiem stoją barki, holowniki, dźwigi, szalupy, no i tych ludzi którzy krzyczy, śpiewają. Patrzymy a napowierzchni wody sama kipiel, słychać głośny syk sprężonego powietrza, hałas pracujących sprężarek.
Po chwili widzimy jakieś Fontany wody a po chwili wynurza sie potęż­ny okręt, znowu wielkie krzyki i  jedno słowo Stalin! Stalin!
Ten okręt powoli sie wynurza już widać komin, mostek kapitański.
I wyżej wynurza sie okręt już widać pokład, nadbudówki a on jeszcze  sie wynurza,  jest wysoki,  lekko sie buja na burtę.
Ale w pewnej chwi­li i statek zaczyna sie szybko zanurzać we wodzie.
Już pokłady są pod wodą, już i mostek sie chowa, ale statek jak by sie wahał co dale.
Po chwili znowu sie wynurza się pokład lekko kołysze i tak pozostaje na powierzchni basenu.
No i co oni dalej z nim robią?
No wypompowali wodę z niego bo ten okręt był tylko zatopiony, póź­niej na dok,  ty wiesz że na tym okręcie jeszcze była farba nie zar­dzewiała, no i na dok ale to nasi z dokowego musieli sobie radzić
A co Ruskie sami nie mogli ? Pyta palacz
Z wydziału dokowego musieli sie dobrze nagłowić by go po­stawić ma kil-blokach?
Bo przecież nie mieli żadnych doku­mentów tego okrętu.
Na doku dopiero sie ruskie dowiedzieli ile na tym okręcie jest wszystkiego ,nawet były niektóre kabiny hermetycznie zamknięte.
A jak sie nasi rzucili na ten okręt, no bo na nim było wszystko a żarcia
Co Marian ty na nim byłeś?
Nie, nie byłem,  nawet bym nie zdążyłem, bo jak ruskie zobaczyli to zaraz wszystkich naszych wyrzucili z okrętu i cały okręt obsta­wili wojskiem.
Przecież jak to była baza to miała wszystko i amunicje i żarcie,
Ale naszych stoczniowców zagonili do czyszczenia tego okrętu.
Czyszczenie polegało na tym że spłukiwali strumieniem wody pod dużym ciśnieniem, spłukiwali wewnątrz okrętu jak i jego pokłady, praca ta trwała kilka dni.
Sami Ruskie wynosili z tego okrętu różne rzeczy i sprzedawali nam.
Ja sam kupiłem od nich niemiecki mundur oficerski, wierz jak sie pływało na jachtach w harcerstwie no to miałem mundur marynarski.
Tylko miałem kłopot z guzikami, no bo wiesz harcerz i niemieckie guziki ale kupiłem sobie i zmieniłem
Ten granatowy sweter to też kupiłem od Ruska za papierosy.
No co i wy go później remontowali ten okręt?
Nie, jak go nasi wypłukali, trochę oczyścili, nawet ładnie wyglądał to któryś nocy ten okręt ruskie wyprowadzili z doku i gdzieś go do Rosji zabrali.
Ale dlaczego wy go nie remontowaliście?

Za dużo na nim było dobrych rzeczy a nie chcieli sie dzielić z nami, na każdym zatopionym statku są zawsze takie rzeczy których nie trzeba naprawiać, no ale czas na spanie .
Czas snu szybko minął ale zanim przyszedł zmiennik mnie budzić ja już jestem po śniadaniu.
Co nie możesz spać?  Pyta   Grzegorz
Wyspałem sie to i sam wstałem,  co tak słychać syrenę? Pytam
Mgła, mgła jak ściana- odpowiada Grzegorz, a z baku nie widać z pelengowego
O to ja ide zobaczyć na pokład- mówię i szybko wychodzę na pokład.
No, no ale mgła, dochodzę do windy trałowej,  spoglądam w stronę baku faktycznie widzę tylko kontury baku no słyszę jak wachtowy wali w dzwon i  od czasu coś tam krzyczy w stronę mostku.
To znowu nasza syrena sie odzywa, po chwili słychać dzwon który swoim donośnym głosem, tonacją,  ostrzega inne statki że tu płynie statek.
Gęsta mgła tłumi i syrena i nasz dzwon.
Przez małą chwile jest cisza ta cisza jest inna cisza która  jest stłumiona przez mgłę.
W maszynowni mimo mgły idziemy na pół naprzód, mechanik nie odchodzi od stanowiska manewrowego a gdy mnie zobaczył mówi.
Marian pomacaj maszynę i wszystko przesmaruj, podlej dobrze mimośrody
I sprawdź co z łożyskiem oporowym.
Już panie mechaniku wszystko posprawdzam i wszystko przesmaruje-odpowiadam .
Po wykonaniu tych czynności ide do kotłowni i tu czynie swą powin­ność,  słyszę że w maszynowni słychać jest telegraf manewrowy wiec szybko wpadam do maszynowni. 
Staje obok telegrafu manewrowego już mam brudno-pis i czekam co będzie sie działo, maszyna jest na stop.
Słyszymy jak nasza syrena ryczy ile może i to dość często— co jest? Mechanik mi daje znak głową bym zobaczył co sie dzieje na pokładzie
No dla mnie to woda na mój młyn ,sekunda i jestem na pokładzie.  
Nasz pokład jest oświetlony, nawet reflektory na szalupowym i pelengowym są włączone.
Mgła jak ściana z betonu szarego, takiej mgły nigdy nie widziałem w życiu, nic nie widać nawet windę trałową to tylko dla­tego że wiem że jest tam winda o wszystkim głośnio krzyczę do maszy­nowni, cała załoga jest na pokładzie statku.
Stoję obok kucharza który coś tam wypatruje z prawej naszej burty, przecież nic nie widać przez tą mgłę.
Po chwili mówi Słyszysz? Pyta mnie kucharz.
Nic nie słyszę, nie szefie tak ktoś daje sygnały.
Ktoś, ktoś statek na nas sie ładuje.
Szefie, słuchaj tu z lewej słychać dzwon.
Tu za kuchnią dołącza jeszcze kilku ze załogi, słuchają i już jeden leci w stronę mostku i krzyczy że statek jest i lewej!
Właściwie to już słyszymy ze wszystkich stron jakieś sygnały. 
Z dziobu wachtowy krzyczy że widzi jakieś światła.
Wszędzie słychać wokoło nas słychać sygnały syren i dzwonów okrętowych. Szysze że w maszynowni dzwoni gong telegrafu manewrowego, szybko schodzę do maszy­nowni staje przy telegrafie , idziemy na wolno naprzód. 
W maszynowni opowiadam wachcie co sie dzieje na pokładzie.
Wiecie z każdy strony słychać jak statki dają sygnały syreną i dzwonem,

Załoga pokładowa na pokładzie i wysłuchują z jakiej strony są sygna­ły a mgła taka że jak sie stoi przy kuchni to tylko takie kontury, no mówię wam że mgła taka że metr od burty nic nie widać.
Znowu „stop maszyna” ponownie wychodzę na pokład na obserwacje.
Nasza syrena co chwile sie odzywa, paru ludzi ze załogi stoi tu przy kuchni na prawej burcie i nadsłuchują.
Nagle ktoś krzyczy że słyszy szum płynącego statku po naszej prawej burcie, Z prawej burty na nas płynie statek!
Krzyczy załoga
Tak, ja sam już słyszę szum, jakiś statek idzie nas! 
Załoga sie rozprasza jedni uciekają w stronę dziobu inni w stronę rufy statku ja chowam sie do korytarza który prowadzi z pokładu do pomieszczeń rufowych.
Nagle widzę jak z naszego mostku została 'wystrzelona rakieta w stro­nę domniemanego statku, po chwili kapitan strzela drugą rakietę koloru czerwonego.
Nasza syrena bez przerwy sygnalizuje o naszej  tu obecności, nie wiem jak to sie stało że stoję na pokładzie i jest tu kilku ludzi, wszystko to sie dzieje w ułamkach sekundy.
Wystrzelona rakieta daje wyniki, niewidoczny statek również bez przer­wy sygnalizuje.
Wszyscy widzimy jakąś jasność to ten statek idzie na nas!
Uciekać! Statek idzie na nas!
Wszyscy krzyczymy.
Słyszę że w maszynowni są manewry a, a ja nie wiem co robić
Już widzimy oświetlony kadłub i chyba ten statek nas już widzi bo robi zwrot na swoją lewą burtę i w ułamku sekundy znika nam z oczu.
W tym ułamku sekundy widzieliśmy że był to duży statek handlowy.
Na dole w maszynowni opowiadam jak jakiś statek o mało co nas by sta­ranował .
Po chwili już idziemy ” na pół naprzód ” no trochę sie napatrzałem na pokładzie chociaż dużo nie było widać, ale za to tu w kotłowni i w maszynowni nazbierało mi się trochę pracy,
Zbliża sie koniec wachty, wiec musze znowu wyjść na pokład bo i popiół, nawiewniki, no i na pewno moja ciekawość co sie jeszcze dzie­je na pokładzie.
Zgłaszam mechanikowi że wychodzę do nawiewników.
Tylko melduj co sie dzieje na deku!
No pewnie panie mechaniku.
Rozglądam się, no mgła jeszcze jest, po wyciągnięciu i wyrzuceniu szlaki za burtę wchodzę na pelengowy by ustawić nawiewniki, o jest tu wachtowy, który obserwuje i przez tubę głosową powiadamia mostek.
Cześć wachtowy – mówię
A cześć co już kończysz?
Tak, ale to jest mgła no nie?
Była, ale już pomału siada – mówi wachtowy-  popatrz w niebo.
No naprawdę, wygląda tak jak by sie chciało słoneczko przez nią prze­drzeć,  już widać taką jasność na tle nieba.
Z baku wachtowy wali w dzwon, słyszę jak kapitan krzyczy do wachtowego. Na dziobie hej! Częściej wal w ten dzwon!
Nie oszczędzaj dzwonu!
Z baku wachtowy głośno odpowiada — Tak jest panie kapitanie i już wali w dzwon.
Z pelengowego wachtowy zgłasza na mostek swoje obserwacje.
Halo mostek! Gdzieś za naszą rufą słyszę syrenę.

Dobra, zrozumiałem – odpowiada kapitan
Hej na dziobie! Chłopie odzywaj sie i melduj  co widzisz!
Nic nie widzę panie kapitanie i nic nie słychać- odpowiada z baku
A ni mewy?- Pyta kapitan
Mewy? A mewy, mewy to widzę, latają przed dziobem
To melduj o wszystkim! Odpowiada kapitan.
Na pelengowym wachtowy ma lepszą widoczność, obserwuje nie tylko to co sie dzieje na naszym kursie ale i to co za naszą rufą.
No to cześć wachtowy – mowie przecież ja mam wachtę w maszynowni a nie na pelengowym.
Cześć trymer za dwie godziny nie będzie śladu po mgle- mówi
Gdy już schodzę z pelengowego słyszę jak wachtowy melduje mostek
Uwaga mostek jakiś kuter będzie nam przecinał kurs, tak swoją lewą
Burtą!
Po obiedzie na pokładzie obok kuchni rozmawiamy o tym jaka to była
gęsta mgła.
Kucharz  zaczyna opowiadać jakie miał trudności w kuchni.
No wiecie w pewnej chwili wchodzę do kuchni i nic nie widzę taka była mgła, nawet nie mogłem chochlą trafić do gara wiecie,
Szefie już trochę przelałeś, uwaga chłopy nogi do góry bo będziecie mieli
mokre skarpety- ktoś mówi.
Pogoda sie poprawia i to bardzo szybko, ja kto sie mówi z minuty na minutę, załoga dyskutuje na temat podróży.
Jak dobrze będzie i pogoda, to Hamleta powinniśmy mieć gdzieś około szesnastej- ktoś mówi.
Inny wtrąca –  że w Gdyni powinni być o ósmej wieczorem.
Ja nie biorę udziału w dyskusji, bo przecież nie wiem o czym oni rozmawiają, ale przytakuje kiwaniem głowy że sie zgadzam z tym co mówią,
A dlaczego nas dopiero wieczorem wprowadzą do portu? Pytam
A co ty myślisz że my to statek Batory i nas wprowadzą do portu z marszu?
No ja nie wiem, przecież to mój pierwszy rejs.
No to trzymaj dziób- ktoś mi odpowiada.
Jeszcze odprawa WOP-u z godzinę albo i więcej potrwa – inny mówi.
Zostawiam dyskutujących na pokładzie a sam ide do koji.
Sąsiad z dolnej koji czyta książkę ,nie śmiało go pytam.
Zygmunt, a jak my przechodzimy koło tego Hamleta no wiesz koło tego
zamku to z daleka go widać?
A co chcesz wybrać wolność i skoczyć za burtę i popłynąć do niego?
Co? Jak skoczyć za burtę, po co? Odpowiadam.
No wiesz, – tłumaczy mi – i dyskretnie spogląda na mesę czy jesteśmy sami i po chwili mi tłumaczy.
To ty nie wiesz? Tu nie jeden z naszych rybaków tu wyskoczył za burtę i popłynął w pław do Dani albo do Szwecji, ale wiesz to nie jest temat do rozmowy a zwłaszcza tu w messie.
No dobrze, ale jak daleko płyniemy od brzegu-pytam- czy będzie go można zobaczyć?
Płyniemy  blisko brzegu, tak że zamek  jest widoczny jak na dłoni.
Tak że będę mógł go dobrze zobaczyć?
0 jest Grzegorz to.
A co nie możecie spać? Pyta Grzegorz

Nie, chodzi o to jak będziemy dochodzić do Hamleta byś nas obudził bo Marian nigdy nie widział Hamleta.
Dobra, dobra obudzę was.
Hej śpiochy wstawać!  
Słyszę przez sen, wstawać bo Hamlet na trawer­sie.
Och Hamlet szybko wyskakuje na pokład, patrzę na lewą to na prawą burtę gdzie Hamlet?
Po chwili wychodzi palacz Zygmunt.
Idziemy na pelengowy – mówi.
Tu na pokładzie pelengowym już widzę przed nami  jakąś dużą czerwoną budowle.
No jeszcze kawał drogi – mówi palacz- widzisz jak jesteśmy blisko brzegu?
No ale tu jest ładnie a ile drzew, to jest jak forteca- mówię
Nasz PLUTON idzie całą naprzód” wiec szybko sie zbliżamy do zamku.
Patrz,  patrz to jest zamek ja też nigdy nie i nigdzie nie widziałem takiego zamku – tłumaczy mi palacz
Patrzę na to co w moich oczach jest tak piękne, tak potężne, a jaka to piękna budowla, a jaka ta cegła jest czerwona, wygląda jak co dopiero był ten zamek zbudowany, zamek jest już na trawersie.
Żeby tak sie statek na chwile zatrzymał bym mógł przez chwile na niego patrzeć.
Nas statek szybko przepływa i już zamek pozostaje za naszą rufą.
Żegnaj piękny Hamlecie może Bóg da że jeszcze ciebie ujrzę.
No i jak ci sie  tobie spodobał Hamlet?
Takiego cudownego zamku to nawet na filmie nie było widać-odpowiadam teras to mogę powiedzieć że widziałem prawdziwy zamek Hamleta.
Zaraz zobaczysz lotnisko -mówi Zygmunt – tylko chodź tu bliżej ko­mina bo jak nas zobaczy polityczny to już nas ściągnie na pokład, widzisz że cała załoga jest pod bakiem i że polityczny  ich pilnuje.
Patrz ile tu samolotów, zobacz
No ale jest tych samolotów, patrz, patrz Zygmunt jak ten startuje, ale
to są pasażerskie duże- mowie- patrz a ten siada tam, tam
Ciszej, ciszej mów- zwraca mi uwagę palacz „bo usłyszy nas KO.
Przepraszam, mówię – ale jest tu ruch na tym lotnisku jak u nas na
Świętojańskiej no nie?
Po obu stronach naszych burt wspaniałe krajobrazy, piękne budynki dużo zieleni a obok naszych burt płyną piękne jachty żaglowe i mo­torowe, oprócz jachtów płyną i inne statki, płyną promy, duży ruch statków.
Jestem zauroczony tym co widzę, wydaje mi że jest to nie mo­żliwe bo przecież ile tu musi być wojska by to wszystko pilnowano Zygmunt? ,  ale tu to WOP ma dużo pracy no nie?
Marian, przecież tu nie ma żadnego ani armii by pilnowała te jachty to nie jest tak jak u nas.
Jeszcze spoglądam na lotnisko, na duże hangary, na startujące i lą­dujące samoloty, .jak ja to opowiem w domu to mi nie uwierzą.
Płynące obok naszych burt jachty są tak blisko że można na nie bez trudu wskoczyć. 
Załogi jachtów nas pozdrawiają, coś do nas mówią ja też podnoszę rękę i gestem przesyłam im pozdrowienia.
Marian! Co ty robisz? Zwraca mi uwagę palacz, chcesz w Gdyni by ciebie wyrzucili ze statku?
Za co?

Za to kiwanie do nich – mówi cicho palacz- jak by ciebie polityczny tak widział to już na pewno w Gdyni byś miał rozmowę z panami w kapelu­szach, wiesz kto to jest facet taki w kapeluszu.
Nie wiedziałem o tym Zygmunt, że nie wolno pozdrawiać żeglarzy, już będę tylko patrzał, patrz, patrz jak ten prom blisko przechodzi naszej rufy, oni tak mogą?
Oni znają prawo drogi, my tu w Sundzie nie powinniśmy sie zatrzymywać
A ten idzie chyba do Szwecji bo idzie kontr-kursem?
Z ciekawości ide popatrzeć co robi nasza załoga na dziobie
Stój  tu bo jak ciebie zobaczy polityczny to każe nam przyjść, bo wiesz kaoszczak boi sie żeby ktoś z nas nie wyskoczył za burtę.
A Duńczyk albo Szwed by go wyciągnął i już z nim płyną do lądu a stary przez radio podaje do Gdyni że mu jedno ogniwo pękło,  to szyfr.
Zygmunt ładujesz mnie -mówię- po co kto ma tu skakać za burtę?
Oj, oj Marian jak ty mało wiesz o życiu ale to nie jest temat do roz­mowy na statku.
Ale przyznasz mi że tu jest bardzo pięknie, mam racje Zygmunt?
Powiem tobie Marian więcej, tu jest nie tylko pięknie a i ludzie so­bie żyją tak że sobie nie wyobrażasz.
Cieśnina sie robi szeroka , płyniemy jej środkiem i już nie długo wypłyniemy na nasze morze na Bałtyk.
Schodzimy z pelengowego, przechodzimy obok kuchni, kucharz do mnie reką kiwa i mówi.
Chłopie, gdzieś ty był? Ty wiesz jak ciebie  kaoszczak  [ polityczny] szuka po całym statku, wszędzie jest taki zdenerwowany że aż sie jąka.
Panie szefie co on chce przecież gazetkę zrobiłem, wiem trzeba będzie bibliotekę  Lenina sprzątnąć!
Patrz Marian idzie KO. chowaj Sie! – mówi kucharz.
Wiec schodzę do messy i siadam przy stole i rozmawiam z mechanikiem.
Do messy wpada polityczny, jest bardzo zdenerwowany, patrzy na mnie jak bym mu ojca harmonią zabił. Ma zdziwioną mine mam wrażenie że ma chęć mnie ucałować.
No a wy trymer gdzie byli cha?
Niech nie gada, to ja po całym statku chodził, pytał każdego, nerwy psuje sobie, nikt nie wie gdzie wy są, mechanik też nie wie gdzie wy są?
A ja od zmysłów odchodzi, was nigdzie nie widać, ja szału dostał, gdzie wy trymer byli?  Mówić mi! Ryczy polityczny.
Ja, ja panie polityczny byłem na mostku i
Był na mostku- wtrąca sie do rozmowy drugi mechanik- był tam bo go kapitan wołał do wyczyszczenia sondy- ratuje mnie mechanik.
A to byli na mostku trymer?
Tak panie KO.
To dobrze bo ja wiecie bardzo martwiłem się o was.
A dlaczego panie polityczny, przecież złego diabli nie biorą.
No bo wy trymer młody jest a wy wiecie jak imperializm amerykański wołał do was z tych statków i jak oni wykrzykiwali hasła przeciwko naszej ludowej ojczyźnie?
Ale panie polityczny  oni nas pozdrawiali-mówię, widzę jak mechanik mi daje znak bym sobie zamknął dziob.
Dobra , dobra wy trymer na te tematy nie gadajcie, lepiej będzie jak bibliotekę do porządku doprowadzi, bo załoga czyta i czyta to dobrze ale wiecie porządku nie zostawiają,
Znowu widzę że mechanik daje mi znaki bym nic nie mówił.

Pan polityczny popatrzał jeszcze na mnie, no to wiecie co ma robić?
I wy­chodzi na pokład by czuwać bo może ktoś przypadkowo, wylecieć za bur­tę a to bałoby nieszczęście dla pana politycznego..
No to sie nasz kakałko trochę pomartwił-mówi drugi- mechanik jak ciebie nie mógł znaleźć? Bo pomocnik kucharza tylko przez bulaj w kuchni mógł oglą­dać a kucharz musiał go pilnować a ten praktykant i ten młodszy ry­bak musieli sie trzymać kaoszczaka ha, ha ha śmiejemy sie tu w mesie.
Czas na wachtę,  jeszcze jedno spojrzenie na morze i na oddalający sie ląd za naszą rufą,
0 jesteś? Wita mnie AS. gdzie sie ty zadekowałeś? KO. chodził po ma­szynie, po kotłowni a Grzegorz mu powiedział że grasz w karty na dziobie z młodszym rybakiem.
KO. nawet zaglądał do bunkrów- mówi palacz
A właściwie gdzie ty byłeś?
Ja? Ja byłe ze Zygmuntem na pelengowym i oglądaliśmy Hamleta i lo­tnisko- odpowiadam.
No tak KO, nie patrzał do góry tylko na wodę czy ktoś z nas nie pły­nie wpław do Dani – mówi AS.  
Zmiana wachty , znów rozmawiamy o Gdyni .
Palacz zaczyna – ja myśle panie mechaniku że gdzieś o tej porze powinniśmy być  jutro w Gdyni .
A ja myślę że jak sie pogoda nie spieprzy to możemy być i wcześniej odpowiada mechanik.
Nigdy nic nie wiadomo, zeszłego roku jakoś w zimie to szliśmy od Rozewia do Gdyni dziesięć godzin, tak dmuchało.
Naszą rozmowę przerywa nam sygnał naszej syreny, zrywamy sie z ławy mechanik staje przy stanowisku manewrowym. 
Ja koło telegrafu, pala­cz stoi w korytarzu który łączy maszynownie z kotłownią i czeka czy będą manewry?
Nic sie nie dzieje .
Zobacz co sie dzieje na pokładzie i melduje! Szybko!
Szybko wychodzę na pokład i sie rozglądam gdzie jest ta mgła, co jest a syrena ponownie sie odzywa, co jest?
Panie szefie – pytam sie przez bulaj kuchni- co jest mgły nie widzę a syrena trąbi, co oni w nałóg wpadli tym trąbieniem?
Idź na pokład to zobaczysz jak ganiają ptaki- odpowiada kucharz.
Przechodzę na śródokręcie i teraz widzę że ktoś jest na maszcie i macha jakąś szmatą i coś tam krzyczy.
O i na bezan-maszcie ktoś tam jest i też macha i to chyba prześcieradłem i też krzyczy.
Gołębie siedzą na szalupach!
Ty praktykant zabieraj prześcieradło i smaruj na szalupowy! biegiem krzyczy bosman.
Na pelengowym są gołębie z baku krzyczy rybak, syreną,  syreną!
I już nasza syrena wyrzuca smugę pary i trąbi strasznie głośno, pta­ki sie zrywają, krążą nad naszym statkiem szukają miejsca gdzie mo­gą siadać.
Wszędzie są ludzie i ich odstraszają, nie pozwalają tym gołębią siadać na nasz statek.
Opowiadam jak to załoga gania gołębie, co im te gołębie tak prze­szkadzają?
No to dzięcioły mają zajęcie -mówi mechanik
Dobrze by im sie udało wygonić te ptaki, bo inaczej  to będzie kłopot z WOP-
[ WOP wojsko ochrony pogranicza] i będziemy stać na redzie przez noc by je w mocy po­łapać i oddać im – wojskowym. mówi mechanik.
Przecież to są gołębie co to im nie wolno siadać u nas – pytam Zygmunta. Palacz, wytłumacz

Marianowi o co chodzi z tymi gołębiami,.
To ty nie wiesz że są takie gołębie pocztowe?
No pewnie że wiem- odpowiadam
A ty wiesz że te gołębie to nie są imperialistyczne?
Imperialistyczne gołębie? Ładujesz mnie Zygmunt.
No wiesz imperializm amerykański przybiera różne formy i postacie a nawet kształ­ty, ty sie nie śmiej, ale ja powiem kaoszczakowi to on tobie wszy­stko wytłumaczy.
Nie, nie ja już wam wierze ale ja bym nie chciał aby mi o tym tłu­maczył KO.
Wachta minęła w   przyjemnej atmosferze.
No dzisiaj musze sie dobrze wykąpać by człowiek jakoś wyglądał jak
będziemy w Gdyni, przecież to ostatnia noc na statku.
W koji rozmyślam jak to będzie gdy przyjadę do domu?
Będę opowiadał o moim rejsie.
Wydaje  mi sie że ja teraz inaczej patrzę na świat, poznałem prace na statku i wydaje mi sie że jestem innym człowiekiem. 
To  prawda że trochę naśladuje mechaników i palaczy.
A w śnie widzę dom w którym mieszkam, ale ten dom wydaje mi sie trochę inny, trochę obcy.
Spałem jak młody bóg i dopiero hasło Grzesia i szarpanie mojego ko-
ca przypomina mi że przecież czas wstać na wachtę.
Wychodzę na pokład, kucharz mi już podaje śniadanie i mówi
Masz wzmocnioną tu żryj na pokładzie, bo już nikt takiej  jajecznic tobie nie da, ja wiem jak jest na lądzie, co jeszcze jedną?    ^’
Nie dziękuje szefuniu , bardzo dziękuje,  bo będę leniwy na wachcie.
Stoimy na pokładzie i rozmawiamy
Bo wiesz kucharz na statku to jak matka z własnej pierś sobie wyskrobie a tobie da, śmiejemy sie z tego co kucharz mówi
Panie szefie to pan tu na statku jest matką a polityczny  to chyba ojcem? Uciekaj mi z oczu! Patrzcie ojca sobie znalazł,  jak byś mi powiedział że kapitan  jest ojcem no to bym sie z tobą zgodził.
Ma pan racje panie szefie, no czas na mnie.
W maszynowni sprawdzam czy wszystko jest w porządku na mojej dział­ce, wycieram podest pod agregatem, no i cały agregat, trochę udaje że pracuje, właściwie to wszystko jest sprzątnięte.
W Gdyni to tylko po­chować narzędzia, wytrzeć płyty podłogi i do domu.
Zgłaszam mechanikowi że ide sprzątnąć moje stanowisko numer dwa, tam gdzie wyciągam i wyrzucam popiół i szlakę za burtę.
Po sprzątnięciu tu przy kominie statku, uzupełniam węgiel w kuchni.
Dobra trymer – mówi kucharz- węgla starczy na cały postój w Gdyni, masz tu organki i sobie je obgryź, są już ugotowane.
0 dziękuje szefuniu za organki (kości schabowe) a jakie smaczne po chwili wyrzucam ogryzione kości , wycieram usta , bardzo dobre – mówię
Jak po każdej wachcie wchodzę na pelengowy by nastawić nawiewniki, o hen daleko widzę zarys lądu.
To przecież już Polska i nasze brzegi! Brzegi  mojej ojczyzny- widok brzegu ojczyzny mocno mnie wzruszył,
Patrzę, patrzę na ten daleko tro­chę zamglony brzeg, to Polska!

Widzę pierwszy raz jak wygląda ojczysty brzeg widziany z pełnego morza jeszcze jesteśmy daleko od lądu.
Po obiedzie przyjdę i sobie popatrzę.
Umyty w czystym kombinezonie siadam w mesie przy stole jak przystało na członka załogi, no to do obiadu.
Co podać?, Pyta pomocnik- drugie czy kacunie, zupe?
0 jak jest kacunia to dawaj zupe, [zupa ogórkowa]
Przy drugim daniu bosman mnie pyta, oczywiście siedzi naprzeciwko mnie. Marian a gdzie twoja czapeczka? Bo pamiętam na początku rejsu to wkładałeś schabowego do czapki, co nie będziesz chował?
Ha, ha, ha śmieją sie wszyscy, „ktoś mówi
A jak szybko uciekałeś z messy myślałem że nas zadepcze na śmierć
1 znowu śmieje się załoga, było , było wesoło.
Komu było wesoło to było wesoło – mówię- ale ja ludzie, myślałem że sie przenicuje,  sam sie śmieje na te wspomnienia.
Było, minęło będziesz miał co opowiadać na lądzie, mówi mechanik. 
Jak jest chłopem to raz zdrowo pogada z Neptunem i Koniec. Wyrzy…
Panie bosmanie proszę sie zachowywać jak w messie- zwraca uwagę drugi mechanik – bo jak pan powie że należy sie raz a zdrowo wyrzygać to ja wyjdę z messy! Bo ja na takie słowa jestem bardzo uczulony.
Ale musi być tak raz a dobrze sie przenicować jak mówi Marian i spo­kój a nie przez cały rejs sie pieścić z Neptunem odpowiada bosman i spojrzał znacząco na młodszego rybaka, który sie meczy nad drugim daniem.
Bo to teras przyjdzie taki jeden z drugim na statek i przewraca sie z głodu ,  bo to co zje to i idzie za burtę
Panie bosmanie ja już prosiłem pana, by pan tak nie mówił.
Bosman ma racje -wtrąca sie kucharz – a ile to prowiantu niszczy taki jeden z drugim, ostrzegam  że gdy zobaczę któregoś że no, no wiecie co ja chce powiedzieć.
To jak mi Bóg na niebie zabije! I czy to są wody tery­torialne czy jakieś nasze, zabije nie pozwolę marnować zżarcia!
Szefie bój sie Boga – ktoś mówi- zabijesz i co? Pójdziesz do kryminału?
Pójdę do kryminału ale nie pozwolę by prowiant boski dar, by któryś z was zżarł a później to wy, no wyrzucał – poprawia sie kucharz.
Młodszy rybak cicho dziękuje za obiad i robi manewr by jakoś wyjść z messy. Na kursie staje mu kucharz, groźnie posapuje i patrzy to na nie zjedzony obiad to na młodszego rybaka, już zaczyna dyszeć.
Kucharz stoi patrzy na młodszego rybaka, który nie wie jak ominąć kucharza.. Dokąd to? A obiad kto ten zje?  Może ja mam go zjeść? Albo może staremu zaniosę!  
Nie! Obiad ma być zjedzony do końca! -krzyczy kucharz – bo tak mówi Prawo Morskie! Bosman jaki to paragraf o tym mówi?
Tu jest taka księga która mówi o tym co go czeka – mówi mechanik – pokazuje na bibliotekę leninizmu i jeszcze tam kogoś.
Ale zawsze czujny jest tu pan KO i mówi
Biblioteka jest już zamknięta- mówi-
Młodszy rybak wraca na swoje miejsce i powoli udaje że je to danie
Nikt nie zwraca na niego uwagi przecież to sprawa jego osobista no i kucharza.

Po chwili delikwent odzywa sie do kucharza.
Ja panie kucharzu już więcej nie mogę – łamiącym głosem
A tu z hukiem niczym bomba wpada do pomieszczenia rybak i krzyczy. Ludzie! Matko bosko, ludzie! Czy wy wiecie że za chwile wpadnie na nas huragan! Bosman wszystko pozamykać i nie wychodzić z kabin bo będzie kiwać jak nigdy!
Cześć załogi zaczyna biadolić że co to nas czeka, że jak tak będzie kiwać to nawet może i kapitan będzie no, no wiecie.
Młodszy rybak blady na twarzy zerwał sie od stołu i krzyczy -nie! Nie chce więcej  jeść!
Możecie mnie zabić! Wykorzystuje hałas w me­ssie i ucieka z messy.
Ty huragan, idź i zobacz co on tam robi na dziobie- mówi bosman
Było dużo śmiechu ,załoga sie znowu zabawiła czyimś kosztem.
A nasz statek s/t „PLUTON” płynie na całą naprzód,  każdy obrót jego śruby przybliża nas do Gdyni, załoga sie rozchodzi do swoich pomieszczeń Wyjmuje swoje ubrania ze szafy a właściwie to ze szafeczki małej,  sprawdzam odzież no trochę są wygniecione spodnie, no przydało­by sie Żelasko i trochę spodnie wyprasować.
Palacz Maksio długo ogląda swój sweter, brak jest kawał rękawa, na ­pewno jakieś miłe zwierzątko potrzebowało na swoje gniazdo.
Gdy tak przegadamy nasze ubrania z któreś ze szaf wyskakują dwa dorodne szczury które sie chowają gdzieś pod ławą.
Hej na dole  ! Ktoś woła z góry- Mijamy Rozewie!
0 to jeszcze jakieś cztery dobre godziny do Gdyni- inny głośno myśli
Co? jeszcze cztery godziny ?’To ide do koi sie kimnąć – mówie.
Kładę sie w koi w ubraniu i o dziwo natychmiast zasypiam.
Jakaś dziwna cisza, cisza która przerywa mój sen.
Przebudzony myślę co sie stało i po chwili wiem że nasza maszyna została zatrzymana, spoglądam na zegar który wisi na ścianie mesy, no jeszcze mam godzinę do wachty ale co to.
Stewart już nakrywa na stole, przecież do kolacji jeszcze dwie godziny, wstaje bo już sie pogubiłem w czasie.
Stewart mi już stawia kolacje pod nos.
Stachu która jest godzina?
Na to ty nie patrz  bo dzisiaj kolacja jest wcześniej, wiesz już za parę  minut będziemy w porcie- odpowiada Stewart.
Szybko zjadłem i na pokład  wyskakuje , o już jesteśmy miedzy falo­chronami,  idziemy wolno, po chwili nasza syrena daje trzy długie sygnały.  
Kapitan wita Gdynie, idziemy nadal wolno naprzód.
Po chwili znów dwa krótkie sygnały syreny , skręcamy w lewo, po kilku manewrach stoimy już przy nabrzeżu.
Na statek wchodzą, oficerowie, wojsko WOP-u, celnicy, maklerzy ojej na nasz statek wchodzi nawet Al Capone w kapeluszu,  chowam sie za nadbudówką statku, lepiej mu nie wchodzić na kurs.
Schodzę na dół do maszynowni pomagam przy odstawianiu maszyny i me­chanizmów, chowie do szaf narzędzia, wycieram podłogę, porządek mu­si być w maszynowni.
Mechanik sprawdza czy wszystko jest tak jak powinno być, czy jest wszędzie czysto a do nas mówi.
No panowie dziękuje, możecie sie przebierać no i do mamy.

No to już możemy sie przebierać do wyjścia, na naszych gębach jest uśmiech klepiemy sie po plecach – my trymerzy idziemy do domu.

 

 

Autor tekstu: Marian Rodak
Współpraca: Ewa Sorn