ZMIANA POGODY

 

ZMIANA POGODY

 

Po odejściu od Bazy, kapitan zmienia łowisko, tłumaczy tym ze będzie­my bliżej bazy a to jest oszczędność węgla i czasu.
Pogoda się zmienia,  jest mglisto, jest i trochę fali.
Po sześciu godzinach „cała naprzód” jesteśmy na łowisku, są tu nasze parowce i ptaszki- lugrotrawlery, motorowce.

Po kilku minutach sieć jest już za burtą ,Pluton ciągnie swój trał, załoga rozeszła się do swych pomieszczeń, w maszynowni już są ustawio­ne obroty maszyny i życie płynie normalnie.
Nagle mocne szarpniecie linami trałowymi-kablami.

Tak mocne że ha­mulce na windzie trałowej puściły, maszynę zastopowano,  mechanik brzyd­ko i głośno zaklął i mówi.
Jesteśmy na wraku,  cholera,  zahaczyliśmy dechami jak nic.’
Po kilku minutach już słychać prace windy trałowej, mimo ze zawór pary
na windzie jest całkowicie otwarty winda stoi.
Za pozwoleniem mechanika wychodzę na pokład.
Zahaczenia  siecią o wrak to dla mnie coś nowego,  patrzę na liny trałowe które z kozła sie­ciowego idą pionowo w morze, aha to wrak jest pod nami ,liny są tak naprężone że aż wszystko  trzeszczy,   strach blisko stać  -bo jak pę­knie jakaś lina to można ,  lepiej pójdę na dół.
W maszynowni milczymy, ja nie mam nic do powiedzenia bo ale po chwili mechanik zaczyna głośno mówić. 
Głowę daje że dechami zahaczyliśmy, palacz mu milcząco przytakuje, no ja naśladuje palacza i również kiwam głowa.
Czas mija jest już zmiana wachty a my nadal walczymy by jakoś wycią­gnąć sprzęt z wraku. Mechanik stoi przy stanowisku manewrowym i wykonuje manewry maszyną.
Wiecie dobrze by było gdyby chociaż cześć sprzętu wyciągnąć a ty Ma­ria na pokład i melduj co sie dzieje na pokładzie!
Tak panie mechaniku i już mnie niema w maszynowni.
Ale tu na pokładzie nic sie nie zmieniło tak jak parę godzin temu tak jest i  teraz.
Przy kuchni zjadam obiad a Grzesiu-trymer tłumaczy mi.
Ty wiesz jak szarpnęło kablami i jak klamra puściła to myślałem że ktoś w nas uderzył,   wyskoczyłem z koi, no a tu stoimy na wraku, jak wyciągną sieć to i  tak same firanki będą.
I cały dzień zmarnowany- wtrąca kucharz-   a tu jeszcze sie pogoda pieprzy.
Prawda jest  taka że bieda ma zawsze siedmioro małych a nieszczęścia chodzą parami.
Pogoda jest ponura ,już i fala jakaś ,  chmury sie obniżyły, kucharz ma racje będzie chyba dmuchać.
W pewnym momencie winda nabiera obroty i po chwili z dużym hałasem wyskakuje z wody dziobowa deska trałowa.
Znowu jakieś manewry windą i maszyną i po chwili jest i na rufie deska trałowa.
Teraz należy umiejętnie wyciągnąć to co pozostało ze sieci.
Wszyscy przeżywamy utratę sprzętu i stracony czas na tym wraku.
Kucharz zazwyczaj spokojny człowiek w swojej kuchni wystukuje tasa­kiem i mruczy pod nosem.
Po cholerę stary tu przyszedł a nie tam na łowisko,   tam była ryba i nie było tych wraków.  Po  chwili winda pracuje już normalnie. Rybacy wyciągają jakieś sznurki, kawałki sieci,   wszystko to wędruje na pokład szalupowy.
A widzisz,  mówiłem że będą same firanki- tłumaczy mi kucharz
Teraz to i ja widzę że to są  tylko fragmenty sieci, w których jest parę beczek śledzia.
Po usunięciu tego co pozostało po sieci na szalupowy,  załoga pokła­dowa wyciąga z magazynku bosmańskiego  nową sieć którą przygotowuje do połowu .
Dziś to był ciężki dzień dla całej załogi,
Jeszcze ta pogoda mu­si się psuć ach ide do swojej koi.

Przed ułożeniem swoich zwłok przeganiam towarzystwo- szczury,  bo gdy chodzą po mnie to mnie budzą,   co za poufałość no ale to jest cały urok,   to jest moja przygoda, już sie przyzwyczaiłem i nie krzyczę, nie budzę kolegów.
Stukanie garów budzi mnie -to pomocnik przygotowuje stół do kolacji, ostrożnie wychodzę z swojej koji by nie budzić śpiącego na niższej koji
Na pokładzie nadal pracuje załoga przy uzbrajaniu sieci, mży,  wido­czność jest słaba,  pogoda nie ciekawa.
W maszynowni maszyna idzie „na wolno naprzód’7, zmieniamy pozycje by być dalej od tego wraka.
Nasz statek jest wyposażony w stary sprzęt nawigacyjny a jest to dychawiczna sonda wiecznie sie psuje ,goniometr namiarowy, antyczne radio, zwykły kompas który sie znajduje na pelengowy w odpowiedniej kolumnie.
A  co dobre jest na PLUTONIE?
To  syrena parowa o tonacji że potrafi umarłego postawić na nogi- no i nos kapitana który wyczuwa rybę mimo że nie ma jej na sondzie.
To jest całe wyposażenie nawigacyjne naszego statku ach zapomniałem powiedzieć że na mostku znajduje sie piękny mosiężny telegraf manewrowy i ma głośny gong ,no jest jeszcze szprech rura również mosię­żna.
Mostek kapitański jest na tyle duży Ze kapitan sie dobrze czuje gdy jest sam na mostku.
Pod  mostkiem znajduje sie salon kapitana do którego jest wejście w podłodze. mostku, to jest wygodne bo ka­pitan nie potrzebuje daleko chodzić a bywa i  tak że kapitan nie, nie nasz kapitan ale są kapitanowie którzy życzą sobie by pomocnik kucharza przynosił mu posiłki na mostek.
Już dmucha piątka ale dla naszego PLUTONA to normalna pogoda, ale zanosi sie że będzie i więcej dmuchać.
Na pokładzie załoga skończyła prace,  kapitan polecił by przygoto­wać statek do sztormowania.
Po pracy zmęczona załoga przychodzi do mesy na kolacje , kucharz nam serwuje smaczny gulasz i do wyboru jest kasza,  ziemniaki,  maka­ron a jeszcze jest surówka,  stół zastawiony jak na jakąś imprezę.
Kapitan siada i jemu sie też udziela pechowy dzień- mówi
Panowie- jesteśmy tu na tym łowisku dlatego że tu mamy bliżej do bazy a to że wpadliśmy na wrak proszę nie mieć do mnie żalu.
Tam gdzie byliśmy tam już dmucha dycha i dlatego tu przyszedłem tu można i  trzydzieści beczek chwycić w holu ale my mieliśmy pecha.
Ale kucharz nam swoją kolacją poprawił nam humory,  chwileczkę nie powiedziałem że przez noc po sztormujemy a rano spróbujemy wydać
Dziękuje szefie za gularz i proszę o jego przepis dobranoc panowie.
Kapitan wychodzi z messy i idzie do swojego saloniku.
Po wyjściu kapitana załoga kończy’ kolacje, ale jest jeden człowiek który nawet nie próbuje kolacji-to młodszy rybak, jest blady, ma wystraszone oczy, wychodzi niepewnie z mesy ale na jego kursie przy­padkowo staje kucharz.
Kucharz ma straszną minę spogląda na nie tkniętą kolacje,  to znowu na wychodzącego młodszego rybaka.
Kogo oni nam tu dają na statek? Mówi kucharz,  fali nie ma, pogoda że daj nam panie Boże co dzień a taki wybrzydza- tu spogląda na młod­szego rybaka-nie smakuje mu, to ja sie w kuchni męczę, swoje chore serce wkładam w tą kolacje a taki mi mówi że mu to nie smakuje!

Ludzie po co ja gotuje? Po to by wyrzucać za burtę? Bo taki ci mówi on takie rzeczy nie jada, no panie rybaku kto mi zapłaci za prace?
Ale ja — tłumaczy, młodszy rybak ja nie mogę,  ja ,no bo jest fala i może będę i już go nie ma w messie
.Na pewno ten młody człowiek przeklina chwile gdy jego noga stanęła na pokładzie naszego statku.
Po kolacji wychodzę na pokład, właściwie na rufę za nadbudówkę kuchni
spoglądam na morze fala już jest duża, tak że już trudno jest przejść na dziób statku,  statek chodzi mocno na fali.
W maszynowni nasza maszyna obraca, śrubę statku około czterdziestu obrotów a wiec sztormujemy.
W czasie sztormowania, mam trochę ulgowa wa­chtę, na koniec wachty jak zwykle idę na pelengowy by wyrzucie po­piół z kotłowni, nastawić nawiewniki i trochę popatrzeć na świat.
Ze pelengowego ze pogoda jest typowa rybacka,  to znaczy że już dmucha powyżej siódemki, jest wyjątkowo chłodno, mży.
A  czasu do czasu wpada na pokład. jakaś fala która z hałasem, by zmyć wszystko z pokładu.
Po wachcie już jestem, w mesie jest pusto, stół w messie jest zabezpieczony ścierkami by ze stołu nie spadało na podłogę nocne porcje,
Po chwili do messy wchodzi Grzesiu niesie dużą miskę gulaszu i proponuje. To co może zjemy?
Dawaj  mówię, pewnie takie żarcie fajne to warto zjeść trochę.
Jemy łyżkami  z jednej miski, Grzesiu, zaczyna mówić.
Wiesz jutro to nie będzie ryby,
A dlaczego nie będzie ryby – pytam.
Bo po takim dmuchaniu ryba ginie, wiesz gdzieś ucieka.
No ja nie wiem przyznaje sie bo co ma fala wspólnego z rybą?
No Grzesiu dziękuje za kolacje i ide do koi bo tobie wachta leci.
W koji jak zwykle sprawdzam czy przypadkowo jakieś zwierze nie zadekowało, sen szybko przyszedł i szybko minął czas snu.
To też po śniadaniu wychodzę na szalupowy, o fala sie panoszy idziemy pod trałem, na horyzoncie nikogo nie widać, za to na sieciach tu na nadbudówce kotłowni leży niczym nieboszczyk młodszy rybak.
mizer­nie wygląda, szkoda mi  tego człowieka, ale morze chce ofiary.
Słuchaj- mówię- przyniosę tobie kawał suchego chleba ze solą to ci trochę pomoże.
Biedak spojrzał na mnie i chyba samo wspomnienie o jedzeniu przypra­wia go do torsji, strasznie sie meczy,  sam sie przestraszyłem i nie wiem jak mam mu pomóc.
Coś mi sie wydaje Że nie będzie z ciebie rybaka, szczerze mówiąc Bogu dziękuje że to nie ja tam leże na tych podartych sieciach.
Na wachcie jak to na wachcie, dopiero gdy zaczynamy wybierać sieć mechanik do mnie mówi- na pokład i melduj co jest!
Po chwili  już jestem na pelengowym , patrzę na wypływającą sieć.
Jest ryba! Krzyczę w nawiewnik maszynowni, dużo ryby,  schodzę do maszynowni.
Po chwili kucharz z góry do nas krzyczy.
Hej  wy tam kowale na dole jest ryba! Ale sam makrel a jaki, jak łosoś!
Jest tego dużo, będzie ze siedemdziesiąt beczek,  szkoda że to nie jest śledź.
Ponownie wyrzucamy sieci i już idziemy pod trałem.

Z makrelą jest dużo pracy bo należy ją odgłowić a to jest bardzo pracochłonne, później , zasolić no w beczki.
Kucharz przypomina załodze że obiad jest gotowy ,po chwili wcho­dzi załoga pokładowa do mesy i  szybko zjada posiłek, każdy ma już papierosa w ustach i idą do pracy, w czasie pracy nie ma cza­su na palenie papierosa.
Pod pozorem ustawienia nawiewników   wyskakuje z maszynowni i wcho­dzę na pelengowy,  tu niby to ustawiam nawiewniki spoglądam na to co sie dzieje na pokładzie.
Ależ tu jest tej ryby , nigdy nie widziałem ta lej ilości ryby.
Załoga pokładowa pracuje na pełnych obrotach, jeden chwyt ryby w rekę ,  jedno ciecie a głowa ryby spada na pokład a reszta leci na lewą burtę do lasty.
Środek pokładu jest pełen krwi i łbów rybi na szczęście co chwi­le wpada na pokład fala i spłukuje to wszystko z pokładu .
Jestem pełen podziwu dla tych wspaniałych ludzi- rybaków którzy tak szybko pracują, nie zwracają uwagi że jakaś tam fala ich za­lewa.
Oni  nic nie widzą że przez pokład i przez mostek przelatuje fala, nawet gdy przez chwile są nie widoczni,  są pod tą masą wo­dy, no ale ja mam wachtę a wachta to nie podziwianie morza i tych ludzi co ciężko. pracują na pokładzie.
Przynoszę do kuchni węgiel, patrzę i tu kucharz ma na stole makre­le i coś tam z nią robi.’
Co tak patrzysz? Widzisz co robie, to będzie makrela po rybacku. Jadłeś już kiedyś taką makrele?
Nigdy panie szefie- odpowiadam- ale na pewno to będzie coś ekstra.
I na pewno będzie to dla mnie coś nowego i smacznego. 
Ale ja już jest m po wachcie,  wiec jak zwykle małe mycie i w koje,  zasłaniam firanki by mi nie przeszkadzało światło messy.
Trochę czytam to znowu wyczuwam jak rufa statku leci gdzieś tam w dół,  to znowu rufa statku wynurza i cała sie trzęsie by po chwili znowu była pod wodą, śpię.
Przez sen czuje że ktoś szarpie mój koc – no chyba nie szczur?
Przebudzony, patrzę na Grzesia,  co jest przecież dopiero zasnąłem.
Wstawaj, wstawaj Marian , idziemy do ryby,  znowu dosypało ale dużo więcej i mamy im pomagać w sprzątaniu ryby- mówi  trymer.
Po chwili wszyscy prócz mechanika, palacza i kucharza przebiera­my się w lumpy, długie buty gumowe, każdy dostaje duży nóż i na pokład. 
Tu na pokładzie bosman przydzielam nam co każdy ma robić prawa burta pokładu jest pełna ryby, ludziom sięga do pasa,, zre­sztą wszędzie jest pełno ryby,
Pogoda paskudna- sztorm, PLUTON idzie na fale- sztormujemy, na pokładzie pełno ludzi, nawet nie wiedzia­łem że nas tak dużo jest na nasz-m statku.
Już załoga pracuje, tylko mnie nie wychodzi to gilotynowanie ryby zamiast jednego ruchu to ja pitolę i morduje tą rybę , no nie mogę złapać tego rytmu.
Ktoś mi tłumaczy jak mam chwycić tą rybę i  jak nożem mam jej głowę uciąć, po jakimś czasie zaczynam jakoś sobie radzić nożem i  tą rybą,  już mi  jakoś idzie,  już nie morduje rybę ale ją odgławiam,
Makrela jest duża i ledwo mieści mi sie w garści ale przecież mu­szę się nauczyć bo później będzie dużo śmiechu jak to ja mordowałem ryby,  co jest nie zgodne z Prawem Morskim.
Już wpadłem w rytm,  już wiem jak chwycić rybę tak by jednym cie­ciem odpadła głowa ryby.
Nie przyjemne dla mnie jest to że stoję twarzą do wiatru i dosta­je od czasu do porcje wody i  to nie tylko w twarz ale jestem ca­ły zalewany , nie ja jeden mam taką pozycje inni również dosta­ją porcje wody za kark.

Taka porcja ,takie bryzgi są silne i po przez nos dostają sie do gardła, oczy trochę   pieką od słonej wody, w ustach mam również słony smak.
ważne jest że jestem wśród tych wspaniałych ludzi- rybaków dale­komorskich, ludzi morza.
Rybak  morski  to więcej niż marynarz, dla rybaka wysoka fala a, wiatr to normalne jego życie i  jego praca.
Dla niego nie ma sztormu, on ma zapewniony czterogodzinny sen , bez-przerwy sen,  takie jest życie rybaka morskiego.
Fala, bryzgi, wiatr trochę to nie miłe ale za to widzę co sie dzie­je na obu burtach.
Dyskretnie spoglądam na prawą burtę, tu w lastach jest z dwieście beczek pięknej ryby, na lewej burcie w lastach leży już odgłowiona ryba,  tak wygląda statek rybacki w normalnych warunkach.
Mój zmiennik stoi w rybie która mu sięga pasa i sypie nam rybę do ruczy, takie koryto z którego bierzemy rybę by się nie schy­lać .
Od czasu do czasu nasz dzielny PLUTON trafia na potężną fale co powoduje że cały statek jest pod wodą, jest to bardzo twarde ude­rzenie, powoduje duży wstrząs całym statkiem od   stępki po topy masztów.
Na chwile statek sie zatrzymuje, po chwili na spotkanie z inną falą, która stanie na jego kursie.
W takiej chwili wstrząs statkiem – na masztach naszego statku wszystkie wanty,  sztagi,  topenanty,  fały, liny stałe i te rucho­me powodują taki hałas że wydaje że za chwile coś ci spadnie na głowę.
Gorzej jest gdy statek nie przetnie swoją dziobnicą nadchodzą fale, oto jest gorzej, wówczas fala idzie z któreś burty i zalewa całą pracującą załogę na pokładzie.
Przez chwile jesteśmy pod masą wody nikt nie unika tego nie miłego spotkania   z falą,  chociaż ktoś spojrzy w stronę mostku i na pewno coś tam sobie pomyśli a może i cicho powie pod adresem wachtowego który stoi na sterze..
Nikt nie zwraca uwagi że ma pełno wody w butach, najgorzej to te pierwsze wrażenia, później to już jest normalnie.
Ja też czuje że mam wody pełno w butach i że mi po plecach gdzieś mi ścieka woda do spodni, no na dół.
Już sie ściemniło, pokład został oświetlony, teraz są bardzo wido­czne przez nasz statki i przelatujące bryzgi i fale,  które tworzą nad nami świetlistą mgłę.
Ta świetlista masa wody nad naszym statku, wydaje że nasz statek jest gdzieś w kosmosie, jest jakąś kometą.
Wszyscy pracujemy nikt nic nie mówi, bo otworzysz dziób i już masz pełno w gębie wody.
Ktoś z mostku krzyczy-
bosman załoga na kolacje! ale urywa sie głos bo jakaś fala wpadła w stronę mostku ,po chwili znowu słyszymy spokojny głos kapitana.
Bosman! dawaj ludzi na kolacje, na dwie raty!
Robi sie panie kapitanie No panowie lewa burta na kolacje marsz!
Prawa zostaje na pokładzie -krzyczy głośno bosman.
Znowu głośno woła bosman.
No Prawa burta ! Idziemy na kolacje!
To i ja teraz idę na kolacje,  szybko zjadamy posiłek i wracamy na pokład do pracy, jesteśmy przemoczeni i zmęczeni.
Teraz po wyjściu z mesy odczuwam że tu na pokładzie jest bardzo nieprzyjemnie a pogoda sie bardzo pogorszyła.

Wiatr sie zwiększył, jest chłodno , mokro i daleko do końca pracy ktoś zauważa, na pewno ma racje.
Inny zauważa że już. Dmucha dycha jak nic.

 

 

Zmienna pogoda na oceanie, życie Rybaków, praca na pokładzie kutrów, polskie traulery rybackie na dalekich łowiskach we wspomnieniach Rybaka Dalekomorskiego, marynisty, pisarza i malarza

 

Pracujemy, nasze urozmaicenie to że jakaś fala z któreś burty wpada na nasz pokład i nas zalewa.
Wiatr dmucha we wanty ,ale to już jest wycie jak stado wilków wygłodzonych,  teraz wiem co to jest – jak wiatr na wantach gra.
Gdy przelatuje nad nami fala dyskretnie spoglądam na mostek, mo­stek na chwile jest nie widoczny, zakrywa go fala, po chwili  już widzę mostek, widzę jak rozbita fala o mostek przelatuje dalej uderzając w komin i w nawiewniki i leci hen ku rufie statku.
Pracuje i sobie myślę że warto być tu na pokładzie i być przemo­czony, by poczuć smak co to jest sztorm, co to jest statek ryba­cki w sztormie z pełnym pokładem ryby i  jak sie czuje człowiek -rybak morski w pracy przy sztormowej pogodzie.
To należy samemu zobaczyć, te potężne fale, huczący wiatr, hałas potężnej fali uderzającej w kadłub naszego statku, poczuć jak sie trzęsie statek po uderzeniu tej fali cud że ten nasz statek sie ni e rozlatuje,.
Zobaczyć tych pracujących ludzi, zalewanych falami, mają pochylone głowy, oczy są przymknięte- chronią przed bryzgami fali- pracują.
Jedni  jeszcze odgławiają, inni solą, inni sypią tą rybę do beczek beczki są zamykane i ustawiane po lewej burcie na rufie.
Sztorm próbuje zatrzymać tą prace na pokładzie, co pewien czas wpada na pokład jakaś’ szalona fala która próbuje zmyć wszystko z naszego pokładu, zabrać z pokładu i oddać to morzu.

Sam nie wiem jak to sie dzieje że taka fala nie zmyje nas z pokła­du, to zasługa naszego dzielnego statku rybackiego.
Kapitan prowadzi statek ostrym bejdewindem by ludzie byli bezpie­czni na lewej burcie,
Pomału kończymy prace na pokładzie, my załoga maszynowa.
Pozostaje załoga pokłado­wa musi wszystko jeszcze zabezpieczyć, zamocować odpowiednio beczki załoga maszynowa wraca do swego pomieszczenia przez piekiełko a później przez szyb maszynowy i  tu sie przebiera i kto ma wachtę to na wachtę, kto do koji idzie do koi.
Ja nie mam powodu sie spieszyć ponieważ i  tak ostatni będę korzy­stał z umywalki- jest jakaś kolejność stanowisk
A ja trymer jestem w załodze maszynowej ostatni.
Tu za mostkiem przy kominie mogę spokojnie podziwiać morze.
Morze takie jakie powinno sie oglądać i  jakie sie powinno nam po­kazywać, Morze groźne, wiatr, wiatr głośno ryczący,  fale które zalewają cały statek. Rozszalałe morze- to jego piękno, piękno które mogą oglądać tylko jego 'wybrańcy – rybacy,
Stoję tu jak u Pana Boga za piecem i podziwiam świat dla wybranych
Już nie widać gdzie morze a gdzie jego powierzchnia morza, jest jedna wielka kipiel, jest jeden wielki hałas to sztorm z którym dzielnie walczy nasz statek.
Widze jak statek zapada hen gdzieś w otchłań morza nasz statek by po chwili znowu ukazać sie w całej swojej krasie.
Jest to walka statku rybackiego ze żywiołem,  ale w tej walce musi zwyciężyć nasz PLUTON, w nim jest nasze życie i nasza nadzieja.
Patrzę na ten nieznany mi świat,
Świat nowy jakim jest dla mnie MORZE, to nie jest zatoka,  to nie jest jakiś biały szkwał,  to sztorm, oczy mnie pieką od słonej wody morski ale ja muszę patrzeć, patrzeć i zapamiętać urok^ moich marzeń,  zapamiętać morze.
Bo w Gdyni może będę mógł to komuś opowiedzieć a może już nie pozwala mi  jeszcze raz ciebie morze zobaczyć, moje ty morze .
’Na pewno w Gdyni gdybym spotkał kogoś z H 0 M-u i opowiedział w jakim byłem sztormie .chętnie by słuchali mojego opowiadania.
Na pokładzie załoga zabezpiecza wszystko co jest na pokładzie, be­czki są zabezpieczone, ale przy takiej fali może nie wytrzymać den­ko beczki i jest duży kłopot bo beczka sie rozleci w kawałki.
Nie jeden z nas prosi Boga by sie skończył ten sztorm,  ja osobiście nie mam nic by był sztorm, bo ja chce zobaczyć sztorm w nocy i w dzień, no i kogo to Pan Bóg ma wysłuchać?
Nękany sztormem nasz PLUTON ma tylko jedno wyjście- sztormować, nie można zmienić kursu, nasz statek jest na wielkim ringu-walczy ze żywiołem a ja wierze w jego zwycięstwo .
Na dzisiaj koniec podziwiania uroków morza, idę na odpoczynek. w koji przeżywam dzisiejszy dzień,  sztorm a ja pracuje na pokła­dzie,  jestem zalewany falą a teraz tu w koji jest mi dobrze, mogę odpocząć,  czuje jak rufa statku zapada gdzieś w otchłań mo­rza i tak szybko spada że moje „JA”
Moje JA przez ułamek sekundy jest w powie­trzu, w nieważkości.
A gdy sie rufa statku wynurza zbyt wysoko i śruba napędowa zaczy­na mielić powietrze to cała rufa trzęsie tak że zęby w gębie sie luzują i trzeba uważać by sie nie ugryź we własny jeżyk.
Gorzej ma załoga pokładowa w swoim pomieszczeniu na dziobie,  tam dopiero jest kiwanie ,są i tacy że sie wiążą w koi by nie wylecieć z koi.
A mały piecyk-koza nie nagrzewa dość tego pomieszczenia i załoga kładzie sie do spania w mokrej bieliźnie którą osuszy własne ciało w czasie snu.

Sztorm, w pomieszczenia załogowych jest duszno i  jest bardzo wilgotnie, bo przecież i mokra odzież, są zamknięte drzwi do pomie­szczeń.
My na rufie mamy lepsze warunki bo trochę ciepła przycho­dzi z maszynowni a mokra nasza odzież robocza suszy sie nad ko­tłem, no ido messy mamy blisko a ci z dziobu zanim bo i bywa tak że w czasie przechodzenia z dziobu na rufę zostanie oblany falą tak że w czasie posiłku siedzi sobie w gaciach a jego odzież, lumpy su­szy nad kotłem.
Tak jak to przewidywała załoga sztorm sie przeciąga i dmucha już trzecią dobę, morze rozszalało sie, błękit morza zmienił swój ko­lor na szaro-biały, widać jak wiatr zrywa z powierzchni morza wodę którą unosi gdzieś hen wysoko i zamienia w tysiące kropel.

 

Zmienna pogoda na oceanie, życie Rybaków, praca na pokładzie kutrów, polskie traulery rybackie na dalekich łowiskach we wspomnieniach Rybaka Dalekomorskiego, marynisty, pisarza i malarza

 

A jednak morze i wiatr- sztorm mają nie zapomniały urok, ale to tylko my wybrańcy możemy to oglądać, inni mogą to zobaczyć na obra­zie jakiegoś marynisty, tak , pan Mokwa może tobie to pokazać.
Czwartego dnia sztorm trochę siadł i po śniadaniu wyrzucamy sieć.
Stoję na rufie za nadbudówką kuchni i patrzę jak nasz statek cięż­ko pracuje, czuje jak statek idzie a właściwie to pnie sie do góry, wyczuwam że w pewnej chwili zatrzymuje sie ale to jest mała chwila i już statek, swym dziobem leci gdzieś na dół a rufa wynurza.
Ster i obracającą sie śruba która wyrzuca fontannę spienionej wody,  są potężne wstrząsy, mała chwila i statek wraca do normalnego stanu pływalności.
W czasie obiadu kapitan ma minę że lepiej go omijać jak najdalej i  to ze zawietrznej, po zjedzeniu obiadu mówi do załogi.
Panowie- baza dała nam polecenie by nie łowić makrela, bo baza nie będzie go przyjmować, mamy łowić tylko śledzia i  to wymiarowego a my siedzimy na makreli, sami wiecie, to co podałem przez radio baza przyjmie, dziś gdy będzie makrela nie wiem co z nim będziemy robić.

Jedno powiem wam że jak będzie makrel to uciekamy z tego łowiska ale gdzie?
Sam nie wiem ale musimy zmienić łowisko, to wszystko, szefie dziękuje za smaczny obiad. Panowie będzie pogoda i to się liczy!

 

Autor tekstu i grafiki: Marian Rodak
Współpraca: Ewa Sorn