ŻYCIE NA STATKU S/T „PLUTON”

 

ŻYCIE NA STATKU S/T „PLUTON”

 

Minęła era żaglowców,  ale jakoś o nich pamiętamy, co pewien czas jest spotkanie żaglowców,  nawet są regaty,  starych żaglowców.
Jakoś sie to odbywa że i stare i nowe żaglowce biorą udział. Stare żaglowce możemy oglądać wszędzie- w portach,  muzeum, na obrazach,  tam nam pokazują ich piękno, żagle,  reje, nawet ich prze­chyły,  gdy idą pod pełnymi żaglami.
Prawdą  jest że żaglowce miały swój urok- a ja myśle że my rybacy w pewnym czasie zapomnieliśmy o czasie.
Przyznaje że żaglowce miały swój ZŁOTY wiek,  że historia o nich pa­mięta,  pokazuje nam piękno tych żaglowców,.
Na pewno powstanie statków – parowców,  przyczyniło sie do – no naz­wijmy do upadku żaglowców, urody które upiększały morza,
Para zastąpiła żywioł   – wiatr i dlatego żywioł  musiał  ustąpić parze statkom o napędzie parowym,

Ja nie mogę opłakiwać upadku ery żaglowców,  nie byłem na żaglowcach bo przecież pływanie na harcerskich jachtach,  nie mogę powiedzieć że znam żaglowce.
Pewnie, gdy tu na morzu zobaczę starego żaglowca ,  patrzę na niego bo wiem że już go nie zobaczę,  dlatego patrząc na niego staram sie go zapamiętać,   jego ożaglowanie,   jego kadłub.

No właśnie na naszym statku,  na starym parowcu,  tu jestem szczęśliwym człowiekiem,  ten mój statek to moje marzenia.
Chociaż tu na moim statku widzę jak ciężka jest praca na parowcu a zwłaszcza w kotłowni i gdy Boża nie darzy nas swoim darem jakim jest wiatr.
I jak to sie dzieje że nasz statek ma napęd parowy a mimo że brak wiatru utrudnia nam prace w maszynowni– bo brak wiatru to brak powietrza w spalaniu węgla w kotle.
Gdy brak jest wiatru to widzę jak ciężka jest praca palacza w kotło­wni. 
Szkoda  że nie będę umiał’ tego opowiedzieć swoim druhom z HOM albo mojej dziewczynie- której  jeszcze nigdy nie powiedziałem małe słowo, dlaczego tak trudno powiedzieć słowo KOCHAM ciebie moja dziewczyno.
Przecież ja mam wachtę a ja sobie marze o żaglowcach no właśnie o dziewczynie, kochana czy ty wiesz że ja ciebie kocham ?
Marzenia ,  każdy z nas tu na morzu ma swoje marzenia,  nawet ta. ma­ła poduszka którą moja matka dała mi w dniu wyjścia w morze,  dzisiaj ją całuje,  mamo ja ciebie kocham,  ja o tobie myślę kiedy kładę swoją głowę, patrzę na mały obrazek , święty   obrazek,  jestem przy was tam w Gdyni.
Tam  w naszym domu,  może sie wam dzisiaj będę śnił?
Marzenia,  marzenia, jakie one są piękne tu na morzu, gdybym mógł to wam opowiedzieć kochani,  ale my tu na morzu umiemy tylko marzyć
Przy bezwietrznej pogodzie palacze w kotłowni padają na pyski by utrzymać ciśnienie pary w kotle.
Wszystkie narzędzia kotłowe są w ruchu a w kotle nie ma ciągu co powoduje złe spalanie węgla w paleniskach kotła.
Ja co chwile wchodzę na pelengowy ,  nastawiam te potężne nawiewniki ale to nic nie pomaga- flauta  nawet mewy zamiast szybować nad statkiem pływają leniwie po morzu.
Żeby choć jeden dzień dmuchnęło- mówi palacz- to przepaliło w kotle sadze no i by trochę przewietrzyło w kotłowni.
Wszędzie panuje zaduch,  nawet w pomieszczeniach załogowych,  cześć załogi śpi na nadbudówce maszynowni na sieciach.
W kotłowni palacz zmęczony ,rozebrany do pasa, zalany potem, ciężko oddycha i mówi do mnie,
Nie ma co czekać na wiatr, rurki w kotle są zapieprzone i trzeba je dziś wyczyścić – wychodzi z kotłowni do maszynowni i zgłasza mecha­nikowi .
Mechanik uzgadnia z kapitanem i po wybraniu sieci stajemy w dryfie.
Mechanik przypomina  nam o dostawieniu nawiewników by nie przeziębić kocioł.
Palacz i ja przebieramy sie w kombinezony przeznaczone to czyszcze­nia kotła, zakrywamy   sobie twarze i przystępujemy do pracy.
Otwarcie klapy komory dymnej powoduje wysypanie sie na kotłownie kupę sadzy i popiołu wszystko sie żarzy ,kotłownia jest pełna kurzu tak że przez chwile nie widzimy siebie.
Teraz widzimy że cześć rurek w kotle jest zatkana sadzą a reszta w połowie swej średnicy.
Mówiłem ci  -mówi palacz- widzisz wszystko przez tą cholerną flautę.
Ja mu przytakuje,  zaczynamy czyszczenie rurek, gdy palacz czyści ja odpoczywam,  później ja czyszczę a palacz odpoczywa, wyciera sie jakąś szmatą, jest cały mokry,  ja już czuje jak mi pot cieknie po twarzy, plecach,  skąd u człowieka w organizmie tyle wody, macham szczotką stalową.
Gdy  wsuwam szczotkę w rurkę nie jest żle ale gdy wyciągam tą szczotkę to dostaje porcie gorącej sadzy na siebie, tylko oczy odruchowo sie zamykają ale pracuje dalej.

Po kilku godzinach pracy,  kończymy resztę będzie robiła następna wachta.
Wychodzimy do maszynowni,   wyglądamy że trudno to powiedzieć, teraz zdjąć  te lumpy i mycie,  palacz ma pierwszeństwo wiec w tunelu wału śrubowego tam jest nasz prysznic.
Po chwili palacz wymyty i przebrany a teraz moja kolej. 
Zrzucam  te brudy,   spłukuje sie wodą a następnie biorę garść szarego mydła bo u nas tu na statku tylko takie jest.
Wcieram to mydło w moje ciało, trochę polewam wodą,  ale jakoś to mydło mi sie nie pieni a co gorzej nie spływa ze mnie.  
Co do diabła przecież tak sie dobrze pieni a dziś co jest a może za mało nałożyłem mydła wiec nakładam jeszcze warstwę tego płynnego mydła ale jest gorzej bo sie nie my­dli tylko sie ślizga.
Głośny śmiech wachty,  pokazują sobie moją osobę i po chwili palacz przychodzi do mnie i mówi
Masz tu mydło a to co ty miałeś to smar jest,  masz trociny bo ina­czej tego towotu nie spłuczesz ze siebie tego wszystkiego co na siebie nakładłeś.
Mydło i smar miały ten sam kolor i w takich puszkach po konserwach.
Było dużo śmiechu, po umyciu na pokładzie odpoczywamy i oddychamy świeżym morskim powietrzem,  było ciężko ale teraz już po pracy wraca nam humor ,mała kolacja 1 idziemy na odpoczynek.
Gdy schodzę na wachtę w maszynowni ,widzę że palacz i mechanik są uśmiechnięci, siedzą sobie na ławie i obserwują prace maszyny.
Widzisz co to znaczy wyczyścić rurki patrz jak para stoi na blazie.
Mimo że i dziś również nie ma wiatru a jednak nasza praca’ jest lżejsza.
Na naszym statku ,który był dla mnie cudem świata,  miał  swoje sła­bości a jedną z nich to plaga szczurów, były wszędzie w maszynowni, w pomieszczeniach załogowych,  na pokładzie.
Najwięcej było ich w naszym pomieszczeniu na rufie i na widok szczu­ra reagowałem.
Gdy zobaczyłem w mojej koji szczura głośno krzyknąłem ,szczury,  tu są szczury!
Na mój krzyk ktoś przez sen mówił
Patrzcie go ,  marynarz a głupiego szczura sie boi, co to za ludzi dają na statek.
Inny głos mówił- ty!  nie panikuj co ten biedny szczur tobie prze­szkadza,  zostaw go w spokoju a on tobie nic nie zrobi.
Ktoś mówił-człowieku! 
Daj  ludziom spać! Jak ci szczury przeszkadzają to na szpar dek sie wynoś!
Nastała cisza, śpią a ja sie w koji rozglądam czy znowu jakiś szczur mi sie nie pokaże.
Nie panikuj,  dobrze komuś tak mówić, zasypiam ale czuje na swojej twarzy coś zimnego,  coś mi chodzi po twarzy, odruchowo sięgam reką do twarzy i już czuje jak mi z dłoni ucieka szczur, poduszką zatkałem twarz by przypadkowo nie krzyknąć.
Nie smaczny temat ale tak było,  później już mniej zwracałem na nie uwagi,  minął  strach i obrzydzenie.
Tu na Północnym jest dużo mew,  które żerują na tym co wypadnie ze sieci,  skąd przylatują- nie wiem,  wiem że mewy są bardzo agresywne i nie jest to prawda że mewy są  przyjaciele marynarzy- nie.
Kiedyś rozmawiałem z marynarzem który pływał w konwojach, opowiadał że gdy ich statek został zatopiony a załoga w panice opuszczała statek,  nie wszyscy zdążyli wskoczyć na tratwę a byli i tacy co byli ranni i trzymali sie jakiegoś pływającego przedmiotu,  to wła­śnie ci byli atakowani przez mewy.

Mewy wykuwały im oczy a później ofiara- rozbitek był  już ich.
Również gdy sie pokaże na horyzoncie inny ptak ,gołąb mewy już tak go chcą zdobyć  i zwykle im sie to udaje ,chyba że statek jest blisko i ten ptak siada na jego pokład,
Najczęściej są to gołębie pocztowe,  na pokładzie załoga daje im wodę i  jakieś  jedzenie.
Dobrze jest gdy gołąb jakoś sobie odleci,  gorzej gdy statek jest już w drodze do Gdyni a ten gołąb sobie siedzi gdzieś na maszcie.
Należało sie go pozbyć ptaka,  po inaczej kapitan miał  dużo kłopotu  WOP – em 
[ WOP – wojsko ochrony granicy]
Bo w tych czasach panuje urojony imperializm amerykański i te gołębie mogą być szpiegami-    o tym też nie wiedziałem.
To  jest prawda,  chociaż wydaje sie to bardzo śmieszne.
O są jeszcze inne słabe strony mojego najpiękniejszego statku.
To  nie ma chłodni na prowiant, żywność- mięso i inne wędliny przecho­wuje sie w pierwszej ładowni gdzie jest lód , potrzebny do ryby.
Jest wydzielone miejsce w tej ładowni i tam trzyma sie prowiant.
Są jeszcze inne magazynki podręczne w których sie trzyma inny pro­wiant które sie znajdują pod pokładem szalupowym,  magazynki te są schładzane    lodem który to lód jest przynoszony przez załogę.
Warzywa,  ziemniaki mają odpowiednie zbudowane szafy które sie znaj-na szalupowym.
Oczywiście że w takich warunkach prowiant tracił swoją jakoś , ale to są inne czasy ,czasy lat pięćdziesiątych
Chleb po kilku dniach ma powłokę z pleśni ale i na to kucharz ma rade trochę obmywa ten chleb w słodkiej wodzie a później wsadza ten mokry chleb do gorącego piekarnika i po pewnym czasie chleb jest świeży i smaczny.
Gorzej jest z mięsem- po kilku tygodniach mięso ma obwolutę zjełczałego białka, po przyniesie z ładowni nie wygląda apetycznie, lecz nasz kucharz jest cudotwórcą,   wykrawa obwolutę białka ,  na­stępnie moczy to mięso w roztworze nadmanganian sodu a później jest smaczny posiłek.
W rejsie dni nam mijają ,w ładowniach przybywa beczek z śledziem i jak to mówi Grzesiu jest to śledź pełny i piękny majowy.
Mając na pokładzie tak piękną rybę załoga przygotowuje wędzarnie.
Wędzarnia to porostu stalowa beczka w której są umieszczone w odpowiednim miejscu pręty z drutu na których wiesza sie rybę.
Uwędzona tu na naszym statku ryba to niebo w gębie .
W maszynowni my trymerzy mamy bardziej ciężką prace, węgiel należy przerzucać w zasobniach z przodu w stronę rufy, w stronę kotłowni.
W bunkrach albo jak to woli w zasobniach węglowych panuje półmrok a to z powodu że ściany są tu czarne jak i sufit a znajdujące sie lampy na suficie dają bardzo mało światła. Czuje sie jak w ko­palni,  ciemno zaduch,  brak świeżego powietrza ,człowiek sie szybko poci,  ale kocioł potrzebuje węgla a przecież są jeszcze inne prace.
Mówię dużo o węglu a przecież  trymer nie samym węglem żyje a prze­cież na statku są i wolne chwile, oczywiście to nam zapewnia nasz armator.
Zapewnienie to cztery godziny nieprzerwanego snu na dobę.
Pozostały czas kapitan ma prawo wypełnić PRACA.
Spędzanie wolnego czasu – o ile był wolny czas to czytanie książek, cześć książek to załogi ale są i książki z biblioteki okrętowej.

Tytuły tych książek to jak sie Hartowała stal, Szosa Wolokołamska, Lenin w Polsce gdzież tam, no pewnie była wspaniała biblioteka nawet oszklona i zamykana na klucz a w niej same dzieła Marks, Lenin Stalin
Te książki były z odpowiedniego papieru a te okładki,  niczym byś oglądał w muzeum stare dzieł a, dzieła te były odporne nie tylko na wodę ale nawet szczury tego nie chciały je Zryć albo na gniazdo.
Kto czytał  te cudowne dzieła? A no my trymerzy.
Skąd u trymera takie zainteresowanie tymi dziełami?
Śmieszne ale prawdziwe, pan oficer polityczny widząc wychodzącego, brudnego trymera,  nie pozwalał umyć sie, mając brudne ręce kazał nam przewracać kartki w tych dzieł ach, kartki te musiały być brudne co świadczy o zainteresowaniu załogi tą lekturą.
Trymer trochę pobrudził, trochę podarł i trochę na te strony wypluł węgla co miał  w gardle i w nosie takie to było nasze czytanie DZIEŁA z tamtych lat.
Takie to było nasze czytanie dzieł, ale bywało i gorzej bo nawet paliłem książki ,nawet Sienkiewicza , nie mówiąc o książkach dla młodzieży.
Wracajmy na pokład naszego wspaniałego PLUTONA- tu mamy jeszcze jedną rozrywkę- słuchania radia.
Na pokładzie mojego okrętu jest radio, oczywiście radio to znajduje sie w mesie a my możemy słuchać bo, tu w na­szej wspólnej kabinie i messie jest głośnik.
Pan KO: albo polityczny- włącza nam od czasu do czasu radio. AGA
Oczywiście po upewnieniu sie że jest to polska stacja,  bo nie daj Boże- jest to Londyn,  Radio Lille a już co nie daj Boże Głos Ame­ryki,   to już wiemy że koniec jest słuchania radia. Bo słuchanie Głosu Ameryki może źle wpłynąć na pogodę no i oczy­wiście na połowy a to grozi nie wykonaniem planu.
Warszawę można usłyszeć jak leje wodę jakiś ojciec narodu polskie­go i to nie zawsze go rozumiemy chociaż pan KO.  mówi żeby go słu­chać,  bo nie mówi po polsku dlatego bo go słucha cały świat.
Bywa i tak że przy dobrym humorze pan polityczny puszcza nam w radiu jakąś muzykę,  chętnie sie słucha muzyki,  nawet ci co odpoczywają w koji słuchają.
Słuchamy znane arie,  cudowna muzyka,  nawet jeżeli nie jest  to w jeżyku polskim,  ale znam ją,  oczywiście arie są mile słuchane a to dlatego że może i je znamy w naszym ojczystym jeżyku ,może *   
Dlatego że nasze zmysły,  nasze ludzkie zmysły potrzebują  tej muzyki,  może nie świadomie tęsknimy za pięknym jakim jest muzyka a wstydzimy sie o tym sobie powiedzieć,  że kochamy piękno i nie tylko muzykę,  może gdyby ktoś do nas poprzez to radio mówił do nas po Polsku- wierszem, prozą a może po prostu po POLSKU.
Nagle muzyka zostaje przerwana a z głośnika płyną słowa TU MÓWI LONDYN – na te słowa z swej kabiny wyskakuje pan KO.   wy­rywa kabel z głośnika jest oblany potem,   spogląda na nasze koje a my,  my już udajemy że śpimy, wiadomo że przez kilka dni nasze radio będzie milczeć a powodem tego będzie że drugi mechanik niema czasu na naprawienie radia bo LONDYN tak głośno nadawał że – że chyba lampy poszły.
Takie jest życie kulturalne na naszym wspaniałym statku, zazwyczaj załoga ma swoje życie kulturalne,  komuś wsypać soli do herbaty. zamienić jajka surowe na gotowane i odwrotnie.
A nam bajerować że lada dzień będzie taki pizdziel – sztorm że lepiej sie wyspowiadać u politycznego-my zieloni nie wiemy kiedy sie mówi poważnie,  bo na statku zawsze sie rozmawia poważ­nie,  w dodatku w obecności kapitana który udaje że się spieszy na mostek.

 

 

Życie na statku rybackim, praca na rybackich statkach, urok i piękno dawnych trałowców rybackich, najdalsze łowiska rybackie

 

Autor tekstu i grafiki: Marian Rodak
Współpraca: Ewa Sorn